Życie i śmierć Nintendo Wii U

Premiera Switcha to koniec pewnej epoki w dziejach ojców Mariana. Pierwsze jaskółki zmian widzieliśmy już przy okazji romansu ze smartfonami, lecz prawdziwa rewolucja dokonała się dopiero niecałe dwa miesiące temu. W dniu 3 marca 2017 roku Nintendo postanowiło zerwać z tradycją dwóch linii produkowanych przez siebie konsol – czego owocem stała się znana wszystkim stacjonarno-przenośna hybryda. Jednak (jak łatwo się domyślić po tytule tekstu) to nie ona jest bohaterem dzisiejszego wywodu.

Konia z rzędem temu, komu chciało się bawić w rysowanie na takim ekranie.

Zacznijmy od brutalnych faktów: wraz z wydaniem The Legend of Zelda: Breath of the Wild sprzęt znany jako Wii U odszedł do krainy wiecznych łowów. Jeżeli przyjrzymy się polityce Nintendo wobec swoich starszych dzieci, nie powinno to nikogo dziwić – konsole takie jak N64, NGC czy nawet Wii były zarzynane praktycznie tuż po narodzinach ich sukcesorów. Nie inaczej było w przypadku Łiju – końcówka jej cyklu wydawniczego to niemal same bezpieczne i „szybkie” tytuły pokroju Mario Tennis. Z kolei wspomniana Zelda była niczym innym pożegnalną wisienką na torcie. Tak bardzo pożegnalną, że niemal do końca jej produkcji po sieci krążyły plotki o anulowaniu wersji na starsze dziecko Big N. W przeciwieństwie do takiego PS2 posiadacze Wii U nie mogli też liczyć na „życie po życiu”, zafundowane sprzętowi przez developerów third party. Zamiast bawić się w idealistyczne wspieranie tonącego okrętu, twórcy czym prędzej przerzucili swoje projekty na Switcha – czego przykładem są chociażby świetnie wyglądające Yooka-Laylee czy Bloodstained.

Skoro więc ustaliliśmy, że konsolka z padletem oficjalnie gryzie piach, wypadałoby odpowiedzieć na pytanie o mój odbiór jej żywota. Podkreślam tutaj słowo „mój”, gdyż jest to subiektywna opinia osoby siedzącej w Nintendo od, bagatela, 17 lat.

Siedzącej, ale nie zapatrzonej ślepo w poczynania koncernu z Kioto. Miałam w swojej karierze takie momenty, że kochałam konsolki N bezkrytycznie (DS forewa <3), miałam też takie gdzie mocno kręciłam nosem i uciekałam w objęcia konkurencji. To tak żeby nie było nieporozumień.

 

Akt I: Na początku był chaos…

Moim pierwszym kontaktem z konsolą było oczywiście niesławne E3 2011. Jeżeli nie pamiętacie tego pokazu, czym prędzej odpalcie video wrzucone poniżej.

Filmik się kończy, kurtyna opada a sama widownia siedzi totalnie zdezorientowana.

Z dzisiejszej perspektywy to może się wydawać trudne do uwierzenia, ale tamtego dnia nikt nie był do końca pewien, co właściwie ujrzał. Jako, że Nintendo nie pokazało jednostki centralnej powstały spekulacje, że to po prostu kolejna przystawka do leciwego Wii. Wydawała się to potwierdzać także sama nazwa, powiązana ewidentnie z „ruchowym tosterem” od Nintendo – coś jak kolejne Wii Fit. Skoro jednak miałaby to być tylko przystawka (do tego mało porywająca) to co z plotkami o nowej konsoli, nazwanej roboczo Project Cafe? Tego nie wiedział nikt… przynajmniej do czasu ujawnienia dodatkowych informacji. Wii U, zaplanowane na 2012 rok miało być sukcesorem sześcioletniego Wii i podbić rynek niemal identyczną metodą. Nintendo bardzo silnie uwierzyło w mit tego, że można wejść dwa razy do tej samej rzeki – rozumianej jako stworzenie zacofanego technologicznie sprzętu, który sprzeda się na fali jednego gimmicku. W tym przypadku motorem napędowym miał być oczywiście padlet konsoli.

 

Akt II: Dobre złego początki?

Gdy marianowe grzyby wejdą za mocno.

