[Recenzja] The Legend of Zelda: Triforce Heroes

Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto uzna za stosowne mnie ukamienować. Ochoczo wyrażałem się negatywnie o Triforce Heroes, uważając ją za gniota, niewartą uwagi multiplayerową ciekawostkę jaką był wcześniej Four Swords. Zgryźliwa natura jednak nie zawsze popłaca… . Chylę pokornie czoła, posypuję głowę popiołem, chowam ją w piasek i nie pokazuję się publicznie. Jak ja uwielbiam się w takich momentach mylić!

Bo styl to życie, a troje to zbawienny totem

Fabuła The Legend of Zelda: Triforce Heroes odbiega znacznie od typowej opowieści serii. Nie mamy Hyrule, nie mamy Zeldy, zasadniczo nawet nie mamy Linka. W królestwie Hytopia moda i styl są najważniejsze. Nikt nie ubiera się nudno, nieciekawie, każdy musi być na swój sposób stylowy. Królestwem rządzi król Tuft wraz ze swoją córką Stylą, wokół której kręci się oś fabuły. Otóż pewnego pięknego dnia, nasza księżniczka dostaje ślicznie zapakowany prezent, który okazuje się być przeklętą pułapką na dziewczynę. Czy zginęła? Czy została okaleczona? A może oszpecona? W pewnym sensie… Po otwarciu pudełka, na księżniczkę spadła klątwa, która sprawiła, że zamiast swojego ślicznego ubioru zmuszona jest nosić okropny, brązowy ciasny kombinezon! A jak wiadomo, styl to wszystko, a wraz z jego brakiem u księżniczki, całe królestwo popada w smutek i tylko legendarna trójka bohaterów zdolna utworzyć totem będzie w stanie uratować królestwo. Taaaaak, fabuła jest… dziwna.

Jedną z osób czytających ogłoszenie o poszukiwaniu bohaterów jest nasz znajomy Link. Tak jakby, bo nigdzie wprost nie jest powiedziane, że to on, ale sugerują to jego typowe atrybuty – szpiczaste uszy i żółte włosy. Po krótkim wstępie jesteśmy odesłani po odpowiedni strój (bo przecież nie możemy chodzić niemodnie!) i już. Gra staje przed nami otworem.

Troje to już tłum, ale samemu to smutno

Triforce Heroes nie jest typową Zeldą. Przede wszystkim nie mamy dużego otwartego świata z dungeonami i pobocznymi zadaniami, nie mamy nawet zbyt wielu NPC z którymi możemy porozmawiać. Po drugie, jest to gra wieloosobowa. Możemy grać w trójkę zarówno po sieci ze znajomymi bądź obcymi, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by bawić się w sieci lokalnej. Do tego ostatniego nawet nie trzeba posiadać trzech kopii gry, gdyż przez Download Play można przejść całą grę, a progres graczy grających bez gry zapisuje się na karcie pamięci i może zostać przeniesiony do pełnej wersji po zakupie. Świetne rozwiązanie! Nintendo nie zapomniało też o samotnych graczach, którzy nie mają kiedy/z kim grać w danym momencie i zaoferowało grę jednoosobową. Gra toczy się na dokładnie tych samych poziomach co na multi i niestety to jest ogromna wada, bo nadal w grze musi znaleźć się trójka bohaterów. Dzięki czarom maga, dwie kukły zostają w pewnym sensie ożywione i gracz w trybie jednoosobowym za pomocą jednego dotknięcia ekranu dotykowego może się przenosić między całą trójką. Problem polega na tym, że nieużywane kukły stoją w miejscu, przez co musimy ciągle albo je przenosić, albo chodzić w totemie całą trójką na raz. Jest to mocno uciążliwe, bo wszystkie czynności zajmują trzy razy więcej czasu, łatwiej się pogubić i rozgrywka zaczyna albo nużyć, albo frustrować. Dobrze przynajmniej, że kukły są niewrażliwe na ataki… (ale nadal można je zrzucać w przepaść). Gdyby chociaż podążały one za graczem, albo teleportowały się w jego pobliżu… Polecam tylko dla wytrwałych.

zeldaFormuła gry jest praktycznie identyczna z tą ze wspomnianego już Four Swords, gdzie mogliśmy wybrać sobie lokację do której chcemy się udać i tam przechodzimy dungeona. Na mapie mamy dostęp w sumie do aż ośmiu światów, po cztery levele każdy, co daje nam 32 poziomy do pokonania. Całą przygodę można ukończyć w około 10 godzin, jednak czas gry znacząco zwiększają challenge do każdego poziomu. Każdy level osobno ma jeszcze dodatkowe 3 wyzwania, które utrudniają jego przejście, np. całkowicie zaciemniając poziom, zmniejszając liczbę serc i rzucając mnóstwo wrogów, i gwarantują zgarnięcie innego, często rzadszego i dostępnego tylko w danym wyzwaniu materiału. Daje więc to nam liczbę 128 poziomów na około 40 godzin gry! Oczywiście jest to kalkulacja trochę na wyrost, bo mimo wszystko, nie każdemu się musi chcieć przechodzić w gruncie rzeczy te same poziomy po 4 razy. Aha, jeszcze te wszystkie levele liczą się osobno do singla… Porzućmy na chwilę liczby i skupmy na się na właściwym mięsku – rozgrywce.

