Half-time! Podsumowanie pierwszego półrocza 2022 i co przyniesie przyszłość

Niemal połowa 2022 roku jest już na wyciągnięcie ręki, więc postanowiliśmy podsumować, jak ten czas minął i na co czekamy w drugiej połowie.

Zbliżająca się nieubłaganie połowa roku skłoniła naszą redakcję do refleksji o tym, w co graliśmy w ostatnich paru miesiącach, oraz o tym, w co dopiero będziemy mieli okazję zagrać. Nie przedłużając, zapraszamy do zapoznania się z naszym growym podsumowaniem pierwszego półrocza 2022 roku oraz przewidywaniami i marzeniami na kolejne półrocze.

 

Rolnik

Co było grane:

Pierwsze półrocze 2022 nie było takie złe, ale mogłoby być też lepsze. Dostaliśmy kilka fajnych dużych gier i niemało smacznych indyków. Dodatkowo mieliśmy też bardzo ciekawy Nintendo Direct. W tej kwestii nie ma więc na co narzekać. Chociaż nie wiem, czy ważniejszymi informacjami tego okresu nie były obsuwy dwóch gier: sequelu BotW i Advance Wars. Na nowe przygody Szpiczastouszego każą nam już długo czekać, ale podobnie było z poprzednikiem. Teoretycznie silnik i większość assetów mają gotowych, więc wydaje się, że wystarczy zagonić stażystów z piwnicy i kazać im „zaludniać” świat gry. Z pewnością COVID swoje dołożył do spowolnienia pracy, ale po cichu też liczę, że twórcy po prostu nie chcą dostarczyć następcy w myśl zasady: „bigger, better, more badass”  i dowiozą nam taki produkt, że będziemy zbierać szczękę nie z podłogi, a z piwnicy!

Może powrót do żywych marki Advance Wars z perspektywy trailerów nie wydaje się wymarzony, jednak jest to w miarę duży tytuł, który przy modzie na Nintendo Switch na pewno pobije rekord sprzedażowy w serii. Aby do tego doszło, ta gra w końcu musi jedna wyjść. Obecnie jest ona w limbo i nie wiadomo, kiedy z niego wyjdzie. Byłoby też zabawnie, gdyby wcześniej na rynku zadebiutował taktyczny Metal Slug, który ma się pojawić jeszcze w tym roku.

Dużą wiadomością było też zapowiedzenie powolnego wygaszania eShopu na 3DS-ie i Wii U. Pewna epoka dobiega końca. W momencie gdy piszę ten tekst, nie ma już możliwości dodawania środków za pomocą karty płatniczej. Jedyną opcją jest doładowywanie portfela za pomocą kart prepaid, która będzie funkcjonować do końca sierpnia. Jeżeli więc macie jeszcze jakieś zaległości, to nie zwlekajcie, bo później już nie będzie kolejnej możliwości.

W tym roku udało mi się ukończyć w pierwszych sześciu miesiącach tylko dwa tytuły, ale za to jakie!

Pokemon Legends Arceus – tego ta skostniała mechanicznie seria potrzebowała. Chociaż jest też sporo rzeczy, które należałoby poprawić. Nowy sposób łapania stworków spowodował, że znów wróciła frajda z łapania kolejnych pokrak. Z drugiej strony znowu główna linia fabularna była tak nudna, a dialogi tak miałkie, że od połowy gry pomijałem większość z nich. Ogólnie gra to taki rollercaster: raz podziwiamy zachowanie Pokemonów w dziczy, by za chwilę znów narzekać na przykład na pustość świata. I takie uczucie obcuje z nami przez cały czas, raz zachwyt, raz nagana. Niemniej jednak gra ta daje nadzieję, że w przyszłości dostaniemy coś na miarę naszych oczekiwań. Nie postawiłbym tutaj na nadchodzące Scarlet/Violet, a tytuł, który pojawi się gdzieś tam kiedyś w przyszłości. Game Freak, będę czekał, ale moja cierpliwość ma też granice.