Nie chcę teraz używać wyświechtanego „wiedziałam, że to się nie może udać”… ale to była serio moja pierwsza myśl po otrzymaniu pełnego info o maszynce. Czemu? Cóż – w 2012 roku tablet nie był żadną rewolucją. Do tego jeżeli zestawić takiego iPada z kontrolerem Wii U to ten drugi przypominał raczej budżetową zabawkę niż poważną konkurencję. Dużą zasługę w tej kwestii miał rezystancyjny ekran, który był rewelacyjną nowinką gdzieś w czasach premiery Nintendo DS. Jakby tego było mało, ekran Wii U na dłuższą metę okazał się po prostu bezsensowny. Bo owszem – mogliśmy pograć na nim, rezygnując z odtwarzania obrazu na telewizorze. Szkoda tylko, że jego zasięg był ograniczony co najwyżej do kanapy/ łóżka albo toalety – a z tym ostatnim i tak bywały problemy. Przenośność, którą Switch wykonał mistrzowsko, w przypadku Wii U została kompletnie spieprzona.

Jednak tabletopad nadal miał potencjał – a były nim same gry. Któż z nas nie marzył o nowym Metroid Prime z pełnym wsparciem dla dodatkowego ekranu? Skanowanie, HUB, zagadki logiczne… no po prostu idealna szansa na zwiększenie immersji w trakcie rozgrywki.

Jednak tutaj zrodził się kolejny ważny problem – nigdy nie dostaliśmy gier, które realizowałyby powyższy potencjał. No dobra, teraz trochę skłamałam – było przecież ZombiU. Gra, która broniła się niemal tylko dzięki pomysłowemu wykorzystaniu patentów stworzonych przez Nintendo. A potem? Cóż – potem nastała (wieczna) cisza we wspomnianym temacie. Na tyle, że koniec końców nigdy nie ujrzeliśmy tego wyczekiwanego Metroida. Co zaskakujące, nawet samo Nintendo nie umiało sensownie wykorzystać dobrodziejstw dodatkowego ekraniku – czego bolesnym przykładem był chociażby bardzo samozachowawczy Super Mario 3D World… ale o tym zaraz.

Nintendo przy okazji produkcji Wii U popełniło moim zdaniem pierdyliard kardynalnych błędów. Jak zresztą pokazuje sprzedaż konsoli, mam w swojej ocenie chyba sporo racji. A jednak, pomimo całego powyższego psioczenia, ostatecznie stałam się właścicielką własnego egzemplarza wspomnianej maszynki. Szok, co nie?

 

Akt III: Homecoming

Dodanie grywalnej Rozalinki (<3) to chyba najjaśniejszy aspekt 3D World.

Nie ma tu jednak żadnej historii o nawróceniu niewiernej fanki czy nagłym uwierzeniu w pozornie przegrywającego gracza na rynku. Historia jest w sumie bardzo prozaiczna – 3DS był sprzętem towarzyszącym mi od momentu premiery w 2011 roku. Gdy wyszło Wii U, ani myślałam inwestować w dość niepewny kawałek hardware’u i zamiast tego poczekałam grzecznie na premierę PS4. Nadszedł jednak taki moment, w którym poczułam, że w mojej kolekcji konsol czegoś brakuje. A skoro miałam już zamiar wydać trochę odłożonego hajsu, to czemu nie miałaby to być konsola od firmy która darzę ogromnym sentymentem? I tak oto pod moim telewizorem zagościło Wii U. Bez żadnych większych emocji, za to ze Splatoonem i Super Mario 3D World na pokładzie. Ten pierwszy stał się z miejsca moją wielką miłością, ten drugi rozczarował mnie niemiłosiernie.

Zabawne, bo mogę w ten sposób podsumować moją całą przygodę z konsolą. Na jedną rewelację trafiał mi się co najmniej jeden spory zawód. Na jednego Mario Makera zawsze musiał się pojawić jakiś Mario Tennis. Nie ukrywam przy okazji, że sporo gier które dla każdego fanboja były system sellerami dla mnie było… no cóż, po prostu grami. Czasami fajnymi, czasami latającymi mi koło tyłka. Do tych pierwszych zaliczyłabym kolejne Smash Brosy, kolejnego Mario Karta, kolejne New Super Mario Bros… no czujecie motyw, znane serie które jednak są sporymi tasiemcami i nie grzeją tak bardzo jak „pierwszy raz”. W gronie tych drugich na pewno znalazłaby się Bayonetta 2 (już stylistyka jedynki mnie nie kupowała, mimo bycia wielką fanką seri Devil May Cry) czy Xenoblade Chronicles X.