Over Here! Item! Item! Noo!! Item! Throw!

Po wejściu na Triforce’a w lobby przez wszystkich graczy każdy z osobna wybiera dungeon w którym chce grać. Jeśli głosowali na różne typy, to gra losuje spośród wybranych opcji. Po tym, gracze wybierają poziom, czy chcą grać z jakimś challengem, strój i zaczynają grę. Chwileczkę to trwa, ale nie dłużej niż pół minuty, a sam poziom wczytuje się błyskawicznie.

Każdy gracz steruje innym Linkiem spośród trzech – niebieski, zielony, czerwony (niestety fioletowego zabrakło, chociaż jest easter egg nawiązujący poniekąd do niego). Zazwyczaj gdzieś w okolicach startu poziomu znajdują się trzy piedestały z trzema przedmiotami na nich, po jednym dla każdego gracza. Wśród przedmiotów mamy typowe dla świata Zeldy – łuk, bomby, Gust Jar, bumerang, Grip Shot, młotek. Mamy tylko dwie nowości – Water Rod, który działa identycznie z jej piaskowym odpowiednikiem z A Link Between Worlds, oraz Fire Gloves, które umożliwiają strzelanie fireballami jak Mario (nawet dźwięk jest taki sam!). To jaki kto weźmie zależy tylko i wyłącznie od graczy (ew. od poziomu, bo zdarza się, że każdy zaczyna w innym miejscu).

Każdy level jest silnie skoncentrowany na zmyślnym używaniu danych przedmiotów. W zasadzie każdy jeden poziom to niezwykle pomysłowy dungeon, który wymaga od graczy nie lada współpracy i pomysłu. Wiele zagadek ma również różne sposoby rozwiązania, więc nie zawsze można wpaść na ten sam pomysł. Kluczową kwestią jest również tworzenie wspomnianych już totemów. W skrócie polega to na tym, że gracze mogą podnosić siebie nawzajem, tworząc trzypoziomowy totem, z graczem sterującym całą trójką i osobą, która używa miecza/przedmiotu na samej górze. Wiele zagadek jest skupionych wokół tej mechaniki. Każdy poziom składa się z czterech dość krótkich podpoziomów. Cały jeden level można przejść, w zależności od stopnia obeznania od 5 do 15 minut. Na końcu każdego czekają na graczy trzy skrzynki z materiałami, dwa zawierające gorszy, trzecia – lepszy.

Dodatkowo, każdy świat jest tak skonstruowany, że na koniec drugiego poziomu czeka nas walka z sub-bossem, a na koniec czwartego – boss. Ci są niezwykle pomysłowi i wymagają bardzo dużej współpracy graczy. Dajmy na to pierwszego sub-bossa, wielkiego chu-chu, trzeba zabić strzelając do niego z łuku. Najpierw po prostu do niego strzelamy, potem dwójka graczy musi zrobić mały totem i jeden z nich musi unikać ataków elektrycznych stwora, a drugi strzelać z łuku. Trzeci natomiast musi się kręcić przez jakiś czas w miejscu starając się nie umrzeć, by finalnie, w ostatnim etapie walki stworzyć duży totem i powtórzyć całą akcję. Jeszcze lepiej jest przy bossie, bo tam jeden musi rzucać bombami, inny nosić drugiego, który strzela z łuku i w odpowiednim momencie nim rzucać itd. itp. Rozgrywka jest idealnie skrojona pod współpracę i widać to na każdym kroku.

