[Recenzja] Star Fox Adventures

star-fox-adventures-wallpapers_20826_1600x1200

Odejście od typowej dla danego tytułu formuły na rzecz zupełnie nowej mechaniki rozgrywki niemalże zawsze spotyka się z umiarkowanym entuzjazmem ze strony fanów. Całkowita “transformacja” marki to dość ryzykowna gra. Stawką jest nie tylko zaufanie jej dotychczasowych sympatyków, ale i przyszłość serii, walczącej nie raz o swoje „być albo nie być”. Pomysłów na wprowadzenie powiewu świeżości do swoich dzieł twórcom gier wideo nigdy nie brakowało. Przykładowo, pewnego razu ktoś w Nintendo powiedział „hej, zróbmy ze Star Foksa Zeldę”. W ten oto sposób na świat przyszedł Star Fox Adventures.

Żarty żartami, ale czy można mieć pretensje o to, że twórcy wzorują się na Zeldzie? Co innego, gdyby chodziło o Sonic Boom czy inne „dzieło” gamingowego świata, ale Zelda? Seria, której główne odsłony od lat zyskują niepodważalne uznanie krytyków branży na całym świecie? No właśnie. Grunt, by zrobić to dobrze, zachowując odpowiedni balans podczas łączenia nowych mechanizmów z charakterystyczną dla serii atmosferą i smaczkami, do których zdążyli przyzwyczaić się już fani. Czy transformacja międzygalaktycznej strzelaniny na szynach w przedstawiciela gatunku action-adventure miała prawo się udać? Jasne, że miała, ale czy się powiodła?

zeldastarfoxmatchupawesomeartdcreditgoestosome_f3ff5d_4107207

Nim Adventures stało się prawowitym Star Foksem, projekt znany był jako Dinosaur Planet. Premierę gry planowano na styczeń 2001 roku, a jej platformą docelową miało być odchodzące powoli w zapomnienie Nintendo 64. W obliczu nadciągającej konkurencji w postaci Playstation 2 i Dreamcasta, szefostwo Nintendo uznało, iż wypuszczanie nowego IP w ostatnich miesiącach życia konsoli poskutkowałoby wielką finansową katastrofą, dlatego też projekt przeniesiono na Gamecube’a. Zupełnie przez przypadek głównego bohatera gry podmieniono na Foksa McClouda, do fabuły wpleciono starfoksowe smaczki, a rozgrywkę wzbogacono o znane fanom serii sekwencje w kosmosie – notabene najlepsze fragmenty Adventures. Tak oto w 2002 roku na półki sklepowe trafił nowy „Star Fox” – nie bez powodu w cudzysłowie.

scaleshd1

Fabuła gry skupia się na (tytułowej) Planecie Dinozaurów nękanej przez niejakiego Generała Scalesa. Przez kradzież magicznych kamieni, której dopuścił się wróg, cały glob ma wkrótce rozpaść się na drobne kawałeczki. Zachęcona obiecanym wynagrodzeniem drużyna Foksa McClouda wyrusza na ratunek mieszkańcom planety. Misja: nie dopuścić do rozpadu globu i uwolnić pewną niebieską lisicę, której programiści zapomnieli usunąć z finalnej wersji gry. W ten oto sposób zaczyna się nasza przygoda.