Jeszcze inny „hit”, czyli Super Mario 3D World był dla mnie zwykłym regresem serii. O Marianach można napisać wiele – ale każda konsola Nintendo dostawała dotychczas własnego hydraulika, który był na swój sposób inny niż poprzedni. Raz wychodziło to fenomenalnie (Galaxy <3), raz tak sobie (Sunshine), ale zawsze było czymś unikatowym i świeżym. 3D World? Cóż – to był 3D Land na sterydach, do tego osadzony mocno w znanej już stylistyce. Żadnych rewolucji pokroju tropikalnego kurortu czy całej galaktyki, żadnych rewolucyjnych mechanik. Zdaje sobie sprawę, że wielu uwielbia klasyczność tego tytułu – ale do mnie trafiła ona tak bardzo, że aż wcale.

Zresztą samozachowawczość i jechanie na gotowych schematach cechowały niemal każdą znaną serię od Nintendo na Wii U (nie licząc oczywiście Splatoona czy Mario Makera. No i Zeldy, ale dla mnie to już przygoda na Switchu). Donkey Kong Country, Super Mario, Mario Kart, Super Smash Bros, Paper Mario, Mario Tennis, nawet Hyrule Warriors to po prostu znany tasiemiec z nową skórką. O remasterach dwóch Zeld nie wspominam. Młodszym graczom to pewnie nie przeszkadzało, mi owszem.

Jednak tak sobie gadam i gadam, a puenty nadal brak. Jakby się zastanowić, mogłabym ją sprowadzić do odpowiedzi na trzy podstawowe pytania – i tak też uczynię.

Po pierwsze: czy uważam Wii U za stratę czasu i pieniędzy?

Nie, nie uważam. Pewnie gdybym kupiła konsolę w ciemno i na premierę, mój odbiór byłby o wiele gorszy. Ale Wii U miało ten komfort, że w moim przypadku było w pełni przemyślanym zakupem, ze świadomością wszystkich wad i zalet sprzętu. W efekcie spędziłam przy nim sporo naprawdę świetnych chwil – zwłaszcza w multiplayerze Mario Kart 8 czy Splatoona.

Po drugie: Czy Wii U pozostanie na zawsze w moim sercu?

Przy całej mojej sympatii, szczerze wątpię. To nie Dreamcast, do którego wracam regularnie mimo  komercyjnej porażki sprzętu. Nie jest to tym bardziej maszyna formatu tak kultowych (dla mnie) i nostalgicznych (też dla mnie) maszynek jak DS, GBA, PSP czy NGC. Dlaczego? Cóż – najprościej będzie odpowiedzieć, że konsoli zabrakło tej mitycznej „iskry bożej”. Feelingu i tytułów które, jak na wspomnianym Makaronie, zyskałyby status ponadczasowych. Nawet ten nieszczęsny Splatoon dostanie dopakowaną wersję na Switcha, więc czemu miałabym jeszcze wracać do wersji Wii U?

Po trzecie: Czy pomimo tego Wii U było sprzętem potrzebnym i musiało odbębnić swoje na rynku?

Paradoksalnie – było i musiało. Wydaje mi się, że Nintendo po sukcesie Wii i DS-a po prostu potrzebowało solidnego kopniaka w tyłek. Takiego, który uświadomiłby tęgim głowom z zarządu, że – pomimo chwilowego trendu na casualowych graczy – jedyną nadzieją dla firmy jest pójście z duchem czasu i skupienie się na osobach reprezentujących bardziej core’owe podejście. Jednocześnie Wii U było idealnym poligonem do eksperymentu, który ostatecznie przerodził się w Switcha. Kosztownym poligonem, ale jednak potrzebnym.

Dlatego też jeżeli przebrnąłeś/ przebrnęłaś przez powyższą ścianę tekstu nie zrażaj się zbytnio ani do Bogu ducha winnej autorki, ani do samej konsoli.  Prawda jest taka, że możesz być osobą dla ktorej Wii U było (lub jest/będzie) wspaniałym kawałkiem sprzętu. Takim, o którym będziesz wspominać latami i stawiać za przykład przy biadoleniu, że kiedyś było lepiej. Nawet ja pomimo mojego wbijania szpil w życiorys konsoli żegnam ją ze wszystkimi honorami. Na końcu jej podróży zwyczajnie nie chcę oceniać czy sobie na nie zasłużyła – raz, że mam spory szacunek do Nintendo jako całości pewnej kultury grania. A dwa, że mam bolesną świadomość tego, że to po prostu nie była konsola skrojona do końca pode mnie jako grającą niewiastę.

