Wario i jego świta powracają! Może nie jest to upragniona przez wielu kontynuacja Wario Land, ale ważne, że produkcje z tym antybohaterem nadal powstają. Move It! to druga odsłona serii WarioWare, która pojawiła się na Nintendo Switch (recenzja pierwszej tutaj) i niejako jest ona w jakimś stopniu kontynuacją wydanego na Wii Smooth Moves, gdzie trzonem rozgrywki było sterowanie ruchowe. Tak, tym razem ograniczono wciskanie guzików na rzecz machania kontrolerami w przedziwnych pozach i nie tylko. Jeżeli interesuje was, co tam mózgi z Japonii wymyśliły i czy udało im się wyeliminować bolączki z poprzedniej odsłony, to zapraszam do czytania!
Starożytna technika ruszania tyłkiem
W WarioWare: Move It! nasz lubiący czosnek bohater wygrywa loterię, w której główną nagrodą jest wycieczka na luksusową wyspę. Sęk w tym, że zwycięzca zgarnia aż 20 biletów na wyprawę, a że przypadkiem w pobliżu znajdował się jeden z przyjaciół Wario, to w ten sposób cała ferajna trafia na wyspę Castaway. A przy takiej dużej grupie bez kłopotów i przygód się nie obędzie. Wszelkie problemy będziemy rozwiązywać w formie szeregu zwariowanych minigierek, podczas których będziemy musieli przyjąć jakąś dziwaczną pozę, którą nakaże enigmatyczny głos z góry.
A te, trzeba przyznać, są ciekawe i kreatywne. Raz będziemy imitować kurczaka z padami jak dziób i ogon, żeby uciekać przed Linkiem i nie dać się mu złapać, by innym razem z rękoma na biodrach rysować tyłkiem litery w powietrzu. Największe wrażenie zrobiło jednak na mnie wykorzystanie czujników podczerwieni. Przykładowo przy minigierce związanej z pokazywaniem liczby za pomocą palców jednej ręki trzeba pokazać stosowną liczbę palców do kamerki IR. I o dziwo jest to wykrywane bardzo dobrze! Tak, jak narzekałem na poprzednią część, że nie wykorzystuje ona atutów konsoli, to teraz mamy zwrot o 180 stopni.
Ogólnie humor, zwariowanie, pomysłowość poszczególnych gierek stoi na wysokim poziomie i nieraz wywoła uśmiech na naszej twarzy i osób postronnych. Co więcej, nie musimy sami się wygłupiać przed ekranem, bo tryb fabularny możemy przechodzić w parze, a niektóre tryby oferują możliwość grania w 3-4 osoby. Ale podobnie było już w Get It Together! Tutaj też musicie wziąć pod uwagę, że dla drugiego kompana w kampanii potrzeba dodatkowego zestawu Joy-Con’ów! W przypadku pozostałych trybów wystarczy tylko jeden pad na głowę.
Warto też podkreślić, że nawet weterani poprzednich części (w szczególności Smooth Moves) nie doświadczą déjà vu. Jasne, pula schematów, które można zastosować, nie jest nieskończona, ale i tak udaje się zachować świeżość przy obcowaniu z tą odsłoną. Sama gra nie jest też jakoś wybitnie trudna, ale Ninny i tak dorzuciło jeszcze dodatkowe koło ratunkowe w przypadku utraty wszystkich żyć. Wtedy z nieba spadnie na nas iskra, która nakaże wykonać jakąś śmieszną pozę. Jeżeli wykonamy ją poprawnie, to wrócimy do rozgrywki z pełną pulą żyć.
Klozetowy Gundam
Nintendo dowiozło jakościowy produkt. Wizualia, udźwiękowienie i gameplay – to wszystko jest na swoim miejscu. Rozgrywka jest dopracowana i strasznie rajcuje, zwłaszcza kiedy staramy się rozszyfrować, co mamy wykonać w danej planszy. I tutaj wkrada się szkopuł, który strasznie psuje odbiór tej gry. Żeby zaliczyć WarioWare: Move It! prawie na 100%, wystarczy nam dosłownie jeden wieczór. 2-3 godzinna sesja i jeżeli nie mamy tendencji do ciągłego pobijania swoich wyników, to gra wyląduje na półce.
Sprawy mają się trochę inaczej, jeśli mamy jeszcze kogoś do grania, i to najlepiej więcej niż jedną osobę. Wtedy możemy sięgać po tytuł jako przystawkę na rozkręcenie imprezy przed grami bardziej wypełnionymi zawartością. Na to samo narzekałem przy recenzji poprzednika, a tutaj kontent jest jeszcze uboższy. Nie ma tu żadnych wyzwań tygodniowych ani rankingów sieciowych – wynikami możemy się fleksować tylko lokalnie. W poprzednikach, gdy na danej planszy przebiliśmy konkretny wynik, odblokowywała się jakaś dodatkowa pierdoła. Tutaj nawet tego brakuje i gdy raz pokonamy level, to wrócimy do niego tylko po to, żeby odkryć brakujące losowe minigry. Poszkodowani mogą się też czuć osoby, które mają wersję Lite konsoli. Jeżeli nie macie dodatkowych Joy-Con’ów to niestety nie pogracie w WarioWare: Move It!.
Można by przymknąć na to oko, ale Big N liczy sobie za grę pełną kwotę, więc nie ma tutaj żadnego usprawiedliwienia. Jeżeli nie jesteście jakimiś wielkimi fanami WarioWare, to ciężko uzasadnić wydawanie ponad 200 złotych, kiedy w tej samej cenie możecie mieć inny tytuł, który może starczyć wam na długie miesiące. O ile cieszę się, że cykl jest nadal wydawany, bo jest to zawsze coś innego od wysokobudżetowych molochów, tak jednak powinien on trafić na stół kreślarski w celu przemodelowania przynajmniej trybu fabularnego i wyznaczeniu nowego kierunku, w którym seria ma podążać. A może kolejna odsłona powinna przyjąć formę battle royal, jak Tetris 99 albo F-Zero 99? Piłeczka jest po stronie Nintendo i zobaczymy, co z tym fantem zrobią.
Grę dostarczył ConQuest Entertainment – oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce.