[Recenzja] Pokémon Legends: Arceus

Tego nikt się nie spodziewał! Nowe rozdanie w świecie gier z serii Pokemon! Spełnienie marzeń, ale z problemami

26 lutego 2021 roku. Pokémon Presents. Pokémon Company prezentuje najnowsze wieści z uniwersum kieszonkowych potworków. Streszczenie historii serii, zapowiedź Pokémon Snap i rimejków czwartej generacji Pokémon Brilliant Diamond/Shining Pearl oraz on – Pokémon Legends: Arceus. Twór zgoła odmienny od tego, co dotychczas oferowali nam panowie i panie z Game Freaku. Pierwszy trailer, choć nieprzyjemny dla oczu, to jednak zostawił widzów z tym jednym pytaniem, które chcieli zadać od wielu lat: „Czy to ta gra, która przeniesie serię do XXI wieku?”. Teraz, 11 miesięcy później, znamy już odpowiedź. To ta gra.

Jak zostałem najlepszym miotaczem na wyspie!

Rany Julek, od czego tu zacząć. Gra różni się tak mocno od klasycznego softu, jakim dzieli się z nami Game Freak już od ponad 25 lat. Najlepiej chyba będzie zacząć od tematu najmniej istotnego dla przeciętnego łapacza Pokémonów — fabuły gry.

Historia, jaka zostaje przedstawiona w grze Pokémon Legends: Arceus, skupia się wokół chłopca lub dziewczynki (sami zadecydujemy o płci i wyglądzie bohatera), którzy budzą się na plaży w towarzystwie trzech Pokémonów po tym, jak spadli z nieba. Dokładnie z tej wyrwy czasoprzestrzennej, która to ostatnimi czasy łamie szyfry chmur, waląc w nieboskłon. Poza trzema przesympatycznymi starterami naszemu wzrokowi ukazuje się profesor Laventon, który szybko ustala, że doznaliśmy amnezji, ale pamiętamy co nieco o Pokémonach. Oddaje w nasze dłonie dziwne drewniane Poké Balle i prosi o złapanie wcześniej napotkanych stworków — Cyndaquila, Rowleta i Oshawotta. W moment wykonujemy zadanie, co pozostawia go w niemałym szoku. Pierwszy raz w życiu widział, aby ktoś rzucał tak sprawnie, jak my. W związku z tym odkryciem informuje nas, że jest członkiem Team Galaxy i zabiera nas do głównej siedziby zespołu na, jak się później okazuje, rozmowę kwalifikacyjną. Od słowa do słowa i zostajemy świeżymi rekrutami, którym zlecono wykorzystanie swojego naturalnego talentu do łapania Poków w celu stworzenia pierwszego Pokédexu w historii regionu Hisui. Jako jeden z niewielu mieszkańców odważnych na tyle, by zapuścić się z dala od murów osady, oraz nie przejmując się tym, że spadliśmy z nieba i mamy amnezję, zakasamy rękawy i rozpoczynamy naszą przygodę.

W grze nie spotkamy zbyt dużo trenerów Pokémon, ale w osadzie na górce pewien opiekun załatwi nam kolejnych śmiałków do walk

To nie jest tytuł, w którym historia odgrywa pierwsze skrzypce, ale na pewno to miła odskocznia od biegania od Gymu do Gymu i klepania się z trenerami. Jeśli liczyliście na fabułę, która złapie was za serca lub zaskoczy, to niestety nie jest to ta gra. Oczywiście fakty przedstawione w Pokémon Legends: Arceus mają ogromny wpływ na lore świata Pokémon. Dzięki cofnięciu się o kilkaset lat poznamy historię regionu Sinnoh oraz klanów Diamond i Pearl od wcześniej nieznanej strony. Dialogów jest mnóstwo, o czym przekonacie się podczas dosyć powolnego startu, który trochę potrwa, ale nie są one jakichś wysokich lotów. Należy jednak pamiętać, że to nadal produkt skierowany dla dzieci, a to, że kupują go głównie 30-latkowie, niczego nie zmienia.

