
Choć seria Splatoon to przede wszystkim rozgrywka wieloosobowa, w każdej części mieliśmy do czynienia także z trybem dla jednego gracza (w dwójce nawet podwójnie, dzięki DLC Octo Expansion). W Side Order, DLC do Splatoona 3 jest podobnie, ale tym razem wszystko zostało podlane roguelite’owym sosem. Niestety ten sos wyszedł nieco mdły, a dodatkowo chyba trochę za długo poleżał w lodówce.
W prologu z pomocą Pearl, idolki z części drugiej, która z jakiegoś powodu zamieniła się w drona, docieramy na 10 piętro wieży i ratujemy Marinę, drugą idolkę z części drugiej. Okazuje się, że przetrzymywała ją istota zwana Order, która ogłasza swój cel, czyli zaprowadzenie porządku w splatoonowym świecie, i wykopuje nas z wieży, która chwilę potem znacznie rośnie. Marina wyjaśnia nam, że znajdujemy się tak naprawdę w wirtualnej rzeczywistości, a żeby przywrócić wszystko do normalności, musimy dotrzeć na szczyt liczącej sobie 30 pięter Spire of Order.
Wieża Trudności, WIeża RogueLITe’ości
Wtedy zaczyna się prawdziwa zabawa. Wchodzimy do windy i poruszamy się piętro po piętrze, na każdym z nich wybierając jedno z trzech wyzwań. Wymagają one spełnienia określonego celu i mogą mieć jeden z czterech poziomów trudności. W realizacji zadań przeszkadzają nam Jelletony – kościano-mechaniczne maszkary w czarnej powłoce przypominające różne morskie istoty, które wyłażą z rozmieszczonych po planszach portali. Jeśli stracimy wszystkie życia, to jak na roguelite’a przystało, podejście się kończy i musimy wspinać się od nowa.

Przy wyborze wyzwania dostajemy chip. To upgrade, który zwiększa nasze możliwości. Chipy mają różne kolory: na przykład czerwone zwiększają zadawane obrażenia czy szybkość strzelania, niebieskie poprawiają naszą mobilność, a zielone usprawniają zdolności Pearl towarzyszącej nam w formie drona. Im więcej chipów tego samego rodzaju mamy, tym dana zdolność jest mocniejsza. Wybierając wyzwanie, musimy więc rozważyć zarówno jego rodzaj i trudność, jak i otrzymywany chip. Czy warto podejść do trudniejszej próby i dostać bardziej pasujący nam chip, czy może lepiej zagrać bezpiecznie? Od poziomu trudności zależy również ilość otrzymywanych membuksów, waluty, za którą możemy kupić chipy czy utracone życia w pojawiających się co jakiś czas automatach.
10 i 20 piętra są wyjątkowe. Nie wybieramy na nich wyzwania, a walczymy z bossem. Jeśli uda się nam go pokonać, dostajemy klucz do szafki. Tych jest kilkadziesiąt i znajdujemy w nich walutę zwaną Prlz (o niej dalej) oraz wpisy z dziennika Mariny, które pogłębiają lore, ale polujemy w nich przede wszystkim na palety. Są to zestawy broni, które możemy wybrać przed kolejnym podejściem do wieży. Za pierwsze pokonanie bossów na 10 i 20 piętrze przy użyciu danej palety dostajemy klucze, które pozwalają nam otworzyć kolejne szafki, zdobyć kolejną paletę, dzięki której możemy zdobyć kolejne klucze, i tak aż do otwarcia wszystkich szafek.

