[Mini-recenzja] Bleak Sword DX

Mały, ale daje w kość.

Bleak Sword DX
Bleak Sword DX Tabliczka

Jeżeli pomyślimy o grach mobilnych, to pierwsze nasze skojarzenia z pewnością są mikrotransakcje, mało ambitny gameplay i tona reklam. Po części jest to prawidłowa reakcja, ale w zalewie tej tandety da się też znaleźć perełki, które przeczą temu. Jedną z takich pozycji jest Bleak Sword, która pierwotnie zadebiutowała platformie Apple Arcade, a od niedawna dostarcza wrażeń graczom posiadających Nintendo Switch i PC.

W prostocie tkwi piękno

Bleak Sword jest grą akcji z prostą, minimalistyczną oprawą graficzną, zawierająca jednak wszelkie potrzebne detale. Plansze są prezentowane w postaci dioramy i pełnią one funkcję aren, na których toczy się zażarte pojedynki z pojawiającymi się bestiami. Stylistyka jest mroczna, a efekt ten potęguje paleta barw, która jest prezentowana w trzech kolorach: czarnym, białym i czerwonym. Sama grafika jest pikselowata, ale otoczenie jest dość szczegółowe i tworzy to ciekawe wrażenie wizualne. Na plus trzeba też zaliczyć, że środowisko żyje. Trawa i gałązki bujają się na wietrze. Woda tworzy charakterystyczne pierścienie, jeżeli się po niej przejdzie. Szkoda tylko, że w natłoku akcji, rzadko kiedy mamy możliwość nacieszenia oczu tym widokiem.

Ścieżka dźwiękowa i ogólnie całe udźwiękowienie gry jest na bardzo wysokim poziomie. Szczególnie, jak podłączymy słuchawki i usłyszmy dźwięki, które normalnie są słabo albo wcale słyszalne z głośniczków Pstryczka. Tworzy to niesamowity klimat i wręcz czujemy się, jakbyśmy byli w tych złowrogich kniejach czy też wilgotnych lochach.

Bleak Sword DX
Strażak Sam na posterunku!

Same mechaniki zawarte w Bleak Sword są proste. Można by rzec, że zostały one sprowadzone do minimum. Nasz malutki heros ma słaby i ładowany mocny atak, blok oraz unik. Akcje są limitowane przez staminę, więc nie ma możliwości siekania wszystkiego bezmyślnie. Oprócz samoczynnego jej regeneracji możemy ją błyskawicznie odnowić poprzez wykonanie idealnego bloku. Mamy też opcję ulepszania statystyk bohatera oraz możliwość skorzystania z przedmiotów. Maksymalnie możemy mieć dwa na raz i przepadają, gdy nasza postać umrze. I to wszystko. Może nie jest to jakaś imponująca wyliczanka, ale sprawdza się to dobrze. A to za sprawą dobrze przygotowanego bestiariusza.

Piekło to tylko początek

Każdy stwór, który stanie nam na drodze, ma swoje unikatowe zachowanie i animacje. Bardzo dobre poznanie wzorca postępowania danego potwora, będzie naszą najcenniejszą umiejętnością. Bez tego na dalszych poziomach będziemy umierać raz za razem. Kiedy blokować, kiedy wykonać unik, kiedy wyprowadzić serię ciosów, jak podejść, żeby zainicjować konkretny atak – ta wiedza będzie nam niezbędna. Więc odpada wesołe szlachtowanie bez pomyślunku i cierpliwości, na rzecz bardziej rozważnego i uważnego wykonywania ruchów. Chociaż czasem i to nie wystarczy, bo ostatnie poziomy swoją trudnością mogą doprowadzić do białej gorączki niejednego śmiałka.

Bleak Sword DX
Grzybobranie zimą to sport ekstremalny

Czasem nie tylko wrogowie będą nam zachodzili za skórę. Konstrukcja niektórych plansz jest tak przemyślana, że nie walczymy tylko z przeciwnikami, ale też z otoczeniem. A to powierzchnia jest śliska albo piekielny płot ogranicza nam widoczność, czy też strzelający przeciwnik znajdzie się w takim miejscu, że nie będziemy go wstanie dosięgnąć. Trzeba przyznać, że twórcy kreatywnie podeszli do wymyślania coraz bardziej utrudniających plansz.

Ogólnie mam trochę problem z oceną gry, bo z jednej strony brakowało mi trochę większej głębi w tym wszystkim, ale z drugiej strony w prostocie też tkwi piękno i po co nam kolejny roguelike z podobnymi założeniami? Twórcy More8Bit stworzyli dopracowany produkt, który z pewnością przypadnie do gustu graczom, którzy lubią wyzwania i powtarzać kilkudziesięciokrotnie ten sam poziom, aż uda im się przełamać swoje słabości, żeby go ukończyć. Sama gra nie jest jakaś długa i główny wątek można ukończyć w okolicach 5 godzin. Na Switcha i Pecety trafiła wersja DX, która zawiera dodatkowe tryby oraz klasyczną kampanię, która troszkę się różni od wersji DX. Więc na upartego ten czas można wydłużyć nawet dwukrotnie. Na plus trzeba także zaliczyć cenę, która nie jest wygórowana i zamyka się w cenie dobrego kebaba i napoju.

Grę do recenzji dostarczył Cosmocover.

80 Recenzent
Plusy
  • + Poziom trudności...
  • + Świetna prezencja i klimat
  • + Prostota
  • Minusy
  • - ..który dla niektórych może być za wysoki
  • Podsumowanie
    Udany indyk, który będzie nie lada wyzwaniem dla każdego. Jeżeli lubicie się trochę natrudzić, żeby osiągnąć sukces, to śmiało atakujcie, bo się nie zawiedziecie.
    Criterion 1
    2
    3

    Dodaj komentarz