[Recenzja] Dragon Quest Treasures

Kwadratowi lubią eksperymentować ze swoimi markami i nie inaczej jest z Dragon Quest Treasures. Czy skarby są tak udane, jak Builders?

Dragon Quest Treasures. Tak, przyszedł ten moment w moim życiu, że i ja się załapałem na spin-off Dragon Questa – jednej z najbardziej kultowych serii JRPG, jaka powstała. Nie wiem które uniwersum ma najwięcej gier pobocznych, ale Dragon Quest na pewno nie ma się czego wstydzić w tej sprawie. Szybki rzut oka na Wikipedię i już wiem, że Dragon Quest Treasures to 36 pozycja na liście spin-offów. Czasami trafiają się tytuły na konsole przenośne, czasami na stacjonarne, a czasami na smartfony. Jedne są bardziej udane, a drugie mniej. Jaki jest Dragon Quest Treasures? Tego dowiecie się z poniższej recenzji.

Znani bohaterowie powracają!

Dragon Quest Treasures to ekskluzywna gra na Nintendo Switch z gatunku Action RPG. W grze pokierujemy losem rodzeństwa, które postanowiło przerwać marazm dziecięcego życia i zajęło się profesjonalnym poszukiwaniem skarbów. Erik i Mia, nie są jednak nowymi bohaterami, którzy zostali stworzeni na potrzeby gry. Mieliśmy z nimi już do czynienia w ostatniej głównej grze z uniwersum – Dragon Quest XI. W tamtej historii dowiedzieliśmy się, że są parą złodziei, która nie wie nic o swoich rodzicach, bądź skąd pochodzą. Dragon Quest Treasures również nie odpowie nam na te pytania. Historia rozpoczyna się na statku Vikingów, tych samych, którzy odnaleźli rodzeństwo w śniegach Sniflheim i się nimi zaopiekowali. Erik i Mia słysząc ciągłe opowieści o skarbach, jakie znajdują Vikingowie, sami decydują się zostać Łowcami Skarbów i postanawiają wymknąć się ze statku, aby zgarnąć trochę blasku poszukiwaczy dla siebie.

Dragon Quest Treasures
Czy to rodzeństwo ma w głowie coś poza świecidełkami?

Gdy tylko wydostają się na zewnątrz, zostają wciągnięci w portal, który przenosi ich do nowego świata – Draconii. Jak się szybko okazuje, jest on pełny ukrytych skarbów, więc ich marzenia stanęły przed nimi otworem. Na pierwszy ogień wpadają im w ręce smocze sztylety, które jak się okazuje, mają swoich właścicieli. Pursulla (latający kot ze skrzydłami nietoperza) oraz Porcus (latająca świnia ze skrzydłami ważki), nie są jednak oznakami problemów z głową naszej dwójki bohaterów. Są oni bożkami, które straciły swoją moc i aby ją odzyskać, muszą odnaleźć siedem Smoczych Kamieni (Dragonstones), ale do tego potrzebują pomocy rodzeństwa. Ci zgadzają się im pomóc, głównie dlatego, że Dragonstones to bardzo cenne skarby, a oni bardzo lubią skarby.

Gra jest głównie skierowana do dzieci, więc fabuła nie ma tutaj większego znaczenia. Jest to słodka historia o pomaganiu sobie i wspólnym osiąganiu celu, poprzez ciężką pracę. Nic nas w tej historii nie zaskoczy ani nie natkniemy się na żaden spory plot-twist. Ma to również przełożenie na budowę postaci, z którymi niezbyt się zaznajomimy, ponieważ jest bardzo mało nawiązań do ich życia (w końcu sami o nim niewiele wiedzą). Szkoda, bo taki spin-off wydaje się idealny, na to, aby dowiedzieć się znacznie więcej o historii bohaterów, bądź tego, co ich ukształtowało. Gra kończy się z napisem To Be Continued, więc może jeśli powstanie kontynuacja, to ten watek będzie bardziej rozwinięty.

King Slime – wybieram Cię!

