[Recenzja] Miitopia

Mii powstały dla tego typu produkcji!

[Recenzja] Miitopia

[Recenzja] Miitopia

Tak niewiele gier z poprzedniej generacji zostało Nintendo do przeniesienia na obecnego flagowca. Tym razem padło na Miitopię, czyli eksperyment z gatunkiem jRPG wydany na 3DS-a, w którym to ty i twoi znajomi wcielają się w głównych i pobocznych bohaterów oraz antybohaterów tej historii. Wszystkie gry od Nintendo, są jakieś inne, więc jak zabrali się za kolejny tytuł, to nie mogło tej inności zabraknąć tutaj. Z kluczowych cech gatunku wyrwano kilka rzeczy i postanowiono to polać sosem społecznym o smaku Mii. Jak taki miks się sprawdził, przeczytacie w mojej recenzji Miitopii.

Mii to takie karykatury ludzików, które możemy sobie stworzyć, aby były naszym awatarem w grach. O ile na poprzedniej generacji często można było z nich korzystać, tak na Nintendo Switch ich blask nieco osłabł i wypadły z kręgu adoracji fanów Wielkiego N. Oczywiście mogliśmy je wykorzystać w kilku grach, ale dopiero Miitopia pozwoliła im ponownie stanąć w świetle reflektorów. W grze są one kluczowym elementem, wzbogacającym imersję gracza z tym, co dzieje się na ekranie konsoli, czy też telewizora. Zaczynamy od stworzenia lub przeniesienia siebie do gry, a raczej naszego alter ego w postaci Mii. Możemy sobie zrobić, co tylko chcemy, więc nawet jak nie lubimy samego siebie, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby ratować świat Miitopii z pomocą Wario, Linka czy też Iron Mana. W momentach, kiedy będziemy się udawali na nowy teren, gra poprosi nas o powiązanie nowych postaci z dowolnymi Mii. Nie jestem pewny, jak działa współdzielenie Mii z przyjaciółmi, ale na mojej liście widziałem tylko jednego z moich kilkunastu znajomych (Pozdro Rashef!), mimo że kilku innych znajomków również miało stworzonego własnego Miiludka. Na szczęście z pomocą przyszły Klucze Dostępu (Access Key), które pozwalają nam pobrać Mii stworzone przez innych graczy. Tutaj limitem jest tylko wyobraźnia, a to, co ludzie z całego świata wykombinowali, wystarczy na obstawienie kilkuset podejść do gry. Hulk, Batman, Tingle, Star Fox, 2B, Marnie — o jakim bohaterze popkultury byście nie pomyśleli, to pewnie dacie radę zwerbować go do własnej przygody! Odpowiedni dobór nie jest konieczny, a możemy nawet pominąć ten proces i zaakceptować to, co oferuje nam deweloper. Mimo wszystko warto poświęcić temu odrobinę uwagi, bo to interakcje między Mii są najsilniejszym elementem tej produkcji.

Sami zdecydujemy, kogo spotkamy w Miitopii, ja nawet namówiłem Doneky Konga na rolę listonosza.

Historia jest bardzo prosta i nie powinniśmy się oszukiwać, ta gra jest skierowana do młodego odbiorcy, który jeszcze nie tak dawno myślał, że mu rodzice ukradli nosek. Tak więc na świecie pojawia się Dark Lord (w mojej historii wcielił się w niego Wario), który obrał sobie za cel ugoszczenie chaosu w każdym zakątku Miitopii. Aby to osiągnąć, wykrada twarze mieszkańców i wszczepia je lokalnej faunie i florze oraz innym przedmiotom, przez co te stają się agresywne i sieją popłoch. Główny bohater wraz z trójką towarzyszy (w mojej przygodzie udział wzięli: Iron Man, Nessa z Pokemon i Rashef) ruszają mu naprzeciw, rozpoczynając od misji odzyskania twarzy tubylców. Gracz porusza się po mapie świata od punktu do punktu, a prawie każdy z nich możemy eksplorować. Nasi Mii-bohaterowie poruszają się po linii, czasem tylko wybierając kierunek na rozwidleniu. Poza tym nie mamy żadnej kontroli na trasie i śledzimy krótkie wymiany zdań, aż do momentów, w których to natrafimy na potworki, skarb albo jakieś losowe wydarzenie, które da nam extra banana lub zwiększy zażyłość, którejś pary. Od czasu do czasu natrafimy również na dźwignie, które otworzą drogę do innej ścieżki. Ten element bardzo przypomina ekspedycje z Atelier Nelke, gdzie również nie mieliśmy wpływu na eksplorację. Dzieciom ten element nie powinien przeszkadzać, bo pozwoli im łatwiej zasymilować się z bohaterami, tak doświadczonym graczom może ciążyć brak swobody. Na końcu każdej podróży odwiedzimy Zajazd, w którym rozwiniemy relacje pomiędzy bohaterami, kupimy nowy ekwipunek (tylko jeśli dany Mii o tym pomyśli), nakarmimy bohaterów, podnosząc ich statystyki, weźmiemy udział w ruletce lub grze w papier-kamień-nożyce o nagrody, lub udamy się na dwuosobowy wyjazd integracyjny (nowość względem wersji z 3DS). Do każdego wypadu możemy powrócić, obierając inną drogę i nie pozostawiając żadnego skarbu i przeciwnika na długo bez opieki.

