[Felieton] Nintendo ma mnie w garści

Dylemat nintendoholika

Miejmy to z głowy – nie jestem fanem Switcha. Wątpliwości co do nowej maszynki Nintendo nabrałem już w dniu jej zapowiedzi. Po zapoznaniu się z pomysłem Japończyków na przyszłość grania zacząłem się zastanawiać. Czy hybrydowy charakter konsoli, który na papierze jest bardzo ciekawym konceptem, nie spowoduje, że nowy sprzęt od „Big N” będzie ni psem, ni wydrą – ani dobrą konsolą przenośną, ani stacjonarną?

Na początku nie było źle. Moja pierwszą grą na Switcha było Xenoblade Chronicles 2, czyli kolejna odsłona jednej z moich ulubionych serii. Tak, rozdzielczość w trybie przenośnym wołała o pomstę do nieba i mimo łatek nadal woła. Tak, mapa, zwłaszcza dla osoby z dyplomem z kartografii (nie pytajcie o szczegóły), pozostawiała na premierę wiele do życzenia, chociaż ten aspekt łatka akurat trochę poprawiła. Dałem się jednak wciągnąć przygodzie. Z dzisiejszej perspektywy gra nie wydaje mi się aż tak doskonała, jak wydawała mi się niecałe cztery lata temu – zacząłem widzieć w niej więcej wad niż li tylko konieczność częstego wędrowania po menusach i znacznie wyższy niż w przypadku poprzedników współczynnik japońskości, a przynajmniej tego jej rodzaju, za którym nie przepadam – jednak podniecenie związane z obcowaniem z nowym sprzętem zrobiło swoje.

Krzyki Rexa z prologu śnią mi się do dzisiaj

Po ukończeniu jRPG-a od Monolith Softu przyszedł czas na Splatoona 2. Sequel, a może raczej ulepszona wersja pozycji z Wii U błyskawicznie wspięła się na szczyt listy najdłużej ogrywanych przeze mnie gier na Switchu. Jasne, nie było to trudne zadanie, bo była to dopiero moja druga gra na tę konsolę, ale nie sądzę, by kiedykolwiek jakiś inny tytuł mógł ją z tego wierzchołka strącić. W ubiegłym roku wciągnąłem się z kolei w Animal Crossing: New Horizons, w które zainwestowałem znacznie więcej godzin, niż spodziewałem się zainwestować, a wiele letnich popołudni i wieczorów spędziłem z Xenoblade Chronicles: Definitive Edition. Co z tego, że to praktycznie to samo, co oryginał na Wii, tylko trochę ładniej. Miałbym odpuścić sobie grę ze słowem „Xenoblade” w tytule? Zwłaszcza że dodali nowy epizod? Wolne żarty.

Wtedy nie zdawałem sobie jeszcze z tego sprawy, ale była to moja ostatnia ukończona gra na Switchu. Od czasu do czasu uruchamiałem jeszcze wspomniane Animal Crossing – głównie po to, aby uczestniczyć w cokolwiek rozczarowujących eventach. Tego cholerstwa nie da się jednak skończyć, więc pewnego dnia, również o tym nie wiedząc, odwiedziłem swoją wysepkę po raz ostatni. Być może zaopatrzyłem się jeszcze w kilka rzeczy na promocji w eShopie (kto by spamiętał te wszystkie gry, które nie doznały zaszczytu odpalenia), ale jeśli chodzi o ostatni zakup, to mam stuprocentową pewność, że była nim przepustka sezonowa do Pokemon Sword & Shield. Przepustka, którą ogromnie się rozczarowałem. Mimo że historyjki przedstawione w DLC nie są specjalnie długie, to drugiego z nich nie dałem nawet rady ukończyć – tak potwornie mnie wynudziło. Właściwie to nie wiem, na co liczyłem, bo sama podstawka nie należy do moich ulubionych części cyklu. Jak widać, nostalgia potrafi doprowadzić człowieka do strasznych, a już na pewno mocno nieprzemyślanych czynów.

W podstawce było jednak kilka fajnych lokacji

Od porzucenia pokemonowych DLC-ków minęło już kilka dobrych miesięcy, a jedyne, co robię ze swoim Switchem, to ładuję go, żeby mógł się ponownie rozładować. Czasem przeglądam eShop, ale sam nie wiem, po co to robię, bo nie mam ochoty niczego kupować. Gdybyście rok temu powiedzieli mi, że nie zaopatrzę się na premierę w Monster Hunter Rise, czyli kolejną część jednej z moich ulubionych serii gier (z 4U i Generations spędziłem setki godzin, a i World wyrwał mi trochę czasu), poprosiłbym Was grzecznie o popukanie się w Wasze łepetyny. Gdy jednak nadeszła końcówka marca tego roku, a więc moment premiery nowego MonHuna, nie rzuciłem się po swoją kopię. Nie kupiłem też ani Pokemon Snap (choć po przeczytaniu recenzji tejże gry autorstwa Senta wydaje mi się toto ciekawym spin-offem, który prawdopodobnie dałby mi więcej radochy niż główne odsłony serii), ani Monster Hunter Stories 2, ani żadnego z portów: Shin Megami Tensei III: Nocturne HD Remaster i The Legend of Zelda: Skyward Sword HD. Mówię sobie, że może zrobię to kiedy indziej. Ale bardzo możliwe, że nie zrobię tego nigdy.

