[Pierwsze Wrażenia] Paper Mario: The Origami King

Niczym Mario i Luigi, Rolnik z Pierrem wybierają się na przygodę w poskładanym, papierowym świecie

rolnik

Seria Paper Mario to dla mnie nie pierwszyzna. Zakochałem się w wersji na fioletową kostkę i później Nintendo zaczęło wyprawiać cuda z tym cyklem, odchodząc nieco od założeń dwóch pierwszych odsłon i rugując elementy RPG. Stety lub niestety, trzeba to przyjąć na klatę i brać, co pan da. Jak prezentuje się Origami King po tych kilku ogranych godzinach? Nadspodziewanie dobrze! Gra wygląda świetnie, zarówno na małym ekranie, jak i dużym. O to nie trudno, biorąc pod uwagę, jaki styl graficzny wybrali twórcy na tę serię. Zapewne nawet jak ją odpalicie za 20 lat, to nie będziecie zgrzytać zębami. Natomiast muzyka, nie jest zła, ale jest dość dziwnie niepokojąca w pewnych momentach. Czasami ma się wrażenie, że gra się w jakiś thriller lub horror. Nie martwcie się jednak, bo dominują bardziej żwawe i skoczne motywy, do których świat Mariana już nas przyzwyczaił.

[Pierwsze Wrażenia] Paper Mario: The Origami King
Pora na przygodę!
Pierwsza kilka godzin gry jest trochę męczące, a to przez liczne wtrącenia, które tłumaczą, jak działa świat gry. Gracz widzi tajemniczy okrąg na ziemi i jak do niego podejdzie, to pojawia się podpowiedź, w postaci jakiego przycisku użyć. Jednak zanim wykonamy czynność, „pomocny” towarzysz wytłumaczy, że mamy tam podejść i nacisnąć np. X na padzie. Dzięki Kapitanie Oczywistość! Szkoda, że Nintendo nie zdecydowało się pozwolić na większą samodzielność graczowi. Podobnie jest w przypadku wszelkich łamigłówek, bo rozwiązanie przeważnie znajduje się w tym samym pomieszczeniu. Może w dalszej części gry się to zmieni, ale wątpię.

Dość kontrowersyjny był nowy system walki. Nie jest to typowy pojedynek turowy według kanonów RPG. Tym razem mamy system pierścienia, którym manipulujemy, aby jak najkorzystniej ustawić mięso armatnie pod nasze ataki. Bardziej przypomina to grę logiczną. Mamy ograniczony czas i liczbę ruchów, podczas którego możemy rotować i przestawiać wrogów. Jeżeli wszystko dobrze zrobimy, to często pojedynek kończy się w pierwszej turze. Jeżeli się nam nie powiedzie, to jedyną konsekwencją jest możliwość otrzymania obrażeń. Jest to całkiem zabawne i jeszcze mi się to nie znudziło. Liczę, że oprócz nowych przeciwników, system też będzie się trochę rozbudowywał. Świetnym przykładem są tutaj pojedynki z szefami. Nadal manipuluje się pierścieniami, ale tym razem nie ustawia się wrogów, ale panele, po których nasz papierowych przyjaciel będzie się poruszał, żeby dotrzeć do centrum. Do tej pory pokonałem dwóch bossów i wydaje mi się, że będzie to najmocniejszy element gry.

[Pierwsze Wrażenia] Paper Mario: The Origami King
Pierścień zagłady Goomby
Do plusów można zaliczyć zadania poboczne. Szukanie Toadów jest bardzo angażujące i często są tak poukrywane, że uśmiech sam pojawia się na twarzy. Oprócz tego mamy poszukiwania trofeów, „łatanie” dziur oraz pogoń za złotymi bloczkami ze znakiem zapytania. Wszystko to jest ładnie opisane procentowo i jak w danej planszy zbierzemy czegoś maksymalną ilość, to otrzymamy stosowny komunikat.

