[Recenzja] Golden Force

Ahoj przygodo! Po złoto i chwałę!

Golden Force

Ciężkie jest życie najemnika. Fortuna znika o wiele szybciej, niż się pojawia i co rusz trzeba szukać nowych sposobów na wzbogacenie się. W grze Golden Force od Storybird Studio znajdujemy się właśnie w takiej sytuacji. Jako jeden z najemników formacji Golden Force wyruszamy na kolejną wyprawę by zarobić nieco złota.

Gra to dość wymagająca platformówka z elementami akcji utrzymana w retro pixelartowym stylu. Będziemy skakać, pływać, unikać i siekać niezliczone ilości przeciwników dążąc do tego, by wypchać kieszenie złotem.

[Recenzja] Golden Force

Rozpoczynamy od małego tutorialu, który wyjaśnia nam podstawy sterowania, a zaraz potem stawia przed nami pierwszego bossa w grze. Bossa, którego pokonanie może zabrać nam kilka podejść, tylko po to, by nauczyć się schematu jego ataków. Sam męczyłem się z nim przez dobre 30 minut i pod koniec miałem go już serdecznie dość. Przeciwnik ten też jest zapowiedzią tego, co nas może czekać dalej. Znaczy się, łatwiej nie będzie.

[Recenzja] Golden Force

Po wprowadzeniu docieramy do archipelagu wysp i możemy rozpocząć naszą eksplorację w poszukiwaniu bogactwa i sławy. Przed każdą z plansz możemy wybrać jednego z 4 dostępnych bohaterów, któremu  możemy dodatkowo wybrać też jeden z kilku wariantów kolorystycznych. Niestety z tego co zaobserwowałem, wybór postaci jest rzeczą czysto kosmetyczną i nie wpływa w żaden sposób na rozgrywkę. Każdym z herosów gra się tak samo, jedynie ich ataki wyglądają nieco inaczej. Nasz wybór, jeśli wrócimy do mapy świata, nie jest też w żaden sposób zapamiętywany i rozpoczynając nową planszę, musimy wybierać bohatera ponownie.

Każda z 4 wysp oferuje nieco inne środowisko i składa się z trzech „standardowych” plansz: z poziomu głównego, planszy z bossem oraz planszy specjalnej, którą odblokowujemy po znalezieniu wszystkich znajdziek na poprzednich 4 etapach.

[Recenzja] Golden Force

Graficznie jest naprawdę udanie. Mnie osobiście kojarzyło się to z Shantae. Ba! Jeden z bohaterów nawet wygląda dość podobnie do wspomnianego już pół-dżina. Choć styl może przypaść do gustu też tym, którzy byli zauroczeni grafiką Shovel Knighta.

Do udźwiękowienia też nie można się przyczepić. Muzyka robi dobry klimat i ładnie zgrywa się z tym, co dzieje się na ekranie.

Natomiast gameplay to inna para kaloszy. Trzeba to sobie powiedzieć wprost. Gra jest trudna. Momentami miałem nawet wrażenie, że jest też niesprawiedliwa. Wiele razy byłem zaskoczony przez chmarę spadających z nieba przeciwników, przed którymi nie bardzo było jak się schronić i trzeba było przyjąć obrażenia. Podobnie zdarzało mi się często, że wrogowie wyrastali z podziemi prosto pod nogami mojej postaci, nie dając żadnych szans na reakcję. Ja się uczciwie przyznaję. Nie dałem rady skończyć tej gry. Mój poziom frustracji osiągnął już taki poziom, że mam jej obecnie dość. I nie chodzi nawet o to, że poległem na bossie, którego schematu ataków się jeszcze nie nauczyłem. Bolą mnie mocno plansze, gdzie trzeba przechodzić całe dość długie sekwencje perfekcyjnie, bo inaczej czeka nas nagła śmierć. Jestem już zmęczony robieniem „skoków wiary” by sprawdzić czy to zwykła przepaść gdzie nic nie ma, czy może akurat jest tam umieszczona jakaś znajdźka. Bo o skakaniu w ciemno tylko po to by przejść dalej, czy wychodzeniu wprost na czekającego przeciwnika to nawet nie będę wspominał.

Sprawy nie ułatwia też kamera, która działa naprawdę sprawnie, jeśli poruszam się na boki. W sytuacji, gdy przyjdzie nam poruszać się w pionie albo pływać robi się o wiele bardziej uciążliwa. Nie wiedzieć czemu kamera uparcie trzyma naszego bohatera blisko dolnej krawędzi ekranu. Przy wspinaniu się w górę jeszcze to jakoś działa, ale jak mamy schodzić w dół (np. podczas pływania), to robi się to o wiele mniej wygodne i przyjaźnie.