A jeśli już współpracujemy, to nietrudno jest o porażkę. Głównie ze względu na to, że cała trójka ma wspólny pasek życia. Jak jeden z trójki będzie ciągle obrywał, to finalnie cała ekipa przegra i albo zaczniemy na początku podpoziomu (są dostępne trzy szanse), albo zobaczymy napis game over i trzeba będzie cały poziom zaczynać od nowa. By uniknąć śmierci i sobie pomagać w rozwiązywaniu zagadek, twórcy gry zaoferowali nam kilka ikonek, dostępnych cały czas na dolnym ekranie do komunikacji między sobą. Mamy klasyczne „Over here!”, które pokazuje graczom gdzie się znajdujesz, mamy „Item!” które sugeruje użycie przedmiotu, zrozpaczonego Linka, dwie ikonki radości (w momentach triumfu wręcz nadużywane), ikonkę do totemu i tym podobne. Niestety, gra nie posiada voice chatu, ale z moich przygód wynika, że ikonki potrafią w całości wystarczyć. Podczas ogrywania tytułu z Komodo z PSX Extreme oraz Michałem Pisarskim z Gamezilli wielokrotnie przekonywaliśmy się, że ikonki potrafią zarówno pomóc jak i przeszkodzić często doprowadzając do kuriozalnych sytuacji. Momentów złego interpretowania „Throw!”, „Item!” czy sadystycznego mashowania Linka z pomponami po zwycięskiej walce z bossem ciężko zliczyć. Jednak to nie frustruje, bawi wręcz i, przede wszystkim, nie daje władzy absolutnej graczowi, który doskonale ogarnia o co chodzi już w danym poziomie. Dzięki temu, nawet Ci co grają pierwszy raz, mogą na dobrą sprawę sami odkrywać co i jak, bez głosu w głośniku mówiącego mu co dokładnie ma robić. Jasne, że w lokalnej grze lepiej będzie się komunikować głosowo, bo w końcu siedzimy obok siebie, ale na grę online wbrew pozorom, te osiem ikonek wystarcza. A zawsze, w razie frustracji, można kogoś chwycić i wyrzucić poza krawędź platformy, bo dlaczego by nie.

Ładne mam ciuszki, co?

Wspominałem już o tym, że na koniec każdego poziomu dostajemy materiał. Po co nam one? Otóż, jak już wspomniałem, Hytopia to miasto mody. Mieszkańcy mają bzika na punkcie strojów, więc i my mimochodem łapiemy bakcyla i tworzymy nowe ciuszki. Do tego potrzebne są nam ciężko zbierane Rupeesy oraz właśnie zgromadzone materiały. Same ciuchy nie służą tylko do personalizacji naszej postaci, ale każdy daje pewien bonus. A to sprawia, że z łuku strzelamy potrójnymi strzałami, albo nasze bomby znacznie się powiększają, dostajemy bonusowe serduszko, nie ślizgamy się na lodzie, nie zapadamy się na wydmach i tak dalej. Każdy poziom ma swoje unikalne materiały, z różnym stopniem rzadkości, więc ci co będą chcieli mieć wszystkie ciuszki będą musieli sporo farmić. Z pomocą przychodzi sklep z materiałami, w którym systematycznie zmienia się dostępny towar oraz loteria, w której raz na dzień (rzeczywisty) można spróbować wygrać akurat dostępny przedmiot. Każdy strój się przydaje i potrafi znacznie ułatwić rozgrywkę. Jedyny problem, jaki mam ze strojami to to, że dostępność niektórych z nich jest bezsensowna. Dajmy na to strój Faraona, który umożliwi nam niezapadanie się w piasku. Materiały do niego zdobywamy właśnie na tych poziomach, więc w zasadzie po jego utworzeniu już nam się nie przyda… Co najwyżej do ponownego przechodzenia, ew. do wyzwań. Trochę bezsensowny pomysł. Dodatkowo szkoda, że istnieją tylko gotowe sety ciuszków i że nie możemy sobie stworzyć różnych kombinacji dających odmienne efekty. Oczywiście same stroje to  tylko dodatki, całą grę można spokojnie przejść w domyślnym ubraniu.

Prawda, że ładnie wyglądam? Prawda?! POWIEDZ TO!

The Legend of Zelda: Triforce Heroes działa na silniku A Link Between Worlds dzięki czemu cały świat jest niezwykle barwy i kolorowy. Efekt 3D daje radę, gra działa płynnie i nie ma się do czego przyczepić. Mamy zróżnicowane krajobrazy, od lasów i pól zaczynając, idąc przez mroźne krainy pełne lodu i śniegu, pustynię ze swoimi wydmami, cmentarze, zamki, wnętrza wulkanu. Każdy świat ma swój główny motyw przewodni i każdy na swój sposób jest śliczny. Gra przez większość czasu utrzymuje stały poziom klatek, jednak przy większej zadymie potrafi lekko chrupnąć, zupełnie jak w ALBW. Rozgrywka toczy się z widoku izometrycznego znanego z poprzednich odsłon przenośnego Linka, jednak w niektórych fragmentach gry kamera potrafi np. lekko się zniżyć, by lepiej uchwycić walkę z bossem. I nie wiem, czy to wina gry, czy może mojego 3DSa albo moje oczy już za bardzo przywykły do efektu 3D, ale mam wrażenie, że efekt ten jest słabiej odczuwalny niż w A Link Between Worlds.

