Pierwsza zapowiedź LOUD przykuła moją uwagę. Twórcy śmiało stwierdzili, że jest to połączenie Life is Strange i Guitar Hero. O ile pierwszej gry kompletnie nie trawię, tak jeśli chodzi o drugą, to poza Antonim Jastrzębiem na Deskorolce żadna inna gra nie dała mi tyle frajdy, co brzdękanie na plastikowym kontrolerze w rytm muzyki na ekranie. Na szczęście grając w GŁOŚNO, okazało się, że narracja to tylko dodatek do fantastycznej muzycznej zabawy! Proste Fakty.
W drodze do gwiazdy Rocka, Indie Rocka
Dlaczego deweloper wspomniał o Life is Strange? Ano dlatego, że głównym trybem gry jest narracyjna podróż przez czas dorastania. W tym trudnym dla nastolatków okresie przyjdzie nam poznać historię Astrid, nastolatki z Radomia, która kocha muzykę, a w szczególności MGMT lub Soccer Mommy. Od najmłodszych lat marzy tylko o tym, aby stanąć na scenie z garami za plecami i wiosłem w ramionach, porwać tłum i oddać widowni cząstkę siebie. Droga do mety jest jednak długa i prowadzi przez suche początki ćwiczenia na miotle. Podczas jednej takiej sesji w pokoju zauważa ją jej ojciec, co wydaje się jej być bardzo obciachowe. Ten widok jednak rozbudził w tatuśku utracone marzenia i postanawia sprezentować przyszłej Amy Winehouse (oby nie) elektryczną gitarę. I tak rozpoczyna się jej GŁOŚNA przygoda w świecie rocka. Po drodze czeka na nią przeprowadzka, nowi znajomi i wyzwania budowania swojego wizerunku w trakcie niekończącego się grindu. Wraz z postępem w grze odblokujemy kilka strojów i gitar, co nie pozwoli nam się nudzić. Bo przecież najlepszy sposób na przeżycie etapu dorastania to być ciągle czymś zajętym, prawda?
Sześć ścieżek niczym sześć strun
Narracyjną papkę mamy za sobą, pora wziąć się za soczystego kiszonego ogóra, jakim jest rozgrywka. Jeśli graliście wcześniej w jakąkolwiek sensowną grę muzyczną, to wiecie, że polega to na wciskaniu odpowiedniego przycisku w odpowiednim momencie. Im dokładniej wykonamy dany ruch, tym lepszą notę dostaniemy. Tych mamy tutaj trzy: Perfect, Good i Miss. Pierwsze to wciśnięcie odpowiedniego klawisza w idealnym oknie czasowym, drugie to samo, tylko że trochę za późno, a trzeci to kompletna pomyłka. Pomylić możemy się kilka razy, co przekłada się na 3 wielkie znaki X, wyrwane niczym z telewizyjnych produkcji typu talent show. Gdy zbierzemy 3 takie krzyżyki, to piosenka się kończy, a my musimy zacząć od nowa. Jeśli dobrze nam idzie, to nasz wynik podliczany punktowo będzie rósł. Długie serie doprowadzą do specjalnych fragmentów utworów, w których zdobędziemy więcej punktów, a plansza zmieni kolory.
Do gry wykorzystujemy aż 6 przycisków i obie gałki analogowe. Ekran gry jest podzielony na dwie strony po 3 ścieżki. Na lewej stronie musimy reagować na nutki przyciskami góra, lewo i dół, a na prawej przyciskami X, A i B. Nuty pojawiają się w różnych odstępach czasu. Czasem trzeba wcisnąć nawet kilka szybko po sobie. Są również dwa specjalne zachowania: Whammy i Shredding. Gdy zobaczymy fioletową gwiazdę, to musimy ją przytrzymać. Wtedy możemy też użyć gałki jako Whammy Bar. Nie puszczając przycisku i kręcąc gałą, nabijamy dodatkowe punkty. Natomiast gdy zobaczymy czerwoną gwiazdę (nie mylić z komuchami), to naszym zadaniem będzie mashowanie przycisku, niczym shreedowanie na gitarze. Oba zabiegi znacząco wpływają na immersję i idealnie wpasowują się w 6-strunową ofensywę zabawy.
