Czemu fan RPGów powinien zainteresować się 3DSem

czyli Nintendo nie tylko Marianem stoi

Familijne platformówki spod znaku Mario uchodzą w powszechnej świadomości za synonim gier dostępnych na konsole Nintendo.  Niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę z faktu, że tego typu produkcje nie stanowią obecnie większości oferowanych tytułów.  W ciągu ostatnich lat do rangi dominującego na 3DSie gatunku urosły wszelkiej maści RPGi, których krótki przegląd prezentujemy w dzisiejszym tekście.3DS RPG

W ciągu ostatniej dekady fani komputerowych rolplejów nie byli szczególnie rozpieszczani. Po złotym wieku, który przyniósł nam choćby Fallouta, Tormenta, Morrowinda czy KotOR-a, nadeszły wieki ciemne, rozświetlane pojedynczymi wartymi uwagi tytułami. Choć sytuacja poprawiła się na chwilę dzięki scenie Indie oraz projektom z Kickstartera, dziś znowu możemy obserwować objawy pewnej zadyszki.3DS RPG

Powyższe uwagi dotyczą jednak jedynie rynku PC oraz konsol stacjonarnych. Jeśli bowiem sięgnąć po przenośnego 3DSa, można przeżyć niemały szok: RPGów jest tutaj nie tylko dużo, ale też cieszą się naprawdę wysokimi średnimi ocen. Jest tylko jeden haczyk – mało który japoński rolplej przypomina zachodniego Gothica, Wiedźmina czy Baldurs Gate’a. Większość tytułów stanowią unikalne miksy z innymi gatunkami, jak choćby ze strategiami, platformówkami, slasherami czy MMO. Inaczej rozłożone są też aspekty fabularne, mechanika bardziej skupia się na nabijaniu coraz wyższych poziomów, wreszcie sama stylistyka jest zupełnie inna. By więc w pełni czerpać przyjemność z zakupu, należy najpierw otworzyć się na nieco odmienny typ rozgrywki.

Nie jest to jednak wada tych produkcji, ale ich siła. Takiego zróżnicowania w ramach jednego gatunku nie uświadczymy na żadnej innej platformie, nawet na odradzającym się w bólach rynku gier pecetowych.

Chcąc więc ułatwić wam decyzję na temat ewentualnego zakupu konsoli pod kątem gier RPG, przygotowaliśmy niewielki przegląd najciekawszych naszym zdaniem tytułów:

.

Xenoblade Chronicles 3D – przegląd zacznijmy z przytupem. Choć niektórzy mogą nazywać Xenoblade’a odgrzanym kotletem (tytuł ten pojawił się pierwotnie na Wii), jest to zdecydowanie największa produkcja dostępna na konsolkę. O ile nie każdy musi polubić wyraźne inspiracje gatunkiem MMO w zakresie mechaniki i konstrukcji  zadań pobocznych, o tyle jednego tej grze odmówić nie można – skali. Miejsce akcji stanowią bowiem ciała dwójki gigantycznych bogów zamarłych w śmiertelnym uścisku, których twarze możemy ujrzeć. patrząc w niebo… Co więcej, podobnie jak w Skyrimie czy Gothicu horyzont nie stanowi jedynie elementu tła, ale jest istniejącym fizycznie miejscem, w które możemy dotrzeć, idąc po prostu przed siebie. Równie dobre wrażenie robi historia, opowiedziana w przeszło 10 godzinach (!) cutscenek, a także fenomenalna muzyka. Mimo kilku potknięć zdecydowanie jest to tytuł, który zapada w pamięć.