Jeżeli jednak miałabym wymienić mój prywatny Top 5 gier na Wii U (które polecam każdemu chcącemu poczuć „klimat” konsoli) byłyby to:

1. Splatoon

2. Super Mario Maker

3. TLoZ: Wind Waker HD

4. Mario Kart 8

5. New Super Mario Bros U (wraz ze Super Luigi U)

Także Rest in Pepperoni, Wii U.

 

 

24 komentarze

  1. Zresztą samozachowawczość i jechanie na gotowych schematach cechowały niemal każdą znaną serię od Nintendo na Wii U (nie licząc oczywiście Splatoona czy Mario Makera. No i Zeldy, ale dla mnie to już przygoda na Switchu). Donkey Kong Country, Super Mario, Mario Kart, Super Smash Bros, Paper Mario, Mario Tennis, nawet Hyrule Warriors to po prostu znany tasiemiec z nową skórką. O remasterach dwóch Zeld nie wspominam. Młodszym graczom to pewnie nie przeszkadzało, mi owszem.””””””””””””’

    Owszem to wszystko to świetne gry ale dla większości to już było i raz za razem nie uświadamiało graczom czym tak naprawdę jest Wii U. Te gry tak już były i ich geniusz powinien być nałożony odpowiednio na Wii U. Ja jestem w szoku, że aż tak bardzo nie wykorzystywali drugiego ekranu. Np: Rpg z mistrzem gry na padlecie i innych domowych multi z wieloma graczami. Też sobie wyobrażałem Metroida z konsolą sterowania właśnie na tym ekranopadzie 🙂 Wyobraźnia mi bujała jak na to patrzyłem 🙂
    A co do konsoli od premiery (byłem bardzo bliski kupna) może i do dziś licytuje się ze sobą czy chciałbym to mieć w pokoju. Gdyby ta nazwa była inna i inaczej ją promowali (mocniej, bardziej cool, bardziej Nintendo) i wykorzystywali jej potencjał z oddzielnym ekranem to coś by może poszło. Chyba uznali, że ludzie po Wii, ktore mają poprostu kupią Wii 2, nie wiem… Ale mi bardzo szkoda, że jakoś nieumiejętnie chcieli wytłumaczyć ten swój nowy gaming. Teraz mam Switch’a, wracam do Snes’a czy GameBoy’ów czy ciągle też Wii. A ta konsola już pewnie nie wzbudzi takich emocjonalnych powrotów u mnie.

  2. 1) Warto wspomnieć o kompatybilności wstecznej WiiU–>Wii, która (przynajmniej dla mnie) jest zbawienna.
    2) Dobrze że nowa Zelda wyszła jeszcze na WiiU – byłby to jeden tytuł, którego bym strasznie zazdrościł posiadaczom konsoli Switch (a tak nad nowym sprzętem firmy ”N” przechodzę obojętnie, wzruszając ramionami).
    Switcha nigdy nie kupię – drugi raz nie dam się nabrać. 🙂

  3. Co do Marianów to ja mam odwrotnie – 3D World pokochałem z całego serca do tego stopnia że powracałem później do niej kilka razy by zebrać brakujące stemple za ukończenie każdego etapu każdą postacią (O chaosie jaki się dzieje jak grasz ze znajomymi nawet nie wsponę 😀 ), a Mario Bros U po pół godzinie rzuciłem w kąt i do tej pory nie włożyłem do konsoli.
    Dziwią mnie też ciągłe zachwyty nad Mario Maker, ponieważ nie jest to nic niezwykłego – Edytory poziomów były w grach od dawien dawna, a i do Mario lepsze czy gorsze by się gdzieś w odmętach internetu znalazły. Mógłbym pochwalić grę za kilka fajnych rzeczy, ale fakt że trzeba odblokowywać części, są tylko 4 skórki i brakuje tu jakiejś faktycznej kampanii (Poziomy muzyczne i te pełne przeciwników szybko się nudzą, a trudno znaleźć coś ciekawego) trochę działa na niekorzyść produkcji.
    Wii U miało kilka fajnych gier i mam nadzieję że prędzej czy później dostaniemy porty na Switcha by więcej osób mogło je poznać – Tokyo Mirage Sessions zasługuje na więcej uwagi, a sam nie miałbym nic przeciwko żeby spędzić kolejne 300h w Xenoblade Chronicles X.
    Bawiłem się dobrze (Mogę się tylko modlić żeby nagrania z tego jak gramy z kuplami w WiiPartyU nigdy nie trafiły do internetu) i nigdy nie miałem z nią problemów, jednak trochę szkoda że zabrakło tu „czegoś więcej”, bo chociaż lubię ten kawałek plastiku to dla większości będzie czymś pokroju oryginalnego Xboxa – Zwykłą ciekawostką niezbyt wartą uwagi.

