Design à la Nintendo – Magia dwóch ekranów

Ludzi przyciąga dodatkowy kawałek matrycy, w którą mogą spoglądać. Idealnym przykładem Dreamcast i jego ekran przy padzie. Podobne akcesorium pojawiło się dla pierwszego PlayStation. W obu tych przypadkach mały LCD wyświetlał dodatkowe informacje na temat aktualnej rozgrywki, lub proste mini gierki. No i jest oczywiście Wii U!

Pomysł na dwa ekrany w świecie gier nie jest jednak nowy. Ninny od dawna eksperymentuje z tym konceptem. Zaczęli od Game & Watch, czyli serii sprzętu z wgraną jedną grą, zwykle nawiązującą do tytułu biblioteki firmy. Od 1982 roku niektóre z tych konsol posiadały podwójny ekran. Wykorzystano ten patent w celu zwiększenia pola gry. Ostatnim G&W wyprodukowanym w tej technologii była Zelda z 1989 roku.

Game & Watch Zelda

Nintendo wróciło do tematu kilka lat później, gdy w branży panowała już zupełnie inna epoka. Od kilku generacji firma próbowała znaleźć sposób na połączenie różnych konsol ze sobą. Pojawiła się nakładka do SNESa, dzięki której można było spróbować swych sił w tytuły z Game Boya, istniała nawet opcja zabawy kolorami, które na GB mogły mieć tylko zielony odcień. Jakiś czas później do Nintendo 64 wydano Transfer Pack. Dodatek ten pozwalał na współpracę niektórych gier ze stacjonarnej konsoli Ninny z tytułami na GB Color, na zasadzie transferu danych z katridża. Dotyczyło to niewielkiej ilości produkcji, ale warto fakt odnotować. W epoce Gamecube’a firma z Kyoto wyprodukowała łączący konsolę z Gameboyem Advance Link Cable. Ten wynalazek możemy uznać za drugiego prekursora NDSa, zaraz po Game & Watch. Ekran GBA podczas gry wyświetlał dodatkowe informacje, np. mapę, albo mini gierki.

gameboy-advance-link-cable

Mimo tych sytuacji nawet samych twórców niepokoił pomysł na NDSa. Uważali go za świetny, ale ryzykowny projekt. Nowa konsola była w rzeczy samej bardzo nowatorska. Dwa ekrany, w tym jeden dotykowy, mikrofon, Wi-Fi. Opinia publiczna narzekała troszeczkę na małą, w porównaniu z konkurencyjnym PlayStation Portable, moc obliczeniową. Projektantom sprzętu zależało na czystej zabawie, dlatego starali się stworzyć sprzęt dający ku tejże zabawie możliwości. Dzięki temu Dual Screen był łatwy do programowania, co pozwoliło twórcom na popuszczenie wodzy wyobraźni i wykorzystanie potencjału konsoli. Mimo wszystko idee stojące za sprzętem były tak ryzykowne, że nawet jego nazwa odcinała się od linii Game Boya, by w razie porażki móc do niej wrócić.

Resztę historii znamy – NDS sprzedał się w liczbie stu pięćdziesięciu milionów egzemplarzy, a aktualnie bawimy się kolejną jego generacją, 3DSem.

Nintendo DS

Mimo, iż z perspektywy czasu wydaje się to absolutnie zrozumiałe, nadal interesujące jest, dlaczego to tak dobrze zadziałało, dlaczego to novum tak szybko się przyjęło. No właśnie, na pewno zadziałał efekt nowości. NDS na spółkę z Wii przyniosły branży potrzebną jej świeżość. Prócz tego gracz czuć mógł (proste, ale warte zapamiętania), że dostaje dwa w cenie jednego. Taka psychologia konsumenta. Do niej można też zaliczyć zaufanie marce. Mimo, iż Gamecube nie był do końca udanym projektem, Nintendo nadal posiadało gigantyczną grupę fanów, a dla wielu osób nazwa firmy nadal była synonimem elektronicznej rozrywki. Prócz tego rynek handheldów był (i jest) królestwem korporacji z Kyoto.

Tytuły startowe. Nintendo przemyślało doskonale jedną rzecz – Super Mario 64 DS. Ta gra mogła być jedyną grą gotową na premierę konsoli, a i tak ludzie rzuciliby się na sprzęt. Ninny zagrało na kilku strunach jednocześnie. Po pierwsze: gra bardzo dobrze pokazuje moc sprzętu, będącego w stanie generować grafikę 3D. Po drugie – SM64 pociągnęło za żyłkę odpowiadającą za nostalgię. Po trzecie – dzięki faktowi, że tytuł wcześniej był wydany na stacjonarce, sprawiał wrażenie większego, bardziej rozbudowanego, „poważnego”. Na handheldach do tej pory nie ukazywał się żaden „duży” tytuł, a konkurencja nie spała, Sony chwaliło się, że na ich PSP będzie można zagrać w gry o złożoności tych z PS2, typowo „stacjonarne”. No i po czwarte – Marian nieinwazyjnie wprowadzał nowe rozwiązania, dzięki którym każdy casualowy gracz mógł powoli przyswoić sobie zasady działania NDSa. Tym samym uzupełniał inną startową grę firmy, Wario Ware: Touched, która całą mechanikę rozgrywki opierała na specyficznych możliwościach konsolki.