Fire Emblem Awakening/Fates/Echoes – seria będąca sztandarowym przykładem niekonwencjonalnego podejścia japończyków do tematyki RPG. Teoretycznie mamy tutaj do czynienia z cyklem strategii turowych, jednakże nacisk położony na stworzenie własnego awatara, prowadzenie drużyny imiennych bohaterów, rozwój statystyk, awansowanie na wyższe poziomy i klasy, czy wreszcie interakcje między postaciami (możliwość zawarcia małżeństwa oraz spłodzenia potomstwa) zdecydowanie przybliżają grę do klasycznego rolpleja. Co więcej, wyznacznikiem każdego Emblema jest ciekawy system permanentnej śmierci, zmuszający nas do uważnego planowania kolejnych ruchów.  Choć wielu skazywało tę serię na wymarcie, za sprawą rewelacyjnego Awakening zyskała ona obecnie drugą młodość, bijąc wszelkie rekordy popularności. Jeśli więc spodobała wam się dość podobna w ogólnym zarysie Valkyria Chronicles, również FE nie powinien was zawieść.

Bravely Default/Second – w recenzjach zwykło określać się tę serię jako duchowego następcę „prawdziwych” Final Fantasy (oraz pozostałych klasycznych jRPGów z połowy lat 90). Mamy więc tutaj ręcznie rysowane dwuwymiarowe tła, po których poruszają się trójwymiarowe postacie bohaterów, liczne random encountery, turowe walki, muzykę inspirowaną Dragon Questami, a także popularne motywy fabularne, jak świat utrzymywany w równowadze dzięki czterem kryształom, które pod wpływem działania złych sił przestają działać i tylko my możemy je teraz obudzić…  Jeśli więc ktoś pragnie sobie przypomnieć młodzieńcze zarywanie nocek przy PSX-ie, 3DS na pewno mu w tym pomoże. Twórcy pomyśleli nawet o tych, którzy nie mają tyle czasu na granie, co 20 lat temu, implementując opcjonalne obniżenie częstotliwości  walk oraz przyspieszenie ich przebiegu.

Project X Zone 1/2 – mieliśmy hardkorowe tytuły nawiązujące do lat świetności gatunku, mamy i lekkie, które nie traktują siebie zbyt poważnie. Trudno zresztą, by było inaczej, skoro mamy do czynienia z jednym wielkim miszmaszem postaci i uniwersów Capcomu, Namco, Nintendo oraz Segi. Jak nietrudno się więc domyślić, fabuła stanowi tutaj zwykły pretekst, byśmy mogli umieścić w jednej drużynie Dantego, Ryu, Jina, Ulalę lub jedną z kilkunastu innych popularnych postaci, a następnie posłać je do turowej walki z siłami zła. Oczywiście nie jest to system-seller ani absolutny must have, jednakże na pozostałych platformach takich gier się już po prostu nie robi.

Liczne produkcje z „Shin Megami Tensei” w tytule SMT znane jest także jako “ta seria, z której wyodrębniła się znacznie popularniejsza ostatnimi czasy Persona” autorstwa uznanego studia Atlus. Jak przystało na jRPGi z tradycjami, kolejne części nie tyle stanowią jakąś spójną historię, co raczej współdzielą podobne motywy. Za każdym razem mamy więc do czynienia ze starciem między diabelskimi i anielskimi siłami (niekoniecznie odpowiadającymi walce dobra ze złem), filozoficznymi dysputami, turowym systemem walki premiującym wykorzystywanie słabości przeciwnika…  Znak rozpoznawczy serii stanowi ponadto możliwość przywoływania w trakcie walki demonów, które trzeba najpierw zachęcić do zawarcia z nami kontraktu, wykorzystując gładką gadkę, przekupstwo lub groźby, a także możliwość łączenia ich ze sobą w coraz potężniejsze bestie… jednym słowem wiele ciekawych pomysłów niespotykanych w zachodnich RPG-ach. Choć seria składa się przede wszystkim z mniej lub bardziej fabularyzowanych dungeon crawlerów, znajdziemy tu również przedstawicieli podgatunku strategii a’la Fire Emblem, reprezentowanego przez podserię Devil Survivor.