  4. Zachwytów na Mario Maker również nie rozumiem z powodów wyżej wymienionych (no ale nie grałem). A już naprawdę nie rozumiem zachwytu nad NSMBU – serio, który raz jest to bezpośrednio pod rząd to samo? 4? Z dodatkiem chyba 5. Sam nie za bardzo lubię klasyczne Super Mario Bros. Nie mniej jednak to 3D World był dla mnie fantastyczny bo zrobił jedną rzecz wybornie – imo jest to pierwszy dobry wieloosobowy mario – dawniej zabawa polegała głównie na chaosie. Tego brakowało, liczę na kontynuację w tej lub najlepiej podobnej formie na Switcha. Ale błagam, nie znowu NSMB…
    Serio, zaliczanie do gier udanych NSMBU, a do nieudanych 3D World bo „wtórne” mi zalatuje hipokryzją…
    Dla mnie gry typu mario kart czy smash na wii były takie sobie… na 3ds może być… na wii u d*.*b <3
    Wii U = Wii + Ultimate POWER!!!
    …ale spoko, Wii U sprzedam jakoś w tym roku;)

  5. >Serio, zaliczanie do gier udanych NSMBU, a do nieudanych 3D World bo „wtórne” mi zalatuje hipokryzją…

    Chyba się nie zrozumieliśmy – nie uważam NMSBU za jakis przełom. To po prostu dobrze wykonana odsłona serii, która nawet nie udaje, że nie jest tytułem bezpiecznym do bólu. A jednocześnie jest to najlepsze odsłona od czasów pierwszego NMSB na DS.

    3D World miał być z kolei reprezentantem „dużego i nowego” Mario na Wii U. Tak jak na Wii wyszło Galaxy i NMSB Wii. To pierwsze było kamieniem milowym, to drugie przyciągnęło z kolei mniej zainteresowanych trójwymiarowymi odsłonami i z założenia było żerowaniem na klasyce.

    A jako „duża” i główna reprezentacja Mariana na Wii U 3D World po prostu mnie zawiódł.

  6. Nie ma nic złego, że najbardziej klasyczna forma gry platformowej Super Mario pojawia się na okrągło na nowej konsoli bo od czasów Nes’a chętnie w każdą zagram ale nie zbaczając z tematu Wii U mogło dostać dodatkowo bardziej Mario, które w pełnych obrotach odzwierciedlało jak można by grać w nie na Wii U. Dodatkowy ekran znowu gdzieś został pominięty jak w wielu grach.

  7. Świetnie się czytało (kapitalne pomysły na 'nagłówki’, haha, zwłaszcza z 'życie i śmierć WiiU’ :D). Podobało mi się również, jak we 'wprowadzeniu’ swego rodzaju wspomniałaś o nieszczęsnym E3, które również podsumowuje, że N. olało kompletnie reklamę nowej konsoli.. WiiU takowej praktycznie nie miało i najprawdopodobniej liczyło na sukces po Wii/DSie bez w zasadzie żadnego wysiłku (zgadzam się w kwestii gimmicku ale również uważam, że gdyby konsola była zareklamowana jakoś konkretniej, to i lepiej by się może sprzedała.. a sama nazwa była poroniona, jej nigdy nie zrozumiem bo faktycznie kojarzyła się z 'dodatkiem’ do konsoli Wii a nie nową konsolą). Zresztą przykład promocji Switcha pokazuje, że jak się postarają i wyłożą pieniądze, reklama nie zna granic.
    Tak swoją drogą czytam, czytam i jak w pewnym momencie doszedłem do tego: „Przenośność, którą Switch wykonał mistrzowsko, w przypadku Wii U została kompletnie spieprzona.” wybuchłem lekkim śmiechem 😀 Tekst dosyć wyważony a tutaj leci dosłownie 'spieprzona’ 😛

