Sent:
Obecnie kończę tutorialową wyspę. Nie zaszedłem więc zbyt daleko, ale widzę już pewne trendy.
Przede wszystkim bardzo podobał mi się interaktywny wstęp do historii. Mam wrażenie, że już teraz widzieliśmy więcej scenek i fabuły, niż przez całą poprzednią grę. Zaczęło się grubo i dramatycznie. Mam nadzieję, że reszta TotK utrzyma ten poziom.
Jeśli zaś chodzi o sam tutorial… cóż, nie będę ukrywał, że część moich obaw, póki co się potwierdza. Gra, póki co BARDZO przypomina BOTWa, nie ma więc tego „powiewu świeżości” nieskrępowanej eksploracji. Z drugiej jednak obszar startowy wydaje mi się dużo bardziej liniowy niż w poprzedniczce. Wysepka przypomina bardziej rozległy dungeon pod otwartym niebem niż typową piaskownicę.
Powyższe wrażenie pogłębiają nowe mechaniki. Rozgrywce brakuje takiej jakby, hm, płynności. Co chwila jesteśmy zmuszani, by się zatrzymać i wykminić, jak przedostać się na drugą stronę rozpadliny, jeziorka czy szczyt pagórka. Nie powiem, crafting jest przyjemny i widzę w nim spory potencjał. Wszystkie nowe zdolności są ciekawe i dają olbrzymie możliwości. Z drugiej jednak strony momentami czuję się, jakbym grał w grę logiczną zamiast w przygodówkę. TotK wymaga sporo myślenia i kombinowania nawet przy najprostszych czynnościach. Z tego powodu rozgrywka momentami drastycznie zwalnia, a nawet wręcz przytłacza i sprawia wrażenie skomplikowanej na siłę. Już teraz niekiedy przestaje mi się chcieć wchodzić na każdy pagórek w poszukiwaniu fantów, jeśli widzę, że wymaga to ode mnie konstruowania przez 5 minut kolejnej drabiny z rzędu, zaś nagrodą jest kolejny śmieciowy opal.

W efekcie, zamiast relaksować się przygodą, po sesji z TotK czuję się wręcz psychicznie zmęczony. Nie pomaga też mój „nawyk zbieracza”, który każe mi gromadzić wszelkie kapsuły z maszynami „na czarną godzinę” (…która zapewne nigdy nie nadejdzie), przez co każda skonstruowana przeze mnie maszyna wymaga więcej zachodu i kombinowania, niż powinna.
Jednocześnie jednak każda pokonana przeszkoda, każde wymyślone przeze mnie urządzenie oraz zbudowana kładka napawają mnie dumą. Liczę więc, że z każdą kolejną godziną moje maszyny będą powstawać szybciej i z większym polotem. Nadal nie wiem do końca co myśleć o TotK, ale na pewno chcę zobaczyć, co będzie dalej. Do następnego odcinka zatem!
Elan:
Zaszedłem trochę dalej niż Sent, bo dawno opuściłem już pierwszą wyspę i mam za sobą nawet pierwszy dungeon.
Co ja wam mogę powiedzieć… kurde, ale brakowało mi takiej gry! Jasne, Tears of the Kingdom bardzo przypomina Breath of the Wild, ale na tyle różni się od poprzedniczki, że nie mam wrażenia wtórności. Moce, którymi dysponuje tym razem Link, są zupełnie inne i nadają rozgrywce świeżości. Najczęściej korzystam z Ultrahand, które pozwala przenosić przedmioty i łączyć je ze sobą. Najbardziej podoba mi się jednak możliwość przenikania przez sufity… o której zresztą ciągle zapominam, przez co niepotrzebnie próbuję innych rozwiązań. Swoją drogą, podczas pisania tego tekstu zorientowałem się, że Ultra Hand to nazwa zabawki Nintendo z lat 60. Miłe nawiązanie.
Uczucie przygody podczas zwiedzania Hyrule w Tears of the Kingdom trudno porównać mi do innej gry, oczywiście oprócz poprzedniczki. Na razie aktywowałem kilka wież i odkryłem nieco mapy, ale przede mną jeszcze mnóstwo obszarów do zbadania. Gra ponownie nie atakuje nas znacznikami, zamiast tego pozwalając nam eksplorować świat w bardziej naturalny sposób, a więc w oparciu o to, co widzimy w terenie i na mapie. W oddali coś się świeci? Na mapie widać ciekawie uformowany teren? Idziem tam!