Poza wyborem Mii możemy ustalić jego klasę oraz usposobienie. Miły Mii przegoni wroga z planszy, a lekkomyślny zaatakuje nie tego, co trzeba.

Społeczna gra jRPG daje całkiem spore pole do popisu. Grając, ciągle budujemy relację pomiędzy bohaterami, a to właśnie one stanowią o głównej sile naszej drużyny. Poziom znajomości pomiędzy Mii określa liczba, im wyższa, tym większe korzyści w walce. Zwiększyć zażyłość pomiędzy Miiludkami możemy na kilka sposobów. Głównym jest odpowiednie zarządzanie gospodarką pokojową w Zajeździe, o którym wspomniałem wcześniej. Umieszczając dwóch bohaterów w jednym pomieszczeniu, sprawimy, że ich poziom sympatii wzrośnie. Tak naprawdę to najlepszy sposób na ręczne ukierunkowanie znajomości, bo w pozostałych metodach nie mamy za wiele do powiedzenia. Dosyć istotne na tym polu są wyjazdy za bilety, które dają dużego boosta do poziomu koleżeństwa. Bileciki dostajemy co jakiś czas w listach od napotkanych Mii oraz możemy je wygrać w ruletce. Tak jak wcześniej wspomniałem, im lepsza znajomość, tym lepiej będziemy sobie radzić w walce, a Mii chętniej wchodzą ze sobą w interakcje. Ostrzegają się nawzajem przed nadchodzącym atakiem, dzielą się regenerującym HP bananem, dołączają się do wspólnego ataku, mszczą się po śmierci kolegi i wiele innych. To one nadają tempa starciom i dosyć przyjemnie uzupełniają się z możliwością doboru klas dla naszej drużyny. Tych jest całkiem sporo, od klasycznego maga, rycerza czy też kapłana do takich jak kot, kucharz, czy też czołg. Tak, można być czołgiem i jest przekomicznie! Humoru jest tutaj mnóstwo, głównie za sprawą życzliwości, jaką darzą się nasze ludki. W jednym momencie moja postać dziękowała drugiej, za uleczenie jej, tylko po to, by w następnej turze zapakować go do działa i użyć jako pocisku w dewastującym ataku. Takie zachowania mogą się jednak nie skończyć happy endem, bo Mii mogą się na siebie obrazić i przestaną zachowywać się racjonalnie. Po jakimś czasie oczywiście się pogodzą w Zajeździe w trakcie ckliwej scenki, bo jednak przyjaźń jest najważniejsza!

Banany są smaczne, ale lepiej smakują z przyjacielem.

