[Felieton] Pożegnanie, czyli TOP 5 Wii U 2015 według Rayosa

Za oknem od paru dni pogoda jest mocno nijaka, jak nie śnieg, to deszcz, jak nie deszcz, to śnieg, albo deszcz ze śniegiem, albo wieje jak w kieleckim. Dni są coraz dłuższe, a mnie nachodzi coraz więcej refleksji nad minionym rokiem zarówno pod względem życia prywatnego, zawodowego, uczelnianego i growego.

Przede wszystkim, jest to już co prawda wydarzenie z tego roku, ale udało mi się w końcu, z rocznym opóźnieniem i szaloną jazdą bez trzymanki w ostatnim miesiącu, uzyskać tytuł inżyniera. Poza tym, właściwie minął rok odkąd jestem dumnym redaktorem My3DSa i prawie cały zeszły rok zleciał mi pod znakiem Nintendo, zarówno pod względem pisanych tekstów (praktycznie 100% miało związek z Big N) jak i życia, gdyż tradycyjnie organizowałem Street Passy, jeździłem na eventy dla prasy organizowane przez ConQuest Entertainment, współpracowałem ze sklepami i tak dalej. Był to szalony rok, a oprócz tego jeszcze trzeba było zająć się prywatną pracą i znaleźć czas na granie w gry dla czystej przyjemności grania, a nie „zawodowo”. W tym roku trochę rzeczy się zmieniło i zaczęło mnie sporo czynności zwyczajnie męczyć. Raczej nie ma to szczególnego związku z tym, że przybyło mi parę kg, ale raczej chodzi o coś, co prędzej czy później dotknie większość z nas – wypalenie.

Tak zwane wypalenie, czyli zaprzestanie czerpania przyjemności z czynności wykonywanej przez długi czas jest zjawiskiem często spotykanym na świecie. Spotykamy się z artystami, którzy stracili wenę do tworzenia nowej muzyki, widzimy aktorów, którzy nie mają już siły grać, słyszymy o pisarzach, którzy stracili inspirację do pisania. Jasne, czasem to mija, ale czasem radość z wykonywanych czynności bezpowrotnie mija. Tak jak wspominałem, ostatnie miesiące były dla mnie niezwykle ciężkie, przede wszystkim ostatnie dwa, w których musiałem porzucić absolutnie wszystko, łącznie z pisaniem artykułów i nie chodzeniem na własne spotkania streetpassowe na rzecz walki i swój tytuł zawodowy. Ofiara się nie zmarnowała, bo osiągnąłem chociaż sukces w tej kwestii, jednak przy okazji zrozumiałem, że … Nie mogę być dłużej liderem Małopolskich StreetPassów. W końcu oficjalnie to przyznaję, specjalnie przed Wami, dwa tygodnie przed oficjalną emeryturą – MSP ma nowego lidera. Zakładam, że mało z Was w ogóle słyszało o tych spotkaniach, dlatego nie przedłużając, może przejdę do bardziej kluczowej sprawy, która może Was zainteresuje:

W tym tygodniu odchodzę z My3DS.pl

Pomijając ten tekst, pojawi się jeszcze jeden i tym samym zakończę swoją przygodę pisarską na portalu. Czy to znaczy, że całkiem przestanę pisać? Hell no! Nadal będę skrobał artykuły i recenzje, ale już nie tylko samego Nintendo, ale również całej branży ogólnie. Kto będzie chciał, ten znajdzie gdzieniegdzie moje teksty. Chciałbym w tym miejscu podziękować serdecznie Wam za rok czytania moich wypocin, bycia świadkiem moich wzlotów i upadków, lepszych i gorszych tekstów, oraz przede wszystkim za komentarze pod nimi. Każdy jeden z nich był dla mnie niezwykle ważny i cenny i niejako sami mnie kształtowaliście na takiego pismaka jakim jestem teraz. Dziękuję również redakcji serwisu za możliwość uczestniczenia w rozwijaniu portalu.

No, a teraz skoro już pesymistyczny wstęp mamy za sobą, może przejdźmy do mięska tego artykułu, a mianowicie do drugiej części mojej Nintendowej relacji roku 2015. W ostatnim tekście skupiłem się na grach na 3DSa, dlatego w tym opiszę moje ulubione pięć gier roku 2015 na konsolę Wii U. Ponownie, raczej obędzie się bez niespodzianek – 2015 nie rozpieszczał nas szczególnie jeśli chodzi o ilość premier na Wii U, ale za to ilość nadrabiał świetną jakością. Gotowi? No to zaczynamy! Przed Wami moje Top 5 Wii U!