Etrian Odyssey I-V – Kolejna uznana seria dungeon crawlerów od Atlusa, osadzona tym razem w realiach fantasy. W tym jednak wypadku mamy prawdziwy powrót do korzeni tego gatunku, reprezentowanego tak znane zachodnie serie, jak Wizardy czy Bard’s Tale. Podobnie bowiem jak we wspomnianych przed chwilą tytułach, tak i tutaj mamy do czynienia z tytułem FPP skupiającym się na eksploracji lochów, w którym każda czynność – nie wyłączając ruchu – odbywa się w turach. Podobnie też jak to było w latach 90, tak i w Etrianach zmuszeni jesteśmy samemu rysować sobie mapy odwiedzanych krypt i skarbców, wykorzystując w tym celu ekran dotykowy konsolki. Tytuły te wyróżniają się też tym, iż starcia z przeciwnikami nie sprowadzają się jedynie do random encounterów. Lochy przemierzają bowiem również specjalne grupy potworów, które same polują na naszą drużynę. Podczas gry trzeba się więc wykazać nie tylko cierpliwością do grindu oraz odpowiednią taktyką w trakcie walk, ale również zmysłem strategicznym, by wyeliminować wszystkie patrole po kolei, nie dając się przy tym zagnać do kąta.

Monster Hunter 3U/4/G – seria, którą można podsumować zdaniem “kolorowe Dark Souls, zanim to było cool”. Do tego doprawiona nieco Shadow of the Colossus, choć na zdecydowanie bardziej kameralną skalę. Jako tytułowy łowca potworów skupiamy się bowiem na tym, co fani zręcznościówek lubią najbardziej – tłuczeniu kolejnych potężnych bestii  w celu zdobycia unikalnych składników. Te zaś pozwolą nam stworzyć lepszy ekwipunek, który jest niezbędny by pokonać następnego, jeszcze potężniejszego niemilca. Zginąć jest tu bardzo łatwo, gdyż przeciwnik jest zazwyczaj od nas większy oraz wytrzymuje dziesiątki ciosów, kiedy my znosimy ledwie kilka. Co więcej, jego pasek życia jest przed nami ukryty, co zmusza nas do obserwacji potwora i jego zachowań. Po którymś z kolei ciosie w łapę możemy na przykład zauważyć, że zaczyna on kuleć, co z kolei pozwoli nam zaatakować wrażliwy ogon lub podbrzusze. Ważnym elementem tego tytułu staje się więc planowanie kolejnych ruchów oraz współpraca z innymi łowcami. Szybko więc docenimy możliwość zastąpienia AI żywymi graczami za pośrednictwem sieci.

Inazuma Eleven 1/2/3/GO – tytuł, o którym wielu mogło słyszeć za sprawą anime, na które można czasem trafić w polskiej telewizji. Inazuma to kolejna seria nietypowych jRPG-ów, która na tle innych nietypowych rolplejów wyróżnia się kierowaniem… drużyną piłkarską. Nietypowa tematyka przekłada się również na kierowanie naszymi bohaterami. Niczym rasowy trener wydajemy im bowiem komendy za pomocą stylusa, rysując na ekranie dotykowym linie biegu, podań oraz strzałów, używając  w międzyczasie specjalnych, widowiskowych technik niczym z Dragon Balla. By gonienie za wirtualną gałą nie znudziło nas zbyt szybko, w ramach gratisu otrzymujemy również napędzaną cutscenkami fabułę opowiadającą o powolnym pięciu się na szczyt (przy okazji pokonując zło zagrażające światu futbolem. Nawet nie pytajcie).

