[Recenzja] Princess Peach: Showtime!

Zapraszamy na przedstawienie z Księżniczką Peach w roli głównej!

W ostatnich latach swoje gry dostali różni bohaterowie z uniwersum Mario, ale byli to sami panowie. Tym razem Nintendo we współpracy ze studiem Good-Feel postanowiło obsadzić w głównej roli swojej nowej pozycji Księżniczkę Peach. To pierwsza gra poświęcona tej bohaterce od Super Princess Peach z 2005 roku. Aby jak najlepiej docenić tę produkcję kierowaną ewidentnie do młodszych odbiorców, postanowiłem obudzić w sobie wewnętrzne dziecko. Okazała się nim 8-letnia Krysia. Krysiu, przywitaj się z czytelnikami.

Czeeeść!

Zacznijmy od początku. Podczas przechadzki Księżniczka Peach znajduje ulotkę reklamującą przedstawienie w Teatrze Sparkle. Postanawia złożyć w nim wizytę, ale tuż po przekroczeniu jego progu kontrolę nad budynkiem przejmuje zła czarownica Grape, która zamyka Peach w środku. Nie wszystko jednak stracone. Księżniczka spotyka Stellę, opiekunkę teatru, i wspólnie starają się odbić przybytek z rąk Grape i jej bandy. W tym celu biorą udział w przedstawieniach, w których Peach wciela się w różne role, by uratować wszystkie gwiazdy teatru.

10 in 1

Każde przedstawienie rozpoczyna się od rozpoznania sytuacji. Szybko okazuje się, że sługusy Grape robią zamieszanie, a księżniczka razem ze Stellą muszą zrobić porządek. Po paru krokach znajdują gwiazdkę, dzięki której Peach transformuje się w jedną z form.

Transformacji jest bardzo dużo! Peach może być wojowniczką, cukierniczką, kowbojką, ninja, złodziejką, detektywem, łyżwiarką, mistrzynią kung fu, syrenką, superbohaterką… to chyba wszystkie?

To wszystkie, Krysiu, dobrze zapamiętałaś. Transformacji jest dziesięć i znacznie różnią się pod względem rozgrywki: jako wojowniczka machamy mieczem i ciachamy wrogów, w stroju ninja skradamy się i eliminujemy przeciwników z zaskoczenia, a po wzuciu kowbojskich butów i kapelusza machamy lassem i pędzimy na koniu. Nie wszystkie role zmuszają nas jednak do bezpośredniej walki ze sługusami Grape: wcielając się w cukierniczkę, pieczemy babeczki i dekorujemy ciasta, jako złodziejka poruszamy się za pomocą haka i unikamy przeciwników, a będąc panią detektyw, szukamy poszlak i identyfikujemy sprawców przestępstw.

Taaak, rozgrywka jest bardzo zróżnicowana. Co kilkanaście minut robimy coś innego!

W Princess Peach: Showtime! możemy poczuć się jak w prawdziwym teatrze: miejsce akcji zdobią kartonowe i drewniane dekoracje, niektórzy przeciwnicy to marionetki na sznurkach, a czasami cała scena obraca się o 90 lub 180 stopni. Ważną rolę odgrywa też światło, które zawsze pada na Peach lub inne istotne elementy planszy.

Są nawet drewniane zwierzaki, jak konie czy żółwie, na których możemy się poruszać. Chociaż nie wiem, jak one dokładnie działają…

W każdym przedstawieniu mamy do zdobycia gwiazdki. Niektóre dostajemy automatycznie podczas przechodzenia planszy, a innych musimy poszukać, zbaczając z głównej ścieżki.

Trzeba się naprawdę postarać, żeby za pierwszym razem znaleźć wszystkie gwiazdki na planszy. Niektóre są naprawdę dobrze ukryte…

Na każdym piętrze teatru dostępne są cztery przedstawienia, a po ukończeniu wszystkich pojawiają się drzwi. Aby je otworzyć, musimy dać Stelli trochę zebranych gwiazdek.

Na szczęście na tyle niedużo, że chyba każdy zdobędzie niezbędną ilość podczas przechodzenia kolejnych plansz!

Za drzwiami czai się boss. Starcia są pomysłowe, kilkuetapowe i wcale nie takie proste, jak mogłoby się wydawać. Zdarzyło mi się stracić na nich kilka serduszek, a w jednym z nich nawet zginąć.

Brrr… ten wąż…

Na planszach zbieramy także monety. Możemy kupić za nie dodatkowe stroje dla księżniczki i Stelli.

Są sukienki w różne wzory: kropki, serduszka, kwiatki… Możemy nawet kupić unikatowe stroje wzorowane na pokonanych bossach!