Super Mario 64 DSWarioWare Touched

Dobra, ale co dawał ten dodatkowy ekran prócz uczucia, że uczestniczymy w czymś więcej? Kilka gier rozszerzało pole widzenia gracza, inne wykorzystywały dotykowego LCD do elementów gameplayu i to pstryknęło najmocniej. Sama nowinka bez gier jej wykorzystujących byłaby niczym. Ludzie żyjący jeszcze na pograniczu smartphonowej ery zachwycili się tym, jak fizyczna stała się rozgrywka. W końcu można było „dotknąć” gry, nawet w nią dmuchnąć. Wprowadzało to w prosty sposób niesamowitą jak na tamte czasy immersję. Nie dziwię się więc, że następnym krokiem Ninny było dodanie funkcji 3D w 3DSie.

O czym zapomiany, to to, że NDS to nie tylko podwójny ekran. Równie ważne było wprowadzenie Wi-Fi, prostota programowania, przyjazny design. No i gry – od Brain Training i Cooking Mama po prawdziwy wysyp ciekawych jRPGów. Twórcy, chcąc stworzyć idealną kieszokonsolkę do niczym nieskrępowanej zabawy, zaprojektowali świetny kawałek sprzętu, świetny w każdym aspekcie. Developerzy i gracze dali się zaś wciągnąć, dając upust swej kreatywności i chęci rozrywki. Tak powstała magia dwóch ekranów.

Nintendo DS Lite

A czym dla Ciebie był i jest NDS? Daj znać w komentarzu!

Brak komentarzy

  1. Aż się łezka w oku kręci, gdy sobie przypomnę czytanie artykułu na temat NDSa i jak N. odcina się od nazwy Gameboy’a w razie niepowodzenia właśnie – idealne zagranie marketingowe i plan awaryjny w jednym. Zgadzam się również ze zdaniem, że NDS pojawił się w erze, gdy smartfony dopiero witały się z konsumentem – ekran dotykowy był więc z pewnością innowacyjny właśnie wtedy, kiedy się pojawił na rynku (kilka lat czekania i N. mogłoby nie odnieść tak znakomitego sukcesu – dobrze, że zaryzykowali).
    Pozwolę sobie odpowiedzieć na pytanie: NDS dla mnie to przede wszystkim.. gry, a w zasadzie ogromna baza świetnych tytułów, w które mogę zagrać 'pod ręką’ z racji wstecznej kompatybilności 3DSa. Do N. wróciłem wraz z 3DSem (i to jeszcze 1,5 roku temu) więc nie miałem okazji uczestniczyć w ferworze popularności NDSa i przyznam, że troszkę tego żałuję xp Jak dla mnie NDS to już legenda konsol przenośnych, a kto wie czy nie konsol ogólnie 🙂 Nintendo (raczej) nie odniesie już nigdy takiego sukcesu jak DS, wg mnie.

  2. Dla mnie to konsola przez wielu znawców tematu spisana na straty w walce z PSP. Wielkie magazyny wypowiadały się jaką to klęskę poniesie Big N wypuszczając tak zacofaną technologicznie konsolę. Co okazało się później iż było wręcz przeciwnie. PSP z mocą porównywalną do PS2 miał niestety gry bardzo podobne do stacjonarki. Dostawaliśmy konwersje albo sequele znanych na PS2 marek. Choć PSP dostało wiele nowych i innowacyjnych gier (Loco Roco i Patapon) i miało też odświezenia starych marek (Syphon Filter, Wipeout i Ridge Racer) to ww. sequeli i tak było więcej.
    Czemu DS? Bo na nim zagrałem w największą (chyba od razu po PS2) ilość gier. Głównie piraty czego się wstydzę, ale najważniejsze (wg mnie) gry mam na oryginałach. Obie Zeldy, Dragon Quest 9, GTA i Castlevania (które wyrwały parę tysięcy godzin z mojego życiorysu) są do dzisiaj u mnie na półce od razu obok gier z 3DSa i nad grami z Tróji i czwóry. Nigdy nie zapomnę jak z kolegami w technikum na lekcjach graliśmy w Mario Karta.