Duży wpływ na ciepło historii mają poboczne zadania, których jest w grze pewnie ze 100. W trakcie ich realizacji przyjdzie nam porównywać Pokémony, sprawdzać, co w trawie piszczy, a nawet łapać stworki do niewolniczej pracy na farmie. Jest to naprawdę miły przerywnik od naszych badań, które mają dobry wpływ na osadę. Wraz z wykonywaniem kolejnych zadań wewnątrz osady pojawią się nowe budynki, na ulicach zobaczymy więcej Pokémonów, które zaczęły żyć z ludźmi w symbiozie, a nasze zasługi sprawią, że w sklepach dostępny będzie większy asortyment. To miasto żyje, a my nadajemy ton temu życiu.

Potężny Kleavor nie ma szans w starciu z najlepszym miotaczem Hisui, wyposażonym w kulki żywieniowe

Ale tutaj miejsca! Pola, lasy, bagna, pełen komfort!

Pierwszą zmianą, jaką natychmiast zauważymy, jest przejście gry w realia półotwartego świata. Naszym hubem jest osada Jubilife Village, w której zamieszkamy. To w niej kupimy nowe ciuszki, odwiedzimy fryzjera i fotografa, poznamy historię jej mieszkańców i pomożemy im w ich problemach. Każde opuszczenie osady to tak zwana ekspedycja badawcza. Wychodząc, wybieramy, który teren chcemy odwiedzić. Na początku mam dostępny tylko jeden, a wraz z postępem historii będzie ich łącznie 5. Ten system bardzo przypomina to, co widzieliśmy w Monster Hunter Rise. Mapa podzielona na biomy, przez co twórcy dośc łatwo mogli zdywersyfikować rodzaje Poków, jakie spotkamy na poszczególnych terenach. Tych w grze znajdziemy 242, więc będzie co łapać, a brak National Dexa wcale nie jest tak bolesny, jak mogłoby się wydawać.

Jako iż cofnęliśmy się w czasie, to wiedza o Pokach stoi na bardzo niskim poziomie. Tym możemy sobie tłumaczyć pewne uproszczenia i ułatwienia. Z powodu tych czasów w grze brakuje chociażby breedingu, więc nie wyhodujemy sobie idealnego stwora. Nie istnieje też Liga Pokémon, więc nie ma żadnych odznak i walk z mistrzami sal. Ma to również przełożenie na brak zdolności u Poków (jeszcze ich nie odkryto), co jednak wygląda trochę dziwnie, kiedy latający lub lewitujący Pokémon zostaje trafiony przez Earthquake itp. Ma to również dobre strony, bo oznacza, że w grze nie znajdziemy HM. Teraz kiedy coś nam stoi na drodze, na przykład skała, możemy śmiało wywołać Poka i ten ją zniszczy. Inne HM-y zostały zastąpione przez mounty. Poza samą funkcją przyspieszenia i umożliwienia podróży spełnią one dodatkowe zadania, na przykład pozwolą nam odszukać zagubione skarby.

Naszym celem jest stworzenie wpisów o każdym Pokémonie, co będzie równoznaczne ze stworzeniem pierwszego Pokédexu. Dotychczas w grach wszystkie informacje uzyskiwaliśmy po złapaniu Pokémona. W Pokémon Legends: Arceus musimy jednak zbadać szereg różnego typu zachowań, aby nabić 10 poziom wiedzy na temat danego stworka. Nie jest to jakoś mocno uporczywe, a pozwala lepiej wczuć się w klimat badań. Czasami jest to złapanie Pokémona określoną liczbę razy, innym razem musimy go nakarmić jego ulubioną jagodą, a jeszcze innym razem zobaczyć, jak używa jakiegoś ruchu. Bardzo dobry pomysł twórców wzbogacający immersję.

Trzy urocze siostry odłączyły się od jednego z klanów i starają się nam przeszkodzić w naszych planach.

Wspomniane wcześniej Pokémounty pozwolą nam dotrzeć do zupełnie nowych fragmentów kolejnych subregionów. Twórcy postarali się, abyśmy znaleźli różne niespodzianki pochowane we wszelakich zakamarkach map. Czasem będzie to rzadki przedmiot, a czasem unikatowy Pokémon. Eksploracja jest bardzo przyjemna i cieszy płynne przejście pomiędzy kolejnymi mountami, co skutkuje brakiem przerywania podróży niczym w grze z XXI wieku.

