[Recenzja] Pokemon Scarlet & Violet: The Teal Mask

Dotychczasowy romans Gamefreaku z DLC nie był specjalnie udany. Czy tym razem klątwa zostanie wreszcie przełamana?

 

Nie będę ukrywał, że jestem BARDZO sceptyczny co do idei wydawania DLC do Pokemonów. Narzekanie na „dexit” zawsze wywoływało u mnie mimowolne przewracanie oczami, ale jeszcze większe powodował pomysł, by przywrócić dostęp do garstki starych stworków za dodatkową opłatą. Expansion Pass do Sword/Shield był drogim i słabym dodatkiem do wyjątkowo słabej odsłony serii. Nie robiłem więc sobie nadziei, że tym razem będzie inaczej.

They see me rollin, they hatin

…no, może jednak robiłem jej sobie odrobinę. Scarlet/Violet miało swoje mniejsze i większe problemy, ale jako całość zapamiętałem je pozytywnie. Jednym z plusów „podstawki” była niewątpliwie fabuła, która pomimo swej prostoty potrafiła zaangażować gracza. Nie inaczej jest w przypadku The Teal Mask. Akcja przenosi nas do przypominającego japońską prowincję regionu Kitakami, gdzie trafiamy wraz ze szkolną wycieczką. Otoczeni górami, polami ryżowymi oraz atmosferą lokalnego festiwalu rzeczywiście możemy poczuć się jak turyści. Dość szybko zostajemy jednak wplątani w historię związaną z lokalnymi wierzeniami i legendami, naszą rolą będzie zaś odkryć kryjącą się za nimi prawdę.

Historia nie jest może zbyt długa ani skomplikowana, ale zdecydowanie przypadła mi do gustu. Game Freak, jeśli tylko chce, potrafi być mistrzem podtekstu. Mamy więc tu rasizm i ksenofobię, morderstwo, brutalną zemstę… wszystko odpowiednio przypudrowane, starczy tylko czytać między wierszami. Nowych postaci pojawia się raptem kilka, ale dzięki temu widzimy, jak stopniowo zmieniają się pod wpływem wydarzeń. Nawet zwyczajowe męczenie buły powtarzającymi się w kółko walkami z jednym i tym samym rywalem ma tu swoje uzasadnienie. Całość kończy się wręcz lekkim cliffhangerem, którego konsekwencje poznamy zapewne w drugiej części dodatku. Tym bardziej szkoda, że jeden z głównych zwrotów akcji został nam zaspoilerowany już w pierwszym trailerze oraz materiałach prasowych.

Wspomnień czar

Trudno jednak, by było inaczej, skoro cały dodatek cechuje wyjątkowy minimalizm. Jak mówiłem, historia jest niezła, ale nadzwyczaj prosta i krótka. W każdym innym RPG-u byłoby to po prostu bardziej rozbudowane zadanie poboczne, których tak bardzo brakuje w Pokemonach. Twórcy oczywiście zdawali sobie sprawę z tego problemu. Czas przejścia Teal Mask jest więc sztucznie wydłużany zmuszaniem nas do biegania z jednego końca regionu na drugi lub też blokowaniem zadań za wymaganiami w stylu „złap ¾ lokalnego Pokedexu” lub „zbierz milion monet”. Biorąc pod uwagę, że Pokemonów w regionie jest dwieście i tylko niecałe dziesięć jest zupełnie nowych, dla wielu może nie być to specjalnie pasjonującym zadaniem. Cóż, przynajmniej nagrody są zwykle warte wysiłku.

Look what they did to my boy

Podobnie przekombinowanym „czasoumilaczem” jest nowa minigierka, w której jeździmy na naszym ~raidonie i zbieramy kolorowe cukierki. Znowu, o ile na papierze wydaje się OK, tak w praktyce jest kompletnie niegrywalna w trybie dla jednego gracza. Jednoczesne zbieranie słodyczy oraz odganianie  złodziei od już zebranych zapasów jest zwyczajnie niemożliwe. Spróbowałem dwa razy, na więcej raczej się nie skuszę.

