[Recenzja] Cube Life: Island Survival Wii U

Minecraft to gra, która zapisała  się na kartach historii gier. Rzesze grających, fanów i anty-fanów. Tytuł pojawił się prawie  wszędzie.  Dlaczego prawie? Produkcja nigdy nie zawitała na żadnym sprzęcie Nintendo, dlatego studio Cypronia wykorzystało sytuację i zaspokoiło popyt na przygody w świecie kostek, których ludzie tak bardzo pragną na konsolach japońskiego giganta.  Twórcy powołali do życia klona Minecrafta i nadali mu tytuł: „Cube Life: Island Survival”, a docelową platformą jest Wii U.

Uwaga! Zanim przeczytasz poniższą recenzję, musisz wiedzieć, że ja, jako jej autor, nigdy nie grałem w Minecrafta oraz żadnego jego klona. Nie będzie również szczegółowych porównań i odniesień do wspomnianego tytułu. Niniejsza recenzja opiera się tylko na doświadczeniach z Cube Life.

Straciłem wszystko, teraz jestem goły i wesoły (no prawie).

Fabuła gry jest bardzo prosta i uboga. Nasz bohater jest multimilionerem. Posiada dom wielkości Wielkiego Kanionu, oczywiście z gigantycznym basenem. W garażu ma zaparkowane najnowsze ścigacze, ale nimi nie jeździ, bo korzysta z prywatnego śmigłowca. Gbur, cham i prostak, a na dodatek tłusta świnia. Wszystko co dobre, szybko się kończy. Pewnego pięknego dnia, podczas rejsu prywatnym statkiem, dochodzi do katastrofy. Bohater, który teraz ma na sobie tylko nylonowe gacie, budzi się na obcej sobie ziemi. Tak oto, zaczynamy nowe życie, całkowicie od zera.

Tytuł

Kanciasta wyspa. 

Gdy postać orientuje się, że musi zadbać o siebie, zaczyna się nasza rola. Cube Life, to taki gatunek gry, gdzie wszystko musimy wykonać sami, zbierając potrzebne do tego surowce. W tym celu, niszczymy kostkowy świat, zdobywając pożywienie, materiały do wyrobu narzędzi oraz inne niezmiernie przydatne rzeczy, potrzebne do przetrwania na groźnych wyspach.

Cały czas musimy mieć na uwadze wskaźniki: życia, głodu i pragnienia. Dwa ostatnie spadają samoistnie, dlatego wciąż szukamy pożywienia lub źródła wody. Może to być kokos, banan, mięso świnki czy ryba, a każdy rozdaj inaczej przydziela punkty do poszczególnych potrzeb. Przyrządzanie jedzenia w specjalnych miejscach, mieszając bądź ulepszając, dodaje więcej bonusów dlatego dobrze jest poznać wszystkie smaki i odpowiednio nimi żonglować.

Katastrofa

Bez odpowiednich narzędzi nie ruszymy z miejsca. Musimy je mieć, aby zbudować swoje pierwsze schronienie i, w miarę upływu czasu, ulepszać je. W tym celu ścinamy drzewo. Drewno przerabiamy na kije i łączymy z innym rodzajem drewna, a wszystko w odpowiedniej kolejności na stole do craftu. Dzięki temu, do naszych rąk trafia drewniana siekierka lub kilof, zależnie od tego, jakiej kombinacji użyjemy. Teraz możemy zebrać kamienie i zrobić bardziej wytrzymalsze przyrządy, bo każdy przedmiot ma swoją ograniczoną wytrzymałość. Nie możemy na przykład kruszyć głazów toporkiem z drewna.

Podczas gry, musimy obserwować zegar. Noc na wyspie jest śmiertelnym zagrożeniem, więc warto ogarnąć pierwsze schronienie, wypełnić je skrzynkami, dodać piecyk do gotowania i przeczekać straszliwe rzeczy, które dzieją się na zewnątrz, gdy księżyc jest wysoko. Pod osłoną ciemności na wyspie pojawiają się kanibale, którzy powalają nas kilkoma ciosami. W przyszłości możemy wykonać dla siebie zbroje, ale do tego celu, należy znaleźć rzadkie materiały. Czym lepsza zbroja i broń, tym więcej wymagań do jej przygotowania. Nasz dom również wymaga usprawnień, oczywiście pod warunkiem, że właśnie takie schronienie sobie wybraliśmy, bo równie dobrze możemy zamieszkać w głębokiej jaskini. Skupmy się jednak na kwestii własnego lokum. Tak samo jak zbroję,  dom możemy ulepszać, tworząc nowe rodzaje ścian, które są wytrzymalsze. Wracamy do punktu wyjścia i szukamy nowych surowców, które dają nam, na przykład – cegłę.

