[Recenzja] Story of Seasons

Kiedy Natsume tworzy własne wersje kultowej serii gier Harvest Moon, prawowici twórcy symulatora rolnika – Marvelous – stworzyli swoją wizję życia na farmie. Czy ich dzieło zmywa z pamięci kiepskie The Lost Vallety, czy może jest równie kiepski i nie ma już ratunku i nadziei dla serii gier sięgających jeszcze czasów Super Nintendo? Z przyjemnością mogę ogłosić, że Story of Seasons, bo tak się nazywa dzieło Marvelous, spełniło moje wszelkie oczekiwania.

Zacznijmy od najważniejszego: Jest to Harvest Moon z krwi i kości, ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami, nowymi rozwiązaniami oraz ułatwieniami rozgrywki. Rzucono precz różne dziwne i niepasujące do serii dodatki takie jak minecraftowa modyfikacja terenu, wieczna zima czy innego tegotypu kwiatki z Zagubionej Doliny. Nie obeszło się bez kilku mniejszych zgrzytów, jednak moja wizyta w Oak Tree Town była nader przyjemna. Pomijając fragmenty w których mdlałem z wycieńczenia.

Po stworzeniu swojej postaci, wybierając jej płeć, kolor skóry, wyraz twarzy i tym podobne rozpoczynamy grę, przez tydzień mieszkając u bardzo sympatycznej babci Edy, która tłumaczy nam dokładnie jak dbać o swoją farmę, zwierzęta i tłumaczy ogólne zasady rozgrywki. Po tygodniu dostajemy własną farmę, wraz z kompletem narzędzi, parę podstawowych nasion i dom do wyremontowania. Po ukończeniu tego zadania, gra w końcu otwiera się dla nas na dobre, od razu w ramach miłości do gracza oferując krówkę do zadbania. W tym momencie wykonujemy już tradycyjne dla serii zadania – sadzimy rośliny, niszczymy przeszkadzające nam drzewa i kamienie, rozmawiamy z mieszkańcami, handlujemy, romansujemy… W zasadzie w tym momencie można by było zakończyć recenzje i wystawić ocenę, jednak skupmy się trochę bardziej na samej mechanice.

Przede wszystkim, gra niestety korzysta z podobnego systemu zmęczenia co poprzednia odsłona Harvest Moona. Doprowadza to często do sytuacji, że nie jesteśmy w stanie zbyt wiele zrobić danego dnia, chyba, że mamy jedzenie bądź stać nas na obiad w restauracji. Jest to o tyle irytujące, że głupi wielgachny kamień na środku mojego pola musiałem rozbijać przez bite trzy dni w grze, bo nie dałem rady rozwalić go za jednym zamachem. Nic nie mam do tego sytemu energii, tylko wolałbym, żeby nie ograniczał aż tak bardzo gracza, tym bardziej, że dosłownie każda akcja kosztuje nas jakąś tam cząstkę energii. Podlewanie, sadzenie, zbieranie, wszystko „kosztuje” i bardzo szybko się ta energia wyczerpuje…

Wychodząc na przekór temu rozwiązaniu, autorzy zdecydowali się, by umożliwić graczu dbanie o swoje uprawy nie pojedynczo, a od razu dziewięcioma polami na raz. Sprowadza się to do tego, że na raz plewimy, podlewamy a nawet sadzimy rośliny na 9 grządkach, na kwadracie o wymiarach 3 na 3, co znacznie przyśpiesza cały proces dbania o rośliny. Oprócz tego karmienie zwierząt, czyszczenie ich czy zbieranie np. mleka również przebiega w ekspresowym tempie, między innymi dzięki bardzo intuicyjnemu sterowaniu. Pod R mamy listę zarejestrowanych narzędzi, materiałów, nasion, a gdy potrzebujemy sięgnąć głębiej, to bez problemu możemy szybko wyciągnąć z plecaka interesujące nas przedmioty. Cieszy również spory limit sprzętu jaki możemy nosić ze sobą, przez co nie musimy np. ciągle latać do domu by wymienić motykę na kosę czy na inną dojarkę.

Mocno rozwinięto również samą ekonomię gry. Prawie codziennie na targu są różni kupcy oferujący różne towary po różnych cenach w zależności od potrzeb i dostępności i podobnie jak oni, my również możemy sprzedawać swoje cenne plony po różnych cenach. Dzięki zawarciu trochę bardziej rozwiniętej ekonomii Story of Seasons wciąga w samą naturę omawianej gry, tj. hodowanie swoich roślin, zwierząt i handel.