Dźwiękowo jest również porządnie: motywy nie nudzą się szybko, dźwięki dają radę. Bardzo sympatyczną kwestią jest to, że w lobby gracze są w stanie strącić „z sufitu” kulkę, która w trakcie rytmicznego uderzania gra nam jakiś utwór ze starszych odsłon serii. Parokrotnie podczas rozgrywki online zdarzyło mi się, że uderzaliśmy w parze kulkę bo aż szkoda było, by główny motyw z Zeldy czy Fairy Fountain tudzież motyw Clocktown przestał grać. Świetny patent! Każdy świat ma swój własny motyw przewodni, podobnie jak bossowie/sub-bossowie. Najbardziej w ucho wpadł mi motyw bombowego trio, który okazał się dużo większym wyzwaniem niż wszelcy przeciwnicy dostępni w grze! Tradycyjnie dla Zeldy gra nie posiada voice-actingu, a samych dialogów jest tyle co kot napłakał.

No to jak panie, kupić?

Naprawdę się cieszę, że tak bardzo myliłem się w kwestii tej Zeldy. Four Swords mi się nie spodobał, a po trailerach tytuł ten mnie w żaden sposób nie zachęcał do gry. Sytuacja delikatnie się zmieniła, gdy ograłem demo dostępne na evencie dla prasy w Katowicach, a moja opinia zmieniła się diametralnie po przetestowaniu pełnej wersji gry. Multiplayer jest świetny i daje masę radości. Poziomy są świetnie zaprojektowane i chociaż nowe przedmioty kończą się bardzo szybko, wykorzystanie ich w nowym otoczeniu i nowe pomysły sprawiają, że gra się nie nudzi ani na moment, ciągle oferując nowe wyzwania i rozwiązania. Wiele bym dał, by ekipa odpowiedzialna za projektowanie tych dungeonów była odpowiedzialna za ich projektowanie w kolejnej odsłonie serii bo wyraźnie mają do tego smykałkę przebijając nawet lochy z ALBW. Masa frajdy, masa poziomów, wyzwań, ciuchów i materiałów do zebrania sprawia, że gra potrafi przykuć do konsoli na naprawdę długi czas. Z drugiej strony, mimo wszystko mamy 32 levele z paroma ich wariantami i niekoniecznie będzie się komuś chciało grać dalej po ukończeniu fabuły gry, by zebrać wszystkie materiały i stroje. Bądź co bądź, bardzo słaby jest również tryb dla pojedynczego gracza, który jest zwyczajnie nudny i frustrujący.

Nie wspomniałem jeszcze o dodatkowym trybie gry – PvP, w którym dwójka (lub trójka) graczy może się ze sobą zmierzyć na małej arenie. Rozgrywka szybka, prosta, nagrody za to marne, ale jest idealne do krótkiej walki w ramach odpoczynku od rozwiązywania zagadek.

Kiepskie jest też trochę rozwiązanie sieciowe. Nie możemy np. grać w dwójkę i z jednym manekinem. Jeśli w trakcie gry jednego z gracza wywali to automatycznie cała drużyna przegrywa i wywala wszystkich z trybu sieciowego. Wszystko zależy od stanu łącza hosta i graczy, jednak miło by było, w razie wywalenia jednego gracza, kontynuować rozgrywkę bez niego, jak to jest rozwiązane np. w Monster Hunter 4 Ultimate.

Podsumowując, Triforce Heroes to nie jest pełnoprawna Zelda. To tytuł wydany po to, by zapełnić lukę po przesuniętej części na Wii U, jednak tytuł na tyle dobry, że warto w niego zagrać. Tym bardziej, że jest tańszy niż typowe gry na 3DSa. Fani wieloosobowego grania będą wniebowzięci, ale Ci singlowi powinni się mocno zastanowić, czy chcą kupić ten tytuł tylko dla gry w pojedynkę.

Grę do recenzji dostarczył ConQuest – oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce.

Brak komentarzy

  1. Co człowiek to inna opinia. Puryści już są średnio zadowoleni lub wcale. Fani gier w ogóle, będą mieli wiele godzin dobrej zabawy. Ograłem częściowo demo na PGA i czuję niedosyt. Zanim się zdecyduję na pełną wersję jest jeszcze szansa na demo w sobotę.

    PS. Ściana tekstu ale fajnie i rzeczowo napisana. Przyjemna lektura 🙂

  2. Ja byłem obojętny do zagrania w demo – na szczęście mimo braku możliwości gry przez Friend Liste za pierwszym razem udało mi się sparować z Chmurką i mieć przyjemność przejść wszystkie 3 dostępne poziomy z dwójką randomów – Vejtem i lolo. Zabawa przednia, krzyczenie w ekran konsoli 'lolo plz’ gdy trzeci Link po raz kolejny nieudolnie spada w przepaść i spamowanie pomponami, pre-order zamówiony, chociaż mam wrażenie że grająć w pełnym składzie ze znajomymi czy to lokalnie czy używając komunikacji głosowej gra traci troszkę magii wynikającej z ograniczonego systemu emotek.

