[Felieton] My Nintendo to klęska

Sobotni wieczór. Jak co tydzień wchodzę na stronę My Nintendo, by odbębnić okresowe zadania, za których wypełnienie dostanę trochę monet. Poszczególne wyzwania odnawiają się co prawda co poniedziałek, ale wypadło mi to z głowy na początku tygodnia. We wtorek, środę, czwartek i piątek właściwie też, przypomniało mi się dopiero w sobotę. Wiem, że nic nowego mnie nie czeka, ale jednak się łudzę. Loguję się do eShopu, odwiedzam Miiverse, wchodzę się na stronę Nintendo, klikam na monetkę obok mojego Mii. 120 monet zebrane, po dwóch minutach mam spokój na kilka kolejnych dni. Z przyzwyczajenia sprawdzam nagrody, może jakimś cudem dodano coś ciekawego i żadna ze stron z wiadomościami o Nintendo dziwnym trafem o tym nie poinformowała. Jedynym cudem jaki mnie spotyka jest olśnienie, że warto napisać co nieco o tym, jak marnym programem lojalnościowym jest My Nintendo.

Akapit wprowadzający dla tych, którzy nie mają pojęcia, czym w ogóle jest to ustrojstwo. Jeśli wiecie, możecie go spokojnie pominąć, chociaż jak go przeczytacie, to będzie mi miło. My Nintendo jest nowym programem lojalnościowym Ninny, który zastąpił zamknięty w poprzednim roku Club Nintendo. W My Nintendo możemy zdobywać dwa rodzaje monet – Platynowe i Złote. Te pierwsze zgarniamy za wykonywanie cotygodniowych zadań oraz zabawę w Miitomo (które dostały jedynie kraje cywilizowane, a Polska do takich, przynajmniej według Nintendo, nie należy). Drugie są zaś nagrodą za kupowanie cyfrowych wersji gier. Dostajemy 10 monet za każde 30-40 złotych wydanych w eShopie. Im więcej wydamy na raz, tym bardziej nam się to opłaca pod względem punktowym. Nintendo w przypadku My Nintendo podeszło inaczej do swoich dwóch głównych zachodnich rynków. Amerykanie dostają aktualizacje rzadziej, jednak w każdym takim rzucie otrzymują kilka/kilkanaście gier czy promocji. W Europie updaty są częstsze, lecz mniej okazałe – zazwyczaj dostajemy dwie-trzy nowe rzeczy, których dostępność czasowa jest przeważnie ograniczona.

Gdy w poprzednim roku Japończycy zamykali Club Nintendo i zapowiadali nowy program lojalnościowy, miałem co do niego niewielkie oczekiwania. W końcu to tylko taki bonus za kupowanie gier, trudno być nastawionym do tego inaczej. „Ot, może zgarnę czasem jakąś starszą gierkę z NES-a czy Wii, którą do tej pory ominąłem, ewentualnie nazbieram punktów na fizyczny gadżet pokroju pluszaka czy soundtracku” – myślałem. Cóż, jednak mogło być gorzej. Moją reakcję na ogłoszenie nowego programu, a potem pierwszych nagród można podsumować jednym obrazkiem, który wyraża więcej niż tysiąc słów:

aa0

Nie spodziewałem się niczego i nadal jestem rozczarowany.

Po pierwsze, kto wpadł na pomysł, by zdobywanie złotych, teoretycznie lepszych monetek było możliwe jedynie dzięki kupowaniu gier cyfrowych? Zaopatrywanie się w tytuły premierowe w eShopie nie ma żadnego sensu – nie mam pudełka, nie mam możliwości odsprzedaży gry, a dodatkowo wcale nie wychodzi mnie to w żaden sposób taniej. Ba, często nawet drożej. I nie jest to tylko przypadek rynku polskiego – Brytyjczyk czy Francuz spokojnie upoluje żądany tytuł w cenie niższej niż tej widniejącej w sklepiku Nintendo. Jeśli chodzi o 3DS-a i Wii U, nie znam żadnej osoby preferującej gry cyfrowe nad fizyczne. To się po prostu nie kalkuluje. To nie PC, uzależnione od Steama i innych podobnych platform, gdzie gry tanieją bardzo szybko czy Sony, które, w przeciwieństwie do Nintendo, chętnie sprzedaje swoje hity w niższych cenach. Po kilku latach od premiery Super Mario 3D World nadal kosztował w eShopie 250 złotych i dopiero wczoraj wylądował w serii Selects.

