Pika Pi. Pi Pikachu? Pika Pikachu! Pi…. ekhem, przepraszam. Zapomniałem że większość z was nie rozmawia po PikaPolsku. Omówimy dzisiaj studium przypadku znanego w całym świecie Detektywa Pikachu. Ten mały żółty gryzoń wskoczył na kryminalistyczną scenę Ryme City i razem z Timem Goodmanem, synem jednego z naszych lokalnych detektywów, odcisnął swoje piętno na historii miasta, rozwiązując zagadkę Środka R wprowadzającego Pokemony w stan szału. Dziś, dwa lata po tamtej sprawie, podczas tygodnia przyjaźni odbierze z rąk burmistrza nagrodę za zasługi dla miasta.
I wszystko by się udało gdyby nie te przeklęte… Pokemony? Dosyć szybko okazuje się, że pokój nie jest w stanie utrzymać się za długo, a ceremonię przerywa szalejący Corviknight! Na domiar złego kradnie kapelusz naszego detektywa, co zmusza nasz duet protagonistów do działania. Wprowadzenie szybko przypomina nam podstawy działań operacyjnych. Rozmawianie ze świadkami, zbieranie poszlak na miejscu zbrodni i łączenie faktów za pomocą dedukcji – te trzy rzeczy będą stanowić zdecydowaną większość interakcji z grą. Choć gra określona jest jako przygodowa, to w mojej osobistej opinii bliżej jej do interaktywnej noweli. Nie jest to jednak sucha historia bez elementów zręcznościowych. Zdarza nam się doświadczyć kilku sekcji QTE czy skradankowych, ale nie jest ich na tyle dużo, żeby o nich pamiętać pomiędzy instancjami tych segmentów.
Równie okazyjnie przyjdzie nam, rozmawiając z osobami postronnymi, natrafić na zadania poboczne. Niestety bez większej różnorodności ponad „pójdź w miejsce X, znajdź Pokemona Y”. Trochę szkoda, że twórcy nie pokusili się o wprowadzenie jakichś głębszych pobocznych wątków fabularnych. W grze, która opiera się przede wszystkim na fabule i tekście, sprawia to wrażenie niepełnego produktu. Trochę jakby był on pośpieszany, byleby tylko go wydać. Na szczęście główny wątek jest poprawny i dość szybko okazuje się, że pozornie niepowiązana sprawa ma drugie dno i pod koniec gry zamyka nie tylko fabułę tej odsłony, ale też i otwarte wątki swojego poprzednika. Gdyby tylko istniały jakieś trudniejsze zagadki logicznie, które starsi gracze mogliby opcjonalnie włączyć, na pewno zostawiłaby po sobie lepsze wrażenie.
Wrażenie za to zostawia – choć może niekoniecznie takie, o jakie by autorom chodziło – warstwa wizualna. I techniczna. Niestety, nie jest to jedna z najładniejszych gier na Switchu. W zasadzie większość projektu sprawia wrażenie, jakby został przeniesiony bezpośrednio z Nintendo 3DS i tylko puszczony w wyższej rozdzielczości. Czasami wręcz można odnieść wrażenie, że twórcy użyli dokładnie tych samych animacji ruchu co w odsłonie z 3DS-a. W połączeniu z postaciami wyglądającymi jakby się urwały z edytora w Simsach trąci to nieco pikamyszką. Na plus mógłbym powiedzieć, że w przeciwieństwie do niektórych innych gier z serii ta trzyma rozdzielczość i stabilny klatkaż przez cały czas, ale musimy powiedzieć sobie otwarcie, że jest to ustawianie poprzeczki wyjątkowo nisko. Na plus, który nie jest naciągany, powiem, że ścieżka dźwiękowa jest bardzo przyjemna: od nut przywodzących na myśl kliszowe detektywistyczne noir wchodzących w Nowojorski Jazz aż po electro techno. Tworzą one dobry akompaniament i atmosferę. Powiem nawet, że zasługują na trochę lepszą grę. Co nie znaczy, że gra jest zła.
Detective Pikachu Returns to po prostu poprawny tytuł, który docenią zdecydowanie młodsi odbiorcy oraz osoby chcące zamknąć wątki z Detective Pikachu na 3DS. Jak mawiają anglojęzyczni użytkownicy sieci, „not great, not terrible”, co w przekładzie na polski oznaczałoby… „Spośród wszystkich gier Pokemon, ta jest zdecydowanie jedną z nich”? Nie jest specjalnie trudna, nie jest specjalnie długa (100% wszystkich aktywności zajęło mi 16 godzin), nie jest też warta hejtu. Jest natomiast najlepszą grą Pokemon na Nintendo Switch zaraz po New Pokemon Snap, ale to znowu ustawianie poprzeczki dość nisko.
Grę do recenzji dostarczył ConQuest Entertainment – oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce.