Rozważania o Pokémonowych starterach – część 1 (Kanto)

Czy taki a nie inny starter to dobry wybór? Czy są dla nich jakieś alternatywy? Czy da się bez nich żyć i czy jedne są lepsze od drugich?

Ostatnio jestem na etapie ponownego przechodzenia wszystkich gier z głównej serii Pokémon, jakie pojawiły się na Nintendo Switch. I grając kolejny raz w Pokémon Briliant Diamond, zacząłem zastanawiać się, czy odwieczny wybór trawiasty, wodny i ognisty zawsze powinien taki być i czy w danym regionie są dla niego jakieś alternatywy.

Na początek postanowiłem zajrzeć do starego dobrego Kanto z pierwszej generacji. I jeszcze zanim rzucimy się w wir analizowania cyferek, porównywania Pokédexów i różnego rodzaju rozważań, to chcę zaznaczyć, że będziemy na te Pokémony patrzeć głównie przez pryzmat najnowszej edycji, choć czasem cofniemy się też do wcześniejszych generacji.

W Kanto na start dostajemy trawiastego Bulbasaura, wodnego Squirtle’a oraz ognistego Charmandera. Jasne, jest jeszcze wersja Yellow, gdzie naszym jedynym wyborem był Pikachu, oraz seria Let’s Go, gdzie zależnie od wersji jest to Pikachu lub Eevee.

O tych odstępstwach od reguły podywagujemy jednak później. Na razie skupmy się na oryginalnym trio dostępnym w grach Pokemon Red, Blue i Green.

Odnośnie starterów w Kanto utarło się twierdzenie, że to, którego wybierzemy na początek, definiuje nam poziom trudności gry. I nie da się ukryć, że tak trochę jest. Bulbasaur ma przewagę typu nad pierwszymi dwoma Gymami, w trzecim i w sumie w czwartym ma zwiększoną odporność na ataki. Pod górkę zaczyna mu się robić dopiero u Sabriny, ze względu na swój drugi typ, jakim jest trucizna, która jest wrażliwa na ataki psychiczne, oraz u Blaine’a, gdzie musimy się zmierzyć z Pokémonami ognistymi. Jest to jednak dość daleko w naszej wędrówce po tytuł najlepszego z najlepszych i do tego czasu powinniśmy mieć już w ekipie jakieś inne stworki, które pokryją te akurat słabości. Squirtle to trochę droga środka. Ma łatwo u Brocka, z Misty jest „na równi”, w środkowej części przygody ma trochę więcej problemów, głównie w trzeciej i czwartej sali, po to by pod koniec znów mieć nieco łatwiej Za to Charmander to droga dla wytrwałych. Pierwsze dwie sale mają przewagę nad naszym milusińskim, a potem też nie jest on jakoś super skuteczny. Poza Eriką raczej nie natrafimy na żadną inną salę, gdzie Charmander czy jego ewolucje dawałby nam przewagę typu.

Zostając jeszcze chwilę przy Charmanderze, Charmeleonie i Charizardzie, to są to Pokémony, który przeszły pierwsze zmiany już w wydanej nieco później, ale też grze z tej samej generacji Pokémon Yellow. W odsłonach Red, Blue i Green nasz Charizard, chociaż typu ognisto-latającego, nie był w stanie nauczyć się HM02 Fly – ataku typu latającego, ale także „narzędzia” pozwalającego przemieszczać się pomiędzy odwiedzonymi już miastami w grze. W wersji Yellow już to poprawili i potrafi, choć na jakikolwiek atak latający, którego mógłby się nauczyć, zdobywając poziomy doświadczenia, przyjdzie mu poczekać do drugiej generacji. Nieco inne „podrasowanie” Charmander dostał w remake’ach przy okazji wydania gier z trzeciej generacji, gdzie na dość wczesnym poziomie (jeszcze przed pierwszą ewolucją) uczył się ataku typu stalowego, aby móc łatwo przejść przez pierwszą salę (tylko w Pokémon Fire Red i Leaf Green).