Jedynym plusem całej tej sytuacji jest fakt, iż ilość otrzymanych monetek naliczana jest od ceny stałej gry, więc gdy otrzyma ona obniżkę, nawet bardzo pokaźną, nadal dostaniemy tyle punktów, jak gdybyśmy kupili pozycję w pełnej cenie. Z tricku tego zdali się korzystać niektórzy z dystrybutorów i zapewne zarobili nieco dodatkowej kasy na tytułach, których nikt by w inny sposób nie kupił, gdyż są stare/słabe/jedno i drugie (w końcu eShop pełen jest różnorakich śmieciowych gier, wyglądających gorzej niż robione za darmo flashówki. Są nawet studia specjalizujące się w celowej produkcji takich tytułów tanim kosztem, ale to temat na inny wpis). Tylko co z tego, skoro nawet jeśli „oszukaliśmy system” i zarobiliśmy dużo punktów za niewielką kwotę (swego czasu za 20-kilka złotych bez trudu można było zdobyć około 100 Złotych Monet), to i tak nie ma na co ich wydać?

2016-09-29-14_50_27-my-nintendo

Zgoła inaczej jest z darmowymi tytułami. Za 1000 Platynowych Monet można było zdobyć WarioWare Touched!, a obecnie za sakiewkę z taką samą ilością waluty przytulić można Zeldową edycję Picrossa. Trochę szkoda, że o ile gra logiczna z Linkiem i Midną jest dostępna bez ograniczenia czasowego, o tyle pozycja ze złym alter ego Mariana po kilku miesiącach zniknęła. Skoro już rozdajecie to za friko, Nintendo, to ustawcie czas dostępu wszystkich produktów na nieograniczony. Nie będzie trzeba wtedy kombinować ze sprawdzaniem daty wygaśnięcia poszczególnych nagród. Obecnie dostępne są także tytuły za Złote Monety, ale 60 pieniążków (żeby je zdobyć, trzeba wydać w eShopie około 200 złotych) za warty 32 złote dodatek do Mario Karta 8 czy 65 (warte ponad 210 realnych PLN-ów) za mające już ponad 25 lat SNES-owe Pilotwings to oferta niezadowalająca.

Właśnie, motywy. Nie ukrywam, lubię themsy, mam ich kilkanaście – a to kupiłem te, które mi się podobały, kilka dostałem z różnych okazji. Te z My Nintendo są jednak zwyczajnie słabe. Ani nie wyglądają specjalnie dobrze, ani nie zawierają unikalnych dźwięków czy muzyki. Żadnego z nich nie udało mi się wrzucić do rotacji, bo mam kilka-kilkanaście ładniejszych. Na koniec coś, co powoduje, że fani śpiewania kochają My Nintendo – warte 100 Platynowych Monet godzinne bilety do Wii U Karaoke. Śmiech przez łzy.

merch

Gdzie te fizyczne gadżety?

Co zmieniłbym, by My Nintendo stało się choć trochę bardziej potrzebnym i lubianym programem lojalnościowym? Ujmę to w punktach:

  • Złote monety także za kupno tytułów wydanych fizycznie. Jeszcze kilka lat temu w każdym pudełku z grą był kod do Club Nintendo. Teraz nie ma, bo… nie wiadomo czemu. Zachęcanie do kupna tytułów cyfrowych? Coś nie wyszło.
  • Wszystkie nagrody powinny być nieograniczone czasowo.
  • Powrót fizycznych gadżetów, które obecne były w Club Nintendo. Co prawda na naprawdę fajne rzeczy trzeba było zbierać mnóstwo czasu, ale „darmowy” soundtrack ze Smash Brosów czy Super Mario Galaxy, figurka czy pluszak to miła opcja. A jeśli ktoś wolał cyfrowe produkty, te też były obecne.

Mam nadzieję, że My Nintendo przygotowywane było na nadejście NX-a, który być może miał się pojawić na rynku wcześniej. W końcu Breath of the Wild było przekładane i przekładane, a można przypuszczać, że Japończycy planowali wydać grę podobnie jak teraz, czyli na dwie platformy jednocześnie. Nintendo mogło spodziewać się, że przerwa między zabiciem Club Nintendo a premierą nowego sprzętu nie będzie trwać ponad półtora roku, jednak przez jakiegoś rodzaju problemy techniczne musiało opóźnić pojawienie się konsoli na rynku. Obecnie My Nintendo jest zwyczajnie słabym i mało komu potrzebnym programem lojalnościowym.

.