Nareszcie Pokémony różnią się rozmiarem nie tylko na ekranie Pokédexu. Szczególnie duże są tak zwane osobniki Alfa – nowość w serii. To tacy field bossowie z czerwonymi święcącymi oczyma, którzy mają wyższy poziom niż inne Pokémony w okolicy. Walka z nimi przyniesie nam mnóstwo doświadczenia, a złapanie jednego z nich da nam bardzo mocną jednostkę do naszej drużyny. Drobną ciekawostką jest to, że złapana Alfa ma zawsze największy rozmiar, więc możemy na przykład stworzyć Wyrdeera większego od samego szlachetnego lorda regionu.

W grze znajdziemy również dwa specjalne czasowe wydarzenia pozwalające oderwać się od badań, które losowo aktywują się na mapkach. W pierwszym dochodzi do masowych pojawień się danego Pokémona. Można wtedy zapolować na jego wersję shiny. W drugim wypadku pojawia się czasoprzestrzenna bańka wypełniona rzadkimi potworkami, czasami nawet unikatowymi tylko wewnątrz niej.

Przejście gry może nam zająć około 20 godzin. Ja napisy oglądałem po 28 godzinach. Oczywiście można na to poświęcić jeszcze więcej czasu, bo nie mamy limitu czasowego na cokolwiek. Co więcej, po napisach gra się nie kończy, a otwiera przed nami nowy wątek prowadzący do kolejnego zakończenia! Nigdy nie zgadniecie, kto jest tak naprawdę tym złym w grze. A jak już go pokonacie, to czeka na was zebranie każdego wpisu o Pokach i spotkanie z samym panem bogiem.

Metal Gear Pokémon Catching Simulator

Game Freak już od jakiegoś czasu lubił sobie poeksperymentować z rozgrywką w kolejnych grach z serii Pokémon. Mimo że w gruncie rzeczy takie Let’s Go, Sword/Shield czy Brilliant Diamond/Shining Pearl były całkiem podobne w swoich założeniach, to jednak deweloper powoli próbował trochę odświeżyć format rozgrywki. We wcześniej wspomnianych pozycjach nie odniosło to skutku, ale w Pokémon Legends: Arceus okazało się strzałem w dziesiątkę. Ale od początku.

Róbcie zadania poboczne, a otworzycie nowe obozy na mapie, do których będziecie się mogli bezpośrednio przenosić.

To nadal gra RPG z walką turową, ale teraz poza nią dodano elementy akcji i skradanki! Ostateczny koniec z włażeniem w krzaki i walką z niespodziewanym stworem. W tej części dobrze widzimy, kto staje na naszej drodze i niespodzianki zastaniemy tylko na trzęsących się drzewach lub kryształach. Napotykane tu stworki widzimy w różnych sytuacjach: czasem wędrują sobie od trawki do trawki, czasem sobie śpią, a czasem sobie uciekają, gdy tylko na radarze pojawi się miotacz tygodnia z drewnoballem w ręku.

Gra skupia się na rzucaniu wszystkim, czym się tylko da. Oczywiście rzucanie Poké Ballem rozumie się samo przez się, ale teraz możemy również rzucić innymi przedmiotami, które pomogą nam w chwytaniu Pokémonów. W przeciwieństwie do poprzednich części tutaj naprawdę czuć, że celem gry jest złapanie wszystkich wymyślnych zwierząt. Sam proces pozyskiwania Poków został rozwinięty. Klasyczna metoda jak najbardziej jest dalej obecna w grze i nic na nie stoi na przeszkodzie, aby zaatakować stworka, osłabić go i złapać. Jednak teraz wcale nie musimy szukać zaczepki – możemy po prostu rzucić w niego Poké Ballem, gdy tylko będziemy w zasięgu rzutu. W zależności od rodzaju i jakości pokeballa, a także czy trafiliśmy w plecy oraz czy pok śpi – złapiemy go lub nie. Jeśli to drugie, to stworek może od nas zacząć uciekać, stanąć w miejscu i zastanowić się, co się właśnie wydarzyło (jeśli czekamy skitrani w krzakach), lub zaatakować nas! Tak, w końcu Pokémony mogą atakować ludzi i wysyłać ich do krainy snu. Czasami musimy stwora zachęcić do uspokojenia się i w tej sytuacji do wyboru mamy rzut kulą błota czy orzeszkiem, które go na chwilę ogłuszą, lub też podrzucenie mu jakiegoś smakołyku do konsumpcji. Możemy też użyć innych przedmiotów, na przykład kuli dymnej, która zrobi przed nami mgłę, a my poczujemy się w niej niczym w gęstej trawie.

