Pokémon GO dwa lata później

Złapany w Pokéballa

Gdy jakieś dwa lata temu Niantic zaprezentował światu Pokémon GO, świat oszalał. Zbiegło się to akurat z wakacyjną przerwą, więc ulice miast zapełniły się ludźmi wpatrzonymi w ekrany swoich telefonów, polującymi na kieszonkowe stworki. W momencie premiery gra nie oferowała zbyt wiele: możliwość łapania dzikich Pokémonów, szkolenia ich – w sposób diametralnie inny od tego znanego z gier głównego nurtu – oraz umieszczania w Gymach, które inni gracze mogli potem próbować podbić swoją ekipą (system walki też został zmieniony i stworki broniły się same, bez udziału swojego trenera/gracza). W grze brakowało m.in. potyczek „na żywo” z innymi graczami, wymian pomiędzy trenerami czy chociażby walk z dzikimi Pokémonami (system łapania Pokemonów też został zmieniony). Dodajmy do tego dostęp tylko do Pokémonów z pierwszej generacji – a i to nie wszystkich – i dość łatwo można było zauważyć, że prędzej czy później, pomimo obietnic dewelopera o wprowadzaniu nowych funkcji, grę czekał raczej odpływ graczy.

Przyznam się bez bicia, że sam pomimo początkowego sceptycyzmu, uległem jej magii i biegałem po mieście szukając Pikachu i spółki. Ba, byłem do tego stopnia oczarowany tą pozycją, że skłoniło mnie to do wymiany telefonu na nowszy model, który znosił wymagania gry o wiele lepiej, kupno dość sporego powerbanka, który służy mi do tej pory oraz wizytę u mojego operatora, by zmienić posiadaną umowę na taką, w której będzie o wiele więcej internetu. No ale skończyły się wakacje i szał na grę jakoś przycichł. Ja sam też znudziłem się bieganiem w kółko za tymi samymi Pokémonami, bo i tak nie mogłem złapać ich wszystkich ze względu na kontynentalną ekskluzywność niektórych z nich. Dodatkowo okazało się, że poza terenem miasta gra praktycznie nie miała sensu, bo mapa była pusta – nie było PokeStopów, nie było Gymów, praktycznie nie było Pokémonów (ile można łapać te same Rattaty, Caterpie i od święta Weedle i Pidgeye?). Czarę goryczy przelał deweloper, który nagle uznał, że mój telefon nie jest już kompatybilny z grą. No więc grę zostawiłem. Zostawiłem na blisko 2 lata.

Do grania wróciłem trochę przypadkiem, ot na wakacyjnym wyjeździe znajoma pogrywała w to trochę. Choć początkowo się temu dziwiłem, powiedziała mi, że gra doczekała się sporych zmian i jest co robić. Trochę się wahałem, ale co mi szkodzi – stwierdziłem. Mój telefon nadal był „niekompatybilny” z grą, co trochę mnie zirytowało, ale 10 sekund w Google wystarczyło, by znaleźć to, czego potrzebowałem (myślę, że wiecie co mam na myśli) i chwilę później mogłem wrócić do grania. Ba, moje zapominane konto nadal tam było, tak jak je zostawiłem w 2016 roku. Niestety byłem w „złym” kolorze (innym teamie), a pośród wszystkich wprowadzonych do gry nowości, możliwości zmiany teamu jeszcze nie wprowadzono (Niantic obiecuje, że będzie taka możliwość w niedalekiej przyszłości). Założyłem więc nowe konto i ruszyłem kolejny raz z misją, aby złapać je wszystkie i zostać mistrzem.

I faktycznie, w grze zaczęło się dziać sporo. Do dostępnych od samego początku funkcji doszły nowe. Są różnego rodzaju zadania, które możemy wykonywać. Nie są one specjalnie wyszukane czy skomplikowane, ale urozmaicają bieganie od stworka do stworka. W zamian za ich wykonywanie dostaniemy nagrody, np. przedmioty albo szansę na spotkanie jakiegoś trudniej dostępnego Pokémona. Znacząco zwiększyła się liczba Gymów i PokeStopów, a część tych drugich została przemieniona w Gymy (w mojej podmiejskiej okolicy nadal posucha 🙁 ), wprowadzono kolejne dwie generacje Pokémonów (teraz jest ich już ponad 350), dodano nowe rodzaje jajek do wykluwania i wprowadzono nowe przedmioty. Urozmaicono także walkę w Gymach poprzez wprowadzenie Raidów. Co jakiś czas w danym Gymie pojawia się naprawdę silny Pokemon (zwykle trudno osiągalny w inny sposób), a gracze muszą połączyć swoje siły, by go pokonać a potem mieć szansę złapać. Dodano Friend Listę oraz możliwość podnoszenia stopnia przyjaźni z daną osobą, a także możliwość wymiany Pokémonami – tylko z osobami z Friend Listy i tylko w przypadku spotkania twarzą w twarz.