Naturalnie, podobnie jak w starszych odsłonach Harvest Moona i tutaj mamy plejadę różnych postaci z którymi możemy nawiązać kontakt, dawać prezenty, świętować różne święta. W kalendarzu mamy zapisane wszelkie ważne daty, więc w razie czego nie umknie nam czyjeś własne prywatne święto i będziemy mogli uraczyć daną osobę prezentem. Oczywiście możemy flirtować z płcią przeciwną co finalnie umożliwi nam zdobycie wybranki serca, zorganizowanie hucznego wesela i poczęcie potomstwa!

Tak więc, mechanicznie, wszystko bardzo brzmi jak typowe przedstawiciele serii, co wcale nie jest złe. Jak wypada grafika? Tu już niestety trochę kiepsko, o ile same artworki postaci w grze i różnorakie grafiki są bardzo ładnie wykonane, tak sama faktyczna gra, otoczenie, postaci wygląda dość średnio. Bez szału, ale również nie przeszkadza to aż tak bardzo. Z drugiej strony, bardzo przeszkadza to, że w niektórych lokacjach (np. na naszej farmie) gra działa na oko w 15-20 fpsach. Nie mam pojęcia dlaczego tak jest, może na fizycznej kopii gry jest inaczej, może to wina cyfrowej wersji, nie wiem. Na pewno nie zależy to od wielkości danego obszaru, bo niektóre większe obszary na których jest pełno roślin chodzą płynnie, niezależnie od tego czy 3D jest włączone czy nie, a na mniejszych mamy wspomniane zwolnienia. Na pewno też nie zależy od samej grafiki, która nie jest jakoś specjalnie zasobożerna. Interfejs użytkownika jest przejrzysty, przez wszystkie menusy łatwo przebrnąć, czcionka jest czytelna.

Dźwiękowo jest w porządku. Jakaś tam muzyka gra w tle, dialogi naturalnie nie są mówione, odgłosy natury są w porządku. Ciężko coś więcej na ten temat powiedzieć oprócz tego, że przyjemnie umila rozgrywkę, ale z pewnością nie zapada na długo w głowie. Brak mi tu bardzo czegoś w rodzaju kultowego motywu z Back to Nature…

Trochę irytuje to, że gra przez długi czas trzyma nas za rączkę, co chwila przypominając co i jak robić o raz o tym, że o wszystkim w razie czego możemy poczytać w biblioteczce. Jasne, fajnie, że na starcie dostajemy od razu parę rzep i całkiem sporą farmę i wkrótce po tym lepszy dom i krówkę w gratisie, ale ten pierwszy tydzień gry mógłby zostać skondensowany do 2-3. Oczywiście, irytuje system serduszek i zmęczenia, wkurzają spadki klatek, ale to nie odgrywa aż tak znaczącej roli. To pełnoprawny Harvest Moon, z krwi i kości. Harvest Moon jakiego pragnąłem od lat. Harvest Moon, który przyciągnął mnie do konsoli jak za starych czasów z Back to Nature czy potem Friends of Mineral Town. Na to czekałem. Nie na pseudo klona Minecrafta z Zagubionej Doliny.
Grę do recenzji dostarczył ConQuest – oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce.

 

32 komentarze

  1. Zawiechy niestety nie wystąpiły tylko u ciebie. Poprzedni Harvest Moon, bo tego potworka The Lost Valley nie liczę, miał podobnie.

    Sam muszę pograć trochę więcej, żeby cokolwiek powiedzieć, bo odpaliłem grę raz czy dwa na kilka godzin i zacząłem grać w co innego. Ale i tak nie łudzę się, że to będzie to samo co Friends of Mineral Town pod względem zabawy.

  2. Jeśli chodzi o grę to według mnie konieczne jest wyznaczanie sobie celów – sam dotarłem do zimy roku drugiego i w praktyce większość zawartości fabularnej została zaliczona (zostały głównie eventy związane z dziećmi ale na nie przyjdzie poczekać) – pozostaje głównie kolekcjonowanie recept, kostiumów, hodowla wszystkiego na maksymalny poziom, łowienie wszystkich ryb, łapanie wszystkich owadów itp. jak gra nas tym nie skusi to wyleci z naszego 3dsa z uwagi na nudę.