Zgadzam się jednak z Sentem, że momentami Tears of the Kingdom bardziej przypomina grę logiczną niż Zeldę. Choć łamigłówki od zawsze były nieodłącznym elementem serii, deweloperzy – dając nam tak duże możliwości manipulowania otoczeniem – miejscami nieco przesadzili z poziomem ich skomplikowania. Któregoś dnia siedziałem w jednym ze shrine’ów dobre pół godziny, ale i tak nie wymyśliłem, jak go przejść. Wróciłem do niego następnego dnia, bo wpadł mi do głowy pewien pomysł, ale okazało się, że to nadal nie było to. O ile tę zagadkę mogę pominąć, obawiam się, że zablokuję się w którymś z dungeonów i ze względu na swoją brak intelektualne niecierpliwość będę musiał skorzystać z poradnika, czego bardzo chciałbym uniknąć.
Mam też zastrzeżenia do sterowania. Próba obrócenia przedmiotu za pomocą Ultrahand potrafi doprowadzić do szewskiej pasji. Dopiero wczoraj dowiedziałem się, że wciskając ZL, można wypoziomować przedmiot, co trochę pomaga, ale nie rozwiązuje w pełni problemu. Poza tym konieczność każdorazowego wejścia do menu, żeby nadać efekt strzale, jest strasznie męcząca. Brakuje jakiegoś kółka, do którego moglibyśmy przypisać najczęściej używane kombinacje.
Poza tym bawię się jednak świetnie. Okrutnie wciągnąłem się w Tears of the Kingdom i mam nadzieję, że ten stan utrzyma się przez kilka następnych tygodni.
PierreLuc87:
Ja moje wypociny piszę kilka dni później niż panowie powyżej. Ponieważ nikomu nie chciało się dokończyć wpisu, to skorzystałem i podzielę się swoimi spostrzeżeniami, jako osoby, która w BotW nie grała.
Tears of the Kingdom zaskoczył mnie w kilka aspektach. Pierwszym jest cisza. Tyle słyszałem, że w grze usłyszę taką niesamowitą ścieżkę dźwiękową, a latam sobie po Hyrule, a tam cisza. Co najwyżej słyszę tylko głosy wydobywające się spod moich butów „IMPA, IMPA, IMPA”. Nie no zgrywam się hehe, muzyka odpala się, jak coś się dzieje i daje radę. A cisza w sumie działa elegancko, bo zdarzyło mi się już ze trzy razy przy grze zasnąć i nic mnie nie obudziło.
Tempo rozgrywki zależy wyłącznie od nas, więc ja otwarto światowy maniak, zacząłem od męczenia się z odblokowaniem całej mapki Hyrule i przestworzy nad nim. Pierwsze 3 wieże poszły dosyć sprawnie, ale później nie dałem rady. Zdecydowałem się nafaszerować Linka viagrą i zrobiłem 50 świątyń. Od tamtego momentu, Link był w stanie znacznie dłużej utrzymać się w pieszych i lotniczych przechadzkach, a ja mogłem na spokojnie dalej odkrywać mapę. No i odkryłem całą, cóż to za widoki, a te pochowane strzały w skrzynkach, mówię wam GRA ROKU PAŃSKIEGO 2023 (zaraz po Harrym Potterze, Street Fighter 6, Mortal Kombat 1).

Zamiast samemu ruszać makówką, udałem się na portal ze śmiesznymi filmikami — YouTube i tam sprawdzałem, co ludzie robią, gdy się w grze nudzą. I się zaczęło. Na początek dowiedziałem się, że tylko Polska can’t into space, a Koroki jak najbardziej. Nie dość, że poleciały w kosmos, to umarły za nasze grzechy, a część z nich została zgrillowana. Zamiast robić jakieś śmieszne samochodziki jak na trailerze, ludzie zaczęli tworzyć mechy, bombowce, karabiny, satelity laserowe. Tears of the Kingdom to cudowna gra, bo nie trzeba nawet łapać broni w dłoń, aby pokonać goblina. Można go zamknąć w klatce i przypalić pułapką.
Jako iż nie widzę siebie grającego ponad 100 godzin w najnowsze przygody Linka, to przeszedłem na czarną stronę mocy. Byłem w szoku, jak łatwo można sobie znaleźć sposób na życie w Hyrule. Duplikowanie przedmiotów, przerzucanie niezniszczalnej broni pomiędzy save’ami. No widać, że panowie z Nintendo pomyśleli o każdym rodzaju zabawy.
To wszystko na ten moment, ja wracam robić kolejne shrine’y, a słyszałem nawet, że ludzie robią jakieś questy. Po co to, komu nie wiem? Lepiej mieć więcej serduszek!
Niestety mój preorder nie zdążył, więc kiedy inny sobie beztrosko grali, to ja musiałem sobie ten okres inaczej zorganizować. Ale w końcu się doczekałem.
Intro ciekawe i dobry prognostyk na to, że będzie trochę więcej fabularnego mięsa niż to było w poprzedniku. Tutorialowa wyspa zrobiła na mnie większe wrażenie w BoTW. Może dlatego, że schemat tutaj jest podobny i pierwsze umiejętności, które zdobywamy, jakoś nie porywają.
Samo budowanie konstrukcji jest trochę siermiężne i trzeba się trochę nagimnastykować, żeby pożądany efekt uzyskać. Możliwe, że jest to jeszcze kwestia wprawy i później będzie mi to lepiej szło.
Jak już wspomnieliście w tekście, dołączanie elementów do łuku jest strasznie mozolne i wybija z rytmu walki. Tutaj panowie z Nintendo powinni jeszcze trochę popracować i zrobić to po prostu lepiej.
Pozytywnie wypadają wszelki jaskinie i inne podziemia. Aż człowiek ma ochotę je eksplorować i szukać nowych fantów. Czasem można najeść się strachu, jak pojawią się czerwony łapy. A po ich pokonaniu to już w ogóle.
Wstępny werdykt? Jest dobrze, ale dupy nie urywa.