 

Project Zero: Maiden of Black Water

Przyznam się jeszcze raz – bardzo łatwo mnie przestraszyć i z ogromną niechęcia przyjąłem do recenzji kod Project Zero: Maiden of Black Water. Od samego początku czułem, że gra mi zwyczajnie nie podejdzie i będę się straszliwie męczył grając w nią. Tak się jednak nie stało i rozgrywka bardzo mi się podobała, a samo straszenie było tak wyrafinowane i tak subtelne, że z przyjemnością poznawałem mroczne historie góry Hikari.

Jeśli szukacie rozgrywki godnej jump scare’ów z serii FNAF – tego tutaj nie znajdziecie. Dalego tej grze do jakiegokolwiek chamskiego straszenia gracza, a klimat w tej grze jest tak gęsty, że można go dosłownie ciąć nożem. Nie będę się zagłębiał w historię gry, jednak istotnym jest to, że w grę wchodzą duchy, trójka bohaterków, miniówy, mroczny las i jeszcze więcej duchów. Aha, i aparat do walczenia z nimi. Tak jest, w Project Zero kluczową rolę odgrywa aparat dzięki któremu możemy pokonywać nękające nas zjawy.

Raz na jakiś czas przyjdzie nam wyciągnąć aparat (fizycznie wyciągając padlet przed siebie) by porobić zdjęcia pod odpowiednim kątem danemu przeciwnikowi. Dzięki temu jesteśmy w stanie zadać mu obrażenia, by finalnie całkiem się go pozbyć. Naturalnie, w grze istotne jest to jakich klisz używamy oraz to, w jakim momencie/pod jakim kątem uchwycimy naszego spirytualnego wroga. Im więcej uchwyconych obiektów na obiektywie, tym większe obrażenia i mnożnik punktów, a jeśli cykniemy zdjęcie tuż przed atakiem, to uruchomimy tak zwany Fatal Frame, w którym wróg pozostaje całkowicie bezbronny i możemy dowoli przez krótką chwilę czasu zadać mu maksymalne obrażenia. Cała rozgrywka sprowadza się w zasadzie do podróżowania od punktu A do punktu B, walczenia z duchami, zbieraniem przedmiotów i oglądania cutscenek.

WiiU_FatalFrameMaidenOfBlackWater_scrn02_E38

Przerywniki filmowe bywają bardzo klimatyczne, zwłaszcza te, które widzimy czasem po pokonaniu ducha. Przez krótki moment jesteśmy w stanie wejrzeć w wspomnienia nieszczęsnej ofiary i poznać makabryczne przyczyny jej śmierci. Scenki przeplatają się z tymi utworzonymi na silniku gry i prerenderowanymi i obie utrzymują pewien wysoki poziom wykonania.

Skoro już mowa o scenkach na silniku gry, warto wspomnieć, że gra wygląda naprawdę ładnie na Wii U. Wszystkie modele są bardzo szczegółowe, lokacje jak już wspomniałem bardzo klimatyczne i dobrze wykonane. Same duchy zazwyczaj niczym szczególnym się nie wyróżniają a im dalej w kolejne chaptery w grze tym coraz więcej tych duchów się powtarza przez co można odczuć lekkie znużenie. Na pochwałę zasługuje również zaawansowany jak na możliwości konsoli system oświetlenia, który dodatkowo jeszcze potęguje uczucia zaszczucia i nieustającej grozy, dodatkowo wzbogacanej świetnymi efektami dźwiękowymi. Nic tak naprawdę nie straszy, jak ciągłe poczucie lęku, że zaraz coś na zaatakuje. Gra jest doskonała w tym, raz na jakiś czas usłyszymy jakiś dźwięk za plecami czy zza drzewa, czasem coś przed nami przebiegnie. W świątyni w lesie na początkowo pustym korytarzu nagle pojawią się niepokojące lalki, a niektóre z nich mogą nas zaatakować.

