[Animal Crossing] Życie na kredycie – pamiętniki z wakacji. Część 3

Wpis sponsorowany przez naszych czytelników

Jest i trzecie edycja: Życie na kredycie – pamiętniki z wakacji! Tym razem do podzielenia się swoimi przygodami na rajskiej wysepce zaprosiliśmy znamienitych gości. Zapraszamy do lektury.

Uśmiech!

Aktualizacja przyniosła sporo nowości, więc wczoraj cały dzień biegałam po wyspie i ozdabiałam wszystko nowymi krzakami. Mój Leif sprzedawał ich 4 rodzaje – 2 azalea i 2 olive shrubs. Azalie powinny kwitnąć zaraz po wyrośnięciu (na co muszę poczekać jeszcze jeden dzień, a strasznie się niecierpliwię), a oliwkowe busze pewnie zakwitną dopiero jesienią. U znajomego udało mi się kupić jeszcze 2 rodzaje hibiskusów, które prawdopodobnie są krzakami letnimi.

Kiedy już obstawiłam nowościami dosłownie całą wyspę, zaczęłam zastanawiać się, co dalej. Na szczęście dziś odwiedziła mnie kolejna nowa (stara) postać – Redd, lis sprzedający obrazy. Zakup i podarowanie pierwszego z nich do muzeum powinien odblokować jutro jego ulepszenie, czego nie mogę się doczekać! I tak w sumie upływają mi kolejne dni w Animal Crossing – na czekaniu, co przyniesie następny dzień. Wczoraj był to Leif, dziś Redd i ulepszenie sklepu, jutro muzeum, a pojutrze… ciekawe co będzie pojutrze.

Porządek musi być!

Oprócz czekania aktywnie też ozdabiam i przeobrażam wyspę. Na początku nie miałam na nią pomysłu (dobra, przyznaję się, dalej go nie mam), ale inspiruję się różnymi wspaniałymi tworami z Internetu. Pobrałam chyba dziesiątki różnych wzorów, ubrań, ścieżek i kombinuję, co mogę z nimi zrobić. Najbardziej dumna jestem z małego pola rzep i nadmorskiej kawiarni. Teraz planuję, jak zrobić miejsce ze studnią i wiadrem na pranie oraz mały bazar. To kolejny tydzień roboty!

Próbuję też zrobić coś logicznego z moim domem. Mam jakiegoś pecha do mebli i ciągle dostaję/zdobywam same kartony, beczki i kosze na śmieci. Kompletnie nie to, czego potrzebuję. Mimo przeciwności losu jestem naprawdę dumna z mojej kuchni! Za to łazienka wygląda jak po wybuchu bomby atomowej… no cóż, czeka mnie jeszcze wiele pracy. I wiele długów do spłacenia, bo po odblokowaniu trzeciego małego pokoiku, na który nie miałam pomysłu, odechciało mi się łazić do bankomatu. Poczekam z tym, aż umebluję najpierw to, co mam.

Kto ananasowy pod wodą ma dom!

Minął już ponad miesiąc, odkąd wprowadziłem się na wyspę o wdzięcznej nazwie Atlantida (modlę się codziennie, żeby nie zatonęła). Oprócz mnie, na zaproszenie Toma Nooka, na wyspę przybyli także Canberra i Moose, z którymi zaprzyjaźniłem się od razu. Pierwszy dzień spędziłem na zarobieniu Nook Miles, żeby spłacić namiot i dostać dom. W następnych dniach zajmowałem się już organizacją porządku na wyspie zarówno na polecenie szopa szefa – ustawienie sklepu, muzeum, domów dla innych mieszkańcom – jak i z własnej inicjatywy: sadzenie kwiatów, organizacja porządku drzewnego, wyrywanie chwastów. Z czasem na moją sielską miejscówkę zaczęło przybywać coraz więcej mieszkańców, z których część okazała się naprawdę fajna (Henry, Bianca, Chevre), a przy niektórych zastanawiam się, czy to nie przypadkiem kara boska (tak, o ciebie chodzi, Graham).