Wracając jeszcze na chwilę do bossów, ten pierwszy, z którym przyjdzie nam się mierzyć już w tutorialu czy późniejsi to długie, wyczerpujące, wieloetapowe potyczki. Sam tutorialowy boss to kilka etapów potyczki. Zaczynamy, stojąc na statku, następnie będziemy skakać po platformach nad wodą i kontynuować swoje ataki, a na koniec jeszcze musimy wrócić na naszą łajbę. Kolejni szefowie to jeszcze dłuższe i bardziej skomplikowane batalie.

Pomiędzy kolejnymi planszami możemy zajrzeć do sklepiku i zaopatrzyć się w dodatkowe przedmioty i ulepszenia. Możemy kupić m.in. dodatkowy punkt życia, dodatkowy atak w ciągu czy np. chwilową niewrażliwość albo atak zamrażający. Pomijając dodatkowe punkty życia czy też ataki, pozostałe przedmioty są jednorazowe i po zużyciu trzeba je będzie kupić jeszcze raz. I wszystko byłoby ok, gdyby nie ceny. Pomijając już fakt, że są w sumie aż 3 rodzaje walut, to ceny są dość mocno nieadekwatne w stosunku do tego, co jesteśmy w stanie zarobić.

Większość przedmiotów jednorazowych, kupowanych za złoto, ma swoje ceny na poziomie 1500-4500 sztuk złota. Niby niewiele, ale przechodząc prawie perfekcyjnie planszę, jesteśmy na niej w stanie zebrać ok. 1000 sztuk złota. Co daje 4 przejścia, aby kupić najtańszy przedmiot. Co więcej, jeśli w trakcie etapu stracimy wszystkie życia i przyjdzie nam zaczynać od punktu kontrolnego, to tracimy całe zebrane złoto. Jednak złoto możemy spokojnie farmić, powtarzając plansze, czego nie da zrobić się z kolejnymi dwoma walutami.

[Recenzja] Golden Force

Za Złote Talizmany kupimy powiększenie życia. Trzy takie talizmany są ukryte na każdej z plansz. Część spotkamy po drodze, inne są sprytnie ukryte, a jeszcze innych przyjdzie się nam naszukać, bo są gdzieś perfidnie umieszczone. Poza talizmanami na każdej z plansz jest też jeszcze umieszczona Muszla. Za Muszle możemy dokupywać kolejne ataki do naszego naziemnego combo.

Co ciekawe każda z plansz poza numerem, ma też swoją nazwę, np. 1-1 nosi tytuł „Welcome to the Jungle”, niestety w świecie drugim czekało mnie niemiłe rozczarowanie i wszystkie plansze miały tytuły w stylu: LVL_STAGE_2_1 LVLTITLE_2_1, nie wpływa to w żaden sposób na samą rozgrywkę, ale wyuczony nawyk „czepialstwa” każe mi o tym wspomnieć. Choć muszę też nadmienić, że ostatnio wyszedł patch, który naprawił ten problem.

Gra ma tryb lokalny dla dwóch graczy. Niestety nie udało mi się znaleźć nikogo, kto by chciał to ze mną potestować. Aby pograć w dwie osoby na jednym ekranie, potrzebujemy dodatkowy kontroler. Próbowałem kilka razy, ale gra nie chciała potraktować odłączonych Joy-conów jako dwóch osobnych kontrolerów. By grać w dwie osoby, potrzebujemy więc albo ProCrontrollera, albo dodatkową parę Joy-conów. Sama rozgrywak toczy się na wspólnym ekranie, gdzie postępy gracza 1 decydują o tym, co widzimy na ekranie. Gdy drugi gracz wyjdzie poza widoczny obszar, będzie pokazywany w niewielkim okienku, a gdy odejdzie za daleko, zostanie zamknięty w bąbelku i przeniesiony w pobliże gracza pierwszego. Z tego, co udało mi się sprawdzić, to pula przedmiotów i ulepszeń jest wspólna, a gra toczy się do momentu, aż obaj gracze stracą wszystkie życia. Gdy gracz pierwszy straci wszystkie życia, dowodzenie przejmuje gracz drugi i gra samodzielnie aż do końca etapu lub swojej śmierci.

Za udostępnienie kodu recenzenckiego dziękujemy No Gravity Games.

Jeżeli chcielibyście zagrać w Golden Force to mamy dla was dobrą wiadomość. Pierwsza osoba, która napisze w komentarzu, że chce otrzymać grę, dostanie od nas kod. 🙂

6 komentarzy

Dodaj komentarz