  8. Fajny tekst, dobrze się czytało. Mam bardzo podobne odczucia co do Łiju. O dziwo nie mam żalu do Nintendo że utopili. Zakup WiiU w moim przypadku był czystą żywą fanaberią, nie zastanawiałem sie nad tym czy sprzęt sie utrzyma czy padnie. Miałem PS4 które jest moją podstawową stacjonarką, chciałem coś innego a XO ani wtedy ani teraz mnie nie przekonywał. Z 3DSem natomiast zawsze świetnie się bawiłem wiec stwierdziłem że chętnie program w stacjonarne odsłony gier które znam z małego ekranu. I pod tym względem WiiU się sprawdziło. Powiem więcej, mając w domu niemal wszystkie konsole bieżącej generacji, do tej pory mam troche gier które będę chciał na WiiU ograć. O ile nie przeportują ich na Switcha… 😉

  9. Fajny tekst ale ten top z zakończenia dość słaby. Wii U mimo wszystko miało kilka przyzwoitych gier, dla których warto było kupić ten system ale nie w cenie premierowej. Co ważne były to exy.

    1. Legend of Zelda Breath of the Wild (mimo powszechnej opinii bardziej zaliczam to jako Zeldę tej konsoli niż Switcha, bo w to, że na Switchu powstanie kolejna, dedykowana chyba nikt nie wątpi. Analogiczna sytuacja do Zelda TP na GC i Wii).
    2. Splatoon (świetny tytuł na multi, nowe oryginalne IP).
    3. Bayonetta 2 (& dopracowana 1). Rewelacyjna, piękna stylistycznie i wizualnie. Oraz muzycznie i grywalnościowo. W pakiecie dopracowana część 1. Najlepszy Slasher ubiegłej generacji. Takie gry są coraz rzadsze.
    4. Mario Kart 8 (kolejny tytuł z mocnym multi, a do tego przepiękny wizualnie. Autentyczny top wyścigów z rozgrywką online, w swojej kategorii bezkonkurencyjny).
    5. Pikmin 3 (trzecia część niesamowicie kreatywnej serii, której nie da się opisać słowami. W to po prostu trzeba zagrać. I zobaczyć, bo to kolejny już raz tytuł z górnej półki jeżeli chodzi o warstwę wizualną).
    6. Donkey Kong Country: Tropical Freeze (kontynuacja rewelacyjnego platformera Retro Studios z Wii. Tytuł to jedno wielkie puszczenie oka do fanów starej trylogii. Wykorzystanie patentów które nie zmieściły się do Returns oraz dodanie sporej ilości elementów z innych serii np. Duck Tales, dla fanów platformówek nie do przegapienia)
    7. Xenoblade Chronicles X (kolejny ex, który podjął próbę przeskoczenia poprzeczni ustawionej przez kultowego już poprzednika. Spróbowali czegoś innego i moim zdaniem udało się. Ogromny i piękny świat z ciekawymi rozwiązaniami. Sorry ale customizacji Mechów nic nie przebije).
    8. Star Fox Zero (najnowsza część serii Star Fox powraca po 11 latach do korzeni. Dla fanów serii – niesamowita gratka i bardzo miły prezent od Nintendo).
    9. Super Mario 3D World (flagowy marian, którego nie mogło zabraknąć na konsoli Nintendo. Niestety nie jest to liga Galaxy ale mimo wszystko nie sposób przejść obok niej obojętnie).
    10. Captain Toad treasure Tracker (szalenie ciepła i kreatywna pozycja z udziałem uroczego Toada. Sam pomysł na gameplay bardzo ciekawy. Świetne uzupełnienie do 3D World).
    11. Wonderful 101 (kolejny genialny rozgrywkowo ex autorstwa Platinum Games. Nie ma tu co opisywać, tu trzeba zagrać i się przekonać).
    12. New Super Mario Bros U (wraz ze Super Luigi U) Tutaj druga noga mariana w postaci serii 2D. Niestety gra niczym nie zaskakuje, jest nazbyt zachowawcza i brakuje jej pazura jaki pokazała seria wchodząc z buta na DS. Mimo wszystko to bardzo solidna pozycja i warto ją posiadać na tej konsoli.
    13. Super Mario Maker (czyli jak sprzedać po raz setny to samo dając graczom w dłoń narzędzia. Nieskończony aspekt rozgrywki i nowe levele pojawiające się codziennie to zdecydowanie ogromne zalety dla fanów tego typu rozwiązań. Niestety po wyłączeniu funkcji sieciowych gra prawdopodobnie bardzo szybko umrze śmiercią naturalną, co obrazuje sytuacja portu na 3DS).

Dodaj komentarz