Rozgrywka w Dragon Quest Treasures nie należy do tych skomplikowanych. To przygodowa gra akcji z elementami RPG, która jednak głównie kręci się wokół rekrutowania pokonanych potworów. Nie są to jednak takie Dragon Questowe Pokemony, ponieważ ich walka odbywa się bez większej ingerencji ze strony gracza. To AI decyduje, jakie akcje podjąć. My możemy tylko wskazać, którego potwora mają zaatakować jako pierwszego (góra na 'krzyżaku’), lub zwołać potwory, aby stanęły wokół nas (dół na 'krzyżaku’). Potwory różnią się od siebie statystykami, ilością noszonych skarbów oraz typami ataków/umiejętności, jakie używają. Jednak wcale nie musimy jakoś na upartego szukać idealnej drużyny, aby sprostać wyzwaniom, jakie postawili przed nami deweloperzy. Moim głównym kryterium doboru ekipy był poziom potwora oraz jego typ zdolności do eksploracji — Forte. Tych w grze są cztery Glide (szybowanie), Sprint, Stealth (chowanie) i Scan (skanowanie). Gdybyśmy mogli mieć 4, a nie 3 potwory w drużynie, to od ręki mielibyśmy dostęp do każdej zdolności. Tak jednak nie jest, więc ja szybko pożegnałem się z potworami oferującymi skanowanie. Materiały wskazane z jego pomocą i tak były nad wyraz wyeksponowane na tle reszty środowiska. Pozostałe trzy są bardzo przydatne, gdyż z ich pomocą możemy dokładnie wyeksplorować każdy fragment dostępnych miejscówek. A tutaj twórcy nie wstawili żadnych niewidzialnych ścian, więc jak się uprzemy wspinać na jakąś górkę, to pewnie nam się uda. Lubię takie podejście w grze i cieszy mnie to, że coraz rzadziej jest już inaczej. Dlaczego nie ma w party 4 potworów? Pewnie z powodu specjali, które uruchamiamy przytrzymując R i wybierając jeden z face buttonów. Specjale nie wyglądają jakoś super widowiskowo, ale każdy jest inny, więc ten element wypada ok. Szczególnie do gustu przypadł mi ten od Mecha Tyson (nie mylić z Mikem Tysonem), który w trakcie swojego specjala, krzyczał niczym najlepszy hype man na scenie. Odpalałem go tylko dla tego, a Mech został ze mną na długo w drużynie.

Dragon Quest Treasures
Oryginalna nazwa gangu to połowa sukcesu w biznesie poszukiwaczy skarbów.

W walce możemy sami wziąć sztylet w dłoń i dołączyć do ofensywy. Na początku nie jest to bardzo skuteczne, gdyż nasze statystyki są słabe, ale z czasem zaczniemy dawać radę i nasze obrażenia będą sensowne. Do walki możemy też użyć procy (Catapult), która jest przydatna szczególnie w starciach z bossami. Ci zazwyczaj mają słaby punkt, który musimy ostrzelać, aby ich chwilowo ogłuszyć. Są też inne sposoby na ich pokonanie, w tym takie, które wymagają od nas bardziej kreatywnej gry. Niestety takich starć nie ma zbyt wiele, więc nie będą wam tego spoilerował, po prostu pamiętajcie, że będą momenty, w których będziecie musieli przestać atakować i zrobić coś innego 🙂 Jeśli nie atakujemy i nasze potwory robią to za nas, to możemy skupić się na czymś innym np. na zbieraniu materiałów, kopaniu skarbów itp. Po każdej walce, zarówno kontrolowana przez nas postać (możemy przełączać się w bazie pomiędzy Erikiem i Mią), jak i potwory otrzymują doświadczenie. Ma to przełożenie wyłącznie na statystyki takie jak ilość zdrowia, siła ataku, obrona itp. W dwóch słowach klasyka gatunku. Na szczęście twórcy zadbali o możliwość podnoszenia poziomów potworów, które są poza naszym party. Pozwala to na żonglerkę bez żadnych minusów, więc jeśli spotkamy jakiegoś potwora, którego zechcemy umieścić w party, to szybko nadrobi do naszego ogólnego poziomu.