Kirby and the Forgotten Land – sama idea to nic nowego. Po prostu przeniesiono Różowego Kulka w trzy wymiary, dodano do tego parę nowych rzeczy i gotowe. Niby takie proste, a wyszła z tego przepyszna potrawa. Kirby świetnie czuje się w świecie z dodatkową osią, a twórcy co rusz urozmaicają gameplay ciekawymi przerywnikami, jak jazda kirbiautem czy lot kirbilotnią. Co ważne, nie recyklingują ciągle jednego pomysłu i nie ma się uczucia, że jakiś element występuje w nadmiarze. Szkoda tylko, że dla doświadczonych graczy The Forgotten Land jest jak masło do rozgrzanego noża i przechodzi się go gładko.

Co jest oczekiwane:

Z roku na rok moje oczekiwania robią się coraz niższe. Obecnie jedyne, czego bym chciał, to zapowiedź Wario Land 5. To jest niesamowite, że tak fajna seria została zamknięta w najbardziej obskurnym miejscu w piwnicy w siedzibie Nintendo. To, co się dało, zostało przeportowane z Wii U, więc zapowiedź remaku Advance Wars może będzie początkiem nowego trendu i zacznie się akcja przywracania do świata żywych zakurzonych serii? Na szczęście tam, gdzie Nintendo nie chce, dostarczą twórcy indyków. Jeżeli tak jak ja jesteście spragnieni nowej platformowej odsłony pierdzącego kuzyna Mario, to na swoją wishlistę powinniście wrzucić Antonblast.

Switch jest z nami już 5 lat, więc spodziewam się, że machina przeciekowa na temat następcy może zacząć działać już jesienią tego roku. Jednak kompletnie nie wiem, czego można się spodziewać. Ninny lubi zaskakiwać i robić na przekór graczom. Żywię tylko nadzieję, żeby tendencja dobrej sprzedaży się utrzymała, a Switch 2, czy jak go tam nazwą, nie podzielił losu Gamecube’a albo Wii U.

Ps. Dajcie mi w końcu Silksong! 🙁

 

Elan

Co było grane:

Wiecie, jak dobre jest Pokemon Platinum? Na pewno lepsze niż te zrobione na odwal rimejki, którymi ostatnio próbowało zatruć nas Nintendo. Jasne, nie są to może specjalnie oryginalne gry – w końcu to główne odsłony serii traktującej ciągle o tym samym i robiącej to w ten sam sposób – ale są po prostu dopracowane i przyjemne w obcowaniu. Trenowanie stworków tak, żeby nie mieć ani za łatwo, ani za trudno; jeżdżenie na rowerze po Sunyshore City i słuchanie muzyczki; rozwalanie Cynthii na fuksie (jej Garchomp akurat oślepł i nie mógł mnie trafić)… będę dobrze wspominał te gry. Naprawdę się cieszę, że w ostatnim czasie znalazłem wreszcie sposób na cieszenie się Pokemonami – bez kupowania nowych odsłon, które zabierają mi opcje (chcesz wyłączyć Exp Share? A po co? A dlaczego?), wyglądają jak pół dupy zza krzaka i ogólnie rozczarowują mnie swoim istnieniem.

Pozostając w temacie gier o zbieraniu stworków, bite dwa miesiące growego życia spędziłem w tym roku z Digimon Story: Cyber Sleuth – Complete Edition. Wpadła ona w moje ręce tuż przed premierą Pokemon Sword & Shield w ramach buntu przeciwko kierunkowi, w jakim od pewnego czasu zmierza seria o kieszonkowych maszkarach. Cóż, skończyło się to tak, że i tak kupiłem wspomniane Pokemony na premierę, a Digimony wylądowały w szufladzie… ale w tym roku wreszcie je z niej wyciągnąłem. Okazało się, że Digimon Story: Cyber Sleuth oraz dziejące się w tym samym momencie Hacker’s Memory mają więcej wspólnego z serią Persona niż Pokemonami. Co prawda nie chodzi się tu do szkoły, ale to klasyczne jRPG: z rozdziałami, zatrzęsieniem powtarzalnych zadań pobocznych i ratowaniem świata. Nie będę kłamał, nie są to wielkie gry i prawdopodobnie spędziłem z nimi więcej czasu, niż powinienem. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że ewoluowanie Digimonów naprawdę mnie wciągnęło.

