Kiedy zapowiedziano Digimon Survive, bardzo ucieszyłem się na tę wiadomość. Jedno z moich ulubionych uniwersów dostaje grę w jednym z moich ulubionych gatunków — strategiczny RPG. Jednak nie do końca dokładnie ogarnąłem, czym ta gra dokładnie jest. Dopadło mnie spore zdziwienie, gdy okazało się, że to w zdecydowanej większości powieść graficzna — gatunek, którego absolutnie nie trawie. Po ukończeniu gry muszę stwierdzić, że było to całkiem ciekawe doświadczenie i do tego dobre! Więcej o tym w poniższej recenzji.
Nakarmiłeś dzisiaj swoje Tamagotchi?
Digimony tak samo, jak i Pokemony swój początek datują na druga połowę lat 90. Jeśli żyliście w tamtych czasach, to może pamiętacie takie elektroniczne zabawki Tamagotchi. Jeśli nie, to były to takie cyfrowe zwierzątka, z którymi bawiliśmy się, karmiliśmy i sprzątaliśmy po nich kupy. Zaniedbanie tych czynności mogło skończyć się śmiercią naszego wirtualnego kompana, więc nie były to żarty. Za wydanie tego na rynek odpowiadało Bandai. Te samo, które teraz głównie zajmuje się tworzeniem i wydawaniem gier. I to właśnie tam Digimony pierwotnie zadebiutowały jako stworki w Tamagotchi. Główny nurt złapał się za to i ruszyła machina. Zabawki, anime i w końcu gry. Po serii gier przygodowych/RPG nadszedł czas na wydanie czegoś innego. Coś, co twórcy chcieli zrobić od dłuższego czasu. Powieść wizualną. Kilka lat obsuwy, no i mamy. Digimon Survive wylądowało na Nintendo Switch oraz innych platformach.

Pokemony to zwierzęta domowe, a Digimony to przyjaciele! Czasy, kiedy Digimony były skierowane do dzieci, już dawno minęły. Historia przedstawiona w Digimon Survive jest ciężka i mroczna, w której nie ma wiele miejsca na radość i przyjemność. Głównym bohaterem historii jest Takuma – 14-letni chłopiec, który wspólnie z innymi dziećmi ze szkoły udał się na wycieczkę poza miasto. Mimo że pokierujemy tylko akcjami Takumy, to jednak nie tylko on będzie nadawał tempa grze. Jak przy standardowych przywołaniach w tym uniwersum, do akcji wkroczy ośmioro dzieci przeznaczenia. Tutaj deweloper zapewnił nam szeroki przekrój osobistości, więc każdy, kto się zdecyduje na zakup gry, powinien bez problemu znaleźć dla siebie ulubieńca lub ulubienice. Albo może też wybrać postacie, których nie polubi. W każdym razie wracając do fabuły teren, na który przybywa nasza ekipa, staje się dosyć niebezpiecznym miejscem, ponieważ zaczyna tam dochodzić do osuwisk ziemi. Po jednym takim wydarzeniu nasi bohaterowie budzą się w krainie, która tylko na pozór wydaje się znajoma. Nie mija wiele czasu, gdy na ich drodze stają Digimony i wspólnie starają się przetrwać, aby powrócić do własnego świata. Przynajmniej taki jest ich cel na początku.