Wygląd jak milion monet

Życie na wyspie toczyło się powoli codziennie… aż do momentu pojawienia się eventu wielkanocnego i sakurowego. Wydarzenie z wiśniami uważam za bardzo fajne. Bardzo ładne przepisy i wykonanie. Natomiast event z jajkami to coś, co sprawiło, że przestałem pojawiać się na wyspie aż do końca wydarzenia. Było to bardzo źle zrealizowane, przeszkadzało mi w wykonywaniu moich ulubionych, codziennych czynności. No i nie czarujmy się, przepisy DIY do najładniejszych nie należały. Mam nadzieję, że do Nintendo dotarły opinie graczy i w następnych eventach nastąpi już poprawa organizacji takowych.

Na szczęście Wielkanoc już za nami i mogłem wrócić na Atlantidę, do swoich przyjaciół, wśród których żadne roszady nie nastąpiły. Jedynie Henry chciał się wyprowadzić, ale nie mogłem mu na to pozwolić. Udało mi się zorganizować koncert K. K., dzięki czemu dostałem możliwość terraformacji swojej wyspy. O ile nie zmieniałem nic w ustawieniu rzek czy wzniesień, bo jestem z nich zadowolony, to bardzo spodobała mi się opcja stawiania dróg. Pozwala to „uporządkować” wyspę w bardzo estetyczny sposób. Kwiatów sadzę coraz więcej, kupuję rzeczy w sklepie i ustawiam w głowie plan zorganizowania tego wszystkiego w jakiś konkretny sposób. Chciałbym zrobić sobie dom i jego okolice w stylu cesarskim, więc zbieram przepisy i kupuję odpowiednie przedmioty cały czas.

Bliskie spotkanie z Moniką. Ja to Kulfon

Z utęsknieniem wyczekuję lata, które jest moją ulubioną porą roku. Na razie wykorzystuję wiosnę na remonty i przygotowanie wszystkiego do wspaniałego, letniego odpoczynku.

Gdy kwarantanna w rozkwicie, fikcyjne wyspy też miewają kryzysy. Po pladze zwanej Bunny T. Zipper życie w Altarii zdawało się wracać do normy. Craftowanie przedmiotów, hodowanie hybryd, budowanie villagersom nowych ogródków… niestety pewnego dnia ta sielanka została brutalnie przerwana pojawieniem się brzydkiego pingwina o wyjątkowo nieprzyjemnym głosie. Tak jest, chodzi o Hoopera. Jako że nie mam serca okładać swoich mieszkańców i wysyłać im nieprzyjemnych listów, rozpoczęło się więc snucie niecnych planów.

Jak pozbyć się niechcianego jegomościa i przy okazji nie zrobić mu przykrości? Z pomocą przyszły kupione kiedyś od niechcenia karty Amiibo i w krótkim czasie pingu uznał, że w sumie i tak miał już się wyprowadzać. Wszystko poszło gładko i zgodnie z planem (mniejsza o to, że następnie brutalnie najechał wolne ziemie u Boberskiego, a ten od tej pory regularnie grozi mi przekopką sumiennie podlewanych kwiatków). Następczynią okropnego Hoopera została Bertha – nie znamy się jeszcze bliżej, lecz mam nadzieję, że zostanie wdzięczniejszym mieszkańcem niż jej poprzednik. W razie czego zawsze mogę obdarować ją odbiornikiem TV i nastraszyć transmisją obcych, nadawaną w każdą sobotę. Powinna oberwać siatką w głowę, sugerujecie? Pff, istnieją bardziej subtelne sposoby na powiedzenie mieszkańcowi, że zajął nieodpowiednie miejsce na Waszej wyspie. Możecie na przykład wziąć przykład z Boberskiego i zbudować tam solidny cmentarz. Tak na wszelki wypadek, aby pamiętali, co na nich czeka w razie niesubordynacji. Prawdę mówiąc, już na sam widok jego wyspy ma się ochotę uciekać – a co będzie, jak niedługo pojawi się tam Stitches? Aż boję się o tym pomyśleć.

