[Recenzja] Mario & Luigi: Brothership

Jak poradzą sobie bracia, kiedy w najnowszej odsłonie gry z serii Mario & Luigi ich więź zostawie wystawiona na próbę? Przekonajmy się!

Większość gier z tej franczyzy opiera się na jednej postaci, gramy w nich albo jako Mario, albo jako Luigi.
Jak więc będzie wyglądać ich współpraca, kiedy powrócimy do niemal już zapomnianej wspólnej serii
Mario & Luigi w nowej odsłonie Brothership? Przekonajmy się!

Braterska więź

Naszą przygodę rozpoczynamy w dobrze nam już znanym Grzybowym Królestwie. Jeśli teraz myślicie, że zaraz wkroczy tu Bowser i porwie księżniczkę do swojego zamku, to nic bardziej mylnego. Produkcja rozpoczyna się bardziej jak ostatnia kinowa animacja. Bracia zostają wciągnięci w portal i lądują w innej rzeczywistości. Początkowo rozdzieleni, szybko jednak odnajdują siebie nawzajem. I to właśnie na tytułowym braterstwie i więzi będzie skupiać się najnowsza odsłona z serii Mario & Luigi.

Na pierwszej wyspie natrafiamy na Statkowyspę żeglującą w pobliżu. Spotykamy na niej Connie, od której dowiemy się więcej na temat naszej obecnej sytuacji i gdzie w ogóle się znajdujemy. Concordia, będąca pierwotnie kontynentem, pod wpływem różnych sił rozpadła się na wiele dryfujących niczym Joy-Cony pomniejszych wysp. Zadaniem Connie i naszym będzie odnalezienie sposobu na połączenie wszystkich tych wysp w jeden ląd, by przywrócić porządek świata. Oczywiście, żeby nie było zbyt łatwo, w trakcie rozgrywki spotkać można wiele różnych szemranych charakterów, jak i postacie poniekąd kontrolowane przez status Glohm, czyli coś w rodzaju opętania bądź kontroli umysłu. Jest to właściwie jedyna rzecz, którą musimy wiedzieć, a sama fabuła w większości jest po prostu pretekstem do eksploracji i ratowania świata.

Żagle na maszt

Do dyspozycji gracza oddano kilkanaście większych wysp, wiele pomniejszych wysepek oraz dodatkowe lokacje, jak chociażby Wielkie Latarnie Morskie. Każda z tych miejscówek ma własny, unikatowy biom, zagadki logiczne, różnorodnych przeciwników, a czasami także bossa. Przez sporą część gry na myśl przychodziła mi przede wszystkim seria One Piece. Żeglujemy statkiem po morzach (a jest ich więcej niż tylko jedno) i odwiedzamy różne wyspy, na których często werbujemy część załogi naszego statku, zupełnie jak w Brothership. Eksploracja każdej z nich jest zrobiona w formule otwartego świata, niczym w Mario Odyssey.

Coś, co wyróżnia te grę na tle innych platformówek z serii sygnowanej imieniem Mario, to turowa walka. Starcia są ważną częścią tej gry. Obaj bracia są kontrolowani przez gracza, każdy ma podstawowy atak będący Skokiem oraz Uderzeniem Młotem oraz inne różniące się od siebie umiejętności, które możemy łączyć ze sobą, by wykonać potężniejsze ataki. Walka, choć turowa, skupia się w dużej mierze na zręczności, zdolności naciskania przycisków
w odpowiednim tempie, oraz na unikach i kontrach, przez co starcie bywa zarówno ciekawsze, jak i zajmuje więcej czasu względem normalnego modelu.

Kombinacje gatunkowe

Mario & Luigi: Brothership jest (a przynajmniej stara się być) RPG-iem i w grze mamy dostęp do statystyk postaci, zwiększających się co każdy poziom, ekwipunku, który możemy znaleźć bądź kupić u wioskowych handlarzy, oraz specjalnych umiejętnościach i bonusowych punktów, które mamy do rozdania co kilka wbitych poziomów. Prócz eksploracji i różnorodności wysp system walki i rozwoju postaci jest najlepszą cechą tej gry. Mamy do dyspozycji sporo ciekawych wyzwań i kombinacji (w późniejszej fazie dochodzą nam również wtyczki boostujące nasze postaci na określoną ilość tur/akcji), które mają urozmaicić nam walkę. Jest tutaj także wiele różnych rodzajów przeciwników z bogatym wachlarzem ataków, czyhających na nas na w każdej z lokacji.

Niestety jest to też jeden z gorszych elementów – przez mnogość opcji i rozciągnięte pojedynki połączone ze szczątkową fabułą, mocno zresztą wydłużoną niepotrzebnymi dialogami, gra potrafi dłużyć się niemiłosiernie. Gdyby całość trwała 12-15 godzin, a fabuła i starcia były trochę bardziej skondensowane, myślę, że byłby to tytuł przyjemniejszy w odbiorze niż napompowany balonik na z grubsza 30 godzin. W grze nie przewidziano też wyboru poziomu trudności. Czy jest trudna, czy nie, to zależy głównie od waszego czasu reakcji. Jedyna opcja, by sobie ułatwić/uprzyjemnić rozgrywkę, to po prostu przegrać kilka razy starcie, po czym gra zasugeruje obniżenie poziomu na, UWAGA, jedynie obecną walkę.

