Wszyscy mają 3DSa, wspominam i ja

Zielono mi!

W sumie muszę się uczciwie przyznać – po erze pierwszego Game Boya miałem naprawdę długą przerwę. Częściowo pewnie spowodowaną tym, że Nintendo trochę zniknęło z kraju i ciężko mi, mieszkającemu wtedy na wsi, było dowiedzieć się czy kupić cokolwiek związanego z tą firmą. Więc wielkie premiery i zapowiedzi gdzieś mnie ominęły.

Początki zbieractwa

Przełom nastąpił jakoś w pierwszej połowie 2014 roku, może nieco później. W sumie jakoś tak wyszło, że zgadałem się ze znajomą (Nikola – pozdrawiam! 🙂 ), która pochwaliła mi się, że sprawiła sobie Nintendo 3DS XL w wersji Animal Crossing i Pokemony Y. Coś mnie wtedy tknęło, że w sumie chętnie pograłbym w jakieś nowe Pokemony. Ile razy można ogrywać te same pierwsze 3 generacje na jakimś emulatorze?

Zasiadłem wtedy do Internetu i rozpocząłem przeglądanie ofert. Ceny trochę bolały, zwłaszcza że większość modeli, jakie wtedy były dostępne, to wersja XL. Niestety te czarne w środku zupełnie mi się nie podobały, więc to, co mogłem kupić, było mocno ograniczone. Finalnie wybór padł na limitowaną wersję z Yoshim.

Wszyscy mają 3DSa, wspominam i ja

No a potem zacząłem jeszcze robić rundkę po sklepach, by znaleźć Pokemon X (bo chciałem wersję inną niż ta, którą miało paru moich znajomych). Wtedy poległem i nie udało mi się jej znaleźć, więc zadowoliłem się zakupem The Legend of Zelda: A Link Between Worlds w formie cyfrowej. Jednocześnie zamówiłem upragnione Pokemon X, Yoshi’s New Island (konsola z Yoshim wszak zobowiązywała) oraz jedną z gier z profesorem Laytonem (bo akurat była w promocji) oraz Mario Kart 7… Ojj… już na starcie rozwiązał mi się worek kupowania i grania, prawie przez to wpadłem w stare dobre „mam dużo gier, więc nie mam w co grać”…

Jak zostałem łowcą potworów z przypadku

Samą Zeldę przechodziłem chyba ze 3 razy. Podobnie Pokemony, gdzie najpierw spędziłem kilka godzin na tym, by przeanalizować, czym chcę grać, a potem kolejnych kilkanaście, by wylosować startera z odpowiednią naturą (Careful, Male, Chespin). Wkręcałem się dość mocno.

A potem jeszcze nadeszło „największe zło”, jakie mi się przytrafiło, czyli zapowiedź Monster Hunter 4 Ultimate. Co więcej, okazało się, że we Wrocławiu i okolicy jest trochę osób mocno wkręconych w serię i ugadali się na wspólne ogrywanie dema najnowszej odsłony. Poszedłem i ja. No i wróciłem z przekonaniem, że chcę tę grę kupić i ogrywać. Jednocześnie zacząłem rozglądać się za Circle Pad Pro XL, by mieć dodatkowego analoga, który w MH4U bardzo się przydawał (w późniejszych wersjach 3DS-a próbował udawać go C-Stick, ale daleko mu było do analoga z Circle Pada). Gdy spoglądam w Activity Loga konsolki, to właśnie MH4U dzierży zaszczytne pierwsze miejsce pod względem ilości czasu spędzonego na graniu w daną grę, oraz czasu, jaki średnio spędziłem w grze.

Wszyscy mają 3DSa, wspominam i ja

Przybywały też kolejne gry: Pokemon Omega Ruby, Pokemon Sun, Bravely Default, Bravely Second, Super Mario 3D Land, Heros of Ruin (swoją drogą polecam tę grę wszystkim tym, którzy mają ochotę pograć w jakiegoś diablo-podobnego hack-and-slasha na 3DS-ie), Ocarina of Time, Majora’s Mask, Fire Emblemy, kolejne Professory Laytony, Fantasy Life… żeby wymienić tylko kilka… Momentami gry przybywały w tempie szybszym, niż byłem w stanie je ogrywać.