Do tej gry świat Pokémon był dosyć statyczny, ale nowe podejście do rozgrywki pozwoliło uzyskać żyjący ekosystem, w którym życie płynie swoim tokiem. Nie jest on jakoś mocno rozbudowany, ale jest dobrym prognostykiem na kolejne lata. Mogłoby się wydawać, że takie łapanie Pokémonów w przykucu w krzaczkach szybko się znudzi, ale tak nie jest. Dynamika jest na dobrym poziomie i zawsze coś się dzieje dookoła, więc musimy mieć oczy szeroko otwarte, albo ktoś nam przeszkodzi w pracy.

Kiedyś jeździło się na rowerku, w Hisui jeszcze nie wynaleźli, więc jeździmy na Ursalunie.

To super uczucie, kiedy możecie też rzucić Poké Ballem, a z niego wyskoczy wasz stworek. W ten sposób możemy przede wszystkim zainicjować walkę, ale i zebrać przedmioty do craftingu lub dać mu rozprostować łapy, skrzydła czy płetwy. Dobrze przed chwilą przeczytaliście – w grze znajduje się crafting. Możemy stworzyć sobie zarówno Poké Balle, jak i przedmioty leczące. Przed każdą wyprawą lepiej jest się przygotować. Stacje do tworzenia przedmiotów znajdziemy w mieście, w naszym domu oraz w każdym obozie. Jeśli natomiast jesteśmy leniwi, to możemy sobie wszystko z czasem kupić. Nasz inwentarz jest jednak ograniczony, bo nie wynaleziono jeszcze magicznego plecaka od mamy.

W grze znalazł się również dodge, czyli unik w daną stronę. Można nim unikać ataków dzikich zwierząt, ale głównie wykorzystamy go w walkach z bossami. Tak, w grze część walk ze szlachetnymi Pokami nie będzie się opierać na klasycznej walce, a bardziej będzie przypominać potyczki z Dark Souls. Gdy już doprowadzimy do starcia, to rzucając kulkami z ulubioną żywnością Poka, będziemy musieli unikać jego ataków. Po jakimś czasie zmęczymy go i będziemy mogli wyciągnąć własnego Poka, by zbić pasek HP przeciwnika w standardowy sposób. Nie jest to konieczne i możemy go po prostu zarzucać do końca. Ten element gry bardzo przypadł mi do gustu i mam nadzieję, że pojawi się w następnych grach. Nie za często mamy szansę zobaczyć walkę człowieka z Pokémonem, a tutaj miało to nawet jakiś sens i było całkiem dobrze wykonane, szczególnie walka z lodowym lordem.

Zmiany dotknęły także klasycznych walk Pokémon. Najważniejszą nowością jest przejście na system inicjatywy. Teraz bardzo ważna jest prędkość Poka, ponieważ może mu zapewnić 2 ruchy przed przeciwnikiem. Im szybszy Pokémon, tym lepiej, a dodatkowo pomaga w tym też masterowanie umiejętności. Gdy tylko daną umiejętność wymasterujemy, to będziemy mogli używać jej w trzech różnych wersjach: normalnej (za 1 pp), zręcznościowej (szybszej, za 2 pp) i mocnej (silniejszej, za 2 pp). Sprawia to, że walki są dużo szybsze i można się łatwiej dostosować do ruchów przeciwnika. Nie nastawiajcie się jednak na dużą ilość walk z trenerami – tych w grze jest zaledwie kilkanaście (dopiero co wynaleźli Poké Balle). Wyzwaniem za to mogą być pojedynki w dziczy, ponieważ tam możemy „zachęcić do walki” nawet kilka stworów jednocześnie.

