10 lat Wii U. Wspominamy (nie)najlepszą konsolę Nintendo

Wpisz zajawkę... Hmmm... Wiem! Kiedyś to Wii U było naszą zajawką!

Wii U ma już 10 lat? Ale to zleciało. Z okazji tej rocznicy wspominamy jedną z największych sprzedażowych porażek w historii Nintendo, która zapewniła jednak naszym redaktorom wiele radosnych chwil.

 

Halk

Zapowiedź i premiera Wii U przypadają na okres, w którym moja fascynacja Nintendo sięga rekordowego, niezdrowego wręcz poziomu. Niemal każdy, nawet średnio odnajdujący się w tematyce konsol osobnik, zdaje sobie sprawę z tego, że nowy sprzęt giganta z Kioto skazany jest na sromotną porażkę; ja jednak nie dopuszczam do siebie takich myśli i mocno obstaję przy swoim: ojcowie Mariana po raz kolejny zrewolucjonizują rynek gier, wyznaczając nowe trendy dla całej branży.

Doskonale pamiętam dzień, w którym Wii U trafiło na europejskie półki sklepowe (jak się później okazało, nie na wszystkie). Premiera nowego sprzętu japońskiego giganta nie obchodziła w naszym kraju absolutnie #nikogo. Milczały media, nawet te poświęcone grom i konsolom, milczeli znajomi. Milczały i sklepy, w których na próżno szukać było nowej zabawki Nintendo. Pamiętam, bo sam wybrałem się wtedy na małe tournée po największych marketach w okolicy. Premiera Wii U zdawała się interesować wyłącznie skromną, znacznie mniejszą niż dziś, grupę sympatyków Mariana i spółki rezydującej na nintendowskich forach.

Pomimo ogromnego hype’u i płynącej w moich żyłach „nintendozy” Wii U trafiło w moje ręce dopiero w czerwcu 2014 roku, a stałoby się to jeszcze później, gdyby nie atrakcyjna oferta w popularnym serwisie aukcyjnym na „A”. Mojemu Wii U daleko było do ideału: brakowało oryginalnego pudełka, obudowa konsoli nosiła głębokie rysy, ta od GamePada była nieco pożółkła, z kolei ekran kontrolera zdobiła pozioma kreska rozciągająca się na około 3/4 jego szerokości. Żaden z tych mankamentów nie był jednak w stanie obrzydzić mi faktu, że Wii U w końcu było moje!

Po przyjemnym zapoznaniu się z konsolą za sprawą wchodzącego w skład zestawu Nintendoland przyszedł czas na zakup czegoś konkretniejszego. Kto miał w tym czasie pod telewizorem Wii U, pamięta pewnie promocję zorganizowaną z okazji premiery Mario Kart 8. W zamian za zarejestrowanie gry w Klubie Nintendo posiadacze konsoli mogli zdobyć kod na dodatkowy tytuł. Wśród objętych promocją produkcji znalazły się m.in. New Super Mario Bros. U, Pikmin 3, Sonic Lost Worlds czy Monster Hunter 3 Ultimate. Mój wybór padł jednak na tytuł, na który od początku nakręcony byłem najbardziej – The Legend of Zelda: Wind Waker HD. Morska przygoda Linka wyglądała przecudnie, pokazywała, jak w ciekawy sposób wykorzystać ficzery Gamepada, no i wciągała jak bagno… aż do jednego pamiętnego etapu, przez który gra poszła w odstawkę (kto grał, ten wie).

Dalej mieliśmy The Wonderful 101, Super Mario 3D World, Rayman Legends czy Smasha (mój pierwszy i ostatni kontakt z serią). Gier, wbrew pozorom, nie brakowało, jednak żadnej z nich nie przykleiłbym łatki system-sellera czy innego kalafiora. Wszystko zmieniło się jednak w 2015 za sprawą Donkey Kong Country: Tropical Freeze, Splatoona, Super Mario Makera i Bayonetty 2. Tropical Freeze do dziś pozostaje dla mnie niedoścignionym królem platformówek, Splatoon i SMM sprawiły, że słońce nie widziało mojej twarzy całe lato, a wyczyn ten powtórzyła Bayonetta (choć jesienią tego słońca nie było akurat za wiele). Były to zresztą ostatnie duże gry, jakimi zdążyłem się nacieszyć przed oddaniem Wii U w inne ręce. Po premierze Xeno po prostu nie było już na co czekać, a plotki dotyczące nowej konsoli (pamiętacie NX?) sięgały zenitu.