Być może pewnym pocieszeniem będzie fakt, że eksploracja daje więcej frajdy niż w podstawce. Paldea w Scarlet/Violet często sprawiała wrażenie, jakby wygenerowało ją AI. Brzydkie, puste przestrzenie, miasta-widmo pełne identycznych budynków, nienaturalne krajobrazy upstrzone losowo umieszczonymi obiektami, za to pozbawione interesujących miejsc, do których chciałoby się (i warto było) dostać. Level design w Teal Mask jest o niebo lepszy i spójniejszy, a widoczki naprawdę potrafią cieszyć oko. Dodatkowo tylko połowa mapy związana jest z zadaniami, reszta zaś służy swobodnej eksploracji i poszukiwaniu rzadkich gatunków pokemonów.

Niestety jednak jedna rzecz się nie zmieniła – gra nadal działa fatalnie. Ilekroć na ekranie pojawi się więcej obiektów, rozgrywka zamienia się w pokaz slajdów. Choć oświetlona lampionami festiwalowa wioska wygląda magicznie, nic nie uzasadnia takich spadków wydajności.

Zmierzając z recenzją ku końcowi, musimy porozmawiać o jeszcze jednej kwestii – cenie. Teal Mask to dopiero połowa historii i na razie ciężko stwierdzić, czy dodatek został dobrze wyceniony. Jeśli przeciąć ją na pół i uznać, że obecna przygoda kosztuje nas 70 zł, to są to moje górne granice tolerancji dla tego typu zawartości. Gdyby nowych Pokemonów było chociaż ze dwadzieścia (a powracających więcej niż setka), byłoby to łatwiejsze do przełknięcia. Osobną kwestię stanowi wymuszanie podwójnego haraczu od osób, które posiadają zarówno Pokemon Scarlet, jak i Violet. Każda z nich posiada własną „wersję” expansion passa, przy czym obie różnią się dosłownie dwoma ekskluzywnymi Pokemonami. Żaden z nich nie jest nowy, wszystkie pochodzą z poprzednich części serii.

Jak więc podsumowałbym The Teal Mask? Dużo zależy od waszego stosunku do Scarlet/Violet. „Odzyskanie dostępu” do setki starszych Pokemonów niespecjalnie mnie obchodziło, jednak mechanika łapania stworków w obecnej generacji jest na tyle przyjemna, że po raz pierwszy od czasu Gold/Silver z radością wypełniałem cały Pokedex. Jeśli również tak macie, warto dać dodatkowi szansę. Jeśli jednak chcielibyście go kupić wyłącznie dla historii lub odstrasza was cena, poczekałbym z zakupem do premiery The Indigo Disk. Dopiero wtedy będziemy mieli kompletny obraz sytuacji.

SOON(tm)
Grę do recenzji dostarczył ConQuest Entertainment – oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce.
Pokemon Scarlet & Violet: The Teal Mask
75 Recenzent
Plusy
  • Niezła fabuła
  • Dobrze zaprojektowana mapa
  • Rustykalny klimat
  • Sporo pokemonów do złapania
  • Minusy
  • Dodatek nie jest specjalnie długi
  • Mało nowych pokemonów
  • Problemy techniczne
  • Sporo bactrackingu i powtarzalnych walk
  • Podsumowanie
    Mimo początkowych obaw, The Teal Mask okazało się całkiem fajnym dodatkiem. Fabuła trzyma poziom podstawki, mapę aż chce się zwiedzać. Łapanie pokemonów nadal bawi, choć szkoda że zupełnie nowych jest raptem kilka. Niestety warstwa techniczna nadal leży i nie zanosi się, by kiedykolwiek miała zostać naprawiona. Choć więc nie żałuję wycieczki do Kitakami, bilety na nią mogłyby być zdecydowanie tańsze. O ostatecznej ocenie zdecyduje jednak druga część dodatku.
    Criterion 1
    2
    3

    Dodaj komentarz