screenshots-adventures-33-fireyoshi5

Czy to prawda, że Star Fox Adventures jest klonem Zeldy – zapytacie. Tak, to prawda, a najciekawsze jest to, że gra nawet nie próbuje się z tym kryć. Zdobywaniu nowych przedmiotów towarzyszy doskonale znana fanom Linka animacja, system walki został żywcem zaczerpnięty z Okaryny Czasu, a rozwój fabuły napędzają rozmowy z napotkanymi NPC-kami i pokonywanie kolejnych dungeonów. Ba! Znajdziecie tu nawet odpowiednik Hyrule Field! Deweloperzy z Rare zadbali jednak o to, by naśladownictwo Zeldy nie kłuło zbyt mocno w oczy, wprowadzając do gry parę nowych elementów. Oprócz eksplorowania świątyń, zwiedzania obcych krain czy walki z jednostkami wroga, bierzemy udział w pościgach na skuterach śnieżnych, latamy na skrzydlatym dinozaurze czy siadamy za sterami starego dobrego Arwinga. To właśnie wspomniane wyżej dodatki powodują, że Adventures zachowuje małą cząstkę dawnego Star Foksa. Szkoda tylko, że jest ich tu jak na lekarstwo. Liczbę sekwencji za sterami Arwinga można by policzyć na palcach jednej ręki, z kolei pozostałe atrakcje wydają się odrobinę zbyt łatwe. Nie chciałbym przypisywać sobie tego stwierdzenia, bo nie jestem jego autorem, ale nie mogę go pominąć recenzując Star Fox Adventures – mianowicie, największą zaletą tradycyjnych Star Foksów jest ich różnorodność. Sam Shigeru Miyamoto w jednym z wywiadów zdradził, iż inspiracją do stworzenia pierwszego Foksa były seriale dla dzieci, w których grupka przyjaciół-superbohaterów wyrusza na pomoc bezbronnym obywatelom. Każda kolejna misja to nowy odcinek mający zupełnie inny przebieg od poprzedniego – pod tym względem Adventures wcale nie ustępuje pozostałym Star Foksom.

fuel-cell-compass

Jak na produkcję z 2002 roku, Star Fox Adventures wciąż prezentuje się przyzwoicie. Na kolorowe, baśniowe krainy zamieszkałe przez wszelkiej maści dinozaury do dziś patrzy się z dużą przyjemnością. Po raz kolejny użyję tu słowa różnorodność, gdyż każde ze zwiedzanych przez nas środowisk jest diametralnie inne, począwszy od tropikalnych lasów, przez świątynie i krainy lodu aż po kratery wulkanów. Programiści z Rare odwalili kawał dobrej roboty także projektując modele postaci. Każdy z napotkanych przez nas bohaterów zachwyca szczegółowym wykonaniem, nie wspominając już o głównym bohaterze, który to może się pochwalić ruchomym futerkiem (nie wypadało mi pomijać tak ważnej kwestii).

latest

Sporo można zarzucić za to dubbingowi – ten jest tragiczny. Kiepski dobór głosów postaci sprawia, że sympatię do większości z nich tracimy wraz z momentem otwarcia przez nie aparatów mowy. Tyczy się to nawet głównego bohatera, który zamiast obrońcy galaktyki bardziej przypomina smarkatego gnojka, którego zmuszono do wzięcia udziału w całym tym przedstawieniu (co by się w sumie zgadzało). Nie omieszkam wspomnieć o jego towarzyszu, księciu Trickym, który skutecznie psuje nam humor już w trakcie pierwszego spotkania. Trzeba jednak zaznaczyć, że jego obecność bywa bardzo przydatna. Tricky słucha naszych poleceń, znajduje ukryte skarby i udziela wskazówek. Pewnie nie byłby taki zły, gdyby tylko się nie odzywał.

warpstone

To jak to jest z tym Adventures – grać czy nie grać? Powiem tak: jeśli cenicie sobie gatunek action-adventure, nie oczekujecie od gry szalonych wyzwań, ciężkich łamigłówek czy wybitnie porywającej (i logicznej) fabuły, to warto spróbować. Star Fox Adventures zapewni wam nawet 20 godzin lekkiej i przyjemnej zabawy. To bardzo przyzwoity tytuł, często niesłusznie ganiony za „pożyczony” model rozgrywki. Star Fox Adventures to naprawdę niezła Zelda – trochę łatwiejsza, odrobinę uboższa, acz równie… buzi warta.¹


¹ Natrafiłem na ten zwrot szukając synonimu „przyjemna”. Grzechem było go nie wykorzystać.

8 komentarzy

Dodaj komentarz