Gdy zastanawiam się, co może być powodem tego stanu rzeczy, przychodzi mi do głowy kilka możliwych wytłumaczeń. Pierwszym jest to, że zupełnie nie „czuję” Nintendo Switcha. Jak to mówili kiedyś ludzie, którzy są teraz w moim wieku, ale teraz już raczej tak nie mówią – po prostu mnie nie jara. W moich oczach Switchowi, w porównaniu z 3DS-em i Wii U, zwyczajnie brakuje charakteru. Co prawda koronny „ficzer” 3DS-a, czyli stereoskopowe 3D, nie podbił serc ogółu graczy, w tym mojego, ale nie miałem zbyt wiele styczności z DS-em. Kupiłem DS Lite’a „na próbę” już po premierze 3DS-a i szybko się go pozbyłem, żeby czym prędzej zaopatrzyć się w nowszą konsolę. Z tego powodu granie na dwóch ekranach było dla mnie czymś nowym i sprawiło mi mnóstwo frajdy. Rysowanie mapy w grach z serii Etrian Odyssey na dolnym ekranie 3DS-a? No cudo. Przecież to robi połowę – jak nie więcej – frajdy z rozgrywki! A czeka na mnie jeszcze multum gier, zwłaszcza z DS-a, które wykorzystują konstrukcję konsoli w ciekawy sposób. Nawet niespecjalnie imponujące pomysły na wykorzystanie drugiego ekranu, takie jak wyświetlanie mapy czy ekranu ekwipunku, są przynajmniej „OK”, bo nie trzeba tak często otwierać menusów.

Pewnego dnia włączyłem demo Etriana i znalazłem prawdziwy skarb!

Cechą definiującą Switcha jest oczywiście hybrydowość, czyli koncepcja, której zaczątki widać jeszcze w Wii U. Jasne, w przeciwieństwie do Switcha na GamePadzie Wii U nie można pograć w komunikacji miejskiej, szkole czy pracy, bo kontroler musi znajdować się blisko konsoli. Ba, nawet w domu cholerstwo potrafi stracić zasięg, gdy na drodze pojawi się stół, nie mówiąc już o ścianie. Sytuacja wygląda jednak następująco: nie gram na handheldach poza domem, więc fakt, że Switch jest prawdziwą, a nie „udawaną” konsolą przenośną, nie jest dla mnie wielką zaletą.

A zatem jeśli nie hybrydowość, to… no właśnie, co? Switch ma co prawda dotykowy ekran, ale łatwo o tym fancie zapomnieć, bo niewiele gier korzysta z niego nawet nie tyle w ciekawy, co w jakikolwiek sposób. Bez zaglądania do Internetu do głowy przychodzą mi dwie: Super Mario Maker 2 i Dr Kawashima’s Brain Training for Nintendo Switch. Obie robią to jednak w dokładnie taki sam sposób, jak poprzednicy na Wii U i 3DS-a. Dzięki mocy wyszukiwarki przypomniałem sobie jeszcze chociażby o grach muzycznych, takich jak VOEZ, ale to porty ze smartfonów, na których gra się w nie dokładnie tak samo.

Ogólnie rzecz biorąc, Switch nie jest udaną konstrukcją. Za każdym razem, gdy włączam konsolę, najpierw sprawdzam przez moment, czy nie driftują mi Joy-Cony. Jasne, nawet jeśli tak się dzieje, to nie jest to koniec świata i da się to naprawić, ale nie potrafię pozbyć się tej natrętnej myśli. Jak się zapewne domyślacie, padłem już ofiarą klątwy driftu. Chcę sobie pograć, a tu kolejny raz durna wada fabryczna, o której istnieniu Nintendo niby wie, ale nic z nią nie robi, stara mi się to uniemożliwić.

Takie małe gówienka, a tyle frustracji

Poza tym kształt Switcha nie jest specjalnie ergonomiczny. Z jednej strony mnie to dziwi, bo GamePad Wii U o wiele lepiej wpasowywał się w moje dłonie. Z drugiej strony Nintendo udowodniło już nie raz, że podczas opracowywania nowej konsoli kasuje z pamięci wiele udanych rozwiązań znanych z poprzedników. Przykład: pamiętacie Activity Loga z 3DS-a? To teraz porównajcie go sobie z jego switchowym odpowiednikiem. W dodatku jak na konsolę przenośną Switch jest dość duży, a co za tym idzie – średnio wygodny podczas grania w łóżeczku. Od upadku z drabiny w wieku 6 lat moje ręce nie są już takie same, więc podczas trzymania konsoli cierpną mi nadgarstki. Przyznam jednak, że nie próbowałem żadnego gripa.

