[Recenzja] Iron Combat: War In The Air

Teyon, nasz rodzimy, Krakowski developer i wydawca gier jakoś nigdy nie zalśnił hitem. Robił średnie gierki na wszelakie konsole, z czego dużo na 3DSa oraz DSiWare. Czy z jego najnowszym dziełem – Iron Combat – War In The Air jest inaczej? Zdecydowanie nie.

Iron Combat to shooter w stylu otwartych poziomów Star Foxa. Latamy naszą jednostką, która jest humanoidalnym robotem zdolnym, za kliknięciem jednego przycisku, przemienić się w szybki odrzutowiec. Zabijamy wrogów w imię wyższych celów (fabułą jest kompletnie nieistotna). Na mechanice zmiany trybu robota opiera się cała gra. I bardzo szybko nuży i irytuje.

Misji jest kilkanaście, cel jeden: wyeliminować wszystkich wrogów, opcjonalnie bossa. Cała rozgrywka jest oparta o ten schemat więc formuła bardzo szybko się graczowi nudzi. Za ukończoną misję dostajemy rangę, pieniądze do zakupu ulepszeń i dostęp do kolejnej misji. Ulepszenia są początkowo dość drogie, a gra, dopóki nie przywykniemy do sterowania wydaje się diabelnie trudna. Pomijając już sterowanie, gra faktycznie jest dość trudna, a śmierć oznacza powtórzenie całej misji od początku. Z pomocą przychodzi tryb Free Mode na którym możemy w kółko powtarzać te same misje i farmić złoto, by szło nam lepiej z ulepsoznym sprzętem. Nie muszę chyba mówić, że przez to gra nudzi się jeszcze szybciej i bardziej? Dorzućmy jeszcze do znużenia beznadziejne sterowanie…

W trybie humanoidalnym nasza bohaterka (sterujemy „robotką”) automatycznie ustawia się na aktualnie zlockowanego przeciwnika, jest w stanie atakować mieczem, który jest jednym, wolnym cięciem, strzelać rakietami samonaprowadzającymi oraz zwykłą amunicją w kierunku wroga. Jest też w stanie robić szybkie uniki poprzez wciskanie przycisku R i trzymaniu kierunku w którym chcemy zrobić unik, jednak ten tryb protagonisty ma dwie wady: Jest strasznie wolny, więc uniki stosujemy głównie, żeby szybko się dostać do wroga, oraz nasz postać cały czas powoli spada na ziemię, więc, żeby trzymać zadowalający nas pułap, musimy ciągle spamować R (bez kierunku), by bohaterka „skoczyła” i znalazła się trochę wyżej. Drugi tryb, który powinien sprawić największą radość, najbardziej irytuje. No, chyba, że jesteś Peppym z Star Foxa i uwielbiasz robić Barrel Roll. Czemu? Samolotem nie można skręcać! Jedyne co gracz jest w stanie zrobić, to zmieniać wysokość lotu oraz robić wspomniane bączki. Jest to niezwykle frustrujące, bo żeby w jakiś sensowny sposób dostać się do wroga, to najlepiej najpierw automatycznie się na nim zlockować w formie humanoidalnej a następnie przemienić się w samolot i lecieć do celu…  Rozumiem założenie developera, by ciągle zmieniać się między formami, ale takie sztuczne wymuszanie tego procesu jest po prostu nie na miejscu.

Graficznie gra jest również mocno średnia. Słabe tekstury, kanciaste modele wrogów, słabe 3D, spadki klatek przy większej zadymie. Bardzo ubogie menusy, misje przedstawione w formie tekstu, słaby efekt 3D, można tak wymieniać długo. Na dolnym ekranie podczas rozgrywki mamy dostęp do mapy, na której widzimy rozmieszczenie wrogów i pociski zmierzające w naszym kierunku.

Muzycznie jest względnie ok, całość dopieszcza japoński dubbing dialogów. Osobiście nie jestem ich fanem, jednak te całkiem dobrze się wpisały w konwencję gry.

W zasadzie nie wiem co więcej o tej grze powiedzieć. Jest schematyczna, powtarzalna, nudna i nieciekawa. Zdecydowanie nie polecam, nawet największym fanom gier tego typu. Nawet biorąc pod uwagę niską cenę w eShopie. Przyznaję, na początku Iron Combat mnie wciągnął, ale po półgodzinie robienia dokładnie tego samego musiałem się zmuszać do grania.

Grę do recenzji dostarczył Conquest Entertainment – Oficjalny Dystrybutor Nintendo w Polsce.

Dodaj komentarz