Project Zero kuleje trochę w sterowaniu, gdyż jest niezwykle toporne oraz cierpi na bardzo powolne tempo gry. Jasne, to japoński survival horror z krwi i kości jak za dawnych lat, jednak pewnych rzeczy nie mogę mu wybaczyć. Postać porusza się niezwykle ślamazarnie, nawet wtedy kiedy biegnie. Dodatkowo kiedy biega, sterowanie nią jest jeszcze gorsze niż podczas zwykłego spaceru. Każda akcja jest wykonywana niezwykle wolno, przede wszystkim dlatego, że nawet kiedy zbieramy jakiś przedmiot z podłogi, w trakcie trwania animacji podnoszenia może nas zaatakować duch, przez co musimy cały czas być pełni skupienia.

Maiden of Black Water robi wiele rzeczy świetnie. Klimat wycieka z ekranu telewizora i padleta, gra jawnie krzyczy do nas już od splash screena – JESTEM KLIMATYCZNYM HORROREM A NIE PROSTYM JUMP SCAREM! Krzyczy również, że jest typowo japońską gra oferując mroczne klimaty i krągłe dziewczyny w kusych strojach. Jeśli chcecie porządnego horroru w japońskich klimatach – nie zawiedziecie się. Po bardziej szczegółową recenzję, zachęcam do przeczytania mojego tekstu – TUTAJ.

 

Splatoon

Splatatatatatatata! I’m a squid now, I’m a kid now! Staaay freeesh! Splatoon jest zdecydowanie sporym zaskoczeniem ubiegłego roku. Niepozorna głupia strzelanka farbą z dziećmi zamieniającymi się w kałamarnice (a może na odwrót?) zgarnęła nagrodę za najlepszego shootera 2015, fani wręcz oszaleli na punkcie strzelania farbą, a cykliczne darmowe aktualizacje sprawiały, że tytuł stawał się coraz to lepszy bogatszy o nowe mapy, bronie, kostiumy.

Splatoon postacieCzym z grubsza jest Splatoon? Jest to trzecio-osobowa strzelanka wieloosobowa w której strzelamy farbą do innych podobnych nam stworzeń, które mogą przybrać postać dziecka jak i kałamarnicy. Tyle i aż tyle. W tym postapokaliptycznym świecie wykreowanym przez Nintendo nie ma miejsca na ludzi, istnieje tylko wojna o teren. I przy okazji ogromne zainteresowanie modą, trendami, śpiewaniem i imprezami. Bo czemu nie?

Głównym hubem gry jest Inkopolis z którego możemy udać się do trybu dla wielu graczy, zakupić nowy sprzęt, udoskonalić go oraz zapuścić się w kanały do trybu dla pojedynczego gracza. Sam tryb nie jest zwykłą zapchajdziurą z botami, lecz pełnoprawnym fragmentem gry, na ukończenie którego przyjdzie nam spędzić kilka godzin świetnej zabawy, w nagrodę za co dostaniemy całkiem przyjemny sprzęt na start do multiplayera.

Trzonem rozgrywki jest naturalnie sam tryb wieloosobowy w którym przyjdzie nam walczyć na wielu różnorakich mapach oraz paru trybach rozgrywki. W trakcie oczekiwania na mecz możemy zagrać w przyjemną minigierkę na padlecie, a gdy już zaczniemy walczyć, zacznie on nam funkcjonować jako mapa. Najczęściej naszym zadaniem jest pokryć farbą jak największy teren na planszy, w czym aktywnie przeszkadzają nasi przeciwnicy, którzy mają dokładnie takie samo zadanie. Walki o teraz trwają zaledwie trzy minuty podczas których szala cały czas przechyla się to na jedną to na drugą stronę, w zależności od tego, czy obie drużyny są dość mocno ogarnięte.

Do naszej dyspozycji oddano całe zatrzęsienie różnorakich broni, począwszy od tradycyjnych pistoletów na farbę, poprzez karabiny snajperskie, rolki z farbą, wiadra z farbą, wyrzutnie farby, pędzle… wymieniać można długo. Każda broń charakteryzuje się odmiennymi statystykami oraz swoją subbronią – mogą to być jakieś specjalnie granaty, samonaprowadzające się bomby, miny, bazooka czy możliwość przemiany w prawdziwego krakena i niszczenie każdego na swojej drodze przy okazji malując pokaźne połacie terenu.

Oprócz samych broni mamy również ciuchy i ponownie – każdy jeden z nich, zależnie od swojego poziomu (1,2,3) posiada jedną, dwie, lub trzy losowo wybrane perki dla naszej postaci. Możemywiiu_splatoon_e3 więc z ubrań dostać szybszy respawn, dłuższe działanie subbroni, lepszy atak i tym podobne.