Wracając jeszcze do Procy, to ta ma więcej zastosowań niż samo zadawanie obrażeń. Dzięki ogromnej ilości typów śrutu możemy w istotny sposób kontrolować przebieg starć. Śrut zadający obrażenia może różnić się typem oraz siłą obrażeń. Jest śrut, który pozwala na leczenie naszych potworów, przywracanie im many (bez many nie użyją umiejętności) lub leczenie z negatywnych statusów nałożonych przez przeciwników. Jest amunicja, która pozwala nakładać negatywne statusy na wrogów, np. ogłuszenie pozwali nam się dobrać do Metalowych Slimeów, które szybko od nas uciekają, a nagrodą za ich pokonanie jest kolosalna ilość doświadczenia, więc wypada je upolować. Procą możemy inicjować walki oraz niszczyć baloniki, które są jednym z celów zadań pobocznych. Prawie bym zapomniał o Wild Side, czyli specjalnej umiejętności Erika i Mii. Po naładowaniu pasków mocy Smoczych Sztyletów możemy na chwilę odpalić zboostowany stan dla bohatera, który będzie szybszy i mocniejszy. Nie jest to zbyt przydatna umiejętności, bo potwory radzą sobie całkiem nieźle bez nas. A! Jeszcze jest unik, który jest naprawdę przydatny, gdyż sporo potworów ma ataki obszarowe, które pokazują się na gruncie, więc wiemy, kiedy się z niego zabrać. Z uniku często korzystałem i nawet mamy drobny margines błędu i możemy się trochę spóźnić z unikiem, aby nie dostać obrażeń. Poziom trudności nie jest wygórowany, ale też nie jest bardzo łatwy. Parę razy zdarzyło mi się zagapić na ekran z odpalonymi Mistrzostwami Świata w piłce nożnej w Katarze i niestety zapłaciłem za to wczytaniem save’a. Tak się dzieje, jeśli zginie Erik lub Mia, jeśli padnie nasz potwór, to tego możemy wskrzesić, jeśli tylko mamy wystarczającą ilość many. Na statystyki naszego bohatera i potworów możemy wpłynąć za pomocą medali. Po umieszczeniu ich w ekwipunku pasywnie zwiększają statystyki. Są podzielone na kilka kategorii kolorowych (jak to na medale przystało) i te pierwsze brązowe nie mają takiego dużego wpływu. Jednak im wyższy poziom medalu, tym silniejsze efekty ma. Dodatkowo zwiększa się ilość kategorii, na jakie dany medal ma wpływ. Potwory możemy także karmić, co ma kolejny pozytywny wpływ na nie. Sporo systemów prawda? A to dopiero początek!

Dragon Quest Treasures
W moim gangu nie mamy problemu z zaufaniem, dlatego złoto leży wszędzie.

Stacja kolejowa z pokaźnym skarbcem do wzięcia!

Gra jednak nie kręci się tylko wokół pomocy latającej świni. Innym głównym zajęciem jest renowacja prywatnej firmy kolejowej. Akcja gna jak szalona, więc nie mamy się co dziwić, że zaraz po zdecydowaniu się na udzielenie pomocy bogom, zakładamy własny biznes. W świecie Draconii funkcjonuje wiele prężnie działających ugrupowań, które również zajmują się poszukiwaniami skarbów. Aby nie zostać w tyle, Erik i Mia formują własną spółkę. Tak się składa, że w tym pomaga im pan Eustach, który był kierownikiem kolei. Wspólnie decydują się na osadzenie siedziby gangu w starej zajezdni, przy okazji starając się ją reaktywować. Na każdej odwiedzonej latającej wyspie, znajdują się perony kolejowe. Poza pierwszym pozostałe nie są aktywne, więc my musimy zadbać o to, aby ponownie wróciły do aktywnej służby. Nie jest to wymagające, bo to tylko proste fetch questy i rekrutacja potworów. Mimo wszystko to kolejna gra z pociągami, więc plusik się należy, no i znacznie pomaga to ograniczyć back-tracking.