    Dzięki kombinacjom można wyeliminować problemy – trzy odpowiednie elementy biżuterii sprawiają, że energia regeneruje się z czasem i trzeba się postarać, żeby zbić ją do zera. Ponadto udało mi się złożyć tak zwane Water Combo – czyli wszystkie rośliny wystarczy podlać raz dziennie a gra zalicza to jako dwa podlewania – dzięki temu zadania na dany dzień kończą mi się po południu a nie koło północy dzięki czemu gra leci szybciej.

    Jeśli chodzi o zacięcia to pojawiają się w miejscach dużego zagęszczenia postaci – głównie chodzi o zwierzęta – gdy na takie safari zabierze się 16 zwierząt do tego doliczyć dzikie zwierzęta to gra w tym miejscu działa na prawdę opornie (stąd ludzie polecają by odpuścić sobie zaprzyjaźnianie z dzikimi zwierzętami gdyż nagroda mała a ścięcia większe).

  3. „Dzięki kombinacjom można wyeliminować problemy – trzy odpowiednie elementy biżuterii sprawiają, że energia regeneruje się z czasem i trzeba się postarać, żeby zbić ją do zera. Ponadto udało mi się złożyć tak zwane Water Combo – czyli wszystkie rośliny wystarczy podlać raz dziennie a gra zalicza to jako dwa podlewania – dzięki temu zadania na dany dzień kończą mi się po południu a nie koło północy dzięki czemu gra leci szybciej.”

    Hmmm jakoś umknęła mi ta informacja …. Może dlatego, że nie interesowałem się ciuszkami?

    Co do nudy i celów – jasne, to tego typu gra, podobnie jak Animal Crossing 😉

  4. Ciuchami warto się zainteresować bo to fajna zabawa to raz, a po drugie od jesieni zaczyna się Fashion Festival (oprócz tego jest także na wiosnę) – gdzie trzeba ubrać postać tak by pasowała do tematu konkursu (na przykład „Stylowe czerwone ubrania na sezon jesień/zima”) a po trzecie ubrania dają dodatkowy bonus do przyjaźni u osób którym dany ciuch się podoba.

    Jeśli chodzi o combosy to trochę informacji można wycisnąć oglądając regularnie telewizję albo zasięgnąć do rozległej wiedzy internetu (hasła Accesory Combos i Edit Combos) – ogółem są ich trzy typy – założenie odpowiedniego układu biżuterii – w sumie 16 (na staminę można zdobyć gdzieś już koło zimy dopiero jak się odblokuje kupców), umiejscowienie odpowiednich ozdób na farmie (masa różnorodnych bonusów) oraz bonusy za umiejscowienie ozdób na placykach miejskich – tu bonusy są słabe a kombinację trzeba powtórzyć na wszystkich 11 placykach które odblokowuje się z kolejnymi kupcami.

  5. Czyli pewnie grasz sobie na luzie nie zainteresowawszy tematem – prócz 5 kupców bo pewnie Rose Country jest odblokowane zaczyna się wyzwanie na Ice i Tropical country przy którym trzeba spełnić wymogi odnośnie ilości sprzedanych dóbr o takie (oprócz zarobienie 3 milionów golda ale to akurat łatwe):
    Tropical:
    Original mode = 100 tools, 500 seeds, 15,000 farm products, 15,000 cooked recipes, 10,000 processed goods, and 600 clothes
    Seedling mode = 70 tools, 350 seeds, 10,500 farm products, 10,500 cooked recipes, 7,000 processed goods, and 420 clothes
    Ice
    Original mode = 100 fences, 200 decorations, 200 garden objects, 100 streets, 100 furniture, and 100 wallpaper/flooring
    Seedling mode = 70 fences, 140 decorations, 140 garden objects, 70 streets, 70 furniture, and 70 wallpaper/flooring

    i to jest jeden z czasochłonnych celów gry 😛

  6. Grałem na luzie w przerwach od innych tytułów, wtedy HM/SoS sprawdza się najlepiej 🙂 nie zawracałem sobie zbytnio głowy vendorami itd. itp. po prostu sobie farmerowałem z przyjemnością zamiast się wnerwiać co chwila jak w the lost valley 😉 ale dzięki za wyjaśnienie wszystkiego! 😀

