[Recenzja] Mario + Rabbids: Sparks of Hope

Taktyczną końcówkę roku otwiera Mario wraz ze swoim kórliczymi przyjaciółmi. Ubisoft dostarczył kolejny udany spin-off.

Mario + Rabbids: Kingom Battle zadebiutowało na Nintendo Switch ponad 5 lat temu, była to gra mieszająca taktyczne RPG z turowym systemem walki. Teraz, do naszych rąk trafiła kolejna odsłona serii o podtytule Sparks of Hope. Czy przyniosła jakieś zmiany? Rewolucje? Czy może to próba sprzedania nam dodatkowych map do Kingdom Battle za pełną cenę gry?

Rzut oka na fabułę

Sparks of Hope zaczyna się mniej więcej, w tym samym miejscu, gdzie skończyło się Kingdom Battle. Bowser opętany przez Megabuga został pokonany i wyzwolony. Pokój ponownie powrócił do królestwa. Niestety sielanka nie trwa długo i radosny czas odpoczynku i relaksu zostaje dość brutalnie przerwany przez atak jakiegoś potwora. Bardzo szybko dowiadujemy się, że za wszystkim stoi Cursa i to na barki Mario oraz ekipy spadnie konieczność uratowania świata czy też tym razem całej galaktyki (w sumie, który to już raz? 😛 ). Więc nasza paczka przyjaciół wyrusza po raz kolejny na wyprawę.

Ciut o mechanice

Sam początek gry oraz kawałek pierwszego świata, to swoisty tutorial. Gra przeprowadza nas przez podstawowe mechaniki, choć też nie mówi nam absolutnie wszystkiego. Pierwszą zauważalną zmianą jest rezygnacja z „kwadratowego” pola poruszania się na rzecz „metrycznego”. Teraz mamy ładnie wyrysowany okrąg, w którym nasz bohater może się swobodnie poruszać. Dodatkowo mamy atak bronią, umiejętność specjalną oraz umiejętności Sparków. W porównaniu do Kingdom Battle jest tu pewien krok wstecz, bohaterowie nie mają już różnych broni, nie mówiąc o broni podręcznej czy też większego przekroju umiejętności specjalnych. Każdy z nich ma tylko jedną broń, a dodatkowe efekty zapewniają tylko i wyłącznie Sparki.

Początkowo nasza ekipa uderzeniowa liczy tylko dwóch bohaterów, ale dość szybko otrzymamy trzeci slot i tak będziemy już działać przez większość gry. Wybór startowy to sześciu bohaterów znanych już z poprzedniej odsłony: Mario, Luigi, Princess Peach, Rabbid Mario, Rabbid Luigi i Rabbid Peach. W trakcie naszej podróży dołączy do nas jeszcze trójka bohaterów.

Miłą sprawą jest to, że nasza cała ekipa zawsze zdobywa doświadczenie i leveluje w tym samym czasie. Choć mam wrażenie, że ograniczenie postawione na 30 poziomie postaci jest trochę za niskie. Nie obraziłbym się za 5 poziomów więcej. Jasne, dzięki temu progowi jesteśmy daleko od wymaksowania wszystkich drzewek umiejętności, ale też z drugiej strony sprawia to, że wszystkie nasze buildy postaci mogą być do siebie dość podobne, bo nie będziemy mieli dość punktów, by zrobić coś „szalonego”.

To, że cała ekipa zdobywa poziomy w tym samym czasie, mocno zachęca do eksperymentowania ze składem i dostosowywaniem go pod konkretne misje. Chociaż, prawdę mówiąc, ja praktycznie całą grę przeszedłem jednym składem i z innych postaci korzystałem tylko wtedy, gdy gra mnie do tego zmuszała.

Coś, co wyparłem ze swojej pamięci dość szybko, a jest niestety dość powszechne, to ekrany ładowania. Pojawiają się wszędzie. Otwierasz mapę – ekran ładowania, ekran zarządzania postaciami – ekran ładowania, nowa lokacja – ekran ładowania. Nie są one jakieś długie, no ale wypada o nich wspomnieć.

Świat

A właściwie to 5 światów. Każdy z nich ma swój jakiś charakterystyczny styl, jak chociażby nasza pierwsza kraina utrzymana w stylu rajskiej wyspy, czy zimowy kurort, jaki pojawia się nieco później. Większość z tych światów jest otwarta praktycznie od samego początku i możemy je sobie dowolnie zwiedzać, zamiast podążać za wątkiem fabularnym, ale nie zmienia to faktu, że pełne „otwarcie” świata następuje zawsze dopiero po zrealizowaniu obu misji fabularnych. Dopiero wtedy odblokowują się niektóre misje dodatkowe, choć jeśli będziemy chcieli każdy świat ukończyć na 100% to i tak będziemy musieli najpierw popchnąć fabułę nieco do przodu, by odblokować kilka dodatkowych umiejętności Beep-O i dopiero wtedy odwiedzić zaliczone już krainy, aby je wysprzątać do końca.

I o ile samo takie nastawienie, idź i rób, co chcesz, bardzo mi się podoba, tak trochę poczułem zawód, gdy po bardzo otwartym Beacon Beach przyszło mi trafić na lodowiec, który w początkowym etapie okazał się do bólu liniowym i prowadzącym za rękę poziomem. Zupełnie tak jakby był początkowo planowany jako ten pierwszy świat, ale ktoś w ostatniej chwili zmienił plany.

Walka

Walki dzieją się na osobnych mapach, co nie powinno być żadnym zaskoczeniem. Chociaż w przypadku Kingdom Battle, były one po prostu zamkniętymi obszarami planszy, po której się poruszaliśmy i po wygraniu walki stawały się jej zwyczajnym kawałkiem. Otwartość świata musiała jednak przynieść pewne zmiany, dla mnie to nie jest jednak żaden problem.