  3. ’Metacritics’ będzie niskie bo część baranów stwierdziła że oleje multi i oceni grę tylko na podstawie singla – to ma mniej więcej taki sens jak odpalenie Battlefield 3, przejście kampanii i stwierdzenie że w sumie gra jest nudna i krótka, 3/10.

    Ja jedyne czego mogę już po premierze się przyczepić do recenzji to olanie trybu PvP – póki co spędziłem na nim chyba więcej czasu niż nad głównymi zadaniami, jest mega rajcujące, a nazwanie możliwości dostania KAŻDEGO materiału w grze (w tym 20% szans na unikalny materiał który dostajemy tylko za ukończenie wszystkich 16 etapów na danej mapie) 'marnymi’ pokazuje że autor recenzji zagrał może jeden mecz, zobaczył że dostał 20 rupee i zdanie poleciało do recenzji. Mocno nierzetelne, choć zgodzę się z poprzednikami że to jedna z twoich lepszych recenzji mimo że wypomnianie przeze mnie zdanie to nie jedyne nieprzemyślane w tej recenzji.

  4. A mnie nie dziwią takie oceny. Gry z dopiskiem „The Legend of Zelda” od zarania były singlowe. Po kilkudziesięciu latach weszło to naturalnie w krew. Mogli nie używać nazwy „The Legend of Zelda” przy tej „popierdółce”. Ale nawet już nie patrząc na Metacritics, najgorzej oceniona Zelda w historii. Smutne. Coś się kończy. 3DS się kończy i trzeba szybko trzepać kasę na Zeldzie a następnie kuriozum Metroid Prime. Chyba faktycznie 2016 to będzie ostatni rok 3DS-a a jego przenośną funkcję po części przejmie NX.

  5. @Moczan

    Graliśmy w tym trybie parę razy, jakoś po 1,2 razy na każdej mapie, bo więcej nie było sensu bo nas zwyczajnie znudził 🙂 PVP to jest naprawdę spoko odskocznia od głównego mięska, ale jako tryb sam w sobie jest stosunkowo nudny i nie rekompensują tego itemki. Może nazwanie ich marnymi było przesadą faktycznie, za co pokornie przepraszam 🙂

    @RotHappy

    Czy słyszałeś o Zeldzie CD-i? Nie? To sprawdź, a potem mów jaka Zelda jest najgorszą Zeldą 😉

  6. Widziałem to kiedyś w AVGN. Nawet nie przyszło mi do głowy by to zaliczać do serii : „The Legend of Zelda”. A właśnie w tej serii, Triforce Heroes jest najgorzej ocenioną Zeldą. Chociaż oczywiście „masz mnie” jeśli być bardzo skrupulatnym i liczyć ten osobliwy pack nie tworzony przez Nintendo.

  7. Moim zdaniem TFH to jeszcze nie rozmienianie marki na drobne, tylko rozwinięcie idei zapoczątkowanej w Four Swords. Niekoniecznie zasługuje to na pełnoprawny tytuł 3xA ale takie mamy obecnie czasy. Jakieś 10 lat temu wydaliby to jako dodatek do Link Between Worlds na tym samym karcie i ludzie byliby wniebowzięci, a gra urosła do rangi legendy. Niestety o takich zagrywkach trzeba zapomnieć i wrócić do rzeczywistości, bo rok 2015 dyktuje inne zasady gry. Natomiast taki Metroid Prime: FF to już potworek, absolutnie niezrozumiały twór niemający jakiegokolwiek związku z marką.
    Jakbym miał się bawić w analityka to bym powiedział, że takiego rozmieniania marek na drobne będzie u Nintendo coraz więcej. Animal Crossing HHD – checked. Metroid Prime FF – checked. Hyrule Warriors – checked. U hydraulika ma to miejsce od lat, nic dziwnego, że w końcu zabrali się za trzepanie kasy z pozostałych marek. Za parę lat pewnie ukaże się pierdylion popierdółek na telefonach do klikania w główki małych Linków i Zeld czy układania jakichś puzzli.

  8. Mnie by to nie przeszkadzało, gdyby jeszcze największe marki pełnoprawnymi seriami się pożegnały z 3DS-em. A tutaj taki kop w mordę na odwal się, na do widzenia. Zapchajdziury żeby coś tam jeszcze było. Nintendo widzę się szkoli jeszcze na 3DS-ie przed wrzucaniem tego typu kastracików na komórki.

  9. @Moczan
    gdybyś zadał sobie trochę trudu i przejrzał choć kilka recenzji zobaczyłbyś, że tryb single player nie jest najbardziej krytykowanym elementem tej gry. Kolejna ciekawa obserwacja: najgorsze oceny wystawiły grze portale GameStop, NintendoLife i EGM, czyli absolutny światowy top portali growych (przynajmniej pierwsze dwa). Na tych portalach jest mnóstwo recenzentów (a nie 5, jak u nas), którzy zarabiają w ten sposób na życie i mogą sobie pozwolić na granie w recenzowaną grę 8 godzin dziennie przez tydzień. Poza tym np. GameSpot zawsze daje takie tytuły osobom „maniaczącym” w daną serię.
    Nawet jeśli założymy, że wśród recenzji jest kilka „baranów”, którzy olali multi, to na pewno zrównoważy ich kilka „baranów”, którzy dali wyższą ocenę niż czuli, że powinni, bo „Zelda w tytule – to będzie hejt jak damy 5”.