Z wewnątrz liceum, z zewnątrz muzeum

Od razu mogę śmiało się zgodzić z Dark Archonem, który w swojej recenzji stwierdził, że to najgorzej wyglądająca gra wysokobudżetowa. Mimo iż odświeżenie serii przebiegło świetnie pod względem rozgrywki i pomysłów, to technicznie mamy tutaj małą tragedię. W docku gra działa w dynamicznym 1080p. W najgorszym momencie jest to 900p (1600×900), a w najlepszym Full HD (1920×1080); w handheldzie jest to z kolei stałe 720p (1280×720). Jeśli chodzi o liczbę klatek na sekundę, to gra stara się utrzymać 30 FPS-ów. W trybie przenośnym nie ma z tym żadnego problemu, natomiast w docku spadki się przytrafiają, zwłaszcza jeśli zbyt gwałtownie zmieni się kąt widzenia kamery, lub też wejdziemy pod drzewo i nasza postać stanie się przezroczysta. Czy to przeszkadza?

Sneasler pozwoli nam wspiąć się na drzewa, a stamtąd zobaczymy ciekawe miejsce i jeszcze ciekawsze zjawisko na niebie

Nie. Ale to, o czym przeczytacie następnie, może już trochę irytować. Pop in jest dramatyczny – dobrze widać kolejne pojawiające się znikąd obiekty, a góry formują się w trakcie zbliżenia do nich. Gra czasami nie wie, czy pokazać drzewo, czy też tylko jego cień, więc funduje nam dyskotekę. Dodatkowo w grze nie ma antyaliasingu, tekstury są słabej rozdzielczości, dalekie obiekty, które jednak się wczytały, są mocno rozmyte, a w wodzie oraz tunelu pojawiają się artefakty. Ciężko zrozumieć, dlaczego istnieją gry z otwartym światem wydane lata temu na Switcha (The Legend of Zelda: Breath of the Wild, Xenoblade Chronicles 2), które wyglądają dużo lepiej od Pokémon Legends: Arceus. Chyba można zatrudnić zdolnych ludzi do pracy nad grą w jednym z najdroższych uniwersów na planecie?

Średnio wypada też ścieżka dźwiękowa gry. O ile same Poki są dobrze udźwiękowione, tak muzyki w tle nie słychać prawie wcale, a od lat jednak dostawaliśmy kolejne bangierki w następnych kotletach. Najbardziej w pamięci zapadł mi motyw z Jubilife Village, niestety z negatywnych względów. Takiego usypiacza to już dawno nie słyszałem.

Nawiasem mówiąc

W końcu dostaliśmy grę, która wskazuje na to, że w Game Freaku pracują jeszcze ludzie z ambicjami, którzy nie są głusi na krytykę. Odświeżenie pętli rozgrywki wyszło bardzo dobrze i musi powrócić wraz z następnymi częściami serii! Cieszy mnóstwo rozwiązań, które podniosły ogólną jakość i przyjemność rozgrywki. Nie trzeba już szukać ludzi, aby wyewoluować Poki, które reagowały tylko na wymianę – teraz można użyć specjalnego przedmiotu. Nareszcie nasze stworki nie zapominają nauczonych ataków! Teraz mimo ograniczenia do 4 ruchów możemy sobie po prostu wybrać z listy, których ataków chcemy używać. Jeśli zdecydujemy się zmienić Poka w trakcie walki, od razu widzimy, jaki efekt będą miały jego ataki na naszego przeciwnika.

Trochę jednak przeoczono i zapomniano, chociażby o sortowaniu Pokémonów na pastwiskach, lub też o możliwości strzelenia sobie zdjęcia do dowodu u fotografa. Można by też obniżyć aggro, bo czasami Poki reagują na nas zbyt wcześnie. Jasne, można powiedzieć, że ciężko się na to patrzy, albo że niemal całkowicie olano zabawę online (tylko wymiana Poków ze znajomym przez kod i zbieranie toreb upadłych graczy), ale to i nie zmienia fakty, że jest to najlepsza gra z głównej serii Pokémon od czasów gier na Nintendo DS. Sprawdźcie trailery, streamy, kupujcie i grajcie. Nie wiadomo, jak długo utrzyma się taka tendencja zwyżkowa, a na Pokémon Legends: Arceus się nie zawiedziecie. No, chyba że jesteście zagorzałymi fanami klasycznego podejścia – w takim wypadku jest to zupełnie inna gra o kieszonkowych potworach.