To, co wyróżnia Splatoon to świetna ścieżka dźwiękowa. Japoński pop pobrzmiewa w naszych głośnikach w trakcie meczy zagrzewając nas do kolorowej walki o teren, a muzyka w single playerze na długo utkwiła mi w głowie, zwłaszcza ta z walki z finalnym bossem.

Graficznie tytuł prezentuje się naprawdę ślicznie. Wszystko jest barwne, jaskrawe, wesołe i kolorowe. Każda mapa jest unikalna i reprezentuje sobą pewien pomysł i nowe podejście do walki z przeciwnikiem, każdy sprzęt, akcesorium jest ładnie wymodelowane, same postaci są niezwykle urocze.

Splatoon jest bardzo solidną grą sieciową. Co więcej można powiedzieć? Gra się świetnie, sterowanie jest intuicyjne, a rozgrywka krótka i treściwa. Idealnie na krótkie sesje między większymi tytułami.

 

Fast Racing NEO

Brakuje Wam F-Zero czy Wipeouta? Fast Racing NEO skutecznie uzupełnia lukę stworzoną przez absencję tych tytułów! Jeśli chcecie się ścigać z prędkością setek mil na godzinę, to nie zapinajcie pasów – i tak nic z Was nie zostanie jak się rozbijecie.1433331375-fast-racing-neo-2

Fast Racing NEO to straszliwie szybkie futurystyczne wyścigi w których mamy przyjemność wziąć udział. Ta skromna i mała gra cyfrowa potrafi zerwać nam czapki z głów zarówno samą szybkością jak i jakością wykonania. Mamy dostępne 4 różne Grand Prix składające się na 4 trasy na których możemy się ścigać jednym z 10 dostępnych, zupełnie odmiennych od siebie bolidów. Każda z tras jest unikalna i świetnie wykonana, niestety w większości składająca się z prostych odcinków drogi, jednak ich sama jakość bardzo to rekompensuje. Wyścigi w trakcie deszczu meteorytów w przestrzeni kosmicznej, pokonywanie śnieżycy z prędkością dźwięku, unikanie nóg gigantycznych mechów w dżungli, lawirowanie między rozwidleniami i przepaściami – dla każdego coś miłego. A do tego trzeba jeszcze pamiętać, żeby zbierać orby odpowiedzialne za turbo i najeżdżanie na pola przyśpieszające nasz bolid, o ile tylko najedziemy na nie z odpowiednią fazą pojazdu.

Na trasie znajdują się niebieskie i pomarańczowe pola, które dają nam znaczne przyśpieszenie, o ile tylko najedziemy na nie z właściwą fazą. Fazę bolidu zmieniamy dynamiczne za naciśnięciem przycisku, a pola te są tak ułożone na trasie, że musimy ciągle pamiętać nie tylko o tym, że ciągle mamy na ogonie przeciwników, musimy unikać przeszkód na trasie, to jeszcze musimy ciągle skupiać uwagę na zbieraniu małych orbów z turbo i ustawianiu odpowiedniej fazy. Dodatkowo, jak włączymy przyśpieszenie i wpadniemy we wroga, który ma obecnie taką samą fazę jak my, to go na chwilkę wybijemy z prędkości, co ułatwi nam zdobycie podium. A o to jest naprawdę trudno, gra już od najwolniejszej klasy prędkości jest trudna i nie wybacza absolutnie żadnego błędu. Przeciwnicy praktycznie zawsze są szybsi od nas, jeżdżą niemal perfekcyjnie i bardzo trudno jest ich wyminąć.

1433331375-fast-racing-neo-key-shotJak na mała grę cyfrową, Fast Racing NEO prezentuje się wprost fenomenalnie. Gra chodzi w stabilnych 60 FPSach wyświetlając ostrą jak żyletę grafikę. Wizualia są świetne, trasy, jak już wspominałem są pełne detali i akcji dziejącej się zarówno w tle jak i na samej drodze, bolidy, choć mają prostą konstrukcję, również są dobrze wykonane. Jasne, że sporą część rozgrywki widzimy trasę mocno rozmytą ze względu na motion blur, niemniej jak poruszamy się wolniej (czyli około 400 MPH), możemy dostrzec dobrze wykonane detale tras. W głośnikach podczas jazdy pobrzmiewa nam dynamiczne techno/elektro/coś idealnie komponujące się do futurystycznego klimatu całości.

