[Felieton] Rok 2015 okiem Rayosa – TOP 5 3DS

W życiu każdego człowieka przychodzi czas refleksji i patrzenia w przeszłość. Często wspominamy stare czasy i to co już bezpowrotnie minęło. Dla mnie rok 2015 był bogaty w nowe doświadczenia, problemy, możliwości, ale przede wszystkim był bogaty w sporą ilość naprawdę dobrych gier, zarówno na konsole Nintendo jak i konkurencji. Jasne, na 3DSa było trochę mało gier w tym roku ale i tak znalazło się parę hitów. Chciałbym Was zaprosić do przeczytania mojego krótkiego podsumowania pięciu najlepszych, moim zdaniem, gier na Wii U i Nintendo 3DS ubiegłego roku. Tekst zostanie rozbity na dwa osobne artykuły dla wygody czytania. W tym skupimy się na grach na Nintendo 3DS, a w kolejnym na Wii U. Każda gra zostanie przedstawiona w formie małej, jedno stronnicowej recenzji. Chciałbym zaznaczyć, że kolejność nie ma tu żadnego znaczenia, każdą grę (z drobnymi wyjątkami) stawiam na równi z pozostałymi. W poniższym tekście znajdziecie sporo gier już przeze mnie zrecenzowanych, więc możecie mieć małe uczucie deja vu. Zabraknie też tu paru gigantów, jak choćby Xenoblade Chronicles X z powodu tego, że albo nie grałem w nie jeszcze w ogóle, albo grałem zbyt mało, by móc cokolwiek powiedzieć na ich temat. Skoro jesteśmy już po przydługim wstępie, to może zaczniemy? Życzę przyjemnej lektury mojego TOP 5!

 

The Legend of Zelda: Majora’s Mask 3D

Dla każdego, kto mnie zna, nie będzie zaskoczeniem fakt, iż The Legend of Zelda: Majora’s Mask 3D znalazło się na tej liście. Jeden z tytułów „startowych” na n3DSa, mający premierę tego samego dnia co Monster Hunter 4 Ultimate i samo New 3DS był długo oczekiwanym przez fanów remakiem. Jako fan serii nie mogłem odpuścić sobie i tej reedycji, która przyciągała mnie swoim mrocznym klimatem i jednocześnie odrzucała, oblewając plecy potem na myśl o Benie. Kim/czym jest Ben? Pokręcona creepypasta, przez którą nie przespałem niejedną noc i zwyczajnie bałem się do gry podejść. Ale jeśli już uruchomiłem Majorę, to moim oczom ukazywała się ponura, jak na gry z serii, otoczka, fabuła i postaci.

The-Legend-of-Zelda-Majora-Mask-3D_5Przygnębiający klimat wręcz wylewał się z ekranu konsoli, a efekt 3D tylko potęgował ten fakt. Oto widzimy, jak Link podczas zwykłej podróży na swoje dzielnej Eponie spotyka na swojej drodze Skull Kida skorumpowanego już mocą maski Majory, który bezczelnie okrada młodego protagonistę z okaryny czasu i konia, co kończy się heroicznym pościgiem zwieńczonym długim spadkiem w dół przepaści. Skull Kidowi jednak mało i zamienia nas w małego Deku. Trafiamy do pogrążonej w śmiertelnym niebezpieczeństwie Terminy, na którą za trzy dni spadnie księzyc, ściągany demoniczną mocą Maski Majory.

Termina, jak już wspomniałem pełna jest przygnębiających historii. Ta odsłona serii jak inna wcześniej skupia się przede wszystkim na masie zadań pobocznych na których wykonanie mamy tylko trzy dni. Naturalnie, gdy w końcu odzyskamy naszą okarynę czasu, jesteśmy w stanie cofnąć się do pierwszego dnia, jednak przy okazji tracąc prawie cały zebrany dotychczas ekwipunek. Gra silnie opiera się na mechanice podróży w czasie, ciągle wywierając na nas napięcie w postaci makabrycznego księżyca ciągle widocznego na niebie świata oraz nieustannie upływającego czasu. Z tego powodu, nierzadko trzeba się śpieszyć z wykonaniem jakiegoś zadania i czasem zwyczajnie może nam go zabraknąć na porządne poznanie samego świata i jego mieszkańców … Doprowadza to też do sytuacji w której zwyczajnie boimy się wejść do jakiegoś dungeonu z obawy na brak wiecznie uciekających minut życia, co może lekko frustrować.