Nie da się ukryć, że akurat w pierwszej generacji starter jest jednym z lepszych Pokémonów danego typu. Oczywiście nie znaczy to, że jak zdecydujemy się na Bulbasaura, to możemy zapomnieć o jakimś dobrym stworku wodnym czy ognistym (w inne strony też to działa). Ba, patrząc na Pokémony tylko przez pryzmat pierwszej generacji i dostępnych tam opcji, często możliwe było złapanie równie dobrych, jak i nie lepszych alternatyw dla każdego ze startowej trójki. Jeśli nie wybraliśmy Bulbasaura, to bardzo szybko możemy spotkać Bellsprouta albo Oddisha, którrzy naprawdę nieźle potrafią go zastąpić. A w późniejszym etapie gry dodatkowo pojawiają się jeszcze Paras, Tangela czy Exeggcute.

Jeśli chodzi o alternatywy dla Charmandera, to dość szybko spotkamy Growlithe’y czy Vulpixy. Natomiast za Squirtle’a… wodnych Pokémonów jest tu pod dostatkiem. Możemy się „sfrajerzyć” i kupić Magikarpia, którego jak już z trudem doprowadzimy do ewolucji na 20 poziomie, to dostaniemy praktycznie maszynę do zabijania, której mało co będzie straszne… Nie mówiąc tutaj o Poliwagach, Staryu, Krabbym czy Slowpoke’u. Na pewnym etapie gry dostajemy też nawet Laprasa. I chociaż pierwsza generacja oferuje jedynie 151 stworków (gdyby pominąć ewolucje, to będzie tego coś koło połowy), to naprawdę niezależnie od tego, na którego z Pokémonów zdecydujemy się na początku, na końcu przygody będziemy w stanie mieć zrównoważoną drużynę, której żadne wyzwanie niestraszne.

Spoglądając na finalne formy naszych milusińskich, nie da się nie zauważyć, że każdy z Pokémonów miał też niejako swoją predefiniowaną rolę w grze. Venusaur jest Special Attackerem, Blastoise ma stawiać na defensywę i wytrzymałość, a Charizard został tym wypośrodkowanym z dużym atakiem i szybkością, ale też relatywnie słabą obroną.

Taki zamysł widać bardzo wyraźnie zwłaszcza wtedy, gdy popatrzymy na to, jak statystyki Pokémonów prezentowały się w pierwszej generacji. Statystyka „Special” nie została wtedy jeszcze rozdzielona na specjalny atak i specjalną obronę. Wyraźnie widać, że u Bulbasaura jest to najwyższa cecha. Squirtle dominuje swoją obroną, a Charmander szybkością. Czy poza typowym trójkątem „kamien-papier-nożyce” miała to być dodatkowa cecha starterów? Trudno dziś powiedzieć, bo druga generacja przyniosła nam znaną do dziś zmianę i rozdzielenie „Special” osobno na atak i obronę, co ogółem wpłynęło na zmiany w statystykach u stworków z pierwszej generacji.

Na koniec spójrzmy też na wydane nieco później Pokémon Yellow. Jest ono nieco zmienioną wersją gier Red, Blue i Green. Miksuje nieco dostępne w tym wydaniu Pokémony i dopasowuje się pod rozkręcające się anime, gdzie główny protagonista zaczyna z Pikachu i dąży do zostanie Mistrzem Pokémon, a na drodze co jakiś czas staje mu Zespół R pod postacią Jessie i Jamesa. Nasz startowy Pikachu jest równie uparty jak ten w anime i odmawia ewolucji. Za to ma nieco inny movestet niż ten z oryginalnych Red, Blue i Green. Czy jest lepszy niż Pikachu z innych wersji? Nie mi oceniać, dla mnie Pokémon Yellow to start przygody z Pokémonami, więc choć mam świadomość wad tej gry, to sentyment pozostał mi do niej spory.

Dodaj komentarz