[Recenzja] Animal Crossing: Happy Home Designer

 

Happy Home Designer to żenujący skok na kasę. Nintendo doskonale o tym wie i nawet się z tym nie kryje. Ale jednocześnie jest to dość dobry tytuł, który jednak może szybko się znudzić…

Animal Crossing: Happy Home Designer to spin-off serii gier pozwalających na ogólnie rzecz mówiąc życie w małej wiosce. Kto grał w Animal Crossing ten wie o czym mówię. Rozbudowa domu, meblowanie go, dekorowanie z zewnątrz, zbieranie roślinek, robaków, ryb, nawiązywanie znajomości z innymi mieszkańcami wioski, czas i pora roku w grze zależne od wewnętrznego zegara konsoli (gdy odpalimy grę o 2 w nocy, to w grze jest noc, sklepy są pozamykane, a jeśli dodatkowo jest kalendarzowa zima, to będzie śnieg, ulepimy bałwana i tak dalej…). Tytuł nie posiadający żadnego konkretnego celu, coś jak Harvest Moon. Idea sprawdzała się znakomicie, bo sprawiała, że codziennie chciało się wrócić do wioski choć na chwilę i pogadać z sąsiadami, którzy swoją drogą wyrażają swoje zmartwienie, jeśli nie włączymy gry przez kilka dni z rzędu… Rozumiecie ideę i ogólny zarys gry? No, to teraz z tej całej listy zostawcie tylko meblowanie i dekorowanie domu i macie obraz Happy Home Designer.

Wyobraź sobie, że jesteś młodym aspirującym agentem nieruchomości i projektantem wnętrz. Dostajesz robotę w jednej z agencji i resztę swojego życia spędzisz na projektowaniu czyiś domów bez możliwości ingerowania we własne 4 ściany. Do tego Twój szef to leń, klienci to zwierzęta, a Twoim jedynym narzędziem pracy jest tablet po którym maziasz stylusem. Dodatkowo masz problem z wyrażaniem emocji, bo dopiero bo udanym zleceniu udaje Ci się przypomnieć jak np. się uśmiechać. Niezbyt ciekawa wizja, co? Przynajmniej dla mnie, ja bym tak nie chciał skończyć. Ale chcąc nie chcąc, musiałem, grając w Happy Home Designer. Jak już wspominałem, trzon rozgrywki kręci się wokół meblowania domów klientów. Nie ma żadnego miasta po którym możemy chodzić, nie ma wioski. Jest tylko małe centrum z budynkami które w dalszej części gry możemy wyremontować.  Schemat gry jest niezwykle prosty: zaczynamy nowy dzień w pracy, dostajemy/wybieramy sobie zlecenie i gra nas przenosi do mieszkania zwierzaczka. Dostajemy parę sztuk mebli które muszą się znaleźć w mieszkaniu, krótki, jednozdaniowy opis wizji klienta i to wszystko. Od tego momentu mamy w zasadzie wolną rękę w projektowaniu mieszkania, a ograniczają nas jedynie dostępne obecnie meble i dekoracje, które i tak z każdym kolejnym zleceniem powiększają swoją ilość. Mamy łóżka, krzesła, stoły, kominki, tapety na ścianę, podłogi, dywany, zabawki, telewizory, odtwarzacze muzyki, sprzęt AGD/RTV, wszystko czego dusza zapragnie. Zupełnie jak w normalnym Animal Crossing, tylko, że tam te przedmioty trzeba było albo kupić albo dostać od kogoś w prezencie. Tutaj dostajemy je w zasadzie za darmo bez większego wysiłku. Dlaczego? Otóż, praktycznie nie musimy sobie zawracać głowy meblowaniem. Nasi klienci są tacy niewymagający, że wystarczy odpakować dostarczone przez nich meble, ustawić je jakoś i… już. Dostajemy pochwały jacy to wspaniali nie jesteśmy i jak dobrze się spisaliśmy. Z jednej strony to zrozumiałe, bo seria Animal Crossing przyzwyczaiła nas do tego, że praktycznie nie można przegrać rozgrywki i gramy w swoim tempie po prostu żyjąc w miasteczku, jednak w tym spin-offie jakiś system wygranej powinien zostać zaimplementowany, żeby wymusić u gracza choć odrobinę finezji przy tym meblowaniu.

