Opowiem Wam pewną historię. Było sobie kiedyś niewielkie japońskie studio o nazwie Cing. Po stworzeniu gry dla Capcomu przez kilka lat ściśle współpracowało z Nintendo, tworząc przygodówki na Nintendo DS i Wii. Choć ich tytuły były ciepło przyjmowane zarówno przez recenzentów, jak i graczy, studio popadło w kłopoty finansowe i w 2010 roku złożyło wniosek o upadłość.
Przez wiele lat mogło się wydawać, że to koniec tej historii. Pod koniec ubiegłego roku Nintendo niespodziewanie zapowiedziało jednak Another Code: Recollection, remake dwóch tytułów Cing: Another Code: Two Memories i Another Code: R – A Journey into Lost Memories. Dzięki niemu kolejne pokolenie graczy ma szansę poznać perypetie nastoletniej Ashley Mizuki Robins, a ci, którzy już je znają, mogą je sobie przypomnieć… chociaż z tym przypominaniem sobie to nie do końca prawda. Dlaczego? Czytajcie, to się dowiecie.
Remake pełną gębą
Another Code: Recollection nie jest odgrzanym kotletem, jakich wiele na Switchu. Wręcz przeciwnie, oba tytuły zostały stworzone całkowicie od nowa. Właściwie trudno tu nawet mówić o dwóch grach, bo deweloperzy połączyli obie pozycje w jedną opowieść – po skończeniu „jedynki” od razu przechodzimy do „dwójki” (nie możemy zacząć od sequela).
Two Memories wykorzystywało charakterystyczne funkcje Nintendo DS, czyli dwa ekrany i sterowanie dotykowe – na dolnym ekranie widzieliśmy bohaterkę z lotu ptaka, a na górnym prerenderowane obrazki lokacji, w której aktualnie byliśmy. W Journey into Lost Memories, które ukazało się na Wii, poruszaliśmy się z kolei po z góry wyznaczonych ścieżkach, wybierając, w którą stronę chcemy iść.
W Another Code: Recollection akcję obserwujemy zza pleców bohaterki i możemy eksplorować lokacje do woli. Grafika jest znacznie przyjemniejsza dla oka niż w oryginałach. O ile tekstury podłoża czasem przypominają zupę, o tyle postacie wyglądają świetnie i są bardzo ekspresyjne w trakcie konwersacji. Restaurując obie gry, twórcy zmienili także wiele łamigłówek, dodali dubbing (angielski i japoński) oraz przepisali fabułę, zwłaszcza części drugiej. Nawet jeżeli graliście w oryginały, Recollection będzie więc dla Was w dużej mierze nowym doświadczeniem.
Sekrety opuszczonej posiadłości i malowniczego jeziora
W pierwszej części gry Ashley przypływa na dzień przed swoimi 14 urodzinami na wyspę Blood Edward. Wszystko za sprawą ojca, od którego otrzymała wiadomość, mimo że wszyscy mówili jej, że jest martwy. Spotyka ducha dziecka imieniem D i razem z nim odkrywa sekrety opuszczonej posiadłości rodziny Edwardów, poznając prawdę o swoim ojcu i śmierci swojego kompana. W drugiej części opowieści 16-letnia już Ashley korzysta z zaproszenia ojca i przyjeżdża na kemping nad Jeziorem Juliet. Od razu po dotarciu na miejsce jakiś dzieciak kradnie jej plecak, przez co dziewczyna zostaje wplątana w lokalną intrygę. Próbując ją rozwikłać, poznaje okoliczności śmierci swojej matki, z którą była nad tym samym jeziorem 13 lat wcześniej.