Gdy znudzi nam się już zwykłe jeżdżenie po pucharki, możemy wziąć udział w tradycyjnych dla wyścigów time trialach oraz bardzo hardkorowym trybem, w którym pasek turbo reprezentuje energię naszego statku, podobnie jak w F-Zero czy Wipeoucie, a gdy ten spadnie do zera, to przegrywamy wyścig, podobnie jak wypadniemy z trasy. Jeden błąd i musimy zacząć całość od nowa.

 

Fast Racing NEO posiada również oczywiście tryb online, bardzo szybko można znaleźć chętnych do gry, a sama rozgrywka podobnie jak w single playerze, chodzi bez najmniejszych zgrzytów czy spadków prędkości. Kudosy dla twórców tego tytułu, jak na ekipę składającą się zaledwie z kilku ludzi, odwalili kawał dobrej roboty.

Fast Racing NEO to tytuł świetny i kompletny. 16 dynamicznych tras, wymagająca ale świetna rozgrywka, świetna grafika, pełno ludzi online, stosunkowo niska cena. Jedyne co może od tej gry odrzucić to bardzo wysoki poziom trudności. Po bardziej szczegółową recenzję, zachęcam do przeczytania tekstu naszego czytelnika Kifa – TUTAJ.

 

Super Mario Maker

Co Nintendo robi na 30 lecie swojej największej serii? Czy tworzy długo oczekiwanego Galaxy 3? Czy robi remake Sunshine? Czy tworzy zupełnie nowego Mario w 3D? Nie. Tworzy… edytor poziomów do SMB, SMB3, SMW i NSMBU. Szalone rozwiązanie? Może. Ale jak się sprawdza!

Super Mario Maker jest świetnym i intuicyjnym edytorem poziomów do dwuwymiarowych Mario. Prostota tworzenia leveli na zasadzie „namaluje co mi się podoba w 5 minut” sprawia, że zaledwie każdy może stworzyć jakiś poziom do ulubionej odsłony Mario. Pomijam to, że taki poziom będzie zwyczajnie kiepski, jednak nie jest problem stworzyć coś unikalnego i dobrego.

Cały edytor składa się z dziesiątek dostępnych przedmiotów, które możemy właściwie dowolnie ustawiać na planszy. Super-Mario-Maker-3Począwszy od tradycyjnego terenu, przez klocki do rozwalania, przeszkód a na wrogach kończąc. Wystarczy wybrać interesujący nas element i zwyczajnie „namalować” nim fragment terenu, bądź przeciągnąć wroga na ekran i ustawienie go w interesującym miejscu. Wtedy wystarczy nacisnąć PLAY by błyskawicznie przejść do testowania swojego tworzonego poziomu. W trakcie tworzenia naszego dzieła możemy bez najmniejszych przeszkód przeskakiwać między wybranymi lokacjami z gry (tradycyjny overworld, podziemia, zamek, dom duchów, poziom podwodny i tym podobne) jak i między samym rodzajem gry. Warto wspomnieć, że naturalnie każda z części SMB czymś się wyróżniała na tle innych więc w takim Super Mario World mamy Spin Jump i możliwość rzucania przedmiotami do góry, a w New Super Mario Bros. Oprócz tego, możemy w trakcie tworzenia swojego poziomu stworzyć jego podpoziom poprzez włożenie Mario do rury. Dzięki temu możemy tworzyć bardziej rozbudowane levele pełne sekretów, skrótów i tym podobne, dorównujące designem oryginalnych odsłon przygód braci Mario. Jakby był Wam jeszcze mało, to prawie każdy obiekt w grze możemy potrząsnąć, żeby odkryć jego alternatywę i tak potrząsając zielonym Koopa Troopa otrzymamy czerwonego, z Bowsera stworzymi Bowsera Jr., z kierunkowskazu checkpoint. Do tego jeszcze możemy dołożyć do gry efekty dźwiękowe umieszczając je luźno na planszy, bądź podczepiając pod konkretny obiekt/wroga.