Po jakimś czasie dostajemy możliwość dekorowania ogrodu oraz samego wyglądu domu. Ponownie, mamy dużo możliwości modyfikacji. Począwszy od gruntu na którym postawimy dom, po jego wygląd, wielkość, kolor dachu, wygląd i kolor drzwi, kształt ogrodzenia, drzewa, można tak ciągnąć w nieskończoność. Wraz z rozgrywką systematycznie odblokowują się nowe możliwości do wykupienia za Play Coinsy (monety, które zdobywamy za chodzenie z 3DSem w stanie uśpienia), takie jak np. dekorowanie sufitu. Gra ciągle rzuca w nas nowymi przedmiotami i możliwościami, jednak naprawdę ciężko tu poczuć jakikolwiek progres, ze względu na to, że wszystko zdobywamy za darmo. Raz na jakiś czas, by przerwać rutynę w dekorowaniu domów, mamy zlecenie na urządzenie czegoś ambitniejszego, jak np. szkoła. Jest to miła odskocznia, ale w zasadzie niczym się ona nie różni od podstawy gry.

Happy Home Designer wykorzystuje nowy twór NFC od Nintendo a mianowicie karty. Są one sprzedawane po kilka sztuk w jednym opakowaniu i są one do wykorzystania w grze. Możemy je użyć by przyzwać postać do mieszkania jakiejś postaci, bądź udekorować jej mieszkanie. Zbędny bajer służący tylko do kupowania przez rodziców kolejnej pierdoły do zbierania.

Graficznie nie ma niczego do zarzucenia. Gra jest oparta na silniku New Leaf więc wszystkie modele postaci są ładne i zróżnicowane, każdy mebel, dekoracja, dom, tapeta, podłoga ma ładne tekstury i geometrię. Efekt 3D nie jest szczególnie wybijający się, ale też nie jest szczególnie zły. Dźwiękowo również jest wszystko w porządku, gra serwuje nam klasyczne Animal Crossingowe nuty w wykonaniu K.K. Slidera.

Czy Happy Home Designer to zła gra? Nie, ale to bardzo zły Animal Crossing. Skupienie się wokół jednej czynności przez całą grę, brak możliwości większej interakcji z postaciami, brak cyklu pór roku, dnia i nocy sprawiają, że dla mnie ta gra nie ma prawa się nazywać Animal Crossing. Z drugiej strony jest to tytuł kompletny i dość wciągający i rozluźniający. Chce się wracać do dekorowania domów raz na jakiś czas i w takiej właśnie formie, pogrania kilku minut dziennie, ogarnięcia jednego domku, gra sprawdza się najlepiej.

 

Grę do recenzji dostarczył ConQuest – oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce.

Brak komentarzy

  1. Po pierwsze: dlaczego żenujacy skok na kase? Bez jaj.
    Po drugie – karty nie sa zbedna pierdola – jesli chcemy udekorowac mieszkanie Nooka, Isabell lub K.K (tudziez innej postaci specjalnej) potrzebujemy kart, bo inaczej tego nie zrobimy.
    dodatkowo postaci daja chyba jakies specjalne przedmioty.
    Po trzecie – nie wiem czemu fani sie nastawiali, ze jest to kolejny Animal Crossing skoro z glowna seria laczy je tylko nazwa i postaci, to tak jakby linczowac srednie Mario Tennis, ze jest zlym Mario platformerem.