Dystansowanie społeczne przede wszystkim

Czytając, pewnie dochodzicie do wniosku, że ja i Boberski to prawdziwi sadyści, grający w AC tylko dla własnej perwersyjnej satysfakcji. Otóż nie – u nas też bywa przyjemnie i relaksująco, zwłaszcza gdy nikt nie goni swoich mieszkanców z siekie… no, przeważnie jest miło. Dzięki kilku fajnym kontaktom mamy już trochę pasujących do naszych wizji Nook Milesowych obiektów, parę nowych znajomości, prezentów i wyspy zaczęły jakoś wyglądać. Powoli kiepskie doświadczenia w postaci ograniczonej liczby obiektów w mieście New Leaf się zacierają i wszystko ląduje wszędzie. Kwiaty rosnące na plaży? Czemu nie. Gorące źródła w środku domu? Proszę bardzo.

Niektóre kawałki Altarii już cieszą oko, natomiast u Boberskiego… no cóż, jego czeka jeszcze daleka droga do wymarzonej wyspy. Solą w oku jest ciągle komunikacja sieciowa i ciągłe przeklikiwanie się przez te same komunikaty u Dodo, niemniej cały czas próbuję zwiedzać randomowe wioski. W końcu nowa recepta DIY to cenny towar, a nowe itemy przecież same się nie wystrugają. Wszystko wskazuje na to, że póki pozostaną jakieś kwadraty do udekorowania, z grą się nie rozstaniemy. Wszystko można przekopać, zakopać, odświeżyć, zmienić, dodać czy zabrać – a chyba nie należę do osób, które szybko się nudzą takimi zajęciami. Pozostaje też nadzieja, że twórcy za jakiś czas przestaną eksperymentować na żywej tkance i dostarczą graczom fajniejszych eventów. W końcu obecnie trwający Dzień Ziemi dał żywopłot, który znalazł swoje miejsce chyba w każdym kącie Altarii. Pięć gwiazdek od Isabelle na wyciągnięcie ręki, a ja dopiero się rozkręcam…

Nie śpię, bo buduję miasteczko

Więcej twórczości Trik i Boberskiego możecie znaleźć na stronie Expij.pl.

Jako że jest to mój pierwszy – zarówno na stronie, jak i w samych pamiętnikach – wpis, postaram się nie rozpisywać jakoś bardziej szczegółowo. Szczególnie iż jest to format luźny. Pozwolę sobie podzielić rozgrywkę według przyjętych przeze mnie etapów.

Zielono mi

Etap 1. (10-20h)

Początek gry był dosyć wolny. Narzucona liczba określonych czynności, jakie możemy wykonać, jest ograniczona i trzeba czekać z tym do kolejnego dnia. Więc mimo iż spędzałem przy grze sporo czasu, to jednak sam postęp nie był aż tak odczuwalny. Pierwszego dnia spłaciłem namiot i przygarnąłem Blathersa na wyspę, drugiego rozbudowałem dom oraz złapałem potrzebne na rozbudowę muzeum owady i ryby. Trzeciego dnia gra zaczynała się powoli rozkręcać, dostałem opcje zbudowania sklepu, otrzymałem także łopatę i kijek, dzięki którym mogłem eksplorować niezbadaną dotąd część wyspy za rzeką.

Etap 2. (30-50h)

Mając już podstawowe narzędzia, zacząłem powoli ogarniać wyspę. Poczyściłem zbędne elementy i powyrywałem panoszące się wszędzie chwasty. Nadszedł ten czas w fabule, kiedy mogłem „wyjść do ludzi” i poszukać nowych mieszkańców na mniejszych, dodatkowych wyspach, na które loty można odbywać za pomocą specjalnych biletów. Podekscytowany od razu wyruszyłem w poszukiwaniu kolejnych 3 zwierzaków, dla których to wcześniej własnoręcznie udekorowałem domki przedmiotami z przepisów dostępnych do wytworzenia. Nie szukając długo, z tylko jednym pominięciem goryla, znalazłem trójkę, która mogłaby się wprowadzić następnego dnia. W międzyczasie cały czas robiłem także inne rzeczy pozwalające mi na spłatę kolejnego to kredytu u Nooka i robiłem powoli postępy fabularne. Po założeniu obozowiska i pozyskaniu kolejnego – jeszcze fabularnie ustawionego – gościa, dość szybko pozyskałem kolejnych 4 osobników. Niestety jednak wprowadzonych losowo.