Oprócz tego co jakiś czas ogłaszane są specjalne eventy, podczas których wybrany Pokémon pojawia się o wiele częściej i posiada jakiś wyjątkowy atak. My otrzymujemy zadania bezpośrednio z nim związane i mamy o wiele większą szansę na złapanie go w błyszczącej formie. Albo jest dzień Raidów i praktycznie w każdym Gymie pojawia się ten sam wyjątkowy Pokémon (ostatnio był to Mol). Wiele z takich akcji zachęca do interakcji z innymi graczami, gdyż frajda z tego jest o wiele większa.

Zmiana, która przypadła mi do gustu (choć słyszałem też głosy krytyczne) to sposób, w jaki zdobywa się specjalną walutę w grze, pozwalającą na zakup różnych przedmiotów w sklepiku – od Pokeballi, po powiększenia plecaka czy magazynu na Pokémony. Teraz jeśli nasz Pokémon spędzi w Gymie 10 minut, otrzymamy jednego PokeCoina, którego potem będziemy mogli wydać w sklepiku. Żeby jednak nie było zbyt łatwo, wprowadzono limit 50 PokeCoinsów dziennie. Monety są nam przyznawane dopiero w momencie, gdy nasz stworek wróci z Gymu, czyli ktoś go pokona albo jego energia spadnie całkowicie do zera. Jak dla mnie to świetna sprawa, bo na początku nie ma się po prostu dobrych i silnych Pokémonów, a mimo to można jakieś ilości waluty zdobywać praktycznie od samego początku, bo nasz stworek nie musi już wytrzymać na posterunku co najmniej pełnej godziny.

No dobrze, ale czy ktoś w to jeszcze gra?

Okazuje się, że tak, jak najbardziej. Zainteresowanie Pokémon GO nadal jest ogromne. Wiele razy jadąc autobusem czy tramwajem, natknąłem się na ludzi umilających sobie podróż polując na kieszonkowe stworki. Ha, sam często tak robię w drodze do i z pracy! Wystarczy pojawić się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, np. podczas Community Day, by przekonać się jak wiele osób nadal ugania się za Pokémonami. Przekrój wiekowy jest naprawdę spory – od kilkuletnich dzieci, po dorosłych facetów grających na 2 telefony. Wystarczy odwiedzić Facebooka w poszukiwaniu grup związanych z Pokémon GO, by zobaczyć, że gra nadal ma się całkiem nieźle (przykładowo, na Discordzie Pokémon GO skupiającym mieszkańców mojego miasta zarejestrowanych jest ponad 800 osób). Owszem, pewnie nie jest już o niej tak głośno, jak na samym początku, ale gra trochę dojrzała, zostali przy niej ci, których naprawdę wciągnęła, ale pojawiają się też nowe osoby i wiele z nich zostaje, bo teraz ma o wiele więcej do zaoferowania i daje grającym więcej powodów do kontynuowania zabawy. Pokémon GO nadal żyje i ma się całkiem nieźle, rozwija się w swoim tempie. Może nie jest już tak popularna jak na samym początku, ale w moim odczuciu nadal uchodzi za jedną z największych i najpopularniejszych gier AR dostępnych na rynku.

A teraz wybaczcie, ale za chwilę mam EX-Raid na Mewtwo, muszę się zbierać…

6 komentarzy

  1. Ta zabawa nigdy mnie nie wciągnęła. Na początku trochę pograłem ale takie łażenie z telefonem to absolutnie nie dla mnie. Fajnie, że rozwinęli koncept i jest co robić. Też znam osoby, które mocno się w to wkręciły. Nie da się jednak ukryć, że to doświadczenie skrajnie inne niż RPGowy pierwowzór, na którego nową odsłonę czekam na Switchu.

  2. Podobnie jak rok temu, o grze przypomniałem sobie latem i pogrywam do teraz. Co prawda nie zdarza mi się już wychodzić z domu specjalnie po to, żeby łapać Pokemony, ale staram się włączać apkę będąc np. na spacerze. System wykluwania jajek często zachęca do dodatkowej rundki po parku 😛 Zmiany jak najbardziej na plus. Gra faktycznie zrobiła się znacznie ciekawsza i zachęca do „łapania ich wszystkich”. Tylko tak jak wspomniał Sent – szkoda, że tak późno. Ciekaw jestem co dalej.

Dodaj komentarz