Super Mario Maker sam nas nakłania do przełamywania typowych konwencji gier Mario. Chcesz, żeby z klocka nie wychodziła moneta, a np. duży bom-omb? Nic prostszego, najpierw daj wrogowi czerwonego grzyba, by go powiększyć, a następnie po prostu włóż go do interesującego Cię klocka! Chcesz stworzyć jakiegoś prostego shmupa? Wybierz Clown Cara, potrząśnij nim by wybrać wariant strzelający fireballem i droga wolna! Ustaw automatycznie przesuwający się poziom, poustawiaj wrogów i mamy pięknego shmupa. A może chcesz stworzyć jakiś poziom oparty na abstrakcyjnych zagadkach albo poziom muzyczny, przez który przebiegając rozbrzmiewa jakiś znajomy motyw muzyczny, np. z Star Wars? Możliwości są nieograniczone.

Mario-Maker-2Gdy już skończymy tworzyć swój poziom, możemy go opublikować online, tak by inni mieli do niego dostęp. Jeśli chcemy osobiście go komuś pokazać, musimy mu podać kod tego poziomu, a następnie ta osoba będzie musiała go ręcznie wklepać w swojej grze. Poziomy online wczytują się błyskawicznie, istnieją trzy różne warianty gry online, np. w której mamy 100 żyć na przejście kilku losowo dobranych poziomów, mamy levele od samego Nintendo za które dostaniemy nowe skiny naszej postaci do klasycznego Super Mario Bros. . Mamy również po prostu zwykłą wyszukiwarkę leveli z poziomu strony www na której możemy znaleźć ciekawe dla nas poziomy i je sobie oznaczyć do późniejszego zagrania na konsoli.

Super Mario Maker był strzałem w dziesiątkę. Może to nie jest dokładnie to, czego oczekiwali fani na 30 lecie swojej ukochanej serii, jednak ja osobiście jestem zadowolony. W zalewie ogromnej ilości śmieci i beznadziejnych poziomów znajdziemy mnóstwo unikalnych perełek i świetnych poziomów, których właściwie będzie nieskończona ilość. Zdecydowanie warto zakupić ten tytuł by raz na jakiś czas do niego wrócić i ograć nowe, świetne poziomy, bądź samemu na bieżąco tworzyć.

 

Yoshi’s Wolly World

Yoshi’s Wolly World jest urocze. Jest mięciutkie, wełniaste, słodkie i tak bardzo wesołe, że można rzygać tęczą. Do tego ma prześwietne włóczkowe amiibo które chce się ciągle przytulać. Brzmi świetnie, wygląda bajecznie, a gra się bardzo sympatycznie.

Najnowsze przygody Yoshiego, tym razem sprowadzonego do włóczkowego stwora są solidną platformówką eksploracyjną, idealną do coopa z kimś, kto zbytnio nie interesuje się grami. Na każdym z poziomów gry mamy do znalezienia mnóstwo znajdziek, m.in. 5 kłębów włóczek, dzięki którym możemy odblokować nowy skin dla naszego pociesznego dinozaura, mnóstwo pieczątek, słoneczek, ukrytych chmur i diamencików. W przeciwieństwie do innych topowych platformerów od Nintendo, tutaj zamiast szybkiego pokonywania poziomów liczy się eksploracja.

Wszystkie poziomy zostały tak skonstruowane, że co rusz znajdziemy jakieś ukryte przejście, niewidzialną znajdźkę czy schowaną włóczkę. Poziomy się przechodzi stosunkowo powoli, liżąc ściany i walcząc z wrogami typowym dla Yoshiego sposobem – zjadając wroga i przerabiając go na jajko (tu – na kłębek włóczki) bądź uderzając go wspomnianym już utworzonym orężem. Nasz dinozaur dodatkowo jest na tyle zwinny, że potrafi na chwilę zwisnąć w powietrzu oraz w zależności od sytuacji i poziomu – przetransformować się w zupełnie inny byt, jak np. parasol czy coś w rodzaju kreta, zdolny przekopywać się przez fragmenty ziemi w stylu Dig Dug.Rozkład jazdy –Yoshi's Woolly World_2

Yoshi’s Wolly World jest silnie nastawione na kooperację z drugą osobą nie do końca zaznajomioną z tematyką gier. Przede wszystkim gra jest niezwykle łatwa i bardzo ciężko tu umrzeć. Dodatkowo, we dwójkę znacznie sprawniej się przeszukuje levele i zdobywa wszystkie znajdźki, a przy okazji jest przy tym kupa śmiechu. Jeden gracz w razie czego może połknąć drugiego, przerobić na włóczkę i przenieść przez cały poziom. Gdy jednak jeden z bohaterów zginie, to nic straconego, bo bardzo szybko może się od zregenerować jeśli tylko drugi z graczy nadal żyje. Jakby jeszcze było za mało ułatwień, w grze istnieje system „odznak” które możemy wykupić na czas działania jednego poziomu by jeszcze bardziej ułatwić rozgrywkę, np. dając nam same wielkie kule wełny które przelatują przez wrogów i są zdolne zabić kilku na raz. Jeszcze Wam mało ułatwień? No to co powiecie na tryb Mellow, w którym ma się nieskończoną moc latania?