Sama walka to klasyczna turówka, z tym że kierować możemy tylko głównym bohaterem, więc skuteczność opiera się na kompozycji klas, jaką sobie dobierzemy (kontrolą reszty drużyny zajmie się AI). Dowolnie zmieniać będziemy mogli ją dopiero w końcowych etapach gry, więc powinniśmy pomyśleć zawczasu o odpowiednim balansie. Komend za dużo do wyboru nie mamy, bo to tylko atak fizyczny, skille i przedmioty (banan na HP lub cukierek na MP). Umiejętności są różne dla każdych klas i odkrywamy je wraz z rosnącym poziomem doświadczenia. Poziomy nabiją się bardzo wolno, co wiąże się z małą ilością możliwości do wykorzystania. Z pomocą przychodzi nam koń, który nie tylko nas podwiezie, ale i wesprze w walce. Sami możemy go sobie stworzyć i nazwać (ja swojego nazwałem QŃ). Ten to potrafi przywalić z kopyta i to dosłownie, a jak bardziej się wkurzy to i zarży ognistym podmuchem. Walki szybko stają się powtarzalne, co chyba zrozumieli nawet sami deweloperzy, bo w grze znalazła się opcja automatycznej rozgrywki. Pewnym urozmaiceniem jest możliwość wycofania w walce Mii do bezpiecznego miejsca, w którym zregenerujemy hp oraz wyleczymy się z różnych negatywnych statusów. Poziom trudności tylko kilka razy zmusił mnie do korzystania z tego rozwiązania, szczególnie w potyczce w pewnym Dżinem z lampy. Gdybyśmy sobie jednak nie radzili, to możemy się wspomóc posypkami, które odblokowujemy co kolejne 50 uratowanych twarzy (do końca gry uratowałem ich ponad 1300). Posypki zregenerują HP lub MP, pozwolą na wskrzeszenie postaci, dadzą tarczę lub zrobią z naszego Mii berserka, który bez opamiętania przez kilka rund będzie okładał potężnymi atakami wszystko, co stanie na jego drodze. Nikt się tutaj nie pogubi, a szczególnie nie dzieci, które będą miały pierwszą styczność z jRPG-ami, a obcowanie z mechanikami obecnymi w niemal każdym tytule z gatunku, powinno przygotować je na pełen świat poważniejszych produkcji.

[Recenzja] Miitopia
Pincer to potężny atak od tyłu, a na jego trzecią wersję trzeba mocno zapracować.
Jeśli chodzi o grafikę to widać tutaj ogromny przeskok z oferującego 240p 3DS’a. Przeniesienie gry w wysoką rozdzielczość nie wpłynęło w żaden sposób na jej urok, stworzony świat nadal jest śliczny i plastyczny, a widoczne szczegóły tylko utwierdzają mnie w tym, że to jedna z ładniejszych gier wydanych w tym roku. W trakcie rozgrywki nie ma żadnych problemów ze spadkiem płynności animacji, a doskwierają one jedynie w wyjazdach. Co prawda nie mamy wtedy kontroli nad akcją, ale jednak irytują, bo to w końcu stały element, w którym nic poza Mii się nie zmienia. Sfera muzyczna jak w każdej produkcji od Nintendo prezentuje wysoki poziom. Jest zróżnicowana i idealnie pasuje do tego, jakie krainy odwiedzamy i do tego, co dzieje się na ekranie, a przede wszystkim nie nuży.

Nie wszystko jednak mi tutaj zagrało i w grze znalazło się kilka elementów, które mnie trochę irytowały. Niektóre rozumiem, że były decyzjami podjętymi, aby zadbać o przystępność produktu, czyli niski poziom trudności, nieciekawa eksploracja i ogólna prostolinijność, innych z kolei nie czaje. Nie podoba mi się, że w trakcie historii dwa razy nasz bohater zostaje sam i startuje niemal od zera, tracąc cały postęp. Szybko nas to sprowadza, do pakowania jedzonka tylko w niego, co kończy się tym, że przy naszym robo-copie reszta składu nie rzadko ledwo trzyma się przy życiu. Od połowy gry zaczyna nam doskwierać powtarzalność wydarzeń i o ile z początku są one dosyć zabawne, tak po kilku takich samych interakcjach, stają się one nużące i przycisk przyspieszenia staje się zbawienny.

[Recenzja] Miitopia
Po ukończeniu gry odblokowują się dwie nowe miejscówki, a nowe zadania w Hubie Podróżniczym zapewnią zabawę na wiele godzin.
Ocena
65 Recenzent
Criterion 1
Użytkownicy (0 głosów) 0
Recenzje użytkowników Zaloguj się, żeby oddać głos
Sort by:

Be the first to leave a review.

User Avatar
Verified

Show more
{{ pageNumber+1 }}

Grę dostarczył ConQuest Entertainment – oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce.

3 komentarze

Dodaj komentarz