A potem, żeby nie być takim zakutym nintendołbem, odkurzyłem Xboksa i sprawdziłem tego ­Elden Ringa, co o nim tak wszyscy mówili parę miesięcy temu (a teraz już nie mówią, bo skończyli, a media growe zapominają o grach singlowych tak 3 dni po premierze). I powiem wam, że początkowo nowa pozycja From Software zapowiadała się na coś, co wyląduje w moim panteonie najlepszych gier w ogóle. Ta skala, to uczucie zagrożenia ze strony zwykłego przeciwnika, ta O N I R Y C Z N O Ś Ć. Niestety im dalej w las, tym więcej korzeni, o które zacząłem się potykać. „O nie” – pomyślałem, gdy zobaczyłem kolejny loch bazujący na pomyśle, który już wcześniej widziałem, kończący się bossem, którego już wcześniej pokonałem. „Cholibka” – zakląłem, gdy kolejna postać poboczna znów znikła nie wiadomo gdzie, więc chcąc zrobić jej questa, ponownie musiałem skorzystać z pomocy internetu. „Ehhh” – westchnąłem, gdy po zmianie broni z tłuczka do mięsa z kolcami na wielki miecz z włochami kolejny boss padł znacznie szybciej, niż powinien. Po ponad 100 godzinach Elden Ring nadal potrafi mnie zachwycić kolejnymi lokacjami, ale bardziej chcę go już po prostu skończyć. Ta gra jest zdecydowanie zbyt obszerna – gdyby usunąć z niej połowę lochów i zmniejszyć poszczególne rejony Ziem Pomiędzy, naprawdę zrobiłoby jej to na dobre.

Co jest oczekiwane:

Zwiastun Xenoblade Chronicles 3 pozostawił mnie z mieszanymi uczuciami. Niby historia zapowiada się ciekawie, niby postacie wyglądają bardziej jak te z „jedynki” niż z „dwójki”, niby to Xenoblade… ale jakoś tak nie wiem. I’m not really feeling it. Zacząłem się nawet zastanawiać, czy w moim życiu nie było już wystarczająco dużo xenorzeczy, bo przecież dopiero co w tamtym roku przeszedłem Xenogears i Tornę. Kto wie, może wraz ze zbliżaniem się do dnia premiery jednak to poczuję, kupię tę „trójkę” i spędzę kolejną trzycyfrową liczbę godzin w świecie wykreowanym przez Tetsuyę Takahashiego i spółkę. Albo zrobię to trochę po premierze. Albo w ogóle.

Sytuacja wygląda nieco inaczej w przypadku kolejnej gry z trójką w tytule, którą zaserwuje nam w tym roku Nintendo. Wiem, że Splatoon 3 nie będzie niczym odkrywczym. Zdaję też sobie sprawę, że jeśli chodzi o doświadczenie, to już nie będzie to samo, co przy pierwszej i drugiej części. Jestem jednak pewien, że nadal będzie to wystarczająco to samo, abym znów chętnie ukrywał się w farbie i bił wraże dzieci-kałamarnice wałkiem po głowie. Po prostu lubię tę serię i wcale nie potrzebuję, żeby za bardzo się zmieniała. Jeśli dostanę jeszcze raz to samo, ale podane trochę inaczej, z możliwością wbijania poziomów i zdobywania gratów od nowa, to wszystko będzie w porządku. Tylko, cholibka, te daty premier. Czemu Xenoblade wychodzi w lipcu, a Splatoon we wrześniu? Przecież powinno być na odwrót. Nintendo zawsze musi coś spartolić…

 

PierreLuc87

Co było grane:

Po raz pierwszy od momentu, w którym zakupiłem Nintendo Switch, poczułem, że w końcu dostaję bangera za bangerem. Już w styczniu gracze otrzymali nie lada niespodziankę, bo chyba nikt się nie spodziewał, że Pokémon Legends: Arceus uda się aż tak bardzo. Technicznie jest jeszcze wiele do poprawy, ale nowe rozdanie w świecie Pokemonów było potrzebne. Tradycjonaliści coś tam szczekali, ale powiew świeżości się sprawdził i nawet nie jestem już specjalnie cięty na Pokemon PurPur (chyba kupię niemieckie wydanie dla tej nazwy), które pewnie zadebiutuje 18 listopada.

