[Recenzja] The Mims Beginning

Kosmiczna podróż w poszukiwaniu nowego domu

Rynek gier AAA zrobił się strasznie zamknięty na gatunki odbiegające od współczesnego kanonu. Na szczęście w opozycji do wysokobudżetowych strzelanek i przygodowych gier akcji stają twórcy niezależni, starający się wypełniać nisze, na które wielcy nawet nie chcą spojrzeć. Jedną z taki gier jest The Mims: Beginning od polskiego studia Squatting Penguins. Polacy, przy wsparciu finansowania społecznościowego (ang. crowdfunding) w ostatnim etapie produkcji, postanowili zaatakować byłe królestwo Petera Molyneux’a – gatunek symulacji god-like. Jak im to się udało, dowiecie się z poniższej recenzji.

Wskutek niefortunnych zdarzeń tytułowe Mimsy musiały opuścić swoją planetę  i wyruszyły w misję znalezienia nowego domu. Mimo rozwiniętej cywilizacji są to stworzenia mało samodzielnie, więc potrzebują kogoś, kto nimi pokieruje. W tę rolę wciela się gracz, biorąc tę społeczność w swoje ręce i prowadząc ją ku świetlanej przyszłości. Każda misja w trybie fabularnym rozgrywa się na innej planecie-wysepce, charakteryzującej się własnym klimatem i innym zestawem przeszkadzajek, które będą nam utrudniać osiągnięcie celu. Zadania, które trzeba będzie zrealizować, też są zróżnicowane i rzadko kiedy się powtarzają, co z pewnością zapobiega znużeniu, które mogłoby się wkraść podczas rozgrywki. Raz musimy się bronić przed adwersarzami, innym razem to my wcielamy się w łowcę, a w kolejnej misji naszym celem może być próba przeżycia dewastujących kataklizmów.

[Recenzja] The Mims Beginning

Sama warstwa symulacyjna gry jest w miarę prosta i nie odbiega od standardów przyjętych  w gatunku. Stawiamy budowle, które można rozbudowywać, hodujemy zwierzynę, którą później będzie można sprzedać, sadzimy rośliny, aby mieć surowce. W grze występuje kilka źródeł, które są konieczne do rozwoju. Są to elektryczność, biomasa, kryształy oraz energia PSI, przy czym istnieją zależności pomiędzy tymi materiał, więc to od naszego ekonomicznego zarządzania będzie zależał sukces. Przykładowo, kryształów oraz biomasy potrzebujemy do stawiania budowli. Budynki potrzebują elektryczności, którą możemy pozyskać z turbin wiatrowych, a w późniejszym etapie także z biomasy. Biomasę wytwarzamy z owoców roślin, których też potrzebujemy do karmienia zwierzyny. Kiedy zwierzę dorośnie, będzie można je sprzedać za kryształy. Optymalizacja tego procesu jest konieczna do rozwoju naszej społeczności. Do tego dochodzą jeszcze wskaźniki, które w zależności od stanu pokazują, kiedy będziemy atakowani przez szkodniki, które zjadają nasze plony, a także potwory zabijające naszą załogę.

Rdzeń rozgrywki jest zrealizowany poprawnie i sprawia satysfakcję. Mimo swojej prostoty jest wciągający i miło się patrzy, jak Mimsy rozwijają się dzięki naszemu wysiłkowi. Jest to zdecydowanie najmocniejszy element gry. Interfejs i sterowanie jest dobrze przygotowane, ale nie ma mowy o uzyskaniu takiej precyzji, jak przy użyciu myszki. Niemniej można w miarę komfortowo grać, bez większego zdenerwowania. Szkoda, że nie zaimplementowano w trybie zadokowanym możliwości sterowania za pomocą wskaźnika IR. Męczący może być mały font zastosowany w tekstach. Nierzadko trzeba przybliżyć konsolę do twarzy albo siebie do telewizora.

[Recenzja] The Mims Beginning

Mimo całkiem dobrego gameplayu widać, że tytuł wymaga znaczących szlifów i że jest to produkcja z niewielkim budżetem. Mnie przytrafił się jeden błąd w późniejszym etapie, który skutecznie utrudniał mi skończenie końcówki poziomu. Wątpię, żeby ktoś też znalazł tyle samozaparcia co ja, żeby go ukończyć. Nie wspominając, że osoby wybierające wyższy poziom trudności od standardowego mogą się odbić od ściany. Sama gra działa płynnie, ale technicznie jest zrealizowana poniżej przeciętnej. Przy wczytywaniu poziomu widzimy na czarnym tle komunikat, który ma się pojawić po przerywniku filmowym. Tego typu rzeczy jest trochę więcej i psują odbiór gry.

[Recenzja] The Mims Beginning

Sama rozgrywka przebiega zazwyczaj bezproblemowo, ale potrafią się zdarzyć takie kwiatki, jak mój przypadek wspomniany na początku akapitu. Do plusów można zaliczyć muzykę. Może nie zapada ona jakoś szczególnie w pamięć, ale nie irytuje. Sporym niedopatrzeniem jest brak możliwości zapisu stanu gry podczas misji. Istnieje tylko autosave na początku i po skończonym poziomie. Średnio na jednej planszy spędza się od 20 do 60 minut, więc po popełnieniu znaczącego błędu musimy zaczynać rozgrywkę od nowa. Szkoda też, że twórcy nie zdecydowali się na umieszczenie polskiej wersji językowej, która występowała w pecetowym pierwowzorze.

Grę do recenzji dostarczył Ultimate Games.

Dodaj komentarz