  10. Ale kogo obchodzi średnia na Metacriticu czy recenzja kogoś, kto ma inny gust i „Zelda to single-player i rozmieniają serię na drobne”. Wiadomo było od początku, czym jest ta gra i że zabawa samemu będzie ułomna w porównaniu do zabawy z ludźmi po sieci czy obok siebie.

    I tak jak pisał ktoś wyżej – Mario to milion golfów, tennisów, wyścigów i tak dalej. Podobnie jest z Pokemonami choćby. Zelda to jedyna spośród największych marek Nintendo, która dostała tak mało innych odsłon niż pełnoprawne. Już pomijając to, że dobrze, że takie gry robią, warto spróbować czegoś nowego.

  11. Jako, że pijesz do mnie , ale już bezpośrednio nie potrafisz się zwrócić, to odpowiem tak.
    Oczywiście, każdy ma inny gust i oczekiwania i np. mnie nie obchodzi twoje zrozumienie dla takiego „popierdółkowatego”, „taniego” pożegnania Zeldy z 3DS-em. Jeszcze jakby miało to premierę w czasie wysypie gier na 3DS-a, ale nie , posucha jest ogromna (czekam od dłuższego czasu by coś zakupić na premierę ale nie ma co) i ponad 2 lata czekać na coś takiego w drewnianym nintendowskim multi. Dobry pstryczek od Ninny, następny w kolejce Metroid.

  12. @Rot_Happy
    O gustach sie nie dyskutuje, co dla Ciebie jest pierdola i kiepska gra, dla kogos innego moze byc godnym tytulem. A co do posuchy – po co czekac na nowe premiery, skoro na 3dsie jest tyle gier do ogrania, ktore dawno zostaly wydane? Ciezko mi uwierzyc, ze z calego katalogu zadna Cie nie interesuje. A premiery beda, ale *niestety* w przyszlym roku.

  13. Wiesz to kiepski argument, ponieważ każdy ma jakieś zaległości. Idąc tym tropem po co w ogóle coś wydawać na 3DS-a ( w ogóle na wszystkie inne platformy na świecie) jeśli praktycznie każdy jeszcze nie ograł wszystkiego z przeszłości. Nie o to w tym chodzi.

    A co do tych zapowiedzi, ja ciągle czekam na obiecany tutaj duży artykuł o tym. Albo tyle zapowiedzi, że autor już nie wyrabia miesiącami pisząc o tym, albo za bardzo nie ma o czym pisać. Bardziej to drugie po liźnięciu tematu.

  14. „Posuchy” sa czesto dobre do nadrabiania – wtedy nie musisz nerwowa zerkac na kalendarz i czekac czy cos zapowiedza. A tytulow jest duzo, kilka z glowy:

    Little Battlers, New Style Boutique 2, Etrian Odyssey II, Hyrule Warriors 3DS, Stella Glow, Legend of Legacy, M&L Paper Jam, Fire Emblem Fates, Yokai Watch (nie zdziwie sie jak wydadza u nas tez 2 i 3), FF: Explorers, Bravely Second, The Apprentice Witch and Fluffy Friends (narazie tylko dla usa ale wierze, ze i do nas dojdzie i nie, nie jestem szalona), z 2/3 lata SMT IV Final, pewna szansa jest dla MH X, MH Stories, moze DQ VII i VIII i XI (niestety nie sadze, ze DQ Monsters Joker 3 u nas wyjdzie T_T, podobnie 7th Dragon Code:VFD) – jak dla mnie az za duzo gier jak na wygaszana platforme.

  15. @Trela

    To co wymieniłeś (odrzucając oczywiście gry bez zapowiedzi w Europie), to niewiele jak na cały 2016 rok. Dodatkowo, wiadome jest jeszcze, że chyba każdy odrzuci z tego co wymieniłeś kilka tytułów, ponieważ nie ma osoby której się wszystko podoba. Biorąc pod uwagę te składowe, zapewne dla większości (w tym mnie) póki co na 2016 jest raptem kilka interesujących zapowiedzi (a większość to i tak gry które już wyszły w innych regionach, i nie są to „świeże” zapowiedzi).

    Oczywiście można wymieniać jeszcze więcej bardzo specyficznych gier, na martwą Vitę również, ale moim zdaniem nie do końca o to tutaj chodzi. Końcówka moim zdaniem.