Jeśli śledziliście moje poczynania na naszym zacnym portalu, to widzieliście już, z jakimi grami miałem do czynienia w pierwszej połowie 2022 roku. Poza kieszonkowymi potworkami ponownie przyszło mi przenieść się do alchemicznego uniwersum Atelier, tym razem w towarzystwie Zośki. Przygoda fajna, rozgrywka też, więc czekam na kolejną część, która chyba powinna zostać zapowiedziana już wkrótce. Ewidentnie najsłabszą gierką, z którą miałem styczność, jest Chocobo GP. Mimo że gra się w to przyjemnie, to jednak czuć, że jest to port mobilki. Miłym zaskoczeniem na pewno było Nintendo Switch Sports, które mimo że nie dociągnie nawet w 10% do wyniku sprzedażowego Wii Sports, to jednak może być miłym powrotem do zabawy z „kontrolerami ruchowymi”. Niestety był to kolejny tytuł, który uwidacznia problem z grami nastawionymi na rozgrywkę wieloosobową od Nintendo. Przy premierze Mario Tennis, Golf czy też nadchodzącego Strikers widać, że gry te mają bardzo małą ilość premierowej zawartości i obiecanki wydawcy, że wszystko będzie rozwijane, wcale tego nie usprawiedliwia. Ostatnią w pełni ograną gierką było nowe wydanie Chrono Cross, które ratuje się tylko tym, że jest to jeden z najlepszych JRPG-ów, jakie powstały. Square Enix nie popisało się przy jakości wydania i problemy techniczne mogą wielu osobom tę wspaniałą grę obrzydzić.

Nie wiem Starky, nie wiem.

Oczywiście nie umknęły mi inne gorące premiery tego roku. Sam już zaopatrzyłem się w nowego Kirbola, który na materiałach wyglądał świetnie, a recka AkiRossa tylko mnie w tym utwierdziła. Jak tylko znajdę trochę czasu, to biorę się za przygodę w Zapomnianej Krainie. Również Trójkątna Strategia musi poczekać na swoją kolej na mojej półce. Kapitalna grafika w ciągle świeżym stylu HD-2D, bardzo dobra ścieżka dźwiękowa, wysoki poziom trudności i niebanalna fabuła – to wszystko, czego oczekuję od taktycznej gry fabularnej. Jeśli jakimś cudem pominęliście ten tytuł w swoich planach giereczkowych, to zapoznajcie się z recką Rashefa i zrewidujcie swoje założenia zakupowe.

Pierwsze półrocze było obfite w gry nie tylko na Nintendo Switch i sporo czasu spędziłem również, grając na PlayStation 5. Najlepszą grą bez wątpienia był Elden Ring, który udało się ograć, oszukując na każdy możliwy sposób. Nie chciało mi się polegać na forward rollu i czerpałem sporą radość z nadużywania kolejnych mechanik, które ułatwiały mi grę. Bo przecież fajnie jest zabić finałowego bossa, nie używając broni lub nie wykonując żadnego ataku, tylko się broniąc? Zdecydowanie fajnie. Druga najlepszą grą było Dying Light 2. Bardzo miła przygoda i dosyć ciekawa historia, w którą można wsiąknąć nawet bez grania w pierwszą część. Wolność, jaka została oddana graczom w mieście Villedor, jest doskonałym przykładem, jak wpleść parkour do rozgrywki i uczynić go jednym z kluczowych elementów gry. Fajna też była opcja decydowania, która frakcja ma przejąć dany teren, gdy go oczyścimy, ponieważ miało to istotny wpływ na rozgrywkę. Trzecią fajną gierką było Stranger of Paradise, które było tym, czego potrzebowałem, aby odpocząć. Pozwoliło mi bez większych przemyśleń szlachtować i ciąć każdego wroga, który miał czelność stanąć mi na drodze. Czysta przyjemność, mimo że poza bardzo dynamiczną rozgrywką nic specjalnego się tam nie znalazło. Pozostałe dwie gry, które ukończyłem, to Biomutant, w który całkiem fajnie się grało, jednak czegoś tam brakowało, oraz Gran Turismo 7, które zawiodło na całej linii i szkoda mi się rozpisywać o tym dlaczego. A, usunąłem jeszcze klub FUT w Fifie 22.