Z perspektywy czasu uważam, że była to kiepska decyzja. Z chęcią wziąłbym ponownie do rąk GamePada, przyjrzał się spacerującym po ekranie telewizora ludzikom Mii i odpalił… dosłownie cokolwiek, nawet jakiegoś starocia z Virtual Console. Dziwna to była konsola: technologicznie zacofana, na starcie skreślona przez zewnętrznych deweloperów, na dodatek promowana fatalnym marketingiem. Z jednej strony wyśmiewana za skromną bibliotekę gier, z drugiej wprowadzająca spory powiew świeżości do portfolio Nintendo. Porażka, ale być może konieczna. Ja swojego czasu z konsolą nie żałuję; dorobiłem się z nią wielu świetnych wspomnień i zawsze będę ciepło o niej myślał.

Top 10:

  1. Splatoon
  2. Donkey Kong Country: Tropical Freeze
  3. Super Mario Maker
  4. Bayonetta 2
  5. Xenoblade Chronicles X
  6. The Legend of Zelda: Wind Waker HD
  7. Mario Kart 8
  8. Rayman Legends
  9. The Wonderful 101
  10. Star Fox Zero

 

Elan

To był luty 2015 roku. Około rok po ponownym złapaniu wirusa „nintendozy” za sprawą kupna Nintendo 3DS-a rzeczony patogen całkowicie opanował mój mózg i kazał mi zaopatrzyć się w kolejną konsolę japońskiego producenta. Niedługo potem w moim domu zawitało Wii U w zestawie z Mario Kart 8. Podłączyłem je do telewizora, odpaliłem ścigałkę z wtedy jeszcze hydraulikiem w roli głównej i… przepadłem. Godzinami ścigałem się z innymi graczami po sieci, skakałem z ramp i dostawałem czerwoną skorupą tuż przed metą.

Pod koniec maja nadeszła premiera Splatoona. Nic innego na Wii U wtedy nie wychodziło, więc postanowiłem próbować, o co chodzi w tej sieciowej strzelance. Tak opiłem się atramentem, że aż mi się niedobrze zrobiło. Spędziłem cały czerwiec na malowaniu podłoża na tych kilku dostępnych na premierę mapach (kto pamięta Saltspray Rig?) i doskonaleniu umiejętności gry wałkiem, który pozostał moją miłością do dziś. Pierwszy Splatoon był bardzo ubogi w zawartość na premierę, ale rozgrywka była tak angażująca, że nie umiałem przestać.

W lipcu, gdy znudziłem się już trochę Splatoonem, postanowiłem zobaczyć, co piszczy w Virtual Console, bibliotece gier z poprzednich konsol Nintendo. Jako że nigdy nie grałem na Wii, chciałem sprawdzić jakiś tytuł z tej platformy. Padło na Xenoblade Chronicles, który jako jedna z niewielu gier (a może nawet jedyna) nie wymagał do uruchomienia Wii Remote’a. Czy mi się spodobało? Niech za odpowiedź posłuży fakt, że zgłosiłem się do Rolnika, aby opublikować swój pierwszy tekst – recenzję tej gry – na wtedy jeszcze My3DS.

2015 rok był tym, w którym korzystałem z Wii U zdecydowanie najczęściej. Oprócz wyżej wymienionych tytułów miałem okazję zagrać w The Legend of Zelda: Wind Waker HD, moją pierwszą trójwymiarową odsłonę przygód Linka, urocze Yoshi’s Wolly World, inne od poprzednika, ale równie świetne Xenoblade Chronicles X, pobudzającego kreatywność (innych graczy, bo sam plansz nie robiłem) Super Mario Makera czy najlepszą wersję Deus Ex: Human Revolution, która wykorzystywała GamePada Wii U lepiej niż 90% gier Nintendo.