Choose your destiny, ale to nie Mortal Kombat, chociaż walczymy, aby przetrwać.
Jako opowieść wizualna, gra trzyma wysoki poziom. W grze wiele naszych akcji ma znaczenie, a budowanie relacji to podstawa, aby przeżyli wszyscy. Tak, tutaj bohaterowie mogą zginąć! Co więcej, mogą nawet zostać zjedzeni przez towarzyszącego im Digimona! Byłem w małym szoku, jak do tego doszło w grze. Przyzwyczajony do cukierkowej historii z Pokemonów, nie spodziewałem się takiego ciężaru u konkurenta. Powiem więcej, każde wydarzenie ma istotny wpływ na to, co będzie działo się dalej. Bohaterowie na okrągło nawiązują do poprzednich wydarzeń i na ich podstawie przedstawiają swoje zdanie, obawy i uczucia. My jako Takuma w sytuacji wymagającej podjęcia decyzji, mamy trzy opcje do wyboru, które mają nie tylko przełożenie na bieg wydarzeń, ale i na kierunek ewolucji Agumona. Tak bardzo chciałem mieć Greymona, ale cóż, moje decyzje na to nie pozwoliły. W dowolnym momencie możemy zapisać lub wczytać sejwa, więc jak komuś nie będzie się podobał rezultat jego starań, to może szybko wrócić, bez potrzeby ponownego przechodzenia gry. Nawet mniej istotne rozmowy będą miały znaczenie, i to nie tylko z ludźmi, ale także z Digimonami, z którymi połączy nas ogromna więź emocjonalna. Koligacja jest istotna, bo po osiągnięciu odpowiedniego poziomu, będziemy mogli wyskoczyć do lasu i ewoluować potworka. Poza rozmowami możemy jeszcze badać miejscówki za pomocą aparatu w naszym smartfonie. Pozwoli nam to odkryć niewidoczne na pierwszy rzut oka przedmioty, bądź ukryte postacie. Warto to robić, ponieważ niektóre przydają się później w walce. Np. jak znajdziemy świecę, to przed starciem z jednym z bossów, będziemy mogli podpalić pajęczynę, co da nam przewagę w walce. Tym sposobem wyszukamy też znajdźki, które wzbogacą naszą wiedzę o przedstawionym świecie. Jak na pierwszą styczność z gatunkiem VN, bardzo mi się to podobało. Oczywiście specyfika gatunku sprawiła, że musiałem sporo czytać, co w grach mi zazwyczaj przeszkadzało, ale tutaj jakoś nie. Chociaż zdarzyło mi się dwa razy przysnąć przed ekranem konsoli.

Gatunek znany fanom japońszczyzny, ale mi zupełnie obcy. Tak jak pisałem wcześniej, ja tu jestem dla taktycznej zabawy. Ta niestety nie dominuje w Digimon Survive. Rozgrywka przypomina tą z Final Fantasy Tactics lub Fire Emblem. Gra toczy się na siatce, w systemie turowym, gdzie o kolejności ruchu decyduje prędkość jednostki. W dwóch słowach — klasyka gatunku. W walce udział biorą tylko Digimony, chociaż czasami na arenie pojawią się bohaterowie, ale tylko w sytuacjach powiązanych z fabułą. Nasze Digimony mają własne klasy oraz są opisane szeregiem statystyk, które zwiększają się z każdym poziomem. Możemy też na nie wpłynąć za pomocą różnych przedmiotów, które znajdziemy. W grze nie ma sklepu, więc albo często będziemy korzystać z aparatu, szperając po każdym zakamarku, albo będziemy odbywać dużo potyczek poza fabularnych. Jest to dobry sposób na to, aby być przygotowanym do czekających nas starć, bo możemy trafić na walkę z bossem, który nas szybko wyjaśni, jeśli ruszymy w pośpiechu. W walce to my decydujemy, jakie stwory wystawimy do operacji. Na szczęście wybór naszych pionków nie ogranicza się do ósemki, która jest powiązana z 'przeznaczonymi dziećmi’. Do naszej ekipy możemy sobie zwerbować stworki, które spotkamy podczas niefabularnych starć. Wykorzystano do tego system rozmowy. Ta nie tylko pozwala nam dać krótkiego buff’a kontrolowanym przez nas potworom, ale również pozwala zagaić do przeciwników. W takiej sytuacji musimy odpowiedzieć na ich trzy pytania. Odpowiemy źle i wrogi digimon dostanie power upa na walkę, odpowiemy dobrze i będziemy mogli go poprosić o przedmiot, lub aby do nas dołączył. Niestety ten element jest dotknięty paskudnym choróbskiem! RNG — to czy do nas potworek dołączy, zależy od widzimisię algorytmu. Gorszej rzeczy nie można wybrać i mnie to osobiście zniechęciło do zebrania wszystkich Digimonów. Główne potwory różnią się od tych zaproszonych jedną rzeczą. Inaczej działa na nie ewolucja. Agumon i spółka mogą dowolnie bawić się odblokowanymi ewolucjami, za co muszą jedyne płacić odrobiną punktów SP na koniec rundy. Przegadane potwory z kolei nie ewoluują w trakcie walki, więc zawsze walczą w tej samej formie. Nie bójcie się jednak, poza walką można je ewoluować za pomocą specjalnych dysków.