  2. Żenujący bo jadący tylko na marce 🙂 Równie dobrze tytuł mógłby się nazywać po prostu Happy Home Designer i być oparty na zupełnie nowej marce. No ale łatwiej przecież sprzedać coś, co ma Animal Crossing w tytule…

    Karty dla mnie są pierdołą, bo nic specjalnego nie dają. Ot, kolejne mieszkania do dekorowania, yay 😉

    Tak jak napisałem, to nie jest zły tytuł, tylko zły Animal Crossing. I podobnie będę uważał o niewydanym jeszcze tworze na Wii U.

  3. No ale to można powiedzieć o praktycznie każdej franczyzie Nintendo, Super Smash Bros też jedzie na marce, przecież mogli zrobić bardzo fajną bijatykę i nie musieli wciskać postaci ze wszystkich możliwych gier cnie? Debilny argument i tak jak sam nie za bardzo przepadam za kierunkiem w którym Nintendo poszło w tym roku tak jeszcze bardziej dziwie się my3ds.pl jeżeli chodzi o ich dobór recenzentów 😉

  4. 1. W takim wypadku wg Ciebie wszystkie spinoffy sa zenujace bo jada na znanej (mniej lub bardziej) marce i wszystkie mozna nazwac skokami na kase. Jedyne co Ci musze przyznac to fakt wykorzystania popularnej marki *jednak* samo AC nadaje sie do takich, jakby nie patrzec simow (bo samo jest simem) i ma ogromna ilosc postaci, ktore mozna wykorzystac – HHD jako stand-alone/nowa seria nie mialoby takiej sily przebicia. (dodatkowo uwazam ,ze gorszym skokiem na kase jest amiibo festival, HHD skokiem takim nie jest, moze nawet nintendo testuje wode na wprowadzenie nowej mechaniki dekorowania mieszkan w glownej serii)

    2. Dla Ciebie moze sa pierdola, Twoje prawo, ale sa fani, ktorzy ubostwiaja postaci specjalne i z przyjemnoscia zrobia dom Isabelli lub Sliderowi, wiec wypadaloby cos na ten temat wspomniec, bo niestety ale z tego akapitu recenzji mozna wywnioskowac, ze faktycznie karty to zbedny bajer, a to nie jest do konca prawa.

    3. A co uwazasz na temat np. Mario Golfa, Mario Karta, Paper Mario, Persony Q? Tez zle Mario, bo nie ma platform i tez zla persona bo nie ma social linkow, szkoly sredniej i wszystko jest jakies takie etrianowe ?

  5. Zauważyłem juz jakis czas temu, ze recenzenci na my3ds.pl nie piszą recenzji tylko własne przemyślenia. Ogółem od pewnego czasu odnoszę wrażenie, że strona ta jest coraz mniej profesjonalna. Szczytem braku profesjonalizmu było „Trela się ucieszy! Story of Seasons w Europie!”, ale pomyślałem, ze dam jeszcze szanse serwisowi, ale chyba jednak długo tu nie zabawie jeśli ten stan rzeczy sie utrzyma.

  6. Recenzja to jest swego rodzaju zbiór przemyśleń na temat danego produktu, więc akurat to słaby zarzut, co nie zmienia faktu, że jako czytelnik odnoszę wrażenie, że Rayosowi tych recenzji nie chce się pisać i robi to trochę na siłę i z przymusu, a nie z pasji. Wiem że jest zajętym człowiekiem i próbuje chwycić trochę za duo srok za ogon jednocześnie, więc w tym wypadku powinien przeboleć brak darmowych gierek i oddać pałeczkę młodszym kolegom którzy zarówno czasu, pasji jak i umiejętności pisarskich mają więcej, co zdecydowanie podniosłoby poziom tego typu tekstów na my3ds.pl

  7. @Blebu Recenzja to wlasne przemyslenia/punkt widzenia nt danej gry, nie sposob jest napisac o grze duzo nie dorzucajac czegos „od siebie”, wtedy mozna by wszystko wypisac w punktach paru linijek i na tym poprzestac. Co do profesjonalnosci, nie zarzucajmy braku, bo tak nie jest, nieprofesjonalne byloby przeklamywanie newsow, zle tlumaczenia, jednostronnosc-fanbojstwo, rzucanie blotem w inne strony.