  7. Nie grałem we wszystkie HM-y, ale czy w jakimś systemu energii nie było? Ja w każdym razie gram właśnie z tego powodu na poziomie seedling. Do wyzwań są inne gry. No i nie podlewam zawsze dwa razy, wolę mieć dwa razy więcej pola do uprawy. No i energia gra też większą rolę, bo ulepszenia ekwipunku skupiąją sie właśnie na redukcji jej zużycia(zamiast dostawać np. większy AoE)

    Choć miałem obawy do systemu traktowanie 3×3 jako całości, to muszę przyznać, że bardzo ten pomysł mi się podoba. Nie odbiera frajdy z hodowli, a jednocześnie już na początku gry pozwala hodować małe poletko. Wreszcie na starcie czujemy od początku jak farmerzy, a nie działkowcy z dwiema grządkami warzym. W moim pierwszym zbiorze zebrałem kilkadziesiąt sztuk rzepy, a nie 4 jak w ANB. Podobnie dodanie rywali to nie tylko dodatkowe wyzwanie, ale też plus z punktu widzenia imersji. Nie jesteś jedynym farmerem w wiosce, gdzie reszta żyje nie wiadomo z czego.

    Podoba mi się, że nie trzeba też tyle rzeczy ze sobą tachać. Kurnik czy obora mają własne feedery do ciastek i żywności, a chatki produkcyjne specjalne skrzynki dające szybki dostęp do tego co zachomikowałeś w domu, czy umożliwiające szybkie chowanie wyprodukowanych przedmiotów. Podobnie sprzedawcy mogą kupować z twoich skrzynek, więc nie musisz w plecaku nosić pół lodówki na sprzedaż. Z tąd pewnie i wrażenie, że w plecaku jest więcej miejsca.

    Z pewnością fajnie też, że koń w grze jest do czegoś przydatny. Można go łatwo przywołać do gęsto ustawionych punktów, a do tego umożliwia między nimi szybką podróż w zamian za marchewkę. I można go zostawić gdziekolwiek, z łatwością sam wróci do domu. Jedyna wada to, to, że go skrzyżowali z jakimś strasznie przyjaznym kundlem i lubi chodzić za tobą krok w krok, co głównie przeszkadza w pomieszczeniach.

    Grę kupiłem później więc dopiero do jesieni dochodzę. Mam nadzieję, że gra jeszcze mnie w paru miejscach zaskoczy. Co do zwisów to parę razy się zdarzyły, ale nic strasznego. Pewnie AI jest bardzo zaawansowane 😉

    Co do wyzwania dla kupców to drobną podpowiedzią może być, że trawa to farm produkt, suszona trawa to processed goods, a nasiona trawy to… nasiona. No i nawóz też należy do kategorii Tools. Choć kupowanie starych sprzetów od dziadka przez kilka dni też nie jest trudne.

  8. Ja jestem znowu rozczarowany. Bardzo dobrze wspominam Harvest Moon, ba to jedna z moich ulubionych gier. Nie rozumiem dlaczego w nowych odsłonach twórcy usilnie uciekają od jednego masywnego pola uprawnego takiego jakie było W HM’ie na SNES’a. To właśnie owo ogromne pole, które mozolnie czyściliśmy z kamieni oraz pieńków, a następnie oraliśmy i sadziliśmy rośliny było esencją tejże gry. Teraz w kolejnych odsłonach dostajemy jakieś bzdurne kwadraty 3×3 czy inne prostokąty … Co to ma być ja się pytam ? Gdzie w tym urok?

  9. Powiedziałbym, że do systemy 3×3 idzie przywyknąć – po prostu trzeba spróbować i ocenić samemu – moim zdaniem jest to dobre posunięcie – tęskno ci za klasycznym robieniem wszystkiego pojedynczo – masz kilkanaście innych starszych Harvest Moonów. W ten sposób gra oferuje coś innego i stanowi pewną odmianę – a nie „po prostu kolejny taki sam HM tylko wymienili mieszkańców wioski”.
    Jeśli zaś komuś nie podoba się system dodatkowych pól to może go olać – zapewniam, że z biegiem gry miejsca na farmie będzie dużo, ale owe pola są esencją SoS gdyż fabuła zakłada rywalizację pomiędzy farmerami o dostęp do dodatkowych pól które stanowią dodatkowe miejsce i na których rośliny szybciej rosną.

Dodaj komentarz