Gdybym miał powiedzieć, co cenię w Wii U najbardziej… dzięki tej konsoli poznałem wiele gier z gatunków, z którymi wcześniej nie miałem wiele – lub w ogóle – do czynienia. Raczej nie grałem w ścigałki czy strzelanki, a z platformówkami ostatni raz spotkałem się na Pegasusie. Zacząłem też sporo ciorać przez sieć, choć wcześniej byłem głównie graczem singlowym. Gdybyście kilka lat temu powiedzieli mi, że spędzę czterocyfrową liczbę godzin, wcielając się w dziecko-kamarnicę i waląc wałkiem po łbie inne dzieci-kałamarnice, prędzej walnąłbym was i siebie w łeb.

Pisząc ten tekst, zorientowałem się, że upływające lata strasznie zakrzywiają wspomnienia. Choć wydawało mi się, że grałem na Wii U całkiem długo, tak naprawdę korzystałem z niego intensywnie tylko przez około dwa lata. Już w 2016 roku włączałem konsolę zdecydowanie rzadziej niż w roku poprzednim – między innymi dlatego, że nowych dużych tytułów było tyle, co kot napłakał – a niedługo po ukończeniu The Legend of Zelda: Breath of the Wild w kwietniu 2017 roku konsola trafiła do szafy.

Jednak nie na zawsze. Choćby w ubiegłym roku wyjąłem ją z pudła, aby przypomnieć sobie Metroid: Zero Mission, ukończyć wreszcie Metroid Fusion i doświadczyć po raz pierwszy Metroid Prime. Wii U to nadal doskonała maszynka do gier ze starszych konsol – dlatego tym bardziej szkoda, że w marcu przyszłego roku, gdy Nintendo wyłączy eShop, będzie na niej można oficjalnie zagrać tylko w to, co już się ma. Cóż, taka już kolej rzeczy. Ale pewnie kupię jeszcze parę tytułów, które chciałbym kiedyś sprawdzić, i od czasu do czasu będę brał w ręce tego gigantycznego GamePada. Może i Wii U było komercyjną porażką, ale zawsze będę wspominał je bardzo ciepło.

Top 10:

  1. The Legend of Zelda: Breath of the Wild
  2. Xenoblade Chronicles X
  3. Splatoon
  4. Mario Kart 8
  5. Donkey Kong Country: Tropical Freeze
  6. The Legend of Zelda: Twilight Princess HD
  7. Pikmin 3
  8. Super Mario Maker
  9. The Legend of Zelda: Wind Waker HD
  10. Yoshi’s Woolly World

Jeden komentarz

  1. Heh… konsola która bardzo kusiła ale nigdy nie kupiłem (bo wygrał rozum ponad serce).
    Byłem wtedy zatwardziałym posiadaczem 3DSa i dość częstym gościem w HDMarkecie (tak, podaję nazwę z pełną premedytacją, choć nic z tego nie mam, bo to fajny i lokalny sklep u mnie w mieście, więc #WspieramLokalnyBiznes :P), gdzie WiiU było wystawione. Miałem większe i mniejsze okazje popróbować różne tytuły tam udostępniane.
    Zakup konsoli pałętał mi się po głowie ale biorąc pod uwagę ile miałem czasu na granie i ile faktycznie tytułów z WiiU mnie interesowało to nigdy nie przekonałem się do tego by tą konsolę zakupić…
    Jakby kogoś interesowało co mnie na WiiU kusiło i co nadal pamiętam to: Zelda Wind Walker, Yoshi’s Wooly Word i Donkey Kong…

    (Switcha też kupiłem dopiero wtedy jak było na nim 4 czy 5 dużych pozycji, w które chciałem zagrać.)

Dodaj komentarz