  16. ok. 8-10 gier (juz zapowiedzianych dla europy, nie licze paru „kfiatkow” jak smt final, ktore zobaczymy.. kiedys) kazda po minimum 30h (prawdopodobnie nawet do 50-60) z czego powiedzmy nawet 3-4 pasujace do gustu to wg Ciebie malo? No wybacz, ale nie wierze, nawet jesli ma sie tylko do dyspozycji jedna platforme (w co powatpiewam, biorac pod uwage PC i ich kompatybilnosc wsteczna/indie) to i tak wydaje mi sie lekka przesada stwierdzenie, ze „malo”

    Ponadto co ma to, ze gra juz wyszla w inym rejonie? Grasz w gry poprzez ogladanie ich na youtube?

    PS. wolalabym zwracanie sie do mnie w formie zenskiej 😉

  17. Kilka interesujących zapowiedzi to i tak nieźle, bo w tym roku, jak dla mnie są tylko 4 warte uwagi gry: Majora, MH4, Xenoblade i Devil Survivor 2 (będzie za tydzień). Niestety, nawet ja (a gram naprawdę mało) powoli kończę nadrabianie zaległości i coraz bardziej myślę o powrocie do GBA i DSa.

  18. Jak patrze na Twoj zbior gier to nie dziwota, ze powoli konczysz wszystko ogolnodostepne z 3dsa ;p a bujanie sie po eszopie jest owocne tylko czasami, bo watpie ze wiekszosc interesuja takie perly jak Lola Math’s Train i pochodne 😛 Mnie bardziej interesuja przyszloroczne tytuly, tylko nie wiem jak ja pogodze budzet, bo interesuje mnie wszystko… A nadrabianie biblioteki zostawie na koniec zywota konsoli, a potem, pewnie wroce do ds/snesa.

  19. To, że wyszły w innym rejonie a nie są „świeżymi” zapowiedziami po prostu jasno ukazuje jak to właśnie, ogólnie z zapowiedziami na 2016 jest. Zaległości z innych rejonów, ostatki a nie nowe zapowiedzi wydawnicze które pokazywałyby, że nadal wszystko się płynnie kręci.
    Ok Trela dla ciebie 3-4 gry na rok które nas interesują to nie mało. Czy ty siebie czytasz ? 3-4 gry na rok to nie mało ??
    Inne platformy nie mają nic do tego , jesteśmy tutaj, piszemy o 3DS-ie. 5 gier na 100% to ja na 3DS-ie w 2 miesiące przerobiłem a ty mi mówisz, że 3 na rok to nie mało. Kończymy dyskusję, mamy inne wymagania co do platform , ilości i możliwości wyboru gier.

  20. Chce miec Twoja ilosc wolnego czasu i wrecz tasmowy przerob, serio. (i pieniadze)
    To co wymienilam to nie sa zadne zaleglosci z innych rejonow tylko swieze tytuly, raptem 2-3 miesiace roznicy miedzy usa a europa w niektorych grach, plus pamietaj, ze 3ds ma juz swoje lata, badz co badz platforma powoli bedzie wygaszana, no ale jesli dla Ciebie to jest przeszkoda nie do przebrniecia, to ok.

  21. Raczej się nie dogadacie. Bo Trela potrafi spędzić przy pokach czy AC ponad tysiąc godzin, a Rot, mam wrażenie, jest typem gracza takim jak ja – przechodzę grę raz (główną fabułę) i mało która gra sprawia, że chce mi się ją „zrobić” na 100% – poodkrywać wszystkie sekrety i zebrać wszystkie itemy. Oczywiście mam swoje ulubione tytuły do których wracam co jakiś czas, ale to są rzadkie rzeczy. Jednemu 4 gry starczą na tysiąc godzin, a drugiemu na 60-120 😉

  22. Po prostu ciezko mi uwierzyc, ze majac jeszcze jedna platforme (jakakolwiek, na ktorej grasz i dzielisz czas z 3ds) i wsteczna biblioteke tytulow (3ds i DS) 3-4 nowe premiery na rok przy handheldzie, ktory juz jest „na wyjsciu” byly czyms bardzo kiepskim. To serio, wtedy trzeba miec nieziemski przerob z tym wszystkim, grac tylko w krotkie gry (niektore „story” w rpg sa na ok 40h) albo nie wiem, kupowac gry „na zas”. Plus, ja bym sie bala po prostu wypalenia growego.

    @ink, ja tez malo kiedy bawie sie w 100%/wszystkie sekrety w grach (chociaz czasami fakt, mam pewne tendencje do spedzania duzej ilosci godzin nad tytulem) i nadal obstaje, ze 3-4 nowe gry na jedna platforme (+komp. wsteczna/biblioteka wydanych gier tejze) to duzo.