Jak nazwa wskazuje, cały świat gry jest zbudowany z włóczki, absolutnie cały. Począwszy od samych bohaterów, przez wrogów, poziomy, tła. Jakby się uparł to można stwierdzić, że nawet muzyka została skomponowana z włóczki. Gra ma przecudowny i przeuroczy klimat, Yoshi są niezwykle urocze i słodkie, krajobrazy barwne i kolorowe, podłoga uroczo się zapada pod nami gdy po niej chodzimy, muzyka jest świetna. W moim mniemaniu to strasznie niedoceniona przez innych gra i nie wiem czemu tak jest. Jasne, gra idealnie sprawdza się na krótsze sesje po 2-3 poziomy, bo w końcu zaczyna lekko nużyć, ale nie zmienia to faktu, że gra jest perfekcyjna prawie w każdym calu. Sterowanie jest wygodne i intuicyjne, poziomy świetnie zaprojektowane, muzyka jest nienaganna i wpada w ucho, graficznie jest bajecznie. Serdecznie polecam każdemu fanowi włóczki! Aha, gra korzysta z amiibo, dzięki któremu możecie odblokować jeszcze więcej skinów dla pociesznych dinozaurów!

To by było na tyle moi drodzy! Dlaczego brakuje tutaj np. Xenoblade Chronicles X? Bo jeszcze nie ograłem 🙂 Jak i paru innych znanych bądź mniej tytułów.  Jakie są Wasze ulubione gry na Wii U z 2015? Zachęcam do dyskusji!

8 komentarzy

  1. Chyba miałbym problem z Top 5, bo mało było tych gier (ale w niektórych spędziłem sporo godzin). Ale takie Top 3:

    3. Yoshi’s Woolly World – bardzo przyjemna platformówka. Ładnie wygląda, chce się zbierać znajdźki (co podnosi poziom gry, bo jeśli chce się po prostu przejść jak najszybciej, to można przeć do przodu i niczym się nie martwić) i jest całkiem długa. Muszę wreszcie sprawdzić resztę ciekawych platformersów na Wii U, bo jakimś cudem je ominąłem.
    2. Xenoblade Chronicles X – z dzisiejszej perspektywy chyba nie dałbym tej grze 9, które postawiłem w recce (dlatego nie lubię ocen liczbowych… gdzieś tam sobie pod recenzją widnieje jakaś liczba, a po namyśle jednak dałbyś inną) Są tu elementy przegenialne, jak zwiedzanie nieodkrytych obszarów po raz pierwszy na piechotę albo początek zabawy Skellami (bo potem to powszednieje i wręcz… zubaża grę, bo zamiast zwiedzania powoli na dwóch nogach, po prosu leci się gdzieś i tyle), ale fabuła w porównaniu z jedynką jest marna, postacie nieinteresujące (były zadatki na ich rozwinięcie, ale tak to jest, jak się robi pińcet postaci zamiast kilku), a fetchquestów jest jeszcze więcej. Niemniej i tak przez kilkadziesiąt godzin bawiłem się świetnie.
    1. Splatoon – takie nowe marki to ja chcę, chociaż nie przeszkadzają mi kolejne Zeldy i Mario (jakbym nie chciał grać w Zeldę i Mario, to był grał na innej konsoli :P). Ze 300 godzin pewnie nabite. Fajnie było obserwować, jak z podstawy rozrosło się to do trzech pełnoprawnych trybów i multum broni (chyba aż za dużo, czasem już nie ogarniam jak niektóre działają). Chociaż nadal najbardziej lubię Splat Zones na starych mapach.

    Grałem jeszcze w Super Mario Makera czy FAST Racing Neo, ale… nie, po prostu nie. Są okej, ale nie do Topu nawet, jeśli było pięć gier na krzyż. Project Zero czeka w szufladzie (wyczekuję jakiegoś dobrego momentu), Toada może kiedyś sprawdzę.

Dodaj komentarz