Harvest Moon / Story of Seasons / Rune Factory – seria-legenda, o której słyszał każdy posiadacz dowolnej konsoli z lat 90. Gry wychodzące spod szyldów powyższych marek stanowią połączenie RPG-a z symulatorem rolnika. Każda z nich zaczyna się podobnie: otrzymujemy w posiadanie zrujnowane gospodarstwo po zmarłym krewnym, zaś naszym celem jest przywrócenie mu w trzy lata dawnej świetności. Choć nie brzmi to może specjalnie emocjonująco, prawdziwa zabawa zaczyna się, gdy dodamy do tego wspomniane elementy rolplejowe. Nasza postać nie jest bowiem jedynie kukłą obsługującą narzędzia, ale istotą, o którą trzeba dbać. Kamieni nie możemy więc łupać w nieskończoność, gdyż bohater z czasem się męczy i musi się udać na spoczynek. Podobnie przekopywanie grządki podczas burzy nie jest najrozsądniejszym pomysłem, gdyż może się skończyć przeziębieniem, które na kilka dni przykuje nas do łóżka (choć w zamian za to nie musimy niczego podlewać). Wreszcie nasz awatar może wchodzić w interakcję z innymi okolicznymi mieszkańcami, co z czasem może przerodzić się w przyjaźnie, miłość, a nawet zakończyć się spłodzeniem potomka. Zabawę urozmaica dodatkowo system pór roku, co nie tylko wpływa na dostępność i wegetację określonych roślin, ale także odbija się w organizowanych cyklicznie festynach o określonej tematyce. Jeszcze odważniej z RPGami romansuje podseria Rune Factory, która oprócz świata fantasy wprowadza również element tworzenia ekwipunku, walki z potworami i zwiedzania lochów.

3DS RPG

Pokemon XY/ORAS/SM/USUM – czy komukolwiek trzeba jeszcze przedstawiać tę serię? Gry stworzone na 3DSa wyróżniają się przede wszystkim przepiękną, trójwymiarową grafiką, szeregiem wygodnych opcji sieciowych oraz kolejnymi eksperymentami z mechaniką, które twórczo rozwijają starą formułę. Choć ciężko szukać tutaj prawdziwej rewolucji, jest to na pewno przyjemna podróż do czasów młodości.

Pokemon Mystery Dungeon – Pokemony to nie tylko gry z głównej serii, ale także szereg spin-offów. Jednymi z najbardziej utytułowanych są kolejne części PMD, które choć nadal są rpgami, wyróżniają się szeregiem unikatowych cech. Wśród nich znajdziemy walkę toczoną w czasie rzeczywistym, skupienie akcji na dungeon crawlu oraz… uczynienie naszego bohatera jednym z Pokemonów, co pozwala nam komunikować się z innymi stworkami. Jeśli więc nie przerażają was masakryczne ilości grindu, możecie śmiało zainteresować się tym tytułem.

Seria Mario & Luigi – ciężko jest przygotować takie zestawienie gier na konsole Nintendo, w którym nie pojawiłaby się przynajmniej jedna gra z wąsatym hydraulikiem. Jak widać, również w gatunku RPG-ów doczekał się własnej podserii. O ile eksploracja, dość prosta fabuła czy zręcznościowa egzekucja ataków przypomina jeszcze klasyczne marianowe platformówki, o tyle turowa walka, w której ważną rolę pełnią rodzaje ataków, combosy, specjalne statusy oraz rozwijanie za zdobyte punkty doświadczenia zdolności specjalne czynią już z gry pełnowartościowego japońskiego rolpleja. Za wyznacznik serii uchodzi ponadto humor oraz traktowanie wszelkich typowych dla rpgów motywów ze sporym przymrużeniem oka.

Miitopia – prosty, sympatyczny tytuł, którego główną cechą jest możliwość osadzenia naszych realnych znajomych w roli bohaterów i antagonistów prezentowanej historii (oczywiście pod warunkiem, że posiadają oni konsolkę i stworzyli swojego awatara podczas jej pierwszego uruchomienia, tytułowego Mii). Podobnie jak w przypadku serii Mario & Luigi, gra traktuje ze sporym dystansem wszelkie typowe dla rpgów motywy. Tym sposobem pośród dostępnych klas znajdziemy zarówno wojownika, jak i gwiazdę pop, zaś wśród naszych przeciwników znajdziemy zarówno dinozaury, jak i kromki chleba, które nasz mag dosłownie przerobi na tosty. Gra nie zebrała wprawdzie najlepszych recenzji, jednakże postanowiliśmy zamieścić ją na tej liście ze względu na stojący za nią pomysł.

