[Recenzja] Sin and Punishment (Virtual Console)

Jest rok 2000, na półce pod 21’ kineskopowym telewizorem, tuż obok magnetowidu VHS leżą sobie PlayStation i Nintendo 64. W Polsce hegemonie Pegazusa zdaje się przełamywać pierwsza konsola SONY. Stacjonarka Nintendo jest już na przegranej pozycji – gier na N64 prawie nigdzie nie można dostać, a tam gdzie są ceny zaczynają się od 269 zł (jak mnóstwo to było pieniędzy niech uzmysłowi wam fakt, że przeliczając siłę nabywczą złotówki, dziś ceny tych gier zaczynałyby się od 400 zł!). Zupełnie inaczej radzi sobie „szarak” – gry z platynowej kolekcji można kupić w każdym większym sklepie elektronicznym już za 99 zł, a niedaleko rynku jest sklep z używanymi grami, w którym za drobną opłatą (10-20zł) można było wymienić swoją grę na inną. Pewnie dlatego przy pokaźnej kolekcji ponad 30 gier PSX, na N64 miałem tylko 5 tytułów.

Nawet gdyby moja kolekcja była większa, to nie mogłaby się w niej znaleźć Sin & Punishment, twórcy zdecydowali bowiem, że  gra nie ukaże się na Zachodzie. Trudno im się dziwić, Sin & Punishment zalicza się bowiem do kategorii świetnych gier, których prawie nikt nie kupił i nie za bardzo wiadomo dlaczego. Śledząc zestawienia najlepszych gier na N64 mamy sporą szansę napotkać S&P, natomiast w zestawieniach sprzedaży zobaczymy marne 130 tys. sprzedanych egzemplarzy. Pierwszy raz gracze spoza Azji mogli więc zagrać w Sin & Punishment dopiero w 2007 roku (co ciekawe akcja wydarzeń przedstawionych w grze toczy się właśnie w 2007 r.) na Wii dzięki dobrodziejstwu zwanemu Virtual console.

Przyznam szczerze, że pierwszy raz uśmiechnąłem się na wiadomość jaki tytuł mam recenzować. Wyśmienicie bowiem bawiłem się przy kontynuacji tej gry na Wii – Successor of the Skies, a nie miałem dotąd okazji zagrać w oryginał. Nie mam w związku z tym sentymentu i mogę obiektywnie stwierdzić, czy gra wytrzymała próbę czasu.

Sin & Punishment jest typowym rail shooterem. Oznacza to, że nasza postać sama decyduje kiedy i jak poruszać się do przodu, a naszym zadaniem jest niszczenie przeciwników i unikanie obrażeń. Gdybym miał podać podobne gry postawiłbym na „latane” sekcje Kid Icarusa na 3DSa lub Star Foxa.

sin2

Sterowanie jest dość proste i intuicyjne (w oryginale trochę je skomplikowali odwracając gałki w porównaniu z dzisiejszym standardem, na szczęście w VC możemy wszystko dopasować do naszych preferencji): jedną gałką poruszamy postacią na boki unikając kul, drugą gałką sterujemy celownikiem, do tego dochodzą trzy przyciski akcji: podskok, atak (strzał lub cios mieczem) oraz zmiana kursora (są dwa tryby: normalny i lock on target).

Sama gra jest bardzo przyjemna a rozgrywka jest wciągająca. Nasza postać biegnie przed siebie a naszym zadaniem jest strzelanie do wszystkiego co się rusza i unikanie kul. Wisienką na torcie są walki z bosami, tutaj nierzadko trzeba pokombinować gdyż samo strzelanie gdzie popadnie może nie wystarczyć. Gra genialnie wręcz buduje poziom trudności: początek nie wymaga od nas niczego oprócz strzelania, później gra niejako wymusza na graczu uniki, potem musimy nauczyć się ciosu mieczem itd.

images

Między sekcjami obejrzymy sobie wstawki fabularne utrzymane w klimacie mieszanki sci-fi i fantasy. Są one dość znacznie okrojone ze względu na ograniczenia pamięci kartridża N64 i bez wspomagania się instrukcją (której niestety nie udało mi się wyświetlić z poziomu gry) trudno zrozumieć o co chodzi. Na pewno znajdą się tacy, którym się spodoba, jak i tacy, którzy zupełnie się w niej pogubią. Sam byłem ciekaw jak skończy się przedstawiona historia, jednak w tym przypadku fabuła to tylko dodatek do wciągającej rozgrywki.

Co w 2000 roku było miłym dla oka cudem techniki, 15 lat później może powodować palpitację serca i krwawienie z oczu. Tła są dość ładne i klimatyczne, jednak postacie są do bólu kanciaste i poruszają się jak roboty. Podejrzewam, że, tak jak w przypadku gier na PSX, nie pomaga tutaj ekran LCD i na kineskopowym TV gra wyglądała dużo lepiej. Dodatkowo ekran jest z obu stron okrojony, aby wymusić proporcje ekranu 4:3.

1528404-sin_and_punishment_2

Dźwięk również nie powala. O ile Ścieżka dźwiękowa jest nawet przyjemna, to niektóre efekty drażnią (np. odgłos kroków, albo „stękanie” naszego bohatera przy skoku, które zupełnie nie pasuje do jego kobiecego głosu w dialogach). Słuchając dialogów zdarzyło mi się zastanawiać, czy aktorzy podkładający głosy nie mają jakiegoś związku z pierwszym Residentem…

Największą wadą gry jest jednak jej długość. Przejście jej na poziomie easy zajęło mi ok. 2 godziny. Biorąc pod uwagę, że nie ominąłem żadnej cut-scenki, ani nie przewinąłem końcowych napisów mogę obiektywnie stwierdzić, że gra jest krótka, nawet jak na dzisiejsze standardy. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że w Sin & Punishment znajdziemy coś czego próżno szukać w nowych tytułach, a po angielsku nazywa się high replay value. Chodzi o to, że po ukończeniu gry mamy ochotę zagrać w nią jeszcze raz mimo, że wszystko już widzieliśmy. Jak na tamtą generację przystało gra jest też dość trudna w porównaniu do dzisiejszych tytułów. O ile na poziomie easy nie miałem specjalnych problemów, to na poziomie normal walka z bossami powodowała u mnie chęć pogryzienia pada.

Mimo wspomnianych wyżej niedogodności związanych z duchem czasów w jakich powstała gra mogę ją z czystym sercem wszystkim polecić wszystkim zainteresowanym strzelankami, Nintendo 64 i tym, którzy mają ochotę pograć czasem w klasyki, bo S&P niewątpliwie do nich należy.

Cena w eShop: 40 zł

Alternatywa Wii USin and Punishment: Successor of the Skies – dużo bardziej zaawansowana graficznie kontynuacja recenzowanego tytułu, wydana na Wii. Jeśli dysponujecie Wiiremote i sensor barem warto rozważyć jej zakup, tym bardziej, że można ją kupić w eShopie już za 80 zł.

Alternatywa 3DS: Kid Icarus: Uprising i Star Fox 64 3D – najbardziej zbliżone gatunkowo gry dostępne na 3DSa.

Grę do recenzji dostarczył ConQuest – oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce.

Dodaj komentarz