Po zakończeniu podejścia, sukcesem czy nie, zdobyte przez nas punkty przeliczane są na wspomniane Prlz. Za nie kupujemy od Mariny hacki, które ułatwiają i/lub modyfikują kolejne podejścia. Mamy wśród nich zarówno standardowe upgrade’y, jak dodatkowe życia, redukcję otrzymywanych obrażeń czy zwiększanie tych zadawanych przez nas, jak i bardziej oryginalne, takie jak możliwość znalezienia podczas rozgrywki nowych chipów dla drona czy wymiany dostępnych wyzwań na danym piętrze. Możemy sobie nawet wykupić hacka Risky Rewards – jeżeli go włączymy, za udane podejście dostaniemy znacznie więcej Prlz niż normalnie, ale jeśli polegniemy, to nie dostaniemy nic. Z perełkami możemy udać się też do kupca Ciphera i sprawić sobie banner, naklejkę na szafkę czy ubranko do trybów sieciowych.
Kryzys kreatywności i poziomu trudności
Wśród celów do osiągnięcia na każdym piętrze mamy zniszczenie portali, pokonanie uciekających przeciwników, poprowadzenie ogromnych kul bilardowych w określone miejsca, zamalowanie i obronę przed wrogami danego obszaru, zaprowadzenie wieży do celu… długo by wymieniać. Żartuję, wymieniłem wszystkie. Tak, w Side Order jest tylko 5 rodzajów wyzwań. Choć rozgrywają się one na różnych mapach, mogą mieć różny poziom trudności, a czasami także dodatkowe modyfikatory (zgaszone światła, atak torped czy brak drona), to podczas każdego podejścia do wieży dane wyzwanie przerabiamy co najmniej kilka razy. Jak to się stało, że ekipa, która potrafiła wymyślać tak różnorodne i ciekawe zadania w poprzednich trybach dla jednego gracza, zwłaszcza w Octo Expansion, tym razem poprzestała na tak niewielu?

Jeszcze bardziej ubogo prezentują się bossowie. Są ich aż… trzy rodzaje, a to, z którymi dwoma zmierzymy się podczas podejścia do wieży, jest losowe. Dwóch bossów sprawia niezłe wrażenie, ale gdy pokonałem ich już kilka razy, zaczęli mnie nudzić, bo walka z nimi zawsze wygląda praktycznie tak samo. Trzeciego bossa trudno z kolei nawet nazwać bossem – to po prostu klony naszej postaci z różnymi broniami, które próbują nas ubić. Co gorsza, taki „boss” był już w jednym z poprzednich trybów jednoosobowych.
Ponarzekam też na poziom trudności. Wyzwania na kilku, a czasami i kilkunastu pierwszych piętrach są tak proste, nawet bez jakichkolwiek hacków ułatwiających grę, że równie dobrze mogłoby ich nie być. Gdyby pięter było powiedzmy 15, ale od początku były trudniejsze (bo wyzwania na tych dalszych, zwłaszcza między 20 a 30, potrafią dać w kość) zrobiłoby to grze na dobre – podejścia byłyby krótsze, ale bardziej intensywne. A tak to traciłem nierzadko kilkanaście minut na pokonywanie banalnych wyzwań, często nawet w mniej niż minutę. Mój rekord to kilkanaście sekund – wszedłem na planszę, zniszczyłem dwa portale, z których nie wychodzili prawie żadni przeciwnicy, po czym wróciłem do windy. I komu to potrzebne?

Szczerze mówiąc, nie chce mi się przechodzić Side Order wszystkimi broniami. Jasne, mógłbym sobie włączyć tyle hacków, że dotarcie na 30 piętro nie stanowiłoby większego problemu, ale raz już tak zrobiłem i nie było to szczególnie satysfakcjonujące. Może zwyczajnie Side Order nie jest dla mnie, bo nie jestem wielki fanem formuły roguelite, ale niewielką różnorodność wyzwań i niski poziom trudności początkowych pięter zauważaną chyba nawet jej najwięksi miłośnicy. Jeśli Wy również nie lubicie zaczynać od nowa po śmierci, możecie darować sobie cały Season Pass do Splatoona 3, bo oprócz Side Order nie ma w nim nic ciekawego.
Po Hadesie (tudzież zwany Sedesem) Side Order wygląda jak gra wyciągnięta z kosza z tytułami *za piątaka*.
Brak tu czegokolwiek. Gameplay nudny i repetetywny, same mechaniki roguelike wykastrowane do granic możliwości – tak żeby małego Timmiego czasem głowa nie rozbolała podczas grania.
Największym zawodem jest brak kreatywności ze strony nintendo. Nawet muzyka miejscami przypomina kalkę innych utworów (w tym brzdękania z najnowszych Zeld).
Nie wiesz, czy jesteś fanem formuły bo w Side Order jest jej co kot napłakał. Kup sobie Sedes, wtedy porozmawiamy.