  23. To bylo ponad dwa lata temu czas sie pogodzic, ze 3ds nie bedzie mial tak samo dlugiej generacji jaka mial ds (7 lat z tego co mi sie kojarzy) i przyszly rok bedzie ostatnim rzutem, calkiem niezgorszym imo. W ogole przypomniales mi, ze u nas wyjda jeszcze Story of Seasons(jak moglam zapomniec), AA6 i Popolocrois x Story of seasons 😉 wiec +3 do puli.

  24. Trela używasz niezrozumiałej logiki. O czym teraz piszemy, inne platformy i stare gry nie mają kompletnie nic do rzeczy. Oceniany jest stan 3DS-a. A jest to stan kiepski i nie mając na to argumentów wyciągasz jakieś „króliki z kapelusza”, gry z innych platform, ale co to ma do 3DS-a i ilości zapowiedzi ? Z taką logiką przyznam szczerze się jeszcze nie spotkałem. Nie obchodzi mnie kto ile gra, ile ma platform itd, to nie tyczy się dyskusji. Dyskusji tyczy się fakt, że kilka konkretnych zapowiedzi na Europę na 2016 roku to mało, za mało. Zresztą na każdej platformie od PC do PS4(tutaj tak było i się fest oberwało), 3-4 konkretne zapowiedzi na rok to śmiech na sali. Piszmy jednak o 3DS-ie.

    @INK

    Kto myślał, że tak będzie zawsze ? Póki co widzę, że Trela nie może się z tym pogodzić i wmawia sobie, że 3 gierki na rok to wystarczająca liczba. Nie jest, zrozumiała jest mniejsza ilość zapowiedzi , ale i można taką sytuację skrytykować jako posiadacz sprzętu.

  25. Pisales o suszy wydawniczej – ja niczego takiego nie widze, podalam Ci nawet calkiem spora ilosc gier, (bo chyba ok. 10), za to wspominam *tylko* o 3 dlatego, ze zdaje sobie sprawe, ze nie kazdy kupi wszystkie gry i komus moze ktorys gatunek nie podpasowac – jesli wybierzesz z puli tylko 2-3 gry to i tak nie widze problemu, zeby ewentualne luki wydawnicze latac grami, ktore zostaly wczesniej wydane, grami ze wstecznej kompatybilnosci lub przeniesc sie czasowo na inna platforme. Pamietajmy nadal, ze 3ds konczy swoj zywot, przyszly rok to bedzie praktycznie ostatni labedzi spiew platformy, pozniej moze czeka nas 1-2 niespodzianki lub spozione lokalizacje i NX.

    Ja sobie niczego nie wmawiam, za to Ty usilnie przekonujesz, ze liczba 8+ gier to malo jak na ostatni rok platformy.

  26. Porównanie 3DSa z PS4 pod względem zapowiedzi wydaje mi się mocno niesprawiedliwe i za bardzo nie ma sensu. Jak sobie z tego pierdyliarda zapowiedzi na PS4 odrzucimy multiplatformy to zostanie nam (strzelam) z 8 gier(?) pisanych specjalnie na Plejkę. Na 3DSa ponad 90% gier jest robionych specjalnie na tę konsolę. Nie ma szans na multiplatformowe tytuły, więc nie ma szans na takie bogactwo jak na stacjonarkach Sony czy MS.

  27. @Trela
    Bo to jest mało. Już nie ważne który rok platformy, mało i już. Ile jeszcze będziemy grac w ping-ponga ? Mało —- dużo—–mało—–wystarczająco—mało—dużo jak na ostatki—mało—z innymi platformami ujdzie—mało.
    Dobrze, ustępuje. Ujdą jeszcze te gierki, nie ma tragedii. Masz więcej racji niż ja mam racji. Buziaczki miłe bez ironii.

    @INK
    Tak, dlatego nawet o tym wspomniałem w nawiasie (ledwie 3-4 gierki konkretniejsze exy na rok) co zostało grubo pociśnięte.

  28. Susza jest i to widoczna, praktycznie od maja 2015 nadrabiam tylko zaległości bo premier nie ma. Oczywiście mówię o konkretach a nie pierdółkach i ciekawostkach. Tym sposobem zostały mi chyba z 2 gry do nadrobienia i będę na bieżąco. Ogólnie nie narzekam bo czasem nie śmierdzę, ale o klęsce urodzaju w przypadku premier na 3DS mówić się nie da. Wszystko zależy oczywiście od gustów i standardów. Na szczęście w 2016 trochę zapowiedzi jest (2 części FE, Bravely Second, Yokai Watch – grube szpile), pytanie na ile się z nich wywiążą, jak ze wszystkich to super 🙂 Brakuje do szczęścia Ace Attorney 6, ale na to chyba nie ma co liczyć w 2016, tak samo jak na wersje pudełkową w EU. Na wydanie SMT IV Final, MHX i Dragon Questów w EU raczej bym jednak nie stawiał.

Dodaj komentarz