Starałem się przemyśleć każdy zakup i kupować tylko to, w co naprawdę zamierzałem grać, ale nawet z takim nastawieniem zdarzały mi się też zakupy mało udane. Takim przykładem jest na przykład Tri Force Heroes (koncept może i fajny, ale do grania solo zupełnie się nie nadawało. Mieszkałem na wsi i tu chyba nikt inny nie miał 3DS-a, a na online były głównie trolle). Metroid Prime: Federation Force też lepiej zdawało się działać w multiplayerze, choć granie single było o wiele lepsze i przyjemniejsze niż przy wspomnianym wcześniej Tri Force Heroes. New Super Mario Bros 2 też uważam za raczej średni zakup – pograłem może ze 2 godziny i wylądowało na półce. Puzzle and Dragons Z + Puzzle and Dragons SMB Edition do dziś nie rozpakowałem z folii, bo kupiłem razem z kilkoma innymi pozycjami i potem zawsze było coś lepszego do ogrania. A potem jeszcze wyszło jakieś darmowe „połącz trzy” i tak stoi, i czeka do dziś.

Streetpassy

We Wrocławiu działały też całkiem sprawnie spotkania StreetPassowe w HDMarkecie. Co miesiąc w piątkowe popołudnie spotykała się grupa „fanatyków”, by powymieniać się puzzelkami w StreetPassowych grach, powymieniać Pokemonami, pograć lokalnie w multi czy wziąć udział w jakimś mini-turnieju na Wii U. To były naprawdę fajne czasy. Niestety wraz z pojawieniem się Swicha, który nie posiadał już takich StreetPassowych funkcji, spotkania zaczęły z czasem cieszyć się coraz mniejszą popularnością, by z czasem finalnie umrzeć.

Na zapowiedź „New Nintendo 3DS” nie pozostałem obojętny i dość szybko zdecydowałem się na „upgrade” sprzętu. Kupiłem białego oraz dodatkowe plate’y z Yoshim (widzicie tu pewien trend? :P), a także Xenoblade Chronicles (pierwszy ex na „New 3DS”), w które przegrałem blisko 60 godzin, a i tak się nie wkręciłem. Trochę później zaś doszedłem do wniosku, że ten „normalny” New 3DS jest dla mnie trochę za mały (nie mam nie wiadomo jak wielkich łapek, ale przyzwyczajenie do XL robiło trochę swoje) i dałem się skusić na zakup „New 3DS XL Fire Emblem Edition”.

Młody człowiek był… i głupi.

Niestety to był też chyba moment, kiedy zrobiłem największą głupotę, jaką mogłem – sprzedałem swojego „starego” XL wraz z Circle Padem 🙁 I chociaż było to dość dawno temu, to nadal łapię się czasami na tym, że mi go szkoda, i chciałbym znowu tą konsolę odkupić. A potem spoglądam na ceny tego sprzętu w Internecie, robi mi się jeszcze bardziej smutno i pozwalam dojść do głosu rozsądkowi, który przypomina, że mam już 2 konsole 3DS w domu, z których ostatnio i tak nie korzystam. Przed przejściem na „nową generację” broniłem się praktycznie aż do lipca 2019. Switcha kupiłem 29 czerwca 2019 roku, robiąc sobie trochę spontaniczny i przedwczesny prezent na urodziny. Była to też trochę symboliczna data, kiedy moje 3DS-y trafiły do pudełek, gdzie grzecznie sobie teraz leżą do tej pory. Leżą i czekają, aż do nich wrócę i ogram te wszystkie tytuły, które posiadam, a których jeszcze nie ukończyłem, albo co gorsza nawet nie zacząłem.

Osobiście ciężko mi wskazać moje Top 10 gier – za każdym razem, gdy próbowałem układać tę listę, wychodziło mi coś innego, przypominała się jakaś perełka albo zapominałem o czymś oczywistym.

Załóżmy więc, że na ten moment moje Top 10 wygląda tak:

1. Monster Hunter 4 Ultimate

2. The Legend of Zelda: A Link Between Worlds

3. Pokemon X/Y

4. Bravely Default

5. Fantasy Life

6. Fire Emblem Echoes: Shadows of Valentia

7. Metroid: Samus Returns

8. Stella Glow

9. Shantae and the Pirate’s Curse

10. Codename S.T.E.A.M.

Specjalne wyróżnienie:

Heroes of Ruin

4 komentarze

  1. Kolejny fajny tekst wspominkowy. Monster Hunter 4U do dziś uważam za najlepszego MonHuna chyba.
    Heroes of Ruin cały czas mnie korciło ale ostatecznie nigdy nie zdecydowałem się na zakup tej gry. Teraz to już nie będę kupować (o grze bym nawet nie pamiętał gdybyś nie wspomniał w tekście XD)

Dodaj komentarz