Zajezdnia służy nam oczywiście za hub i deweloper postanowił mocno ułatwić nam zabawę w tym elemencie. Nie będziemy musieli latać po całej bazie do kolejnych miejscówek, tylko skupimy się na dwóch npc’ach. Jeden zadba o organizację pracy ze zrekrutowanymi potworami. Drugi zaś jest osobą odpowiedzialną za narzucanie kierunku rozwoju naszego gangu (możemy go nazwać, jak chcemy). To u niego sprawdzimy, jakie potwory chcą do nas dołączyć. On nakieruje jak rozbudować naszą bazę, czy też po jej rozbudowaniu, to u niego odwiedzimy sklep, kuźnie, czy też kantynę. Poza tym na naszej wyspie zatrudnimy sobie niewolnika, który będzie dla nas kopał w ziemi. Wykopie on dla nas kilka skarbów, bez których nie pchniemy fabuły do przodu. Nieźle to sobie wykombinowali, bo jak ulał, pasuje tutaj angielski zwrot 'We need to go deeper’, takie 2 for one. Tak jak wcześniej pisałem, fabuła tutaj nie jest istotna, a wykopane kolejne poziomy, przynajmniej pozwalają nam na instancjonowane walki w magicznych portalach i zdobyciu kilka ekstra medali.

Dragon Quest Treasures
Widok na miejsce ukrycia skarbu, czasem może zostać ograniczony przez warunki biologiczne i odzienie.

W naszej bazie możemy również zaakceptować kilka rodzajów zadań. Najbardziej pospolitymi są te codzienne i są one bardzo proste, więc zaliczymy wszystkie przy okazji jednej lub dwóch misji. Warto o nich pamiętać, bo możemy za nie zgarnąć Chimera Wingi, które pozwalają nam, bezpiecznie wrócić do domu nie tracąc przy tym znalezionych skarbów. Chcąc przetestować moje potwory w boju, nie raz i nie dwa rzuciłem się na przeciwników z wyższymi poziomami. Gdyby nie te skrzydełka, to by było krucho. Są też questy na wygrane starcia z innymi grupami poszukiwaczy skarbów. W Draconii tak jak i w prawdziwym świecie bogactwo przyciąga lepkie łapki. Twórcy wymyślili sobie, że co jakiś czas zaatakuje nas jakaś grupka. Musimy wtedy ich zaorać, aby mieć od nich spokój. Jeśli zaatakują nas w bazie, to nie ma co się bać, bo mamy wtedy pełne życie i manę, ale jeśli zrobią to w trakcie eksploracji, wtedy robi się trudniej. W tutorialu co prawda mówili, o tym, że możemy stracić skarb w trakcie takiego ataku, ale mnie się to nigdy nie zdarzyło.

Figurki, karty, zbroje, klejnoty, wszystko po 5 mln. zł

Pisałem już, że to gra o poszukiwaniu skarbów? Gameplay loop jest tutaj bardzo prosty. Wybieramy sobie miejscówkę, dojeżdżamy na peron, zjeżdżamy windą i gnamy przed siebie. Skarbów do znalezienia jest mnóstwo, pewnie ponad 1000, skoro wszystkie są ponumerowane, a ja mam #999 odnaleziony. Skarby podzielone są na dwa typy, srebrne i złote. Te pierwsze lubią się powtarzać i mają niższą wartość. Te drugie są unikalne i ich wartość może być kolosalna. Jeśli znajdziemy się blisko zakopanego skarbu, to pojawi się poświata i będziemy wiedzieć, że tam należy kopać. O ile srebrne skarby pojawiają się same, tak na złote jest trudniej trafić. Twórcy wymyślili jednak na to metodę i stworzyli Kompas Fortuny. Po jego użyciu igła kompasu wskaże nam kierunek, w którym powinniśmy się udać. Znacznie ciekawiej się robi, gdy jesteśmy już naprawdę blisko. Nasze potwory z ikonką skarbu nad głową podpowiadają nam, żeby ponownie użyć kompasu. Gdy to zrobimy, to zobaczymy, gdzie dany skarb się znajduje z ich perspektywy. Wygląda to dosyć ciekawie, ponieważ zostały uwzględnione warunki fizyczne potworów! Jako iż jest to widok z pierwszej osoby, to widok z oczu rycerza zasłaniają kraty hełmu, nietoperz widzi w podczerwieni, a demony w czarno-białych kolorach. Bardzo fajny detal, który zwiększa imersję z naszymi towarzyszami podróży.

