Zasiadając do Mario Golf: Super Rush, miałem dobre przeczucie. Materiały promujące nową sportową przygodę z mieszkańcami Grzybowego Królestwa w rolach głównych prezentowały się obiecująco: cudowna szata graficzna, do której zdążyły nas przyzwyczaić ostatnie produkcje z wąsatym hydraulikiem, szereg trybów do wyboru – zaczynając od przygodowego aż po nowe, pokręcone modyfikacje sprawdzonej formuły – oraz doskonały, niestarzejący się gameplay, którym od lat może poszczycić się seria. To nie mogło się nie udać, prawda? A jednak swoją przygodę z nowym Mario kończę z mieszanymi uczuciami. Super Rush kładzie bowiem solidne fundamenty, ale całą resztę robi w pośpiechu i po łebkach.
Na pierwszy rzut oka Super Rush kipi od zawartości. Wśród dostępnych trybów znajdziemy tu między innymi Standard Golf. Jak sama nazwa wskazuje, to tradycyjny golf, w którym zaliczamy wybraną liczbę dołków (maksymalnie 18), starając się ograniczyć liczbę uderzeń to minimum. Uwzględniamy przy tym dodatkowe czynniki, takie jak rodzaj gruntu, nachylenie terenu czy panujące warunki atmosferyczne. I to w zasadzie najlepsze, co Super Rush ma do zaoferowania – sprawdzona formuła Mario Golf nigdy nie zawodzi i chce się do niej wracać, choćby na jedną krótką partyjkę. Deweloperzy z Camelot chcąc odświeżyć nieco zasady gry, przygotowali jednak dwie nowe, zakręcone wersje elitarnej dyscypliny: Speed Golf i Battle Golf.
Speed Golf to, jak nietrudno się domyślić, golf, tylko że pod presją czasu. Tryb ten pojawił się co prawda w poprzednich odsłonach cyklu, jednak tu doczekał się gruntownego przemeblowania. Zadanie polega na umieszczeniu piłeczki w dołku w jak najkrótszym czasie, ograniczając liczbę uderzeń do minimum, dlatego że każde z nich dolicza 30 sekund do ostatecznego wyniku. Należy więc mieć na uwadze zarówno dokładność wykonywanych uderzeń, jak i tykające wskazówki zegara. Jakby tego było mało, po uderzeniu piłeczki sami musimy za nią pobiec, ostrożnie zarządzając wiszącym nad postacią paskiem energii. Ta pozwala nam biec szybciej lub aktywować Special Dash – ruch, dzięki któremu kierowana przez nas postać dostaje superprzyspieszenia, powalając na łopatki każdego, kto stanie jej na drodze. I choć doceniam twórców za próbę odświeżenia formuły, Speed Golf nie przypadł mi do gustu. Bieganie od piłeczki do piłeczki to prawdziwa katorga, choćby dlatego, że po drodze nie dzieje się absolutnie nic ciekawego: dwie przeszkody na krzyż, raz na jakiś czas któryś z rywali nas potrąci… I to wszystko. Same założenia trybu są ciekawe, ale brakuje mu większej głębi, przez co sprawia wrażenie niedopracowanego, sklejonego na szybko. Drugi tryb, Battle Golf, wypada nieco lepiej. Czterech golfistów staje na wypełnionej przeszkadzajkami arenie z dziewięcioma dołkami. Ten, kto pierwszy zdobędzie trzy z nich, wygrywa. Pomimo wszechobecnego chaosu, bawiłem się w nim całkiem nieźle. Niestety, Battle Golf rozgrywany jest wyłącznie na dwóch planszach, przez co dość szybko mnie wynudził. Warto zaznaczyć, że w każdy z powyższych trybów zagracie również przez internet.
Golf Adventure to tryb, w którym główną rolę odgrywa wykreowany przez nas ludek Mii. Fabuła Super Rush – delikatnie mówiąc – do skomplikowanych nie należy. Jest prosta, sztampowa i przewidywalna. W trakcie swojej podróży odwiedzamy sześć wiosek, gdzie organizowane są turnieje golfowe. Wioski zamieszkałe są przez Toady, żółwiki Koopa i inne postacie znane z uniwersum Mario. Teoretycznie możemy z nimi pogadać; w praktyce żaden z nich nie ma nic ciekawego do powiedzenia. Przez rozegraniem turnieju odbywamy mały trening techniczny, podczas którego uczymy się nowych umiejętności. Golf Adventure to bardziej przydługawy samouczek aniżeli wartościowy tryb przygodowy. Fabuła dopiero pod sam koniec stawia nieco odważniejszy krok w stronę dziwactwa, którym błyszczał niejeden marianowy spin-off. Robi to jednak zdecydowanie za późno. Warto zaznaczyć, że wszystkie turnieje w Golf Adventure podążają ścieżką wydeptaną przez tryb Speed Golf, za każdym razem modyfikując lekko zasady. Jeśli więc nowa wersja golfa nie przypadnie wam do gustu, ukończenie fabuły może okazać się ciut męczące.