NO WITAM WITAM ŚMIESZNO KACZKO

Etap 3. (50-80h)

W tym momencie miałem już całą gromadkę na wyspie i zbliżałem się do fabularnego końca gry. Skupiłem się wtedy na ogólnym wystroju wyspy, mimo że początkowo nie miałem żadnego zamysłu, jak ją urządzić. Wraz z nowymi przedmiotami zaczęły pojawiać się nowe koncepcje, co i gdzie mógłbym ustawić czy umeblować. W tym samym czasie w grze nałożyły się dwa wydarzenia dodatkowe – na których temat nie będę się rozpisywał, bo mam dokładnie takie samo zdanie jak właściwie wszyscy. Fajne przepisy Sakurowe, niestety przysłonięte przez wszechogarniające jajka, spadające z nieba, z drzew, wyławiane z wody (aaaaa! dlaczego one są wszędzie), zwieńczone wizytą psychopatycznego zająca. Na szczęście nie przeszkodziło mi to zebrać wszystkich przepisów, które chciałem i ruszyć grę dalej. Ku zdobyciu 3 gwiazdek oceny wyspy i przyjeździe pewnego jegomościa!

Życie na kredycie - pamiętniki z wakacji
All house in the middle of the Pagchomp street!

Etap 4. (80h+)

Na samym początku nie sądziłem, że w ogóle tak długo będę grał w tę odsłonę. W końcu poprzednia, mimo że dość podobna, nie przypadła mi do gustu i zakończyłem przygodę gdzieś koło 30 godzin na liczniku. A sama gra ma jeszcze sporo do zaoferowania (chociaż trochę również przez hamowanie postępu RNG). W chwili pisania tego tekstu mam około 240 godzin przegranych, zdobyłem ocenę 5 gwiazdek, rozbudowałem większość wyspy.

Niestety do pozostałej części brakuje mi przedmiotów dekoracyjnych. Jednocześnie zacząłem też opcje wysiedlenia niepodobających mi się niestety zwierzaków. Wychodzi mi to na razie chyba na plus, bo już zgarnąłem dość fajne nowe okazy. Myślę, że sama gra mi zapewni jeszcze przez jakiś czas dużo fajnej rozgrywki, ponieważ po upłynięciu poprzednich wydarzeń sezonowych pojawiły się już dwa następne. A jeszcze kolejne zapowiedziane są już chyba do końca czerwca (?). Bardzo cieszy mnie fakt, że gra będzie dalej tak rozwijana i liczę na kolejne ciekawe rzeczy do udekorowania/odwiedzenia.

Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał też o pewnych minusach przeszkadzających mi podczas całej rozgrywki. Trochę absurdalna jest opcja przylotu/zaproszenia kogoś na wyspę, podczas której osoby przebywające na wyspie nie mogą wykonywać żadnych akcji. W przypadku większej liczby osób rozgrywka przedłuża się niemiłosiernie, zanim wszyscy się zjawią, więc coraz rzadziej staram się z tego korzystać. Nie podoba mi się również bardzo fakt, że w 2020 roku gra nie oferuje systemu szybkiego wytwarzania czy kupowania przedmiotów, gdzie jesteśmy skazani na kupowanie/wytwarzanie po jednym przedmiocie. Pomijając te dwa dość bolesne defekty, mogę jak najbardziej polecić zakup gry większości właścicieli „Pstryka”.

 

Brak komentarzy

Dodaj komentarz