Poza skupieniem się na zadaniach pobocznych i limicie trzech dni w grze, pozostała część to raczej typowa Zelda. Mamy 4 główne dungeony, masę przedmiotów do zebrania, kilkanaście masek, które w tej grze odgrywają ogromną rolę. Cztery maski umożliwiają nam transformację w inną postać, co również odgrywa sporą rolę w rozwiązywaniu zagadek czy pokonywaniu przeszkód.The-Legend-of-Zelda-Majora-Mask-3D_6

Majora’s Mask 3D idąc śladem Ocarina of Time 3D została gruntownie odnowiona. Nie mówimy tu o całkowitej reedycji, ale wszystkie tekstury i lokacje zostały upiększone na wzór OoT 3D. Grafika jest ostra, przyjemna dla oka, cała gra chodzi płynnie i tylko gdzieniegdzie na klasycznym 3DSie zdarzy się jej lekko chrupnąć. Efekt 3D jest bardzo przyjemny i widoczny, a dodatkowo gracze używający Circle Pad Pro bądź New 3DSa mają
możliwość dowolnego manipulowania kamerą dla jeszcze lepszych widoczków. Cała Termina jest dość różnorodna, od klasycznego „pola” w stylu Hyrule Field, po bagna, pustynie czy lodowe góry. Dźwiękowo jest również porządnie, śmiech Skull Kida tak mocno mi się wwiercił w głowę, że nie sposób go wyciągnąć już stamtąd. Muzyka jest typowa dla serii, stoi na wysokim poziomie.

Nie da się ukryć, że Majora’s Mask momentami wygląda i brzmi tak samo jak Ocarina of Time, w końcu obie korzystały z tego samego silnika i assetów. Jednak gdy przymkniemy na to oko i skupimy się na samym gameplayu, ukazuje nam się poważna, ponura i dorosła Zelda pełna świetnych patentów, zabawy, sidequestów i przedmiotów do zebrania. Czy jest to najlepsza odsłona serii? Zdecydowanie nie. Ale czy jest unikalna i na swój sposób niepowtarzalna? Oczywiście! Wprowadza serię na trochę inne tory urozmaicając lekko skostniałą formę serii. Serdecznie polecam każdemu, kto chce zasmakować ciut innej Zeldy.

 

Monster Hunter 4 Ultimate

Tak, tak, wiem. Jestem przewidywalny i to, że na tej liście znalazł się Monster Hunter 4 Ultimate to żadne zaskoczenie. Czwarta odsłona serii z którą zapoznałem się jeszcze za czasów PSP wywarła na mnie ogromne wrażenie i póki Cross nie wyjdzie u nas, MH4U jest bezsprzecznie najlepszą odsłoną Monster Hunter.

Fabuła w Monster Hunterze nigdy nie grała istotnej roli, jednak już od czasów MH3/3U Capcom zaczął coś działać w tym kierunku. Mamy dość sporo cutscenek, sporo dialogów między postaciami i generalnie, faktycznie możemy odczuć, że jest jakaś fabuła w tle i nasze działania popychają ją do przodu. Jakie to są działania? Cóż, zazwyczaj polegają na zamordowaniu/złapaniu wielgachnego potwora, który nas zabije bez problemu byle pierdem. Taki już urok tej serii – bywa straszliwie trudna.