Choć Super Rush sprawia wrażenie tytułu wypchanego zawartością, jej brak okazuje się jego największą bolączką. Deweloperom z Camelot udało się przygotować zaledwie sześć pól golfowych: trzy z nich to niemal identycznie trawiaste tereny. Kolejne to pustynia, las i kraina Bowsera. Zapomnijcie o dziwacznych poziomach jak Peach Gardens czy Yoshi Lake z poprzedniej odsłony. Każda z dostępnych tu plansz jest do bólu zachowawcza i nijaka. Jasne, można się spodziewać, że twórcy rozbudują kolekcję pól poprzez aktualizacje, jednak na dzień dzisiejszy… bieda aż piszczy.
Nie wiem, może jestem zbyt krytyczny, ale męczy mnie już bylejakość sportówek z Marianem. Super Rush to taka wydmuszka: ładna z zewnątrz, w środku pusta. Czy wprowadzenie innowacji zawsze musi wiązać się z zaniedbaniem pozostałych aspektów gry? Czy sześć plansz – w tym trzy niemal identyczne – to naprawdę wszystko, na co stać zespół odpowiedzialny za serię? Nie zapominajmy, że w wydanym na 3DS-e World Tour pól golfowych było dziesięć – każde z nich znacznie ciekawsze od tych przygotowanych na potrzeby Super Rush. I to wszystko w grze za pełną cenę. Jak dla mnie, absolutna kpina. Nowy Mario Golf to kolejny (prawdopodobnie robiony w pośpiechu) półprodukt, który – przynajmniej na chwilę obecną – nie oferuje na tyle, by usprawiedliwić swoją cenę. To typowy sportowy Marian, który, owszem, stawia krok do przodu, ale tylko po to, by po chwili zrobić krok w tył.
Be the first to leave a review.
Grę dostarczył ConQuest Entertainment – oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce.
Kolejny typowy produkt korporacji Nintendo, który i tak na siebie zarobi, bo na jego wyprodukowanie przeznaczono minimalne potrzebne środki. A zawartość mniejsza niż w poprzedniku (to nie pierwsza gra od Nintendo na Switcha, której dotyka ten problem, że wspomnę chociażby o Dr Kawashima’s Brain Training) to jak splunięcie w twarz. Na szczęście (dla siebie) korporacja Nintendo wie, że jej konsumentom to nie przeszkadza.
Zapowiedziano już darmowe aktualizacje, więc sytuacja z zawartością się na pewno poprawi, ale szkoda, że nie ma tego więcej na starcie. Gry sportowy to taki typ gry, nad którym nie trzeba poświęcić dużo czasu na produkcję, więc taka sytuacja trochę dziwi. Tytuł ratuje na pewno multi online, które działa dosyć sprawnie i szkoda, że więcej ludzi nie gra za pomocą sterowania ruchem, bo trzeba trochę długo czekać, aż ktoś wbije do lobby.
Oby teraz Nintendo wreszcie pozwolilo Camelotowi zajac sie marka Golden Sun, chocisz jakis remaster, nie mowiac o nowej czesci, co do Mario Golf, jakos ta gra wydaje sie taka wlasnie pusta, tworzona bez pasji
Oglądałem recenzje Quaza na YouTube – indie gry za 15 EUR na premierę prezentują dużo wyższy poziom niż to „coś” – Niny „trzyma poziom”.
A ja osobiscie omijam kanal quaza szerokim łukiem. Przerost formy nad treścią + kartonowy humor = dramat. Nie mogę znieść tak prowadzonej narracji. Pan Kubaka i ARHN – te 2 kanały mi wystarczą jeśli chodzi o polski ytb 🙂
A sama gra? Cóż. To typowy Camelot wiec wiele sie po tym spodziewac nie mozna. Osobiscie uważam że Nintendo w takiej cenie powinno wypuścić raczej zestaw gier sportowych – Tenis, Golf, Pilke Nożną i jeszcze kilka dyscyplin – podobny tytuł wyszedł w czasach 3DS – Mario Sports Superstars.
Co ciekawe – zarówno golf jak i tenis były /niemal/ żywcem zerżnięte z samodzielnych gier poświęconych tenisowi i golfowi na tę sama konsolę
@Pier – no właśnie imo to słaby argument, bo to kolejna doroczna czerwcowa „towarzyska” gra z mario, gdzie dostajemy pół produktu, a na drugie pół trzeba czekać aż zostanie wydane w formie DLC. Fajnie, że za darmo, ale a) wersja fizyczna na tym cierpi, bo zawiera półprodukt b) to co dostajesz na dzień dobry jest słabsze, niż identyczne gry z 3DSa. A już na tamte ludzie narzekali. No bo serio, cztery mapy? Widziałem dema zawierające więcej plansz.
@MArtin – czego wymagać od corocznego tasiemca. Gry sportowe z mario to taka nintendowa fifa, tylko zamiast zmieniać co roku skład zmienia się dyscyplinę. Idę o zakład że za rok będzie strikers, równie biedny co ten golf i tenis.
Golf na 3DS miał płatne DLC