Dragon Quest Treasures
Wielbiciele figurek znajdą tu coś dla siebie.

Hajs musi się zgadzać, bo na tym opiera się prestiż naszego gangu. Jest to bezpośrednio połączone z postępami w fabule, więc nie da się tego elementu pominąć. Im droższe skarby przyniesiemy do bazy, tym bardziej rozwinie się poziom gangu. To taki rodzaj doświadczenia, który jednak jest przyznawany losowo. Początkowo musimy uzbierać niewielkie kwoty i po 2/3 wyjazdach, zazwyczaj podnosiłem rangę gangu. Trochę mnie twórcy nastraszyli, jak zobaczyłem kolejne progi, gdzie musiałem zbierać po kilkadziesiąt lub więcej milionów złota. Okazało się jednak, że skarby się skalują i mimo wszechobecnego RNG, czas na wbicie kolejnego poziomu wcale nie różnił się od wcześniejszych poziomów. Początkowe skarby o wartości kilkadziesiąt tysięcy, regularnie zostały zastąpione takimi o wyższej wartości, a pod koniec gry pojawiały się już takie o wartości przekraczającej 20 milionów. Skarby możemy również zdobyć, wykonując poboczne aktywności. Nie ma się co oszukiwać, że w dłuższej perspektywie, zabawa z Dragon Quest Treasures może być nużąca. Deweloperzy o tym jednak nie zapomnieli, bo w grze jest masa sposobów, aby przerwać poszukiwania i zająć się na chwilę czym innym. To, co zawsze cenię w grach, gdzie zbieramy dużo towarzyszy do zabawy, to jakaś opcja wysłania ich w delegacje, podczas gdy ja sobie gram. Dispatch jest dostępny tutaj i jak tylko ogarniemy bazę, to możemy zacząć wysyłać potwory na misję. To jest z kolei powiązane z tym, jakie stacje ponownie uruchomimy, bo to właśnie te tereny odwiedzają potwory. Po udanej misji wracają one z materiałami potrzebnymi do craftingu i rekrutacji, więc możemy nawet trochę pominąć własnoręczne zbieractwo. Tutaj też do głosu dochodzi kolejna opcja. Potwory mają swój ulubiony typ skarbu, który może się pojawić na mapkach/nagrodach. Ważne więc jest, aby odpowiednio zsynchronizować potwory do naszego celu, aby zmaksymalizować zyski. Inną opcją pobocznej zabawy są portale, które przenoszą nas na arenę. W kilku turach stajemy naprzeciw grupkom przeciwników, aby na koniec zdobyć medale i czasami skarby. Bardzo cenne są też skarby fabularne, które otrzymujemy za wykonane zadania poboczne. Linii fabularnych sub-questów jest kilka i chociaż trochę wzbogacają świat Draconii.

Toriyama-san wstawaj, jest robota.