    @Moczan
    Co do podniesienia sie jakosci recenzji to nie wiem, nie bylabym taka predka do wydawania ocen – Rayos troszke popelnil blad obwiniajac HHD o bycie spinoffem, zupelnie jakby to bylo cos zlego – mogl to ujac w sposob taki, ze „jak na spinoff popularnej serii gra ma dosc jednostajna rozgrywke/ od spinoffu znanej serii mozna by oczekiwac wiecej” lub cos w tym rodzaju – ja bym sie wtedy napewno nie przyczepila, ale tak jak jest to teraz ujete niestety razi.

  8. A ja tam nie mam nic do zarzucenia.
    Kiedyś uraziłem graczy CS:GO, nic dziwnego, że zaczęli mnie wyzywać…
    AC: HHD mogę wybaczyć budowanie wizerunku na marce, jednak cholera! Wiecie co w tej produkcji jest najgorsze? O to, że kompletnie odchodzi od formy dotychczasowych Animal Crossing. Mario jest znane z tytułowego hydraulika który bawi się we wszystkie czynności świata niczym politycy przed wyborami, lecz AC jest serią która szła do tej pory jednym, rozbudowywanym ciągle szlakiem – BUDOWANIEM WŁASNEGO DOMU!
    Jak dla mnie koncepcja gry jest najzwyczajniej słaba, a sama gra dołączy do szybko zapomnianych gier na konsolkę Nintendo.

  9. Umm… Wiec czemu Mario moze sie „bawic we wszystkie czynosci swiata”, a AC juz nie? Ponadto o ile sie orientuje przed New Leaf owszem, budowalismy glownie wlasny dom ale w NL budujemy juz wlasne miasteczko, wiec od utartego szlaku z wydaniem NL odbila juz jedna dodatkowa droga i troche zmieniono forme.

    Gra nie zostanie zapomniana chocby ze wzgledu na bycie w uniwersum AC, w japonii gra juz sprzedala sie w troche ponad 1mln egzemplarzy. Zapomniane to imo moze zostac Amiibo Festival, nie HHD.

  10. wiecie co chyba najbardziej drażni w tej recenzji? początek…
    rozpoczęcie teksu od „Happy Home Designer to żenujący skok na kasę. Nintendo doskonale o tym wie i nawet się z tym nie kryje.” dla większości dość jasno ustala jakie zdanie ma recenzujący i jakie argumenty będą się potem przewijać.
    Uznawanie kart Amiibo za niepotrzebny twór, to chyba też trochę zbyt mocne stwierdzenie (ale ładnie się ono wpisuję w tezę z początku, że to skok na kasę), nawet jeśli jest się mu bardzo przeciwnym, to dla samego porządku wypadało by wspomnieć nieco dokładniej co on w grze daje (a trochę daje i nie jest to tylko wyciąganie kasy z portfela), poza tym niektórzy mają manię zbierania i kolekcjonowania i dla nich karty Amiibo mogą być super rozwiązaniem (a są ładne – ciekawe kiedy na forum zaczną pojawiać się tematy o wymianie kart AC ;p)

    I fakt, dlaczego inne IP od Nintendo mogą się bawić w różnego rodzaju spin-off’y a AC nie może? Marian to już robił chyba wszystko co się dało (startował w olimpiadzie, grał w tenisa, golfa, ścigał się, był bohaterem rpg’ów, układał puzzle, leczył, uciekł do 3d, był też papierowy, tudzież nakręcaną zabawką), Pokemony też miały i mają swoje tytuły „jadące na marce” (Mystery Dungeon’y, Puzzle, Rumbe, Snapy itp. itd.)
    Skoro inne rozpoznawalne marki mogą mieć swoje, to czemu ta nie może?

Dodaj komentarz