Od istnienia marki Monster Hunter kluczowa mechanika nie uległa zmianie – latamy do tablicy po nowe, coraz to trudniejsze zadania, mordujemy potwory, zbieramy roślinki, łowimy ryby. Wszystko po to, żeby zdobywać coraz to nowe materiały na coraz to lepsze zbroje czy broń. Z każdego potwora na każdym poziomie trudności (low rank, high rank, G rank) leci inny loot, oczywiście z odpowiednią dozą szansy na wypadnięcie, każdemu większemu stworzeniu możemy rozwalić praktycznie każdą część ciała (nawet odciąć ogon jeśli takowy posiada), przez co znowu możemy zgarnąć inne surowce i tak w kółko. Monster Hunter 4 Ultimate niewiele zmienia w trzone rozgrywki, jednak dodaje od siebie parę bardzo fajnych nowychrozwiązań. Przede wszystkim, porzucono nudne i nieciekawe mapy podwodne w których walczyliśmy z podwodnymi bestiami. Oprócz tego, dodano więcej miast w grze, co sympatycznie buduje klimat całości, nowe rodzaje broni, przede wszystkim nowe potwory oraz co najlepsze – system „ujeżdżania” potworów. Od teraz, raz na jakiś czas będziemy mieli szanse wskoczyć na grzbiet potwora i go dźgać nożem w prostej minigrze. Jeśli nam się uda, bestia zostanie powalona i na kilka/kilkanaście sekund będzie wrażliwa na wszystkie ciosy. Bardzo fajna nowość i skłania do bardziej ryzykownego podejścia do walki i korzystania z dużo bardziej wertykalnych map na którym przyjdzie nam walczyć z bestiami. Nasza postać może teraz wspinać się po prawie każdej płaszczyźnie, walczyć na niej, zeskakiwać w dowolnym momencie – wszystko to sprawia, że MH4U stał się bardzo dynamiczny. A gdy nam się znudzi polowanie w samotności, możemy polować z przyjaciółmi, bądź nieznajomymi dzięki dobrodziejstwom sieci bezprzewodowej.mh4

Wraz z MH4U, do mobilnych odsłon serii z hukiem trafiła gra online. Można zakładać własne Guild Halle do których mogą dołączać zarówno znajomi jak i obcy, istnieje prosty komunikator wewnątrz gry (oczywiście nie głosowy) oraz pokaźny zestaw questów tylko dla multiplayera. Oczywiście możemy je wykonywać w pojedynkę, ale „zaleca się” by kończyć je w wielu graczy. Nie powiem, ja, jako człowiek wolący singla świetnie się bawiłem grając online, jednak zdecydowanie lepiej wypada gra ze znajomymi, dodatkowo gadając na skype, niż z obcymi w zupełnej ciszy.

Monster Hunter 4U zdecydowanie nie wyznacza nowych standardów graficznych, jest jednak solidnie wyglądającym tytułem i najładniejszym mobilnym Monster Hunterem. Na New 3DSie chodzi w stabilnych 60 klatkach na sekundę i potwory mają lekko podciągnięte tekstury, jednak na klasycznym 3DSie można bawić się równie dobrze. Gra obsługuje CirclePad Pro dla lepszej kontroli nad kamerą oraz posiada całkiem solidny efekt 3D. Dźwiękowo jak zwykle najwyższa półka, seria w kwestii muzyki i dźwięków nigdy nie zawodziła, a główny motyw brzmi tak dobrze jak za pierwszym razem.

Fanom nie trzeba tego tytułu przedstawiać i namawiać do kupna, jednak gdyby ktoś chciał wejść w świat Monster Huntera – MH4U będzie idealnym do tego miejscem. Czeka na Was kilkaset godzin pokonywania potworów.

 

SteamWorld Heist

Uwielbiam SteamWorld Dig. Przeszedłem go kilka razy, za każdym razem bawiąc się dokładnie tak samo dobrze świetnie czując się w mechanice zaprezentowanej przez ten tytuł. Trochę się obawiałem o całkowitą zmianę konwencji i mechaniki w SteamWorld Heist, jednak z przyjemnością donoszę, że jest równie dobrze, a nawet lepiej niż w Dig! Tylko, że tym razem strzelamy i walczymy o surowce i przetrwanie aniżeli po prostu kopiemy długi tunel w kierunku jądra Ziemi.

Nasz planeta została zniszczona, a ocalałe roboty panoszą się po pustkowiach kosmosu napadając na siebie nawzajem i zgarniając łupy. W tym surowym świecie nie ma miejsca na litość a nam – graczom – przypada w tej sytuacji aktywnie uczestniczyć w wydarzeniach kosmicznych wojaży niejakiej Piper Faraday – zdeterminowanej robo-kobiety, która zrobi wszystko, byle tylko wyjść na swoje. W jaki sposób? Mordując i zgarniając towary oczywiście!