Po ukończeniu gry nadal pozostaniemy z pytaniami, ale pojawia się nowe zadanie! Czy da nam ono odpowiedź, na jaką czekamy?

Grę do recenzji dostarczył ConQuest Entertainment – oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce.

87.5 Recenzent
Plusy
  • Punkt zwrotny w historii serii
  • Najambitniejszy projekt GameFreak od lat
  • Świetna pętla rozgrywki
  • Nowe podejście wzbogaca immersję
  • Sporo do roboty poza głównym zadaniem
  • Dużo małych zmian poprawiających
  • znacznie komfort gry
  • Minusy
  • Grafika
  • Ścieżka dźwiękowa
  • Brak potyczek Online
  • Drobne niedociągnięcia
  • Criterion 1
    2
    3

    2 komentarze

    1. Gra udowadnia że do dobrej zabawy nie potrzeba dobrej oprawy audiowizualnej, fabuły i dialogów – świetny gameplay sam sie obroni.
      Szkoda tylko że największa marka w branży elektronicznej rozrywki tak właśnie wygląda. Nie wiem czy to ograniczony budżet, czas na produkcję, partactwo lub niedobór develperów, ale pokemony zasługują na więcej.
      Btw. Mimo narzekań, imo to najlepsze poksy od dawna.

    2. Osobiście jestem trochę rozdarty i nie do końca mogę zgodzić się z oceną.
      To bezdyskusyjnie jedna z najbrzydszych gier jakie się ukazały w XXI wieku i chyba też najbrzydsze Pokemony jakie miałem okazję oglądać i zagrać.
      Sam gram głównie na telewizorze, więc za każdym razem mam małe krwawienie z oczu jak odpalam ten tytuł, co boli szczególnie mocno jak wcześniej grało się w coś innego, np. Zeldę BotW czy Monster Huntera.
      Na szczęście sama pętla rozgrywki jest naprawdę wciągająco-uzależniająca i to mocno pomaga, bo po pierwszych paru minutach „cierpienia” człowiek przestaje zwracać jakoś szczególnie uwagę na grafikę i zatapia się w rozgrywce.
      Audio w tej grze też jest naprawdę symbolicznie. Wiele razy łapałem się na tym (i w sumie nadal łapię), że mam takie „czy ja przypadkiem nie wyciszyłem dźwięku w tej grze?”. Sporo ciszy i pojedyncze utwory tu i tam, to naprawdę mało. Nie mówiąc o tym, że jak to zawsze w Pokemonach nadal nie doczekaliśmy się żadnego Voice Actingu. O ile w takim Pokemon Let’s Go można to było wybaczyć bez problemu (bo w sumie pierwsze Pokemony jakie wychodzą na Switcha), tak było to paranoicznie śmieszne w Sword/Shield gdzie w filmikach widzieliśmy jak postacie „kłapią paszczą” a jedyne co słychać to napisy. BDSP to remake mega wierny remake więc cóż… cudów się nie spodziewałem, ale tutaj, podobnie w sumie jak przy każdej nowej generacji, łudziłem się trochę, że jednak w końcu doczekamy się jakiegoś mówienia… Może nie wszystkiego i wszystkich ale chociaż dla najważniejszych postaci i najważniejszych dialogów fabularnych?

      Boli mnie, że tak potężna i prężna marka jak Pokemony wydaje tak „wybrakowane” produkty. Może Nintendo i Pokemon Company powinni w końcu podjąć tą trudną decyzję i podziękować Game Freak za lata pracy, i dać markę komuś innemu, skoro oni sobie nie radzą.

      I tak jak zgadzam się ze wszystkimi plusami i minusami, to dla mnie ta pozycja to jednak bliżej 7,5 niż 8,75.

    Dodaj komentarz