Gra nie sprawiła mi większych trudności, jednak w przypadku jednego bossa i starcia, które trwało chyba 20 minut, niekoniecznie najprzyjemniejszą czynnością było zaczynanie walki od początku. Drugim najmniej ciekawym elementem gry jest fabuła. Nie licząc początku oraz iście kinowego zakończenia, była właściwie niepotrzebna.
Jest rozciągnięta do granic możliwości nudnymi i dość mało zabawnymi (jak to pewnie miało być w założeniu) dialogami i skorzystałaby na skróceniu jej o co najmniej połowę.

Serce i rozum

Ostatni fragment tekstu o rozgrywce chciałbym poświęcić dodatkowym czynnościom. W grze mamy ich kilka: są tutaj zagadki logiczne (nie jest ich super dużo i nie są jakieś super trudne), rozbijanie/wyrywanie przedmiotów
w poszukiwaniu zastrzyku monetek, jakieś inne pomniejsze czynności typu odbijanie młotem piłki w minigierce, by wygrać dodatkowe przedmioty lecznicze czy ekwipunek, oraz zbieranie wszelkiego rodzaju znajdziek dla fanów przechodzenia gry na 100%.

Ważnym elementem rozgrywki jest też Logika Luigiego, którą możemy wykorzystać zarówno w trakcie eksploracji wysp, jak i w samej walce z bossami. Pozwala ona dostrzec elementy interaktywne na mapie i wykorzystać je
w celu chociażby otworzenia niedostępnych wcześniej przejść na wyspie. W walce natomiast sprowadza się ona do uruchomienia minigierki pozwalającej zadać większe obrażenia niż konwencjonalne ataki, a wszystko to dzięki obmyśleniu przez Luigiego sposobu, który element mapy może być efektywne wykorzystany na danego przeciwnika.

Kolejnym elementem, który umożliwi nam szerszą eksploracje i powrót w niedostępne wcześniej części wyspy, są ruchy zbindowane pod prawym analogiem, które odblokowujemy wraz z progresem. Jest tutaj choćby możliwość zamiany w „UFO” w celu pokonywania trudnych do przeskoczenia przepaści czy też transformacji w piłkę, dzięki której przeciśniemy się przez różnego rodzaju rury.

O technikaliach słów kilka

Czym byłaby jednak recenzja bez fragmentu o technikaliach. Jedną z rzeczy, które zaciekawiły mnie przed premierą, był fakt, że gra została stworzona na silniku Unreal Engine. Nie wiem, czy przekłada się to na grafikę, ponieważ ta jest jak zwykle stylizowana i wygląda po prostu w porządku. Ciekawiło mnie za to, czy przekłada się to na płynność rozgrywki. Po premierze chodziły głosy, że gra ma spore spadki płynności. Przez całą moją rozgrywkę nie napotkałem na żadne większe problemy (i to przechodząc grę w trybie handheld), dlatego nie mogę stwierdzić, ile jest w tym prawdy, a na ile po prostu miałem szczęście/nie skupiałem się zbytnio na szukaniu, czy gdzieś nie dropią klatki.

Jedno, co za to rzuciło mi się w oczy, to miejscami dziwne opóźnienie/prędkość w samej walce. Kilka razy łapałem się na tym że byłem pewny wykonania akcji w idealnym tempie, a okazywało się, że przeciwnik był zbyt wolny/za szybki. Być może właśnie tym objawiały się wyżej wspomniane przez innych recenzentów problemy z wydajnością? Czego dowiedziałem się na pewno, to tego, że w moim Joy-Conie przycisk A jest już dość mocno wyrobiony, bo po przesiadce na Procona przynajmniej część  problemów z dokładnością i czasem reakcji się zmniejszyła. Z kolei w kwestii muzyki nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Jeśli graliście w którąkolwiek odsłonę Mario, to jest to dokładnie ten sam typ udźwiękowienia.

Grę do recenzji dostarczył ConQuest Entertainment – oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce.

Rating Image

Nowa odsłona serii, Mario & Luigi: Brothership jest grą ze sporą ilością interesujących rozwiązań, jednak nie dla każdego. Sporo zabawy, którą miałem na początku podczas eksploracji czy poznawania nowych taktyk w walce i wykorzystywaniu umiejętności w celu jak najlepszego zarządzania postaciami, potrafiło mi umknąć w trakcie gry przez wręcz niekończącą się fabułę i sztucznie napompowaną rozgrywkę ze zdecydowanie zbyt wieloma starciami z drobnymi przeciwnikami na każdej z wysp. Dla kogo więc może być ta gra? Myślę, że na pewno dla osób, które szukają ciekawej walki i możliwości testowania swojego refleksu przy unikach, kontrach czy wyprowadzaniu różnych ciosów i kombinacji. Jeśli jednak szukacie gry luźniejszej lub typowo nastawionej na eksploracje/platformówkowość, to dużo lepszą opcją będzie tu wybranie którejś z poprzednich odsłon Mario w 2D bądź Mario Odyssey.

Plusy:

  • Bogactwo biomów i wysp do eksploracji
  • Szeroki wachlarz przeciwników i umiejętności
  • Minigierki w trakcie walki z bossami
  • Wręcz kinowa końcówka fabuły

Minusy:

  • Dość długie starcia z przeciwnikami i bossami
  • Mało zabawne dialogi sztucznie rozciągające gre
  • Nieistotna przez większość czasu fabuła
  • Długość gry (ok. 30 godzin)

Jeden komentarz

Dodaj komentarz