Po pierwszych trailerach sceptycznie podchodziłem do Origami King i myślałem, żeby odpuścić. W końcu to dalej nie jest kontynuacja The Thousand Year Door na jaką fani czekają. Jednak przez te ciągłe porównywanie i oczekiwanie jedynej słusznej formuły, sporo graczy odpuści sobie ten tytuł. I tu moim zdaniem mogą popełniać błąd. Po tych kilku pierwszych godzinach, Król Origami  przekonał mnie do siebie i gra się w to bardzo dobrze, nawet pomimo braku jakiegoś większego wyzwania. Na finalny werdykt przyjdzie jednak czas po ukończeniu. Więc do zobaczenia w kolejnym wpisie podsumowującym grę w formie recenzji.

[Pierwsze Wrażenia] Paper Mario: The Origami King
Ghost of Paper Tsushima

PierreLuc87

Switch to dla mnie konsola pierwszych razy. Pierwszy raz zetknąłem się z takimi seriami jak: Panzer Dragoon, Hatsune Miku, czy też Xenoblades. Nie inaczej jest z papierowym Marianem. Król Origami to pierwsza gra z cyklu, za jaką się zabrałem, więc to będzie najpierwsze z pierwszych wrażeń, jakie zdarzyło mi się napisać. Wiedziałem, że papierowa seria, ma swoje zalążki w zamierzchłych czasach, kiedy to gra jeszcze była w 100% RPGiem. Nowy Marian co prawda zachowuje korzenie, ale owoce, jakie możemy zebrać, różnią się smakiem, od tego, do czego fani RPG się przyzwyczaili. Czytając przed premierą opinie bardzo dorosłych konsumentów, dowiedziałem się, że oczekują oni od Nintendo, aby Król Origami był produkcją, która powróci do pierwotnego planu na rozgrywkę. Nic z tych rzeczy, już po pierwszych zapowiedziach widzieliśmy, jaka krytyka spadła, za wprowadzenie walki „Pierścieniowej”.

Chad Mario z wąsami sprosta każdemu wyzwaniu

Na początku sam byłem do niej sceptycznie nastawiony, ale w końcu przestało mi to przeszkadzać. Wystarczyło, że się nauczyłem poprawnie kręcić kołem (nie potrzeba prawa jazdy, aby zasiąść za tym kółkiem). Bardzo fajnie wypadają walki z bossami, które rozwijają ideę walki pierścieniowej. Oprawa graficzna jak zwykle trzyma wysoki poziom, wiele się na mapkach dzieje, a sama gra jest rajem dla komplekcjonistów. Sam więcej czasu biegałem, szukając Toad’ów, więc Ci, którzy lubią znaleźć wszystko, co tylko gra ma do zaoferowania, spędzą z nią dużo czasu (w tym ja).Słabo według mnie wypada historia, ale dopiero co się rozprawiłem z kredkami, więc jest spora szansa, że jeszcze się rozkręci. Ostatnim elementem, który mnie wręcz zawiódł to ścieżka dźwiękowa. Po takiej marce spodziewałem się więcej i póki co przypadł mi do gustu tylko jeden utwór, ten, który usłyszymy schodząc do kanałów. Przede mną jeszcze sporo wstążek do rozplątania. Póki co wracam do gry, wyczekujcie wspólnej recenzji z Panem rolnikiem, jeszcze w tym miesiącu.

Brak komentarzy

  1. ja nadal jestem rozdarty – wszystko przez ten system walki, niby wygląda on ok ale jeśli wierzyć opiniom krążącym po sieci nie ma większego sensu z niego korzystać (czyt. nie ma sensu walczyć z mobkami, bo poza kolejnymi monetami nic z tego nie ma)

  2. Po ograniu kolejnych godziny też dochodzę do tego wniosku. Walka z mobkami z godzinę na godzinę traci coraz bardziej sens. Nawet twórcy wprowadzają opcję załatwienia niektórych przeciwników już przed samym starciem. Co więcej, Splash Battle też tracą znaczenie, bo później odblokowujemy ataki specjalne, które koszą następną falę do zera. Jednak nie stawiałbym krzyżyka na tej grze, bo dostarcza sporo rozrywki.

Dodaj komentarz