Czwartkowy update – SteamWorld HeistW przeciwieństwie do Dig’a, tym razem bierzemy udział w turowych walkach na losowo generowanych wrogich statkach kosmicznych. Pod naszą władzę zostaje oddana już wyżej wspomniana Piper oraz cała wataha mniej lub bardziej pokrętnych członków załogi jakich możemy po drodze spotkać i rekrutować. Rozgrywka oczywiście dzieli się na tury gracza i wroga, podczas których możemy przemieszczać swoją postać, wykonać atak czy jakąś akcję. Każda z postaci ma własne statystyki, upodobania, specjalnie umiejętności. Każdego członka załogi możemy wyekwipować w zdobyty po drodze bądź po prostu kupiony sprzęt, a w tej kwestii jest w czym przebierać. Mnóstwo rodzajów broni – strzelb, pistoletów, karabinów maszynowych, snajperskich, granatów, czapek, dodatkowych akcesoriów i tak dalej.

Nie wystarczy iż zwyczajnie wybierzemy komendę ataku i wskażemy cel. W tym momencie aktywnie przymierzamy się do wystrzału, więc to, czy trafimy we wroga, czy nie, nie zależy od statystyk danej postaci tylko bardziej od naszego sprawnego oka. Dodatkowo, w grze zaimplementowano bardzo przydatną funkcję odbijania strzałów. Wróg jest schowany za beczką i nijak go nie można dosięgnąć prostą linią strzału? Nic prostszego, wyceluj odpowiednio w sufit, a rykoszet z pewnością trafi nasz cel!

Świat gry jest podzielony na spore mapy z mnóstwem rozwidleń po których możemy się bez przeszkód poruszać, jak np. w Super Mario Galaxy 2. Każda misja jest oznaczona znanym z smartfonów trójgwiazdkowym systemem oceniania, gdzie za każdą zdobytą gwiazdkę dostajemy pewne bonusy, np. do zdobytego doświadczenia. Naturalnie, niektóre misje będą zablokowane, póki nie zdobędziemy określonej liczby gwiazdek. Nasze postaci zdobywają nowe poziomy, jednak nie mamy żadnej ingerencji w to, jakie nowe umiejętności zdobędzie – wszystko dzieje się z automatu.Nintendo_3DS_SteamWorld_Heist_Screenshot_5

Same postacie są podzielone na dość oczywiste klasy, gdzie jedne służą do celów zwiadowczych, inne do kampienia w miejscu i strzałów z odległości, a jeszcze inni to przysłowiowe tanki wchodzące w największe zadymy.

SteamWorld Heist posiada śliczną, ręcznie rysowaną grafikę w stylu Diga. Modele postaci są szczegółowo wykonane, nieźle animowane, poziomy nie powalają skomplikowaniem, ale z racji iż są generowane losowo – są wykonane solidnie i z sensem. Klimat steampunku wręcz wylewa się z konsoli. W barach/sklepach gra miła dla uszu muzyka a w trakcie misji również w tle pobrzdękują przyjemne utwory. Dialogi są podobnie jak w Digu „mówione” dziwnymi mechanicznymi dźwiękami co może czasem irytować.

Zadziwiająco Heist wciągnął mnie jeszcze bardziej niż Dig. Szybkie, kilkuminutowe misje, masa sprzętu do zbierania i bezstresowa gra (można zmienić poziom trudności w dowolnym momencie) sprawia, że do tytułu ciągle chce się wracać i zdobywać wszędzie trzy gwiazdki. Jedynie co może odstraszyć od tego tytułu to cena, ale uwierzcie mi – Warto. Po więcej informacji na temat tej gry zachęcam do przeczytania szczegółowej recenzji Elanczewskiego, o – TUTAJ.

 

The Legend of Zelda: Triforce Heroes

No i znowu Zelda. Dla mnie Triforce Heroes to największa niespodzianka 2015 roku. Od początku zapowiedzi linczowałem ten tytuł za nie bycie pełnoprawną Zeldą a skokiem na kasę, zwykłym multiplayerowym bzdetem. Naturalnie bardzo się myliłem i tytuł ogromnie przypadł mi do gustu.

The Legend of Zelda: Triforce Heroes to część znacznie odmienna od swoich poprzedników i widać to już po samej fabule. Nie ma Zeldy, nie ma Hyrule, ba, zasadniczo to nawet Linka nie ma, a za to mamy trójkę bohaterów tworzących totem, smutnego króla Tufta rządzącego Hytopią i zaklętą w niezdejmowalny dres księżniczkę Stylę. Całe księstwo ma fioła na punkcie mody i wokół niej leży trzon całej rozgrywki – zdobywanie nowych materiałów na nowe kostiumy, które dają nam pewne bonusy.