Brak komentarzy

  1. Za słowo „pieniążki” i pochodne powinny być bany >_> A co do samych nagród – 15%-30% obniżki nie są takie złe (np. teraz jest na parę fajnych tytułów jak np Persona Q, HarmoKnight lub DenpaMen) – prawda, nie są to nagrody fizyczne ani nawet bonusy dla gier pudełkowych ale dodaj do nich ewentualne czwartkowe obniżki (he-he, no dobra, dobra ale w teorii jest to możliwe) i z „nope, no buy” robi się trochę terytorium „maybe”

    A z themsami się zgodzę – trochę getto, podobne do tych z badge arcade :< Ale są ZA FREE!

  2. Ja tam nadal klikam, jak Elanczewski napisał, 2/3 min. i po sprawie, a w międzyczasie i tak przeglądam inne strony (ale tylko z powodu 'łudzenia się’, że przyjdą nagrody warte świeczki i pkt. się przydadzą). Inna sprawa, że kiedy zauważę topnienie moich pkt. z powodu 'czasu’, dam sobie chyba siana.. Zgadzam się, że wszystkie nagrody powinny być nieograniczone czasowo – raz, zwiększa to ofertę a dwa, jest w czym wybierać (a pomyśleć, gdy ktoś nowy by dołączył do społeczności N.). Jakiś czas temu również naszła mnie refleksja, że może MyNintendo było pomyślane o premierze NXa i tak sobie myślę, że musimy poczekać do takowej premiery – może wtedy się coś zmieni (skoro nie ja jeden wpadłem na taki pomysł xd). Może.

  3. Jestem wewnętrznie uprzedzony do akcji typu ”klikaj, a dostaniesz COŚ za darmo”.
    W życiu nigdy nie ma nic za darmo. Dlatego nigdy nie klikałem, nie klikam i klikać nie będę w żadne ”złote monety”/punkty lojalnościowe itp.
    Szkoda mi w sumie tego Nintendo = niby firma-legenda, z przebogatymi tradycjami, a działa tak, jakby wpakowała się w ruchome piaski: szamoce się i nieustannie pogrąża. Raz na jakiś czas wypuści genialną grę, potem ogromny sukces Pokemonów na komórkach – i jakoś nie widać, ażeby ktoś szedł za ciosem. Nawet ta cała akcja promocyjna nowej konsoli NX, nie powoduje u fanów firmy wypieków na policzkach.
    Żal patrzeć.

  4. A ja tam nie rozumiem tego narzekania na My Nintendo, owszem nie twierdzę że jest idealnie, ale ktoś tu chyba zapomniał że nowy program lojalnościowy wystartował dopiero pod koniec marca. I jeszcze nie do końca rozwiną skrzydła szczególnie, że zapewne jego wersja na Wii U i 3DS’a tak naprawdę to test dla nowego programu. Który tak naprawdę zapewne jest szykowany pod NX’a. A obecni użytkownicy konsol Nintendo to króliki doświadczalne.
    Oczywiście zgadzam się z autorem felietonu, że pełne wersje gier powinny być na stałe, i choćby nagrody za złote monety powinny być lepsze (choćby cyfrowe wersje gier z Wii lub N64, jak i DLC), zaś tylko zniżki powinny mieć termin ważności, i co róż się zmieniać.
    Absurdem też jest by złote monety miały ogólnie termin przydatności, powinny być dodawane na stałe. Jak i sam brak zdrapek w kupowanych grach na nośniku fizycznym, bo klienci takich edycji gier są jak na razie traktowani jak klient gorszego sortu.
    Brak fizycznych gadżetów dla kolekcjonerów przemilczę.
    Nie ma jednak co się oszukiwać, ale My Nintendo na Wii u i 3DS’ie nie będzie lepsze, szczególnie że zapewne było przygotowywane z myślą o nowej/nowych konsolach Nintendo.
    Niestety trzeba po prostu poczekać na start NX’a, i wówczas tak naprawdę będziemy mieli pełny obraz nowego programu lojalnościowego od Nintendo…

  5. Dla mnie ten program lojalnościowy to kapiszon jakich mało. Dużo zawracania d… tej, no… gitary, a profity z niego praktycznie żadne. Już lepiej wprowadzili by jakiś abonamentowy program z darmowymi grami wzorem PlayStation Plus/Games with Gold. Nintendo Club był dużo ciekawszą opcją. Wywalili fajny program a w jego miejsce dali taki żeby to im, a nie graczom, było dobrze. Nawet jeżeli za jakiś czas nadejdą jakieś sensowne zmiany, to pewnie mając na uwadze „kolekcjonerów monet” wywalą takie progi że kto tam w miarę regularnie klikał, ten ściągnie 1-2 gry a cała reszta będzie się drapała po zadzie zastanawiając się skąd wziąć tak horrendalne ilości wirtualnych monet.

Dodaj komentarz