[Recenzja czytelnika] Heavy Fire: Black Arms 3D (kalipso3)

Zachęcony bardzo przyjemną pierwszą częścią serii celowniczków krakowskiego Teyona (recenzja tutaj) szybko zdecydowałem się sięgnąć po kontynuację. Co ciekawe, chociaż oryginalna wersja Black Arms na WiiWare nie jest dostępna w Europie, to jej bezpośrednią konwersję na mobilnego 3DSa (okraszoną dla niepoznaki przyrostkiem 3D) można bez problemu kupić w brytyjskim eShopie. Tak też uczyniłem, co odchudziło mój portfel o jakieś 25 PLN, nieco więcej niż pierwsza część na Wii.

Fabuła stanowi kontynuację wydarzeń z pierwszej części. Po powodzeniu misji oddziałów specjalnych w Somalii w sierpniu 2010 roku wywiad wojskowy zdołał dotrzeć do siatki nielegalnych dostawców broni. Dowództwo bez dłuższego zastanowienia zleca nam misję infiltracji i neutralizacji złowrogiego kartelu.

Black Arms 3D osadzono w południowoamerykańskiej dżungli, tym razem podziwiamy więc zupełnie inną, tropikalną scenerię, pełną urokliwej zieleni i gęstej atmosfery. Istota zabawy pozostaje niezmieniona – korzystając ze stylusa na dolnym ekranie poruszamy celownikiem, który pozwala nam na skuteczną eliminację rzeszy napierających najemników i uzbrojonych szmuglerów. Sterowanie jest dopracowane i bardzo sprawne, gra za nas porusza się po terenie, ekran dotykowy pozwala na szybkie i precyzyjne mierzenie, przyciskiem spustu otwieramy ogień, zaś analogiem przeładowujemy. Miałem pewne obawy o różnice w efektywności między kontrolerem ruchowym a dotykowym, ale szybko zostały one rozwiane – 3DS sprawdza się fantastycznie, szło mi chyba nawet lepiej niż przy użyciu wiilota.

Wartno odnotować garść usprawnień w stosunku do Special Operations. Pierwsze novum to możliwość personalizacji profilu. Gra tuż po włączeniu chce zrobić nam zdjęcie, a następnie pozwala wybrać jedną z trzech specjalizacji naszego żołnierza (do wyboru rekonesans, strzelectwo i wsparcie) – te zaś mają wpływ na pojemność magazynka, czas trwania przeładowania czy szybkość zużywania się broni. Ostatni element wynika z kolejnej nowości, którą jest obecność elementów ekonomicznych – po każdej misji w zależności od wyniku otrzymujemy wypłatę, którą możemy przeznaczyć na kupno lepszej broni (do wyboru 6 modeli), poprawę parametrów jednej z już posiadanych, czy naprawę zużytego w trakcie walk uzbrojenia. Oczywiście, z uwagi na charakterystykę platrofmy przenośnej Black Arms 3D zapisuje progres pomiędzy misjami, nie musimy więc za każdym razem zaczynać od nowa.

Zmiany dostrzegamy także w samym rdzeniu Heavy Fire. Rozgrywka ma nieco mniej z celowniczka – więcej jest elementów szynowych, nasz komandos znacznie częściej porusza się z miejsca na miejsce. Efektem tego są krótsze wymiany ognia (rzadko kiedy na danej scenie bronimy się dłużej niż minutę). Poszczególne misje zawierają także więcej zniszczalnych elementów, od doniczek przez beczki aż po śmigłowce. Wyższa jest też odporność gracza na strzały – padamy trupem dopiero po piątym trafieniu. Całość sprawia wrażenie tytułu bardziej doszlifowanego i dopracowanego, gra się po prostu jeszcze przyjemniej.

Ze zmian nieco mniej korzystnych muszę wymienić znacznie krótsze misje – trwają raptem od 5 do 15 minut, a że jest ich tylko 6, to grę możemy ukończyć w mniej niż godzinę (przyczynia się do tego niższy niż w Special Operations poziom trudności). Program zachęca do przechodzenia poszczególnych misji kilkakrotnie celem wykręcania coraz lepszych wyników i gromadzenia mamony, lecz z uwagi na brak Hall of Fame (jest jedynie opcja wyświetlenia profilu z najlepszym na danej konsoli wynikiem) motywacją pozostaje głównie chęć odblokowania wszystkich typów broni (pojedyncze przejście to w moim przypadku ok. 3-4 egzemplarze) oraz wypróbowanie pozostałych specjalności. Nie ma także opcji gry dla wielu graczy (a szkoda, myślę że lokalny tryb współpracy mógłby działać całkiem dobrze). Zauważyłem też nieco skromniejsze bonusy w porównianiu z poprzednikiem (koniec z Lord of Destruction czy Uncle Sam Would Be Proud…).

Heavy Fire: Black Arms 3D – kolejna kapitalna produkcja Teyona z gatunku będącego mieszaniną celowniczków i strzelanek na szynach. Jest dynamicznie, klimatycznie, konkretnie, bez zbędnych fajerwerków czy fabularnego przynudzania. Oprawa dźwiękowa i graficzna nie odbiega znacząco od pierwszej części na Wii, menusy i muzyka są co najmniej równie dobre, a całość prezentuje podobny poziom, lecz w wersji całkowicie przenośnej. Słabe punkty również się pokrywają – za krótko, za mało, zbyt wtórnie. 7 punktów na 10 – gorąco polecam!

Nasza ocena: [rating:7/10] 7/10

kalipso3

10 komentarzy

  1. Z FPSów na 3DSie jest chyba tylko Moon Chronicles, czy podrasowany tytuł z DSa. Mało grałem w oryginał, więc pewnie za jakiś czas przyjrzę się bliżej wydaniu eShopowemu.
    Jeśli chodzi o szynowe strzelanki to dla mnie wiele zależy od typu kontrolera – największa zabawa jest z prawdziwym pistoletem i telewizorem CRT, no i wiilotem. 3DS jak wspomnialem w recenzji sprawdza się również znakomicie, dotykowy ekran jest dokładny i wygodny. Nie musimy przejmować się chodzeniem, a więc znika nam odwieczny problem DSowych gier FPP, czyli nieprzerwane zmagania wynikające z chodzenia krzyżakiem, celowania ekranem dotykowym i strzelania spustem.
    Na zwykłym pececie i myszce gierki tego typu tracą trochę ze swojego automatowego uroku.

Dodaj komentarz