  3. @adus1991 przykro mi ale sromotnie się mylisz i prezentujesz jedynie utarte do bólu stereotypy dotyczące handheldów Sony. Zobacz sobie jak wyglądała biblioteka pierwszego Game Boy’a Classic i jak wyglądały proporcje gier, które powstały stricte z myślą o przenośnej rozrywce do gier, które były po prostu przenośną wersją tego co ówcześnie pojawiło się na konsoli stacjonarnej Nintendo. Zwłaszcza widać to po bibliotece jako całości, czyli gier wydanych także w KKW a nie skromnym wycinku, który pojawił się w EU/USA. Sony z PSP zrobiło niemal to samo co Nintendo wtedy. Mało tego Nintendo, powtórzyło schemat na GBC i GBA, nawet na większą skalę. Oczywiście nikt o tym już nie pamięta bo po co? Co ciekawe papka marketingowa doprowadziła do takiego absurdu, że posiadanie przenośnej wersji (lub kontynuacji serii) hitu ze stacjonarki zaczęto traktować pejoratywnie, a wyznacznikiem wątpliwej „jakości” konsoli – ilość produkcji pisanych wyłącznie z myślą o przenośnej zabawie. Doskonale pamiętam jak w okolicach premiery pierwszego „grajchłopca”, podstawowym asumptem do zakupu była właśnie możliwość przeniesienia w teren ulubionych marek z konsoli domowej. Na tym polegał „przenośny” charakter gier. Oczywiście czasy się zmieniają i rynek ewoluował. Nie zmienia to jednak faktu, że utarty do bólu argument, iż sprzedaż DS’a była lepsza od PSP z uwagi na to, że ten pierwszy miał oryginalne gry, których nie doświadczyliśmy na stacjonarkach, a ten drugi jedynie konwersje i sequele serii z PS2 i PS3 był i jest dość śmieszny.

  4. Ds wygrał z psp ponieważ był rzadziej piracony piractwo doprowadziło do upadku psp. Sam jestem posiadaczem psp i swego czasu byłem wielkim fanem Sony jednak po zapoznaniu się z tytułami nintendo odnalazłem w nich ciekawsze dla mnie mechaniki gier i niepowtarzalny lekko retro klimat.

  5. Piractwo było duże i proste zarówno na PSP jak i na DS. Jednak faktem jest, że na 100 sprzedanych DSów przypada 521 sprzedanych gier, natomiast na 100 sprzedanych PSP tylko 362 gry, więc albo gracze na PSP grali mniej, albo więcej piracili, albo po ściągnięciu pirata rzadziej kupowali oryginał „w uznaniu dla twórców”. Wszystkie źródła, które znalazłem, łącznie z tym artykułem: http://www.siliconera.com/2010/06/13/psp-and-ds-piracy-explained-in-pictures/ mówią o tym, że piractwo na PSP było większe w skali niż na DSa, samo Sony przyznało, że piractwo rozwaliło PSP. Więc może następnym razem poczytaj źródła zanim kogoś wyśmiejesz.
    Po drugie, to, że flashcardy zostały zdelegalizowane w UK nie świadczy o dużej skali zjawiska, ale o specyfice prawnej tamtego kraju. Bodajże we Francji sąd uznał, że flashcardy są legalne, a nie sądzę, żeby piractwo było tam mniejsze niż w UK. Nintendo, tak jak wszystkie inne firmy produkujące soft, walczy z piractwem bez względu na skalę zjawiska.

  6. Nie no wiadomo, że piracto było tu i tu. Komentarz Fred4life zabrzmiał tak, jakby to tylko na PSP piracono na potęgę a DS był bastionem legalności, co jest bzdurą. DS’a o wiele łatwiej się piraciło, gdyż aż do wersji Lite nie wymagało to żadnego obejścia softu. W zasadzie wystarczyło wsadzić flashcart i grać. PSP od samego początku wymagało kosztownej przeróbki, która mogła się skończyć źle dla konsoli. W Chinach stały automaty jak na puszki Coli, gdzie sprzedawano R4, co oczywiście nie świadczy o niczym, ale jednak mówi o skali zjawiska. PSP wyłożyło się nie przez piractwo tylko brak wsparcia strategicznych developerów, którzy masowo przeszli do konkurencji aby tworzyć tanie gierki na dotykowcu Nintendo lub komórkach.

    A zresztą, zawsze mówi się o „klęsce” PSP, a jak się porówna cyferki to wychodzi, że konsola sprzedała się na poziomie GBA, który uchodził za ogromny sukces koncernu. Czyli kolejne komunały paplane bez chwili zastanowienia przez masy.

  7. Antari
    Jak się zestawia cyferki sprzedaży bez chwili zastanowienia to się papla jeszcze większe bzdury. Żeby wyciągać sensowne wnioski to trzeba wziąć pod uwagę przede wszystkim fakt, że cykl życiowy GBA był prawie 2x krótszy niż PSP. Krótko mówiąc GBA przez 4 lata sprzedało się tak samo jak PSP w 7 lat. I to w czasach gdzie rynek gier nie był jeszcze tak rozwinięty.

    Druga sprawa:
    Z tego co pamiętam, to PSP dało się przerobić samemu i to w tak prosty sposób, że nawet laik potrafił to zrobić. Flashcardy zawsze wiązały się z wydatkiem, więc w skali globalnej to na PSP piractwo było większe, co potwierdzają wszystkie znane mi źródła.

Dodaj komentarz