Pod względem rozgrywki Another Code Recollection to klasyczna przygodówka. Zwiedzamy lokacje, wchodzimy w interakcję z elementami otoczenia, czytamy notatki oraz oczywiście rozwiązujemy łamigłówki. W Two Memories skupiamy się na szukaniu kluczy do kolejnych pomieszczeń rozległej posiadłości Edwardów, przy okazji pomagając D przypomnieć sobie wydarzenia z jego życia. Klucze są zwykle ukryte w zmyślny sposób i aby je zdobyć, czasami musiałem rozruszać szare komórki. W Journey into Lost Memories łamigłówki okazały się niestety zbyt łatwe – wskazówki są na tyle oczywiste, że nie ma nawet nad czym główkować. Chyba że nabrałem wprawy w rozwiązywaniu zagadek, poznając pierwszą część opowieści, ale coś mi się nie wydaje.
Jak to w przygodówkach bywa, w grze nie brakuje nieco absurdalnych łamigłówek. Sejf za obrazem otwierający się po ułożeniu talerzy w odpowiedni sposób? Pokój ukryty za kominkiem z otworami na monety? Łączenie kilku kluczy w jeden? Jeżeli takie rzeczy Was odrzucają, to nie jest to tytuł dla Was. Wiedzcie jednak, że mogło być jednak gorzej – w końcu nie musimy zdjąć zacisku z wodomierza, zwabić mewy, by przebiła gumową kaczuszkę, wziąć z mieszkania sznurek, znaleźć wspomnianą kaczuszkę, nadmuchać ją oraz połączyć ze sznurkiem i zaciskiem, aby stworzyć w ten sposób narzędzie do odzyskania klucza ze stacji metra. Tak, to prawdziwa zagadka z gry przygodowej, konkretnie z The Longest Journey.
Spokojnie, zaraz się rozkręci
Choć przejście całości zajmuje kilkanaście godzin, opowieść nie płynie wartko. Trwający około godziny pierwszy rozdział Two Memories składa się głównie z rozmów i cutscenek – właściwa rozgrywka rozpoczyna się dopiero po wejściu do rezydencji Edwardów. Z Journey into Lost Memories mam większy problem, bo większość przygody nad Jeziorem Juliet zwyczajnie mnie wynudziła. Przez kilka godzin kręciłem się po kempingu, pomagałem dzieciakowi, który uciekł z domu, dowiedzieć się więcej o jego ojcu, a co gorsza zostałem wciągnięty w perypetie lokalnej grupy nastolatków, które mało mnie obchodziły i ostatecznie okazały się nie mieć żadnego wpływu na główną historię. Wciągnęły mnie dopiero dwie ostatnie godziny, gdy zmieniła się sceneria i wreszcie zacząłem się dowiadywać czegoś konkretnego o mamie bohaterki.
Gra cierpi również na chorobę często dotykającą przygodówki – „musisz zrobić wszystko dokładnie tak, jak zaplanowali to sobie twórcy”. Na przykład w jednej z lokacji musimy przewrócić szafę, aby utorować sobie dalszą drogę. Mimo że doskonale to widziałem, to gra nie pozwalała mi tego zrobić. Okazało się, że najpierw muszę znaleźć na ścianie świecznik, włożyć do niego świecę i ją zapalić. Problem w tym, że świecznik był znacznie trudniejszy do zauważenia niż sama szafa. Zanim go znalazłem, krzątałem się po całym pomieszczeniu dobre kilkanaście minut, a wbudowana funkcja podpowiedzi powiedziała mi… bym się rozejrzał. Dzięki za nic.
Another Code: Recollection to sympatyczna pozycja, która mogłaby być dobrym wprowadzeniem do gatunku przygodówek… gdyby nie cena. Ponad 200 złotych to kwota zdecydowanie zbyt wygórowana, nawet biorąc pod uwagę, że obie gry wchodzące w skład kolekcji zostały stworzone właściwie od zera. Mam wrażenie, że niższa cena pomogłaby grze z dość niszowego gatunku znaleźć szerszą grupę odbiorców, a tak przypuszczam, że sprzedaż będzie niezadowalająca. Jeśli Nintendo uzależnia od niej remaki Hotel Dusk: Room 215 i Last Window: The Secret of Cape West, pozostałych dwóch przygodówek Cing na konsole „Big N”, obawiam się, że możemy się ich nigdy nie doczekać.
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy Conquest Entertainment – oficjalnemu dystrybutorowi Nintendo w Polsce.