Ocena półrocza: 8.7/10

Co jest oczekiwane:

Zacznę tak, jak w zeszłym roku. Chciałbym dostać nową konsolę od Nintendo z silniejszymi bebechami, a jeśli to by była nowa generacja, to ze wsteczną kompatybilnością dla Nintendo Switch. Ekranik OLED mieni się pięknymi kolorami za każdym razem, gdy mijam go na wystawie w Media Markt, więc skoro pierwszy krok jest już za nami oraz problemy z chipami również się zmniejszają, to pora na nowy sprzęcior.
Mamy już Nintendo 64 w Nintendo Switch Online, więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby pojawiły się tam gierki z Game Boy klasycznego, kolorowego i zaawansowanego. A skoro SEGA również jest na pokładzie, to może to jest dobry moment na dodanie tam makaronu?

Xenoblade Chronicles 3 to ewidentnie najgorętsza gra wakacji, czekam na nią w wywieszonym jęzorem, ale i tak będzie musiała dzielić czas „antenowy” z inną grą, która wychodzi tego samego dnia. Po wielu latach obsuw i problemach pandemicznych w końcu zagramy w Digimon Survive. Idealny tytuł na uzupełnienie taktycznych zakusów w tym roku, które już i tak nasyciło na jakiś czas Triangle Strategy. A przecież z każdej strony „insiderzy” trąbią, że nowy Fire Emblem jest już blisko! Nie możemy również zapomnieć o leaku GeForce Now, ponieważ na ten moment wszystko się sprawdziło, więc czekam na Final Fantasy Tactics Remastered. To jest rok sygnowany trójkami, więc Splatoon 3 i Bayonetta 3 nie zostaną przeze mnie zignorowane. W tym pierwszym czekam na wspólną zabawę w discordowym towarzystwie, które ciągle tak miło wspomina rozgrywki z drugiej części. Trzecie przygody wiedźmy Bayonetty powinny zadebiutować w okolicy moich urodzin, więc prezent sprawię sobie sam.

Królowa freak fightów jest jedna i nie jest to Lil Masti!

Wracając do spekulacji, to wierzę, że dostaniemy jeszcze jednego killera w tym roku i wydaje mi się, że może to być Donkey Kong. Od dwóch lat krążyły plotki, że goryl wraca, ale chyba zgubił drogę. Chciałbym również nową grę z pojazdami w roli głównej. Wiemy, że nie będzie to nowy hydraulik w wózku, bo jego ostatnia część dostała dopiero DLC, które będzie rozszerzać grę przez następny rok, ale może to czas na wyścigi futurystyczne. Wiem, znowu proszę o F-Zero, ale jak nie chcą dać nam się ścigać, to mogę się chętnie postrzelać z samolocików gwiezdnego liska.

To może być również dobry moment na ujawnienie co nieco o Zeldzie, która uciekła na przyszłą wiosnę (3.3.2023???), ale myślę, że grą nadchodzącego Direkta będzie inny tytuł. Taki z Samus w roli głównej i z czwóreczką w nazwie. Fajnie, jakby trylogia poprzedziła premierę w przyszłym roku, a z remasterów/rimejków to by się jeszcze jakaś Zelda przydała w najbliższych meisiącach, bo bieda.