To nie jest gra dla starych ludzi

Każda transformacja dostała po trzy przedstawienia. W drugim od razu wcielamy się w daną rolę; podobnie jest w trzecim, w którym naszym zadaniem jest uratowanie jednej z gwiazd teatru. Drugie i trzecie przedstawienia rozwijają pomysły zaprezentowane w pierwszym, ale nie zawsze w wystarczający sposób.

Jako cukierniczka zawsze pieczemy babeczki i dekorujemy ciasta, ale w nieco innej otoczce. Trochę to nudne…

Gra nie jest też specjalnie trudna, żeby nie powiedzieć banalna. Przez większość czasu używamy tylko dwóch przycisków: A służy do skakania, a B do reszty akcji: ataków, uników czy robienia QTE. Peach ma pięć serduszek, więc zginąć jest naprawdę trudno, a „zagadki” w etapach z księżniczką-detektyw nie zmuszają do wytężonego wysiłku umysłowego. No ale tak to już jest, jak 30-letni chłop recenzuje grę dla dzieci.

Mi się podobało! Jeśli miałam problem z jakąś planszą, rozmawiałam z postacią w holu i dobierałam sobie trzy dodatkowe serduszka.

Problemy dotyczą nie tylko rozgrywki, ale również kwestii technicznych. Gra potrafi przyciąć – najbardziej widać to podczas ekranów podsumowania i ładowania, ale małe zwiechy zdarzają się także podczas przemierzania plansz. To dziwne, bo choć przygody księżniczki prezentują się ładnie, to na Switchu jest wiele bardziej efektownych pozycji, nawet w uniwersum Mario.

Na przykład Luigi’s Mansion 3!

Dla młodszych graczy problemem może być brak języka polskiego. To smutny standard, jeśli chodzi o gry Nintendo, ale w tytułach dla dzieciaków brak tłumaczenia jest najbardziej dotkliwy.

W przedstawieniach detektyw Peach pojawia się dużo tekstu, z którego wyłapywałam tylko pojedyncze słowa… Czasami musiałam prosić o pomoc kogoś starszego.

Princess Peach: Showtime! to gra, której nie brakuje uroku, ale zawartości uzasadniającej cenę już tak, bo całość można przejść w 7-8 godzin, a gra specjalnie nie motywuje do powtarzania plansz. Rozgrywka jest różnorodna, ale chciałoby się, by poszczególne transformacje zostały bardziej rozwinięte. Dzieciakom przygody księżniczki pewnie przypadną do gustu, ale starsi gracze mogą sięgnąć po inny tytuł.

Egzemplarz recenzencki dostarczył ConQuest Entertainment, oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce.

Princess Peach: Showtime!
65 Recenzent
Plusy
  • Coś nowego w uniwersum Mario
  • Setting inspirowany teatrem
  • Minusy
  • Niedostateczne rozwinięcie zaprezentowanych pomysłów
  • Niski poziom trudności (dla starszych graczy)
  • Podsumowanie
    Księżniczka Peach wreszcie dostaje własną grę. To uroczy tytuł, z którego ucieszą się przede wszystkim młodsi odbiorcy, bo sterowanie dwoma przyciskami i niski poziom trudności raczej nie zadowoli starszych graczy. No ale to nie do nich kierowana jest ta pozycja.
    Criterion 1
    2
    3

    Jeden komentarz

    1. Przyznam się uczciwie: kupiłem i bawiłem się całkiem nieźle. Oczywiście kupiłem ale nie za pełną cenę, bo, niestety, powiedzmy to wprost, ta pozycja nie powinna kosztować 250zł… Mi udało się dorwać nówkę sztukę w „sklepie nie dla idiotów” za 130zł (tylko ten tytuł mieli przeceniony i to do tego stopnia) i uważam, że ten pułap cenowy jest już jak najbardziej ok, za to co gra nam oferuje.
      To było całkiem przyjemne 3 wieczory. Aż i tylko, a zrobiłem grę na 100% (kupiłem i zebrałem wszystkie kostiumy, w pełni udekorowałem teatr, zrobiłem przesłuchania na złoto, znalazłem wszystkich ukrytych na planszach „ninja theetów”), de facto przeszedłem grę dwa razy. Lekko zirytowałem się tylko kilka razy, już w postgame, robiąc wyzwania z bossami, bo tam od czasu do czasu poziom trudności szedł nieco w górę i gra wymagała odrobiny więcej pomyślunku i zastanowienia.
      Muszę się też w pełni zgodzić z tym, że potencjał kostiumów nie został w pełni wykorzystany. Każdy ma tylko 3 plansze, a każda kolejna plansza jest krótsza od poprzedniej, w sumie to mamy schemat: zdobycie stroju, wykorzystanie stroju, finałowa konfrontacja… Mało, trochę mało… a szkoda bo potencjał był.
      Ogółem za pełną cenę – nigdy w życiu, za ok 130zł można już próbować.

    Dodaj komentarz