7 komentarzy

  1. Zgadzam się Switch to średnio udana konstrukcja. Co prawda nie miałem jakiś wymagań co do niej – traktowałem jako przesiadkę z 3DSa na nowego handhelda, więc ogólnie spełnił oczekiwania. No ale nie użytkuje się go za wygodnie, a gripy nie pomogą przy tak małym rozstawie przycisków względem gałek – tylko małe rączki nie będą gimnastykować sobie kciuków(na szczęście są większe joycony do kupienia, ale użytkowników Lite to nie poratuje). Nie mówiąc już właśnie o tym powszechnym braku wsparcia dla funkcji dotykowych. Polityka N względem funkcji systemu czy sieciowych stare dzieje i lata zaniedbań na które szkoda strzępić ryja. Kasa sama wpada, więc po co się wysilać. Choć nadchodzący steamdeck raczej celuje w niszę i nie ma być konkurencją switcha, to myślę że ergonomią, funkcjami i dostępem do 3rd party indie gierek za 10zł zamiast 150zł może wiele namieszać na rynku 😉

    • Zastanawiałbym się nad Steam Deckiem, gdyby nie dwie rzeczy. Po pierwsze, nieogranych gier i tak mam w bród, więc morze indyków za 10 złotych mogłoby sprawić, że miałbym ich jeszcze więcej. Po drugie, dwa nowe sprzęty przenośne (starszych, na które gry już nie wychodzą, nie liczę) to dla mnie za dużo, bo i tak zastanawiam się nad sprzedaniem Xboksa, na którym w kilku ostatnich miesiącach grałem tylko w PES-a z Game Passa. Jednak jestem jedną z tych osób, które nadmiar gier przytłacza, tyle że z jakiegoś powodu ciągle staram się sobie udowodnić, że jest inaczej. Chyba wreszcie czas przestać to robić.

  2. Dobry tekst. Fajnie się czytało. Podejrzewam, że w jakiś sposób Nintendo ma nas wszystkich w garści. Nie podobają nam się ich sprzęty a i tak je kupujemy 🙂 Podobał mi się New 3DS – miał taki swoisty wygląd premium i chętnie widziałbym switcha w takiej premium formie. Sam używam na codzień switcha lite i chyba nie mógłbym się przesiąść z powrotem na zwykłego – jest za duży i za ciężki.

    Sam też już mało gram na switchu. Wybieram już raczej pojedyncze tytuły które mi odpowiadają aniżeli brać wszystko na eshopowych promocjach i nie ogrywać nigdy. Pewnie coś jeszcze na switcha ogram – Zeldę BotW2, SMTV i pewnie jeszcze jakieś exy.

  3. Xenoblade na Switcha to nie jest tylko „ładniejsza gra”. I nie mam tu na myśli dodatkowej historii. Ale to tylko taka dygresja.

    Wracając do tematu: ogólnie się zgadzam. Kiedyś w jakiś sposób wielbiłem Nintendo i faktycznie miałem ich za królów branży. Czy to nie było fanbojstwo? Nie wiem, bo inne konsole też miałem, ale to w ich marki bawiłem się najlepiej.

    Dzisiaj jednak gardzę tą firmą. Nie jestem w stanie uwierzyć dlaczego ten dziadowski Switch tak bardzo się sprzedaje i ludzie dają sobie wmówić, że OLED to jest właśnie ta rzecz, której tej konsoli brakowało. Gardzę przez ich podejście do klienta, decyzje biznesowe i ogólnie „manie w dupie” wszystkiego i wszystkich. Teraz faktycznie uważają się za królów. Tymczasem Switch to ich najlepsza najgorzej wykonana konsola w dziejach. Nienawidzę tej konsoli i NADAL uruchamiam ją rzadziej niż Wii U.

    I tak samo nie porzucę ich kompletnie do czasu kiedy będą wychodzić nowe Metroidy i Zeldy. Co nie zmienia mojego zdania – uważam, że Switch to gówno. Tylko tyle i aż tyle.