Najwyższa pora powiedzieć co nieco o technicznej stronie Dragon Quest Treasures. Temacie, który w tym roku dla premier na Nintendo Switch był bardzo trudny. Tutaj jest całkiem w porządku! Rozdzielczość w grze nie lata jak szalona, a klatek nie gubią się za często. Przez cały okres gry, nie miałem żadnych problemów technicznych. Coś, co wydawało się nie do osiągnięcia w ostatnim czasie. Więc za to należy się duży plus. Sfera wizualna jest bardzo ładna, a spójność zapewnia styl, który każdy fan Smoczych Kul rozpoznałby po jednej nutce, tzn. kresce. Ścieżka dźwiękowa jest dokładnie tym, co spotkamy w każdej grze z serii Draqon Quest. Dźwięk stoi na wysokim poziomie, ale niektórym mogą nie przypaść do gustu cukierkowe momenty. Ja należę do tych osób, ale każdy przecież wie, że to kwestia gustu. Kolejnym małym plusem jest dubbing w dwóch opcjach językowych: angielskiej i japońskiej. Niestety postacie nie mają nagranych pełnych kwestii i zazwyczaj udźwiękowione jest to tylko pierwsze zdanie z całej wypowiedzi. Lepiej wygląda to w cutscenkach, które są też bardzo ładne. Swoje odgłosy mają też potwory, ale to zazwyczaj te same kwestie. Trochę wkurzają ekrany wczytywania, które trwają z 10 sekund. Mapki nie są jakieś ogromne, a twórcy postarali się także o odpowiedni prosty projekt, aby częste powroty nie były monotonne.

Dragon Quest Treasures
Jak dobrze, że to ja nie muszę walczyć z tymi potworami, tylko sobie biegam wokół i strzelam z procy.

W Dragon Quest Treasures znalazł się również aspekt sieciowy. Co więcej, nie wymaga on abonamentu Nintendo Switch Online! Po kilku godzinach gry, na wyspie naszego gangu pojawi się robot AL4N i pozwoli nam korzystać z sieciowej zabawy. Jak grałem na premierę, to zbytnio nie było co jeszcze robić, ale wiadomo, że jak więcej graczy zacznie swoją przygodę z Dragon Quest Treasure, to sytuacja się poprawi. Gdy ja połączyłem się z Internetem, to od razu mogłem znaleźć skarby innych graczy. Tak, sami też możecie schować swoje skarby. Nie wybierzecie, jakie to rzeczy będą, ale możecie na każdej z map zaznaczyć trzy miejsca na swoje kryjówki. Odnalezienie takiego skarbu, da nam replikę, a im więcej osób odnajdzie nasz skarb, tym lepsza replika trafi do jego skarbca. Takie nagrody nie wliczają się do wartości naszego gangu, ale możemy je sprzedać za złoto i wykorzystać w sklepikach. Można jeszcze wysyłać nasze potwory do innych graczy i sprawdzać ich skarbce, ale tego niedane mi było sprawdzić 🙁 Szczerze to te opcje i dzienne zadania, skłaniają mnie ku myśli, iż ta gra mogła pierwotnie powstawać w celu sprzedaży gry jako usługi, ale z jakiegoś powodu opamiętano się i przerobiono na singla. I bardzo dobrze!

73 Recenzent
Plusy
  • + Niepodrabialny styl Akiry Toriyamy
  • + Znani bohaterowie
  • + Dużo systemów rozgrywki
  • + AI daje radę i nie przeszkadza w grze
  • + Setki godzin zabawy
  • + Jest Pociąg, jest plusik
  • Minusy
  • - Fabuła jest taka sobie
  • - Mapom brakuje rozmiaru
  • Podsumowanie
    Dragon Quest Treasures jest kolejnym udanym spin-offem, który nie jest tylko skokiem na kasę. Deweloperom udało się stworzyć rozgrywkę, która nie nudzi nawet przy wielu powrotach w znajome strony. System walki przeniesiono na AI, co pozwala nam bardziej skupić się na otoczeniu. Przenosi się to również na względny luz, więc jest to dobry tytuł, aby się odprężyć. Ilość skarbów i systemów w grze zapewni dziesiątki, jeśli nie setki godzin zabawy. Fani pewnie już grają, a reszta zainteresowanych również powinna się dobrze bawić.
    Criterion 1
    2
    3

    Wojciech 'PierreLuc87′ Raducki dla MyNintendo.pl

    Dodaj komentarz