Zbierzmy się do kupy, kupy nikt nie ruszy.
Twórcy postarali się i nadali odrobinę głębi walce. Poza tak oczywistymi elementami, jak ataki z boku, lub zza pleców, Digimony mają też swoje słabości i odporności. Nie ma w tej grze lepszej taktyki niż atak w plery. Często trafiamy wtedy uderzeniem krytycznym, co znacząco zwiększa siłę ataku. Specjalne ataki również pomagają nam w bardziej taktycznym podejściu do gry, bo zazwyczaj mają one różne pola zasięgów. Bardzo spodobał mi się natomiast system asyst. Jeśli tylko w trakcie naszego ataku lub po zakończonej turze, kontrolowany przez nas przyjaciel znajduje się blisko innych pozytywnie nastawionych stworów, to może się wtedy aktywować asysta. I to nie od jednego towarzysza, a od wielu! Przed atakiem będzie to wzmocnienie statystyk, a po turze uleczą nasze punkty HP i SP. Deweloper jednak wiedział, że gra może w większości trafić do wielbicieli ruchomych obrazków, więc dodał opcje auto-walki. Gdy się na to zdecydujemy, będziemy mogli wybrać jeden z kilku trybów pracy AI i oddalić się od konsoli, np. po herbatkę. Jest to idealna opcja, jeśli chcemy sobie na boku w trakcie innych zajęć podkoksać nasz skład futrzaków. Ogólnie walki taktyczne nie są najlepszym elementem Digimon Survive i nie są zbyt skomplikowane, aby nie napisać proste. Bo tak naprawdę wystarczy trzymać się razem i żaden przeciwnik nam nie podskoczy.

Technicznie nie mam grze do zarzucenia wiele. Już na samym początku zostajemy potraktowani bardzo ładnym animowanym przerywnikiem. Arty postaci są bardzo ładne i łatwo wpasowują się w klimat anime. Tła miejscówek, które odwiedzamy, również stoją na wysokim poziomie, a deweloper ładnie wplótł w to efekt przestrzenny, przez co nie czujemy się jak na karcie taniego komiksu. Udźwiękowienie również trzyma poziom, ale ze sprawą częstego powrotu do odwiedzanych już miejscówek, dosyć szybko się nudzi. Do gustu za to nie przypadł mi styl graficzny przedstawiony w trakcie walki. Jeśli przeglądacie popularne aplikacje do socjalizacji i macie włączone reklamy, to pewnie wiecie, o jaki styl mi chodzi. Takie karykatury mi nie leżą, bo od razu kojarzą się z niską jakością gier mobilnych. Da się to przeżyć, ale od razu to widać na przykładzie Digimonów. Część wygląda bardzo dobrze na arence, a reszta wygląda przeciętnie. Klatkarz w tego typu gatunku nie ma większego znaczenia, ale wyraźnie czuć podczas walki zwolnienia. Minusem na pewno też są długi loadingi, co dla mnie jest niekoniecznie zrozumiałe, ponieważ na ekranie niezbyt ma się co wczytywać, skoro to same sprite’y.
