Jak się okazuje, Pikmin 4 to niejedyna gra opowiadająca o losach cebulkowych stworzeń wydana w lipcu tego roku. Albowiem już 6. dnia owego miesiąca do eShopu trafiła gra o nazwie Garlic (z ang. Czosnek), która jak sama nazwa wskazuje, nie może mieć bohatera innego niż chłopak o głowie cebuli. Ten wstępniak nie ma sensu? Tak, a o co chodzi? Witamy w Garlicji.
Ale od początku. Kim jest Garlic, osoba? Jak już wspomniałem wcześniej, jest on chłopcem z głową cebuli, który to postanowił pewnego dnia wspiąć się na szczyt boskiej wieży. Każdy śmiałek zdolny podołać temu wyzwaniu dostaje w nagrodę życzenie. A spotkanie po drodze wizji spełniaczki owych życzeń, przepięknej Cyber Bogini, tylko umocniło go w tym postanowieniu. Prosta historia.
Kim z kolei jest Garlic, gra? Jest to przedstawiciel gatunku Precyzyjnych Platformerów. Jeśli do głowy przyszły Ci w tym momencie takie rzeczy, jak Super Meat Boy, Slime San czy Celeste, to wiesz dokładnie, czego się spodziewać. Z tym ostatnim sam mam największe skojarzenia. Podobnie jak Madeline repertuar Garlica–postaci ogranicza się do chodzenia w dwóch kierunkach, skakania i dasha w 8 kierunkach. Odpowiednie używanie walljumpa daje nawet opcję wspinania po ścianach.
Co daje Garlicowi własną osobowość i unikalność to odbicia się od powierzchni. Za każdym razem, kiedy używając dasha, zderzysz się ze ścianą, podłogą, platformą masz możliwość skombowania tego w następny. Jedną z pierwszych technik zaawansowanych będzie uderzenie w podłogę z wybiciem w górę, by skoczyć wyżej niż zwykle. Wyżej nawet niż skok z pionowym dashem w górę. Kluczem do sukcesu będzie łączenie wszystkich opcji ruchu, by skutecznie lawirować pomiędzy przeciwnikami i innymi przeszkodami.
Garlic–gra nie ma dla gracza litości i 90% napotkanych przeszkadzajek zabija postać od razu. Pozostałe 10% powoduje transformację niczym z Wario Land, np. zmuszając postać do prawie niekontrolowanego biegu z płonącą głową, co z reguły także kończy się powtórzeniem pokoju od początku lub ostatniego checkpointa. Trudne, ale nie miałem nigdy uczucia, że gra była przy każdej powtarzającej się śmierci nie fair. Jeśli jakaś frustracja się pojawiała, to wyłącznie w swoją stronę.
Na szczęście platforming trudny jak wszyscy diabli to niejedyne, czego przyjdzie nam w tej grze doświadczyć. Co jakiś czas na oczyszczenie podniebienia dostajemy sekcję z zupełnie innym gameplayem: a to automat w stylu Galagi, a to klikanie w pop-upy, unikając wirusów na komputerze, czy nawet sprzątanie mieszkania przed wizytą. Każda z nich, jeśli będziemy odpowiednio dobrzy, pomoże nam w osiągnięciu szczęśliwego zakończenia – w sposób, którego chyba nie chcę zdradzać. Nie są to sekcje dziecinnie łatwe, wręcz przeciwnie, ale mimo wszystko pozwalają odpocząć od piekielnie trudnych skakanych.
Wszystko to zamknięte jest w bardzo stylowej grafice wprost z epoki 8-bitowych komputerów. Zapewne nieprzypadkowo, gdyż same projekty postaci przywodzą na myśl dzieła Akiry Toriyamy z tamtej epoki: czy to w stroju Garlica będącym kalką z Dragon Balla, czy to w projektach przeciwników kojarzących się z gagowym Dr. Slumpem. Widać, że autor gry czerpał inspiracje i nie razi to ani trochę, a nawet dodaje specyficznego klimatu. W połączeniu z fajną syntezowaną muzyką autorstwa Darvel, można to traktować tylko jako pochwałę. W zasadzie nie jestem w stanie nie polecić tej pozycji nikomu poza osobami nielubiącymi naprawdę trudnych platformówek. Jedyny zawód, jaki mnie spotkał w związku z tą pozycją, to ten związany z własnymi umiejętnościami.
Grę do recenzji dostarczyło PR Hound.
Jestem prostym człowiekiem: w recenzji pada „Wario Land”, dodaję na listę życzeń.
PS Ładny font w tabelce.