W tej części nie mamy żadnego otwartego świata, mamy tylko hub z możliwością zakupu nowych strojów i zamek w którym wybieramy interesujący nas tryb gry (single/multiplayer). W zamku zwyczajnie wybieramy interesującą nas lokację, wybieramy na niej dostępny jeden z czterech poziomów, ewentualne modyfikatory i już. Lądujemy na mapie i musimy dojść do jego końca – prosto i wygodnie. Naturalnie, skoro to gra multiplayerowa, gramy z innymi ludźmi, lokalne bądź przez sieć a do komunikacji musi nam wystarczyć prosty system graficznych wiadomości, które możemy wysyłać w dowolnym momencie gry. Jeśli gramy ze znajomymi – jeszcze jakoś idzie to ogarnąć, jednak kiedy gramy z zupełnymi nieznanymi nam osobami, a wśród nich są tacy, którzy kompletnie nie ogarniają mechaniki gry – bywa ciężko.Triforce

Same poziomy są skonstruowane tak, by dało je radę ukończyć tylko poprzez ścisłą współpracę między graczami. Na początku każdego poziomu, każdy z graczy wybiera przedmiot który będzie używał przez cały level, a następnie z ich wykorzystaniem cała trójka będzie musiała pokonywać wymyślne zagadki by dostać się do kolejnego obszaru gry. Czasem na końcu poziomu będzie czekał na nas sub-boss lub boss, na którego również trzeba wymyślić sposób na zabicie.

Gra jest podzielona na w sumie 8 światów, każdy zupełnie odmienny od kolejnego. Każdy z nich składa się z 4 poziomów podzielonych na 4 podpoziomy, a dodatkowo, każdy z czterech poziomów zawiera 3 różne modyfikacje, nie licząc głównego wariantu, więc na dobrą sprawę mamy do pokonania aż 128 poziomów! Daje to masę wieloosobowej zabawy i mnóstwo przedmiotów do zebrania, dzięki którym możemy tworzyć kostiumy dające nam np. więcej serc, potrójny strzał z łuku czy możliwość bezpiecznego przechodzenia przez lawę.

No dobra, ale co jeśli chcemy pograć w pojedynkę? Cóż, tryb dla pojedynczego gracza, to dokładna kalka multiplayera, z tym, że naraz sterujemy jedną postacią, a pozostałe dwie zamieniają się w bezduszne manekiny, między którymi możemy się swobodnie przenosić. Jest to rozwiązanie jakby dodane na siłę, w pośpiechu. Gra wtedy zdecydowanie traci swój urok, bardziej frustruje niż bawi a przede wszystkim niemiłosiernie się wydłuża i zwyczajnie zaczyna nudzić. Polecam tylko dla zdesperowanych ludzi bez przyjaciół do gry (jest Download Play, więc wystarczy jedna kopia gry).

Triforce Heroes jest świetnym tytułem na spotkania w gronie znajomych na spotkaniach StreetPassowych. Wygląda świetnie, brzmi rewelacyjnie, a rozgrywka sprawia masę radości. Nie polecam grania w samotności, a podczas rozgrywki sieciowej trzeba uważać z kim się gra, bo jak jeden z graczy odpadnie, rozgrywka zostaje natychmiast brutalnie przerwana. Jak wspomniałem, jest to dla mnie największe zaskoczenie ubiegłego roku i chylę pokornie głowę za to, że początkowo tego tytułu nie doceniłem. Po bardziej szczegółową recenzję, zapraszam do przeczytania mojego tekstu – TUTAJ.

 

Mario & Luigi Paper Jam Bros.

Piąta odsłona przygód Mario i Luigiego nie zawodzi. Co prawda do pięt nie dorasta genialnemu Bowser Inside Story czy jeszcze wcześniejszych części, ale jest zdecydowanie lepsza od Dream Team Bros. i poprawia sporo błędów poprzednika.

Przede wszystkim, do gry wrócił dobry i niewymuszony humor. Fabuła jak zwykle polega na tym, iż Bowser porywa z czyjąś pomocą księżniczkę i chce zawładnąć Muchomorowym Królestwem. Tym razem ku pomocy przychodzi mu Paper Bowser ze swoją papierową armią przypadkowo uwolnioną z księgi przez niezdarnego Luigiego. Jednak skoro Bowserowi pomaga jego papierowy ekwiwalent, podobnie jest z braćmi Mario, gdzie ku pomocy przychodzi im nie kto inny jak sławny Paper Mario!

