[Recenzja] Mario vs. Donkey Kong 2: March of the Minis

Seria Super Mario towarzyszy mi już od wielu lat. Szalone przygody braci hydraulików zawsze dawały tonę radości, czy to w świecie platformówek w dwóch i trzech wymiarach, w wyścigach gokartów, czy w pozytywnie przesadzonych wersjach przeróżnych sportów. Jednak nigdy w życiu nie spotkałem się z Mario jako króla logicznych zagadek. Jedyną tego typu produkcją w jaką grałem była Mario vs. Donkey Kong na Game Boy Advance, która mimo poziomów dającym wyzwanie naszym mózgom wciąż zachowywała mechanikę platformówki znanej z klasycznej serii Donkey Kong. Na szczęście na pomoc przychodzi konsola Wii U i jej funkcjonalność Virtual Console, dzięki której mogłem nadrobić zaległości grając w sequel wcześniej wspomnianej gry – Mario vs. Donkey Kong 2: March of the Minis, wydanej pierwotnie na Nintendo DS w 2007 roku.

Na ekranie tytułowym produkcji widzimy proste menu, w którym możemy zacząć przygodę, włączyć specjalny tryb konstruktora czy zmienić opcje. Te ostatnie zawierają m. in. modulację dźwięku czy możliwość obejrzenia wcześniejszych sekwencji filmowych. Nie czekałem jednak i odpaliłem główny tryb.

Tym razem zamiast Mario kierować będziemy poczynaniami znanych z poprzednika Mini-Mario, zabawek stworzonych na wzór wąsatego hydraulika. Wokół nich krąży cała historia produkcji. Mario tworzy specjalny park rozrywki bazowany na nowej linii produktów dla dzieci. Na otwarcie przybywa dawna miłość bohatera – Pauline znana z pierwszego Donkey Konga jak również sam goryl we własnej osobie. Zwierzak jest najwidoczniej zakochany w kobiecie i postanawia ją porwać. Widząc zajście, Mario wysyła armię nakręcanych robocików w celu uratowania sytuacji.

Wcielamy się w ich rolę i niczym stworzonka znane z  Lemmings musimy dostać się do wyjścia. Zadaniem gracza jest ustalić ścieżkę małym herosom. Tym razem wszystkim sterujemy za pomocą ekranu dotykowego i stylusa. Naszymi mikrusami możemy kierować w lewo lub w prawo, zatrzymać czy zmusić do skoku. Ponadto gracz pomaga Mini-Mario poprzez interakcję z otoczeniem np. tworząc platformy z bloków. Robociki muszą unikać wielu przeszkód takich jak kolce, a nawet innych wrogich zabawek. Dodatkowym utrudnieniem jest limit czasowy jak w typowej grze z serii Mario.

Sama produkcja podzielona została na kilka światów, a te na poszczególne segmenty logiczne. Każdy z tych segmentów posiada własny zakres punktów, które możemy uzyskać przechodząc dany poziom. Za odpowiednią ilość dostajemy kolejno gwiazdkę brązową, srebrną i dla najwytrwalszych złotą. Do sumy ogólnej wlicza się czas ukończenia planszy czy zebrane znajdźki. Natomiast na końcu każdego świata walczymy z samym Donkey Kongiem w prostych minigrach z użyciem ekranu dotykowego co wprowadza pewnego rodzaju różnorodność produkcji.

Poziom trudności gry polega głównie na utrzymaniu Mini-Mario przy życiu, a łamigłówki nie są zbyt skomplikowane. Jednak jeśli graczowi zależy na zdobyciu wszystkich znajdziek, ukończeniu poziomów na złotą rangę oraz przejściu dodatkowych plansz, produkcja może sprawić nie lada trudności co wspaniale balansuje rozgrywkę.

Stylistyka przypomina typową grę z Mario w roli głównej. Grafika jest kolorowa, a postacie mimo niewypowiedzianych kwestii posiadają duże ilości osobowości. Niezapomnianych, klasycznych bohaterów perfekcyjnie ukazano jako nakręcane zabawki. Muzyka natomiast składa się z wielu coverów znanych utworów z tytułów takich jak Super Mario Bros., Super Mario 64 czy nawet Donkey Kong Country.

Dodatkową funkcją produkcji jest opcja tworzenia własnych poziomów. Edytor zawiera przeróżne elementy zawarte w trybie normalnym, a z kolejnymi podbitymi światami zdobywamy nowe części wraz z korespondującym z nimi motywem. W oryginale dołączono też funkcję wymieniania się planszami z przyjaciółmi. Niestety jest to już historią, ponieważ opcja Nintendo Wi-Fi Connection, bez której gra nie połączy się z siecią, została niedawno zamknięta. Brak kompatybilności z obecnym Nintendo Network też jest pewnego rodzaju minusem.

Sam port niestety zawiera pewnego rodzaju problemy z wyświetlaniem obrazu. Ukazanie podwójnego ekranu produkcji na „wirtualnym” DSie jest ciekawym pomysłem, jednak przez takie podejście do sprawy na telewizorze nie zobaczymy nic bez wpatrzenia się w wyświetlacz. Z pomocą przychodzi Gamepad, dzięki któremu możemy poczuć się jakbyśmy trzymali konsolę przenośną w rękach.

Podsumowując, logiczne przygody Mario i Donkey Konga są nie lada gratką dla fanów łamania własnej głowy, mimo swojej prostoty. Czy produkcja porwie kogoś więcej? Na to pytanie ciężko mi odpowiedzieć, jednak typowa stylistyka gier Nintendo oraz solidna mechanika powinny sprawić, że z produkcją uda się spędzić przynajmniej kilka godzin.

Grę do recenzji dostarczył ConQuest – oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce.

Dodaj komentarz