 

Sent

Co było grane:

Miało być tak pięknie, wyszło jak zawsze. Advance Wars został przełożony ad calendas graecas, bo może się źle kojarzyć. Sequel Breath of the Wild zgodnie z przewidywaniami zaliczył obsuwę. Mario Strikers jak każda sportówka został zamieniony w płatne demo, do którego w ciągu roku „za darmo” dostaniemy brakujące postacie i tryby. Xenoblade Chronicles 3 zaliczył zaś jakąś dziwną rotację ze Splatoonem 3, co zaowocowało cudowaniem z kolekcjonerką. Skromna (brak płyty z muzyką!), prawdopodobnie droga (bo dostępność ograniczona do niemieckiego sklepu Nintendo), a do tego wyślą ją dopiero jesienią… wprost nie mogę się doczekać, by przepychać się o przywilej zakupu z połową Europy. Jeszcze jakby chociaż trailery mnie bardziej przekonywały, ale znowu jakoś mało w tym klimatu „jedynki”…

W każdym razie w nowości też sobie za dużo nie pograłem. Cały czas i budżet na gierki został przeznaczony na uzupełnianie braków z 3DS-a, póki eshop jeszcze stoi. Być może szło by to sprawniej, gdyby Nintendo z partnerami zorganizowało łaskawie jakąś „ostatnią promocję”… Przymusowo rozgrywam więc właśnie maraton Laytonów i Ace Attorneyów (Apollo Justice i Curious Village za mną), ponieważ epilog crossoverowego Professor Layton vs Phoenix Wright dostępny jest dopiero po ukończeniu fabuły w formie darmowego DLC. Darmowe dodatki są niestety traktowane jak normalny zakup, tak więc i te trzeba dodać do konta przed końcem marca… Jeden plus – przy okazji odkryłem, że DLC do gier z DS-a nadal da się odblokować, jeśli odpowiednio pogrzebie się z ustawieniami domowego wi-fi. Dzięki temu nie tylko odblokowałem sobie dodatkowe zagadki w Laytonie, ale również zyskałem dostęp do eventów z Arceusem, Darkraiem i kilkoma innymi Pokemonami w moim Diamond, Platinum oraz Black. Tym bardziej czuję się więc jak frajer, że dla tych ekstra eventów wydałem pieniądze na „cudowne” Shining Pearl

Mówiąc o Pokemonach, muszę wspomnieć o Arceusie. To chyba pierwsze „Poki” od czasów oryginalnego Sun/Moon, przy których nie zgrzytałem zębami. Rozgrywka jest świeża, a początkowo nawet wymagająca. Polecam spróbować każdemu. Nawet fabuła i otwarty świat tak bardzo mnie nie męczyły. Oby tylko Scarlet i Violet podtrzymały teraz ten pozytywny trend.

Co jest oczekiwane:

Mimo wszystko Xenoblade 3. Nie znoszę tych współczesnych przekombinowanych designów postaci i motywów fuzji w… robota?… ale wierzę, że fabuła mi to wynagrodzi. Moim „must play” jest też nadchodzący sequel AI: Somnium Files: Nirvana Initiative od twórców serii Zero Escape (premiera już na początku lipca!), a także The Legend of Heroes: Trails from Zero. Pytanie tylko, kiedy to ogram, skoro jeszcze w tylu grach na 3DS-a muszę odblokować możliwość pobrania DLCków… Oprócz tego czekam na więcej materiałów z Bayonetty 3 i wspomnianego Pokemon Scarlet/Violet. Zwyczajowo liczę również po cichutku na zapowiedź portów Xenoblade X oraz Zeldy Wind Waker+Twilight Princess… yeah, right. One day, one day…

Z bardziej realistycznych marzeń – fajnie byłoby zobaczyć w końcu Metroid Prime 4 w akcji, nawet jeśli miałby to być tylko teaser. Tradycyjnie też nie pogardzę jakimś nowym IP czy wskrzeszeniem dawno zapomnianej serii. Czy coś z tego dostanę – szczerze wątpię. Nintendo już wcześniej wydawało się mieć zapchany kalendarz. Może i w międzyczasie się trochę rozszedł, ale wątpię, by wyciągnęli nam nagle jakąś zapowiedź z kapelusza.

Z tego właśnie powodu moim największym tegorocznym życzeniem jest chyba to, by nie było już żadnych więcej opóźnień ani fuckupów. No i może, żeby Pokemony tym razem nie ssały. Chyba nie wymagam za dużo, prawda?

Dodaj komentarz