[Recenzja] Paper Mario: The Thousand-Year Door

Papierowy Marian powraca w remaku jednej z najlepszych swoich przygód! Czy uda mu się rozwiązać zagadkę tysiącletnich drzwi i ocalić Księżniczkę Peach (oraz przy okazji świat)?

Moja przygoda z papierowymi Marianami zaczęła się w okresie 3DS-a, królował tam wtedy zbierający mieszane oceny Paper Mario: Sticker Star. Gra miała w sobie coś, co mnie przyciągnęło na dłuższą chwilę, i pomimo swoich niedociągnięć zapewniła mi sporo zabawy. Wtedy też pierwszy raz usłyszałem, że to już nie „ten” Paper Mario i poza The Thousand-Year Door żaden inny się już nie liczy.

Nie muszę więc chyba dodawać, że zapowiedzenie remake’u właśnie tej części wywołało u mnie pewną nutkę poruszenia i ciekawości. W końcu to ponoć najlepszy Paper Mario jaki kiedykolwiek powstał. A czy tak jest? Cóż… czuję się w obowiązku powiedzieć, że nie miałem okazji zagrać w żadną z gier z serii Paper Mario przed 3DS-em, więc dla mnie jest to pewnego rodzaju debiut i trochę powrót do czasów, w których gry z tej serii nie były czystym action-adventure.

Ehh ta młodzież.. nic tylko gry im w głowach

Jaki jest zarys fabuły tysiącletnich drzwi? Da się go sprowadzić do tego bardzo standardowego, znanego z praktycznie wszystkich produkcji z Mario w roli głównej. Księżniczka Peach znów została porwana, a Mario musi ją uratować, a przy okazji i cały świat, tym razem znajdując tajemnicze Crystal Stars. Oczywiście w tle dzieje się dużo więcej, jest sporo niuansów oraz humoru, ale w praktyce, jakby ktoś kazał streścić fabułę tej gry w jednym zdaniu, to sprowadza się ona do powyższej sentencji.

Nie żeby coś ale takiego product-placementu to ja jeszcze nie widziałem 😛

Ciekawym rozwiązaniem jest system prowadzenia walk. Gdy rozpoczniemy potyczkę, zostajemy przeniesieni na scenę teatralną, a przed nami siedzi widownia. Sama walka odbywa się klasycznie, w systemie turowym, ale tym razem nie musimy zbierać naklejek czy jakichkolwiek innych przedmiotów, aby wykonać jakikolwiek atak. Tutaj od razy dostajemy do dyspozycji skok oraz walnięcie młotem. Możemy również wykorzystywać przedmioty, a poza tym bardzo szybko dostajemy dostęp do ataków specjalnych. Dodatkowe ataki zdobywamy wraz z postępem fabuły oraz poprzez ekwipowanie odpowiednich odznak. Tak samo jak w innych Paper Mario, Super Mario RPG czy grach z serii Mario & Luigi walki turowe są urozmaicone poprzez tzw. Action Commands, które odpowiednio wykonane sprawiają, że zadajemy większe obrażenia lub otrzymujemy mniejsze.

Zaraz, zaraz… Ty jesteś Smoczycą…

Ciekawostką jest natomiast system rozwoju postaci. Za każdym razem gdy zbieramy 100 Star Points, Mario zdobywa nowy poziom. Nasze HP, FP oraz Star Power zostają odnowione, a dodatkowo możemy wybrać, którą z cech chcemy podnieść: HP, FP (Flower Points, potrzebne do wykonywania silniejszych ataków) czy BP (Badge Points). Te ostatnie są niezbędne, aby móc zakładać dodatkowe odznaki.

Odznaki, bo wspominam o nich kolejny raz, to też dość ciekawa mechanika. Można je podzielić na 3 rodzaje: pasywne, dające dodatkowe ataki oraz kosmetyczne. Odznaki pasywne nie wymagają specjalnego aktywowania i zapewniają efekty, które wspierają naszego bohatera albo towarzysza; odznaki z atakami powiększają pulę ruchów dostępną dla Mario; odznaki kosmetyczne pozwalają z kolei na zmianę ścieżki dźwiękowej na klasyczną czy dźwięków ataku na inne.

I have the Power! Level up, czyli co by tu ulepszyć…

Graficznie nie mogę się do niczego przyczepić. Osobiście nawet jestem fanem takiej rysunkowej oprawy. Na pewno znosi też ona zdecydowanie lepiej próbę czasu i łatwiej „ukryć” potencjalne „niedoskonałości” typu brak 4K i 60fps. A zupełnie poważnie, to osobiście mi taki styl graficzny bardzo odpowiada (może też dlatego i Paper Mario: Sticker Star mi podeszło). Ja nie potrzebuję hiper-realistyczniej grafiki. aby się dobrze przy grach bawić. Widziałem tu i ówdzie jakieś analizy, że ten remake działa tylko w 30 klatkach, a oryginał bez problemu śmigał w 60fps, ale będę z wami szczery – absolutnie mi to nie przeszkadzało.

Ja chcę Super Bowsera!

Cieszy mnie za to niezmiernie fakt, że Nintendo od jakiegoś czasu w swoich remake’ach umieszcza zarówno oryginalną ścieżkę dźwiękową, jak i nową, stworzoną na potrzeby odnowienia. Było tak w Super Mario RPG, gdzie można było sobie ścieżkę dźwiękową ustawić w opcjach, tak samo jest i w Tysiącletnich Drzwiach (tutaj musimy kupić sobie specjalną odznakę za zawrotną kwotę 1 coina). Grałem z oboma wersjami dźwięku i obie świetnie brzmiały. Chyba nie potrafię wskazać, która pasuje mi bardziej.

 

Grę do recenzji dostarczył ConQuest Entertainment – oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce.

Rating Image

Paper Mario: The Thousand-Year Door to dla mnie dobra gra. Dla osób takich jak ja, które nigdy nie miały okazji zagrać w oryginalne Tysiącletnie Drzwi, pozycja ta powinna trafić na listę obowiązkowych. Podejrzewam, że fani oryginału też docenią tę produkcję i będą się świetnie bawić. Jedynymi malkontentami mogą być osoby, do których nie przemawia prezentowana w tym tytule oprawa graficzna, czy takie, które ogółem nie lubią gier action adventure z elementami RPG.

Plusy:

  • humor
  • duża i rozbudowana przygoda
  • różnorodni towarzysze
  • eksploracja świata
  • różnorakie aktywności poboczne i dodatkowe

Minusy:

  • znowu gra z Mario
  • znowu ratujemy księżniczkę i świat
  • eksploracja i backtracking

2 komentarze

  1. W końcu udało mi się po tylu latach skończyć tego Mariana. Jak najbardziej jest to gra warta polecenia, ale niektóre elementy trącą już myszką. Plansze są małe, więc żeby wydłużyć czas gry, jesteśmy zmuszani do backtrackingu w stylu z jednego końca mapy na drugi, żeby coś znaleźć/dostarczyć/zagadać i później lecimy w przeciwną stronę. Obecnie jest to trochę męczące. Współtowarzysze są fajni, ale strasznie jednowymiarowi i nie rozwijają się w trakcie podróży poza swój aktualny problem. O ile system walki jest najlepszy w całej serii, to powolność ładowania mocy gwiazd strasznie wybija z rytmu. Mogli to lepiej zrealizować poprzez skrócenie animacji.

    Tak głębiej się zastanawiając, to Origami King, gdyby nie dziwaczny system walki, byłby najlepszym Papierowym Marianem w serii.

Dodaj komentarz