Statek

Mordercza kura.

Musimy przetrwać. Musimy żyć. Jesteśmy wciąż zajęci, zbierając wszystko to, co pomieścimy. W tym celu udajemy się na eskapady. Pierwsze, zazwyczaj są na rodzimej wyspie, która jest względnie bezpieczna. Kopiąc w ziemi, doszukujemy się węgla czy innych minerałów. Szukamy nowych rodzajów owoców oraz drewna. Wybieramy się także na polowanie. Początkowy łowca ma do dyspozycji tylko lichy toporek. Tym narzędziem może zabić prosiaka lub kurę, ale musimy pamiętać, że atakując, sami będziemy atakowani, a kury w Cube Life są bezwzględnymi mordercami. W miarę postępów w grze zdobędziemy łuk, czy pułapki w postaci wybuchających skrzynek.

Przyjdzie jednak dzień, że nasza wyspa nie będzie dostarczać rzadszych rzeczy do dalszego rozwoju. Będziemy musieli udać się na inne wyspy, a w między czasie, trochę popływać.

Odwiedzając nieznane lądy, podejmujemy największe ryzyko. Głębiny wód to nie tylko smaczne ryby czy wodorosty, ale także i rekiny. Początkujący jest dla nich na jeden ząb, ale w przyszłości to my będziemy musieli na nie zapolować. Nurkując, musimy dbać o pobór tlenu. Gdy się zapomnimy, a wskaźnik pokaże zero, nasza postać zacznie się dusić i pójdzie spać z rybkami.

Kopanie

Kiedy dotrzemy na któryś ląd, czekać będą nas różne niespodzianki, a przede wszystkim, otoczka tajemnicy, którą na pewno będziemy chcieli odkryć, zwiedzając wyspę i kopiąc w ziemi. Jednak na każdym rogu może czyhać niebezpieczeństwo. Nawet zwykły orzeł jest  jak najgorszy nemezis. Od nas samych zależy jak przygotujemy się na podróż oraz jaką strategię przyjmiemy, zwiedzając nowe miejsce. Musimy ustalić, czego konkretnie szukamy i gdzie to możemy znaleźć.  Sytuacja ta wymaga przemyśleń.

Możemy natrafić na siedzibę kanibali. W dzień są oni przyjaźni, niektórzy lubią nawet pohandlować. Inaczej sytuacja ma się wtedy, gdy próbujemy coś zwędzić z ich wyspy. Rzucają się na nas bez zbędnych ceregieli, nawet za zerwane na ich oczach, źdźbło trawy.

Czy gra kiedyś się kończy? Tak, ale dużo czasu upłynie, zanim wydobędziemy wszystkie potrzebne materiały, nasza postać nabierze doświadczenia i zdobędzie odpowiednią zbroję oraz oręż, a schronienie zapełni się wynalazkami, które pozwalają na dalsze łączenie materiałów, w celu stworzenia  nowych rzeczy. To wszystko wymaga godzin szukania, zbierania, łączenia i, co najważniejsze, planowania.

Jednak dla osób, które nie chcą zagłębiać się w fabułę gry, udostępniono wolny tryb, gdzie możemy robić co tylko dusza zapragnie.

Kanibale

Kostka (nie)rubika.

Cały świat jest stworzony z mniejszych kostek. Fauna i flora. Wszystko. Każdą możemy rozbić, pikselową ręką naszego bohatera lub pikselowymi narzędziami. Pomysł skopiowany jeden do jednego z Minecrafta. Pomimo faktu, że w grę nigdy nie miałem okazji zagrać, jestem w stanie to stwierdzić. Ba! Nawet nie muszę, bo to oczywista oczywistość, każdy Minecrafta kiedyś widział.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby grafika była ładniejsza. Cube Life, jest tytułem z eShop, waży niewiele, ale twórcy mogli się bardziej postarać. Tekstury rozciągnięte i niedopracowane. Nawet kostkowy styl gry nie ratuje tej sytuacji. Da się jednak z tym żyć, bo grę nękają gorsze rzeczy, niż mało atrakcyjna grafika, ale o tym za chwilę.

Oprawa audio jest dziwna. Mam wrażenie, że jest to zlepek przypadkowych utworów. Owszem, ich wykonanie jest fajne, ale podniosłe nuty, doprawione chórkiem, obok karaibskich melodii czy spokojnego brzdąkania, które towarzyszy nieliczne wysp, jest mało trafne. Mam wrażenie, że twórcy podniosłymi momentami chcą zbudować jakąś tajemnicę, której czasem po prostu nie ma, albo nic ważnego się nie dzieje. Przez większość czasu słuchamy odgłosów natury i kruszonych materiałów.