Z LOUD możemy zmierzyć się na trzech poziomach trudności. Na pierwszym, Chillin’, poradzi sobie każdy, nawet początkujący gracz. Jest to tryb stworzony do, jak sama nazwa wskazuje, wyluzowania się przed ekranem. Drugi tryb to Skillin’. Tutaj jest już zdecydowanie ciężej. Gwiazdki lecą z każdej strony i to tutaj zaznajomiłem się z nagrobkiem wieszczącym nieudaną próbę. Tak jak wcześniej wspomniałem, za poprawne odgrywanie zbieramy punkty, a te przekładają się na końcową ocenę. Najwyższą jest S, ale utwory można ukończyć z niższymi notami, aby odblokować następne elementy opowiadania. Jeśli jednak przyskillujemy i zrobimy S, to dla danego utworu odblokuje się ostatni poziom trudności, Grindin’. Istny hardcore w tym indie świecie. Duży plus za zbalansowanie trudności w grze — każdy sobie poradzi na podstawie, a do wyższych poziomów trzeba się będzie przygotować, czyli tak jak w grach zręcznościowo-muzycznych być powinno.
Uczta dla oczu i uszu
LOUD wygląda bardzo dobrze i brzmi jeszcze lepiej. Bardzo przypadła mi do gustu stylistyka obrana przez twórców. Trochę nawiązuje do gier narracyjnych, a trochę do nurtu gier niezależnych, co by się zgadzało. Czy to nasz pokój, stacja w Radomiu, Bar, wstawki historii — wszystko gra i trąbi (jak grupa Kombi). Gdyby taką grę wydał jakiś duży wydawca, na przykład Ubisoft, to wszyscy by się spodziewali, że można było oczekiwać takiego poziomu. Ale tutaj mamy małe studio, gierka za niecałe 50 zł, a wszystkie elementy współgrają ze sobą niczym kolejny mashup DJs From Mars, jeśli kiedyś zdecydują się na jakiś niezależnie rockowy. Technicznie nie ma żadnego absolutnego problemu (mimo że mamy do czynienia z Unity), wszystko wczytuje się błyskawicznie, nie ma problemów z klatkami czy rozdzielczością. „Jest super” — powiedziałby Muniek Staszczyk, gdyby zagrał w LOUD. Oczywiście możemy sobie odpowiednio skalibrować czas reakcji względem tego, co widzimy na ekranie.
Jednak to, czym gra się zdecydowanie wyróżnia, to sfera muzyczna, a w grze muzycznej jest to najważniejszy element. Cieszy więc, że jest to najmocniejsza strona LOUD. Utworów w grze znalazło się 12 (plus bonusowy po przejściu gierki) i jest to trochę mało, bo chciałbym więcej. Muzyczny miszmasz, jaki przygotowali nam nasi rodacy, mógłby spokojnie znaleźć się na ścieżce niejednego hollywoodzkiego filmu traktującego o zbuntowanych nastolatkach. Wsłuchując się w kolejne utwory pozbawione wokalu, nie raz miałem wrażenie, że sam staje się bohaterem kolejnego Bandslam lub Camp Rock i zaraz na insta odezwą się do mnie Vanessa Hudgens lub Demi Lovato. Nie trzeba być oddanym melomanem, by usłyszeć inspiracje popularnymi piosenkami, ale naprawdę Pani Pędzia oraz Panowie Stachera, Kajzderski, Bobowski i Mierzejewski wykonali cudowną robotę i ponownie przeprowadzili mnie przez trudny okres dorastania swoimi utworami. Szkoda, że nie można sobie puścić utworów w tle i ich posłuchać w grze bez grania w nią, ale może wyjdzie jakiś CD z OST albo coś trafi na Strumieniowe rozwiązanie przyszłości.
Wszystko fajnie, ale czy naprawdę gra dzieje się w Radomiu?
Grę stworzyli Polacy, więc 🙂