Gra nadal korzysta z silnika Dream Team Bros. jednak sama grafika stała się bardziej przyjemna dla oczu. Nie wiem dokładnie co się zmieniło, jednak po prostu jakoś przyjemniej się na to patrzy, a pojawienie się papierowych postaci w tym bądź co bądź trójwymiarowym świecie dodało specyficznego uroku do całości. Podobnie jak w poprzednikach, Mario & Luigi Paper Jam Bros. to dośc liniowe RPG z dynamicznym turowym systemem walki, w którym nie wystarczy bezmyślnie klikać komendy i czekać na ataki wroga. Każdy atak wykonujemy poprzez klikanie odpowiedniego przycisku w odpowiednim momencie by zmaksymalizować siłę ataku bądź w przypadku obrony – uniknąć ataku i skontrować.

W trakcie rozgrywki przemierzymy typowe dla serii światy – od tradycyjnego zielonego pola, poprzez pustynię, lodową górę, gęsty las czy okolice plaży i podziemia. Po drodze spotkamy masę barwnych postaci, znajdziemy coraz to więcej wrogów, zarówno nowych jak i powracających z poprzednich części (i to w papierowej jak i w normalnej formie). Powalczymy z bossami, pogramy w minigry – klasyka serii. To, gdzie gra się wyróżnia to system kart podczas walki.

W pewnym momencie gry, dostajemy do dyspozycji specjalne karty, które możemy zdobywać i kupować do użytku w walce. Każda wymaga określonej liczby punktów do użycia oraz każda z nich spełnia inną funkcję – albo jest to tymczasowe zwiększenie ataku naszych braci, albo jest to zaatakowanie wroga, zdobycie większego doświadczenia i tak dalej. Jest to ciekawy element, jednak momentami zdecydowanie za bardzo ułatwia już i tak prostą rozgrywkę. Kolejną nowością w serii jest system subquestów w których musimy ratować paper toady. W większości miast w grze znajdziemy centrum informacyjne prowadzone przez pracowitych Lakitu, którzy zlecą nam różnorakie zadania na odnalezienie papierowych grzybków. Są ta zadania pokroju zabawy w chowanego, jak najszybszego złapania wszystkich zgub czy po prostu wywalczenie sobie z powrotem zakładników. Niestety zadania często się powtarzają i dość szybko nudzą.

N3DS_MarioLuigiPaperJam_char_05.0.0W tej części oczywiście nie mogło zabraknąć walk gigantów, jednak tym razem ten element został wykonany bardzo słabo. Zamiast rozwiązania podobnego z poprzednich dwóch odsłon serii, mamy coś w rodzaju uproszczonego LBXa, w którym po trójwymiarowym środowisku poruszamy wielką papierową konstrukcją i walczymy z innymi podobnymi, papierowymi wrogami. Sterowanie w tej sekcji gry jest strasznie słabe, same te etapy bardzo frustrują i nie dają żadnej satysfakcji z ukończenia – prędzej ulgi, że to już koniec tego głupiego etapu.

Muzyka jak to w serii jest świetna i momentami bywa epicka. Jak już wspomniałem, humor w grze niejako wrócił na właściwe tory i często zdarzało mi się uśmiechnąć przed konsolą. Nie jest do najlepsza odsłona serii, ale zapewnia godziwą ilość zabawy (poza główną linią gry możemy również grać w inne minigry i walczyć z trudniejszymi wariantami bossów). Jeśli ktoś jeszcze nie grał w żadną część serii – lepiej zagrać w którąś z pierwszych trzech. Jeśli jednak jesteś zaznajomiony z przygodami Mario i Luigiego, wiesz czego oczekiwać od tej odsłony. Tradycyjnie, po bardziej szczegółową recenzję zachęcam do przeczytania mojego tekstu – TUTAJ.

To by było na tyle, oto moje pięć najlepszych gier na 3DSa 2015 roku! Zgadzacie się z moją opinią? Dodalibyście coś do tej listy? A może coś byście zmienili? Czekam na komentarze 🙂 .

2 komentarze

Dodaj komentarz