Dom

Wyspa bugów.

Podczas przygody, miałem problemy ze sporą ilością bugów. Często pomniejszych, takich jak przenikanie się tekstur, czy złe wyświetlanie grafiki, a także problemy z dźwiękiem, przykładowo: ogłuszające znikąd hałasy, które kasujemy ponownym załadowaniem zapisu. W trakcie rozgrywki, natrafiłem na kilka poważniejszych błędów, a dwa najbardziej irytujące opiszę poniżej.

Pierwszy, denerwujący błąd to możliwość zabicia naszego bohatera przez ścianę. Gdy atakują nas kanibale, możemy zostać trafieni strzałą, przez grubą i dzielącą barierę. Pomaga schowanie się w głąb  naszej kryjówki lub trafne ustawienie postaci w bezpiecznym punkcie. Lepsze ściany często nie są rozwiązaniem. Zdarza się również, że przez ścianę przeniknie oręż przeciwnika i podobnie jak strzała, może skutecznie zmniejszyć wskaźnik życia.

Apogeum mojej irytacji był bug, który zmusił mnie do dwukrotnego rozpoczęcia przygody na nowo, i to w momentach, gdy byłem już dość daleko. Błąd pojawia się w w chwili nurkowania, jeśli zostaniemy zabici bądź uznamy, że wczytamy ponownie grę, będąc zanurzonym. Konsekwencją tego (nie za każdym razem) jest gnębienie nas spadającym wskaźnikiem tlenu na suchym lądzie. Gdy dobije on do zera, czeka nas śmierć. Dopiero wiadomość od użytkowników Miiverse pomogła obejść problem. Trzeba wczytać grę, zanurzyć się w wodzie i wypłynąć na jej powierzchnie. Wskaźnik będzie rósł i zniknie na dobre. Brzmi logicznie, ale panika, a później irytacja, nie pozwoliły mi wpaść na taki pomysł. Gorzej ma się sytuacja, gdy nasz ostatni zapis pochodzi z głębi ziemi lub nocy. Dlaczego? Dlatego, że jeżeli jesteśmy odcięci od dostępu wody, nie mamy żadnego wyjścia w inny sposób, niż ten, który opisałem powyżej. Jesteśmy skazani na ponowne rozpoczęcie gry.

Czy warto wylądować na bezludnej wyspie?

Grając w Cube Life: Island Survival, studia Cypronia, bardzo entuzjastycznie podchodziłem do tej produkcji. Radość jednak malała, z każdą godziną gry. Nie ze względu na nudny gameplay, który taki nie jest i tytuł wciąga, ale przez uporczywe błędy i długi czas wczytywania się gry. Zaciskałem zęby, żeby tylko poznać Cube Life i móc napisać recenzję.

Ciężko jest mi polecić tę grę.  Konsola Wii U nie posiada swojego Minecrafta, a jest to doskonała okazja, za niewielką cenę (ok. 30 zł, z eShop) pograć w kostkowym świecie na tej konsoli. Autorzy obiecują ciągłe poprawki i rozgrywkę online, która wyląduje w przyszłości. Postanowiłem rozwiązać problem i podzielić sytuację na trzy najbardziej możliwe myśli graczy.

Pierwsza opcja – dla graczy niecierpliwych. Produkcję polecam osobom, które nigdy nie grały w tego typu tytuły. Jednak trzeba pamiętać o bugach i być cierpliwym, jeżeli koniecznie chcemy zagrać w Cube Life na Wii U.

Druga opcja (najkorzystniejsza) – dla zastanawiających się. Pobieramy grę. Jak już wspomniałem, waży ona niewiele i nie odczujemy tego na swoim dysku. Gdy ją ściągniemy, zostawiamy i czekamy  na poprawki oraz online, który na pewno da masę zabawy. Po wszystkim tytuł stanie się bardziej grywalny, a co najważniejsze – mniej irytujący. Długo poczekamy na innego klona Minecrafta lub na samego króla gatunku, dlatego polecam zastosować tę opcję.

Ostatnia, trzecia opcja. Nie polecam znawcom Minecrafta, bo jestem przekonany, że, po tylu latach istnienia tej gry, Cube Life nie będzie tym samym, a raczej będzie jego marną podróbką.

Mam nadzieje, że te trzy opcje w podsumowaniu oraz cała recenzja pozwolą na dokonanie trafnej decyzji.

Grę do recenzji dostarczył ConQuest – oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce.

Brak komentarzy

Dodaj komentarz