    3
    2
  4. O matko, ile narzekania… Mnie tak dla odmiany Switch bardzo przypadł do gustu, nawet bardziej niż 3DS. Paradoksalnie może dlatego że ta konsola to dla mnie taki następca Vity który nigdy nie powstał a zawsze bliżej było mi do sprzętów Sony niż Nintendo. Exy N oczywiście że są spoko, ale najwiecej czasu spędzam z grami 3rd party i to głownie takimi których z różnych względów nie chce mi sie ogrywać na TV. Wiedźmin 3 (no ok – to akurat przeszedłem wcześniej na PC), Bioshocki, Borderlandsy, Residenty, Metro, Monster Huntery… Do tego jakaś Zelda czy inny Mario i jest super. Nawet planuje przesiadkę na OLEDa. Troche z uwagi na baterie (mam Switcha kupionego na premierę), ale większy i lepszy ekran to miły dodatek. Zarezerwowałem też Steam Decka (jestem fanem kieszonkowego grania) ale ten ma do mnie zawitać dopiero w pierwszym kwartale przyszłego roku więc na razie raczej się nim specjalnie nie jaram. Zresztą nie sądzę też zeby sprzęt Valve odniósł jakiś większy komercyjny sukces na tym polu, ale może bedzie fajnym dopełnieniem dla konsoli Nintendo.

  5. Mnie osobiście w Switchu najbardziej drażni drastyczne ubicie taktowania CPU i GPU w tegra X1. Na standardowych 2Ghz dla CPU i 1Ghz dla GPU, dałoby się pewnie na to zrobić jakiś choć w miarę wyglądający port z mocniejszych sprzętów, a po ubiciu CPU na 1Ghz i GPU na 384 MHz, dostajemy sprzęt, który jest technologicznie słabszy od Xboxa 360 i co za tym idzie multiplatformowe gry wyglądają na tym jak… (Nie będę kończył 😉 wolałbym żeby Switch krócej trzymał na baterii (co za problem dziś mieć przy sobie powerbank?) Ale miał jakiś technologicznych potencjał.
    Kto wie czy to nie jest celowe zagranie Ninny. Wiedzą, że jak wydadzą słaby sprzęt, to nikomu oprócz nich nie będzie się chciało (opłacało) optymalizować pod to gier, a wtedy ich exlusive’y jawią się na tle multiplatformowej konkurencji, jak technologiczne perełki i jeszcze łatwiej je sprzedać.
    —–
    Ale to takie tylko gadanie, tak naprawdę to wziąłem się za napisanie tego komentarza, żeby dać Autorowi wpisu dobrą radę:
    Chcesz założyć rodzinę? Płodzić dzieci?
    …Lepiej graj na Switchu, nawet jeśli Cię to nudzi, to dużo łatwiejsze, wymagające znaczenie mniej poświęcenia… I znacznie mniej kosztuje 😉

  6. Na Switchu gram w doku 99,9% czasu i dodatkowo na podłączonym padzie do PS4. Jak się chce to wystarczy pokombinować i masa minusów odpada. Ja nie czuję różnicy między graniem na PS4 a Switchem, ciekawe czemu 😉 Online mało oferuje ale oferta na gry retro lepsza niż te badziewne darmówki z PS+ czy X-kloca. No i mniej rozłącza w trakcie gry sieciowej niż na Sony czy MS, nie wiem od czego to zależy. 3DS tak gloryfikowany też miał masę badziewia do czasu poprawionej wersji np. brak drugiego analoga, przystawki ala Frankenstein, gubiący się efekt 3D, przegrzewające się bebechy itd. Ale na większości tego typu portali nikt o tym nie pamięta bo za młodzi 😀 Narzekanie na Nintendo to trochę jak codzienne wstawanie i denerwowanie się, że pogoda nie jest taka jak w prognozie przepowiadali na TVP1 wczoraj wieczorem. Nintendo od jakichś 30 lat albo i więcej produkuje zacofane technologicznie konsole – tak było, jest i będzie. Elan wrzuć na luz, odpal browarka i nie myśl tyle. Granie w gry to nie kwestia życia i śmierci 🙂 A Nintendo niech robi co uważa. Czy tego chcemy czy nie, to się sprzedaje. Steamdeck to beczka śmiechu i podziwiam tych, którzy nabrali się na te marketingową ściemę.
    U mnie paradoksalnie wszystkie platformy poza Switchem poszły w odstawkę. Switch pracuje praktycznie od początku roku non stop, a końcówka roku od października to będzie prawdziwy szał. Specjalnie biorę urlop na ten czas. Shin Megami Tensei V, Metroid Dread, Remake Pokemon D/P, Super Monkey Ball Banana Mania, Fatal Frame Maiden of the Black Water, Danganronpa Decadence… helooooł. Przy moich 10h pracy dziennie nie skończę tego do końca roku. A na początku 2022 już Pokemon Legends: Arceus, później Zelda BOTW2.
    Początkowo Switch był fakt średnio udaną konsolką z marnymi portami z Wii U i zalewem indyków z PC oraz tragicznych portów z dużych konsol. Ale obecnie dzieje się naprawdę sporo dobrego i jest w co grać. Mówię tu o grach dużego kalibru a nie jakichś pierdołach.

Dodaj komentarz