3DS RPG

Dragon Quest VII/VIII – prawdziwa seria-legenda. Jeśli szukacie najbardziej typowego jRPG-a bez żadnych naleciałości, to właśnie go znaleźliście. Mimo upływu lat jest więc tutaj i turowa walka, i random encountery, i dośc prosta na pierwszy rzut oka historia, momentami niestety trochę rozwleczona (10-godzinny prolog nie jest niczym niezwykłym). Do jej cech szczególnych należą projekty postaci autorstwa Akiry Toriyamy (twórca Dragon Balla) oraz specyficzny humor. Warto zapoznać się chociażby ze względu na sławę, jaka ciągnie się za serią.

cała sterta gier z DSa oraz VC – wsteczna kompatybilność to wspaniała sprawa, a już szczególnie w przypadku, gdy z jakiegoś powodu przeskoczyło się jedną lub więcej generacji sprzętu danego producenta. Dzięki temu, że 3DS obsługuje również kadridże z pierwszego DSa, a także pozwala na zakup wybranych klasyków z NES-a, SNES-a oraz dwóch pierwszych gameboyów, biblioteka ciekawych tytułów rozrasta się do monstrualnych wręcz rozmiarów. Przykłady? Chrono Trigger, uznawany często za najlepszego japońskiego RPG-a jaki kiedykolwiek powstał. Golden Suny, jedna z niesłusznie zapomnianych marek Nintendo. Earthbound, aka “Undertale zanim to było cool”. Starsze części Pokemonów, Shin Megami Tensei oraz Dragon Questów, a także ich liczne spinoffy. Infinite Space, w którym wcielamy się w rolę kapitana dowodzącego wielkim statkiem kosmicznym. Listę takich perełek można ciągnąć niemalże w nieskończoność.

3DS RPG 3DS RPG 3DS RPG 3DS RPG 3DS RPG 3DS RPG 3DS RPG 3DS RPG 3DS RPG 3DS RPG 3DS RPG 3DS RPG 3DS RPG 3DS RPG 3DS RPG 3DS RPG

Uff… całkiem tego sporo, nie? A jest to dopiero czubek góry lodowej. Nie wspomnieliśmy tutaj jeszcze chociażby o Ever Oasis, 7th Dragonie, Legend of Legacy, Dragon Ball Fusions, przeniesionym z PS2 Tales of the Abyss czy spin-offach serii Kingdom Hearts… Niestety jeden artykuł nie jest w stanie pomieścić ich wszystkich, toteż resztę musimy pozwolić wam odkryć samemu.


Jeżeli zainteresował Was ten temat, to zachęcamy także do przeczytania felietonu przygotowanego przez Trelę na temat 7th Dragon. Artykuł znajdziecie [tutaj].

16 komentarzy

  1. Strasznie to lubię, że w naszym kraju w takich porównaniach zawsze wymienia się Gothica . Grę, której nikt poza Polską i pewnie Niemcami prawie nie zna i której wyszło jeszcze parę części, ale i tak jedyna słuszna część to ta, która wyszła już prawie 20 lat temu;) No i Morrowind… bardzo go lubię, ale bez przesady Skyrim też był świetny, moim zdaniem nawet lepszy, nie wiem czemu zawsze przypomina się takie starocia. Z tą zadyszką pecetową to trochę sobie wypraszam: w jej trakcie wyszedł Wiedźmin – gra tak super, że nawet w telewizji jest, łooooo!
    Co do artykułu:
    Fire Emblem Awakening to dla mnie jedna wielka masakra, nie pojmuję jak można zrobić grę taktyczną bez sztucznej inteligencji. Męczę powoli od roku, nie wiem czy skończę. Żałuję, że wybrałem hard&hardcore, czy jak to się tam nazywa.
    Czy na liście jest może chociaż jedna gra, w której jest możliwość sterowania fabułą? Nie chodzi mi o ilość zakończeń, bo to często jest realizowane na koniec jakąś pojedynczą okolicznością. Chodzi mi chociaż o to, że tak jak np. w takim wiedźminie można za każdym razem zrobić coś dobrze albo to skopać.

