If there’s something strange
In your neighborhood
Who you gonna call?
Ghostbusters!
If there’s something weird
And it don’t look good
Who you gonna call?
Ghostbusters!
Nah… Better call Luigi!
Luigi’s Mansion 2 HD to remaster gry z konsoli Nintendo 3DS wydanej w 2013 roku. Sporo wody upłynęło od tego czasu. I oto znów mamy przed sobą nowe, ale jednak stare przygody Luigiego. Wydanie na Switcha ma dopisane do tytułu „HD”, co sugeruje, że raczej możemy się spodziewać się remastera HD niż rimejku. Ale czy ulepszona grafika to wszystko, co ma do zaoferowania ten tytuł?
Fabuła gry prezentuje się dość zwyczajnie. Ot, profesor E. Gadd pracuje sobie spokojnie w Evershade Valley, badając duchy, aż tu nagle pojawia się King Boo i rozbija Księżyc znajdujący się na niebie. Bez jego obecności dolinę pokrywa mgła, a duchy stają się agresywne i zmuszają profesora do ucieczki do bunkra. Nie znając żadnego lepszego (i innego) pogromcy duchów niż Luigi, profesor znów postanawia skorzystać z jego oraz naszej pomocy.
Pierwszym, co się rzuca w oczy po uruchomieniu gry, jest poprawiona grafika. No ale w końcu HD w tytule zobowiązuje, więc brak zmian w oprawie byłby dziwny, prawda? Wszystko zostało podrasowane, zrobiło się bardziej szczegółowe i mniej kanciaste. Takie wygładzone i ładniejsze. Każda z pięciu lokacji, jakie przyjdzie nam zwiedzić podczas tej podróży, jest na swój sposób unikatowa. Mamy klasyczną „nawiedzoną posiadłość”, tereny piaszczysto-pustynne, obszar zimowo-lodowy… Jest różnorodnie, ale tak samo było i w wersji na 3DS-a.
Strach ma wielki pasek HP?
Ja od zawsze mówię, że audiofil ze mnie żaden, a mój pierwszy stopień uzdolnienia muzycznego pozwala tylko na to, aby rozpoznać, kiedy coś gra, a kiedy nie, więc tak długo, jak muzyka nie przeszkadza w grze i nie wybija z rytmu, to znaczy, że jest dobrze. I to samo mogę powiedzieć o udźwiękowieniu Luigi Mansion 2 HD. Audio jest ok, buduje taki lekko „straszny” klimat, który bardzo ładnie koreluje z odwagą naszego bohatera. Słychać kraczące wrony, piszczące myszy, działające mechanizmy i przekładnie. Dla mnie jak najbardziej w porządku.
Nie zmieniła się też sama struktura gry. Zawsze zaczynamy w bunkrze, gdzie profesor robi nam małą odprawę odnośnie naszego celu i za pomocą Pixelatora przenosi na miejsce akcji. Po wykonaniu zadania wracamy do bunkra, rozładowujemy nasz „odkurzacz” i wybieramy kolejną misję. Zdaję sobie sprawę, że gra pierwotnie wyszła na 3DS-a i taka struktura gry była poniekąd wypadkową możliwości tamtej konsoli. Nie jest to jakiś wielki problem, no ale po drodze na Switcha dostaliśmy Luigi Mansion 3, które było dużo bardziej otwarte w tej materii i zdecydowanie lepiej maskowało ekrany ładowania, więc tutaj rzuca się to w oczy nieco bardziej.
Złap je wszystkie!
Taki podział na misje sprawia też, że często jak się akurat zaczniemy rozkręcać w danej lokacji i rozpędzać ze zwiedzaniem i rabowaniem… khem… znaczy się zbieraniem poukrywanych wszędzie znajdziek i kosztowności, to akurat kończymy misję i tyle było z całej ekspedycji. Z drugiej strony misje zajmują zwykle od kilku do kilkunastu minut, więc jest to też świetna opcja na to, aby zagrać etap albo dwa w jakieś kolejce czy poczekalni.
Wracając do gry, nie pamiętałem już, jak męczący potrafił być, zwłaszcza na początku, kontakt z profesorem podczas misji. Przed pierwszym zadaniem dostajemy od profesora DS (zwanego później DualScream’em), dzięki któremu profesor może się z nami komunikować. I dzieje się to dość często. Profesor dzwoni, aby sprawdzić postęp misji, zaktualizować cele, czasem coś podpowie. Niestety w wielu przypadkach podpowiedzi są oczywiste – nie przypominam sobie, aby profesor powiedział o czymś, co nie było tak proste do samodzielnego wymyślenia. Dodatkowo czasem ten kontakt jest w takim momencie, że potrafi wybić z imersji.
W całej mojej starej-nowej przygodzie Luigiego tak naprawdę dopatrzyłem się jednej zmiany. Jest to nowy, inny schemat sterowania postacią. Lewym analogiem poruszamy naszym bohaterem, prawym zaś możemy sterować wiązką „odkurzacza” (obracać się itd.). Bez bicia przyznam się, że na początku ten układ mi nie specjalnie mi leżał, ale po mniej więcej 2 godzinach zacząłem naprawdę doceniać jego wygodę.
Grę do recenzji dostarczył ConQuest Entertainment – oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce.
Mam olbrzymi problem z uczciwą oceną tej gry. Z jednej strony jest to pozycja przełamująca hegemonię Mario, którego na Switchu ostatnio było całkiem sporo. No ale z drugiej strony jest to zwykły remaster tytułu, który ma już 11 lat. Formuła zachęca do zwiedzania i eksploracji, ale podział na misje mocno to ogranicza, a co gorsza parę lat temu wyszedł Luigi Mansion 3, który jest dużo bardziej otwartą grą, jeśli idzie o zwiedzanie i zaglądanie w każdy kąt. Remaster jest dobry, ale równie dobry był oryginał. Zostawiam „Warto zagrać” ale z małym zastrzeżeniami. Jeśli część trzecia przygód Luigiego jako pogromcy duchów przypadła ci do gustu, też warto zagrać, choć miej wtedy proszę świadomość, że ta gra ma już 11 lat i niektóre rozwiązania techniczne będą już trącić myszką. Jeśli nie miałeś jeszcze okazji spotkać się z serią Luigi's Mansion, zaczęcie od części drugiej nie jest złym pomysłem. Co prawda nie jest ona tak otwarta jak część trzecia ale całkiem nieźle wprowadza w arkana łapania duchów i rozwiązywania zagadek na jakie możemy natrafić również w części trzeciej. Co więcej dzięki podziałowi na misje możemy cieszyć się grą nawet wtedy, gdy nie mamy zbyt wiele wolnego czasu. Natomiast jeśli ktoś miał już szansę zagrać w Luigi's Mansion 2 na 3DS-ie, to prawdę powiedziawszy, nie ma zbyt wielu powodów, aby sięgać po remaster. Poza poprawioną grafiką i nieco podrasowanym sterowaniem nie znajdziecie tu nic więcej.
Plusy:
- więcej gier z Luigim!
- kolejne Luigi's Mansion na Switchu
- humor oraz zagadki i różne nawiązania
Minusy:
- to praktycznie ta sama gra co na 3DSie
- na Switchu jest już niestety Luigi's Mansion 3
- podział na misje mocno ograniczający możliwość swobodnej eksploracji