Misje, jakie przyjdzie nam wykonywać podczas potyczek, możemy zasadniczo podzielić na 3 główne rodzaje: pokonaj przeciwnika (wszystkich, określoną ilość lub rodzaj), dotrzyj do wskazanego punktu i przetrwaj. Do tego dojdzie kilka małych wariacji powyższego, jak np. zniszcz określone cele. Zorientowanie się co mamy zrobić w danej walce oraz dobranie odpowiedniego zespołu to ponad połowa sukcesu w każdej potyczce. Ja grając na poziomie „normalnym/średnim” przez praktycznie całą grę korzystałem z 3 tych samych bohaterów i nie miałem żadnych większych problemów z przechodzeniem ich. Dodatkowo parę razy gra narzuca nam konkretnych bohaterów do zadania, chcąc poniekąd przekonać nas do poeksperymentowania z naszym składem i zaprezentowania mocnych stron tych bohaterów. Warto popróbować i znaleźć swój ulubiony zestaw na każdą sytuację. No i już nie trzeba mieć zawsze Mario w teamie.

Przeciwnicy

Tutaj też muszę zatrzymać się na krótką chwilę. O ile zwykli przeciwnicy są całkiem różnorodni, to dodatkowo posiadają własne słabości i odporności oraz potrafią korzystać z umiejętności. Przez co potrafią czasem stanowić trudne wyzwanie. Warto wtedy jeszcze raz zwrócić uwagę na cel misji, bo być może lepszą opcją niż próba wyeliminowania ich będzie po prostu ich ominięcie.

Niestety bossowie byli dla mnie pewnym rozczarowaniem. Na tle zwykłych przeciwników nie zawsze prezentują się jakoś szczególnie imponująco. Co więcej, nie posiadają żadnej szczególnej oprawy. Powiedziałbym, że nawet są dość generyczni i zwyczajni.

Daleko im do, chociażby takiego Phantoma z pierwszej części. Zresztą posłuchajcie sami jego arii w trakcie walki z Mario w pierwszej części gry:

Audio i video

Graficznie jest ładnie. Światy są spójne stylistycznie i różnorodne. W porównaniu do Kingdom Battle jest to na prawdę krok do przodu. Z drugiej strony trudno nie oczekiwać postępu graficznego przez ponad 5 lat.

Muzyka jednak mnie osobiście trochę rozczarowuje. Nie to, żeby była jakaś zła czy przeszkadzająca. Po prostu zabrakło mi czegoś, co by zapadało w pamięć czy od razu kojarzyło się w jakiś miły sposób. Gdy szukałem arii Phantoma, to sprawdziłem też przy okazji parę motywów muzycznych z pierwszej części. Dla mnie brzmią one lepiej i ciekawiej niż tutaj. Może dlatego, że tam była zatrudniona cała orkiestra?

Voice acting? Jest! Ale jest strasznie dziwny. Z jednej strony mamy postacie, które są w pełni udźwiękowione, a zaraz obok nich pojawiają się takie, które wypowiadają tylko początki swoich fraz albo wydają pojedyncze dźwięki… Serio Ubisoft? Nie można było pójść w pełni w jednym kierunku? Albo jak w jedynce nie robić tego zupełnie.

Drobnostki

Sama gra jest relatywnie nowa, przez co tu i ówdzie nadal występują jakieś błędy. Kilka razy gra zamknęła mi się sama z siebie w trakcie gry w losowych momentach. Na szczęście autosave jest tu bardzo gęsty i w najgorszym razie wiązało się to po prostu z powtórzeniem walki.

Raz czy dwa zdarzyło mi się, że wyzwanie się źle wczytywało, np. przedmiot niezbędny do ukończenia zadania nie chciał się zmaterializować podczas wykrywania i musiałem kilka razy restartować grę i ponawiać wyzwanie, by sprawdzić, czy tym razem zadziała, kilka razy przedmioty, które powinny być „ukryte”, pojawiły się w widocznej formie od razu. Raz też zdarzyło mi się, że potyczka wczytała się w taki sposób, że wszyscy przeciwnicy pojawili się w jednej wielkiej grupie, otaczając moją ekipę, niestety zaraz potem gra się wywróciła, więc nawet nie zdążyłem zrobić screena na pamiątkę, a po ponownym uruchomieniu wszystko było już rozmieszczone w sposób bardziej sensowny.

 

82 Recenzent
Plusy
  • + nowy Marian!
  • + gra taktyczna z elementami rpg
  • + nowi bohaterowie
  • + humor
  • + zagadki i zadania nie sprowadzają się tylko do walki
  • Minusy
  • - kolejna gra z Mario...
  • - bossowie nieco rozczarowują, nie ma Phantoma ani nikogo,
  • kto miałby podobną oprawę jak on
  • - słabszy humor albo przynajmniej nie trafiający już tak do mnie
  • - level cap na 30
  • - drobne błędy utrudniające czasem rozgrywkę
  • - ekrany ładowania
  • - gdzie jest Yoshi?
  • Podsumowanie
    Mario+Rabbids: Spark of Hope to wciągająca gra. Wiele razy łapałem się na tym, że włączał mi się syndrom „jeszcze jedna walka/zadanie” i nagle okazywało się, że jest 1 w nocy, a ja właśnie kończę jakąś linię fabularną. Otwartość świata i spora ilość znajdziek sprawia, że chce się zwiedzać i zaglądać w każdy kąt. To fajne rozwinięcie tego, co zaoferowała nam jedynka i pewnego rodzaju ewolucja.
    Criterion 1
    2
    3

    Jeden komentarz

    Dodaj komentarz