  2. @Hater
    Początkowo wyliczanka była dłuższa, ale to miał być tylko akapit wstępu, nie wykład z historii komputerowych rolplejów. Wiele tytułów musiało więc zostać pominiętych. Skyrim musiał więc ustąpić miejsca morrowindowi, bo w nie wyszedł w okolicach roku 2001 tak jak reszta wymienionych gier z tego „złotego okresu” z lat +/- 1997-2004 😉 Wiedźmin czy własnie Skyrim to już czasy, jak dobre, duże RPGi pojawiały się w ilościach 1-2 rocznie, a do tego coraz mocniej szły w akcję zamiast RPGowania (w przypadku ME nawet samo bioware określało grę jako „3rd person shooter with rpg elements”). No ale to znowu materiał na dłuższą dyskusję/artykuł, który niestety nie pasuje do tematyki nintendo. Choć gothica to akurat zawsze będę bronił, ze mimo znikomej rozpoznawalności na zachodzie wyznaczył trendy, które obowiązują do dziś 😛

    Co do fire emblema – niestety japońska szkoła jest trochę specyficzna, bo tyleż co taktyka liczą się cyferki. Dlatego ja osobiście gram zawsze na normalu, gdyż wyższe poziomy oznaczają po prostu więcej grindu

    no i wreszcie, „sterowanie fabułą” – niestety znowu wychodzi tutaj japońska szkoła która mówi, że fabuła jest od tego, by ją śledzić, a nie na nią wpływać. O ile ma to sens w przypadku gier z silnie zarysowanymi postaciami (xeno czy nawet inazuma), o tyle w takim dragon quescie gdzie bohter nie ma nawet swojego imienia jest to dość na siłę. Nie pomaga również to, że wiele gier traktuje ją jako dodatek, ponieważ japończycy kochają swoje skomplikowane mechaniki i dlatego przenoszą nacisk na walkę. Chrono Trigger oraz Radiant historia z tego co wiem wyłamują się nieco z tego trendu, ale ponieważ leżą jeszcze na mojej kupce wstydu nie umiem powiedzieć czy faktycznie można to porównać choćby do poziomu przeciętnego zachodniego cRPGa, czy też wyróżnają się jedynie na tle typowego jrpga.

  3. Dla RPGów wszelakich kupiłem 3DSa. Przy tak bogatej bibliotece gier, konsola będzie żyła znacznie dłużej niż oficjalne wsparcie Nintendo.
    Każda z wymienionych gier w artykule gier to około 60 godzin świetnej zabawy dla fana gatunku.
    Mnie już się uzbierała kupka wstydu, która wystarczy na najbliższe 3 lata.
    A z ważnych pozycji brakuje mi wzmianki o Fantasy Life – fantastyczny czasopochłaniacz 🙂

  4. @Krystmalezlo – poprawione, dzięki za obywatelską czujność. Winić będę jednak antyczny numer Kawaii, gdzie autorowi „inspirowane toriyamą” zamieniło się w „autorstwo” 😛 (względnie to ja po latach przekręciłem, ale będę się trzymał wersji wygodniejszej dla mnie lol)

    @Lawinah – rozumiem ból, moja kupka liczy już kilkanaście pozycji 😛 A pozycji brakuje niestety znacznie więcej, chociażby yo-kai czy radiant historii oraz the world ends with you z DSa. Niestety ludzie narzekali, że nawet w obecnej wersji tekst jest dużo za długi 😛

Dodaj komentarz