[Recenzja] Bravely Second: End Layer

„Oh, hello. I see fire in those eyes! How do I put it? They’ve a strong sense of duty. Like whatever you start, you’ll always see through, no matter what!”
A nie, wróć! Tak to przecież szło w Bravely Default… ale czy na pewno?

Bravely Second to powrót do krainy Luxendarc, znanej nam już z części pierwszej. Od wydarzeń, w których uczestniczyliśmy, minęły dwa lata. W krainie panuje względy spokój. Agnes, Vestal of Wind, została głową kościoła Crystal Orthodoxy. Edea została kapitanem Eternian Ducal Guard, Tiz nadal przebywa w śpiączce, Ringabel gdzieś przepadł… Wszystko zaczyna się zmieniać w momencie, gdy Agnes zostaje porwana, a jej młody obrońca Yew Geneolgia rusza na ratunek. Uczciwie trzeba przyznać, że historia zaczyna się w bardzo standardowy sposób.

Nowe, dobre Bravely…

Nowa odsłona to przede wszystkim sporo nowości i drobnych usprawnień. Zacząć należy od wspomnianego już Yew, nowego bohatera, któremu będziemy towarzyszyć w podróży, i który jest niejako motorem napędowym pogoni za Agnes. W trakcie przygody dołączą do niego znani już Edea Lee i Tiz Arrior oraz całkowicie nowa postać: Magnolia Arch. W pogoni za latającą twierdzą, w której uwięziona jest Agnes, czwórka naszych bohaterów przemierzać będzie Luxendarc wzdłuż i wszerz. I chociaż mapa wizualnie nie zmieniła się znacząco od tego co mieliśmy już okazję poznać w Bravely Default, to sporo lokacji uległo drobnym zmianom, a kilkanaście nowych zostało dodanych i czeka na odkrycie.

Nowa odsłona serii to również nowe klasy postaci. Obecnie jest ich aż 30, w tym 11 nowych! Obok klasycznych ról takich jak Monk, White Mage czy Knight pojawiły się nowe takie jak Catmancer, Exorcist czy Patissier (tak, tak, będziemy rzucać w przeciwników tortami i ciastkami :D).


Bravely Second to również usprawnienia mechaniczne. W trakcie walki możemy teraz łatwo powielać wybrany atak naciskając klawisze L i R, zamiast najpierw wybierać „Brave”, a dopiero potem konkretny atak. Kolejną miłą zmianą jest możliwość zapisania sobie trzech schematów ataków, które nasze postacie będą wykonywać, a nie tylko powtarzać ostatnio wykonaną sekwencję.

Inną wartą wspomnienia nowinką jest możliwość odpoczęcia bezpośrednio u Adventurera. W części pierwszej często zdarzało mi się – po dotarciu do lokacji, w której znajdował się boss – zapisywać stan gry, przestawiać Encounter rate na -100% (czyli wyłączać losowe walki na mapie/w lokacjach), biec do miasta wyleczyć się i wracać do lochów na starcie z bossem. Było to trochę uciążliwe, a jedyną alternatywą było zużywanie posiadanych zapasów (które na początku gry kosztowały majątek i chyba każdy starał się oszczędzać). W Bravely Second Adventurer za opłatą wynajmie nam namiot, w którym będziemy mogli zregenerować siły przed ważną potyczką. Kosztuje to więcej niż odpoczynek w mieście, ale i tak jest o wiele tańsze niż kupowanie kompletu wszystkich mikstur oraz dodatkowo pozwala zaoszczędzić nam trochę czasu oraz zmniejszyć liczbę pokonanych kilometrów.

A skoro już jesteśmy w temacie pokonywania kilometrów, to również tutaj doszła mała, miła nowość. Pomiędzy miastami możemy przemieszczać się dzięki opcji „fast travel” (co jest alternatywą dla naszego statku i funkcji Autopilot) – wystarczy zagadnąć do kręcącej się w mieście świnki, by przenieść się do innego odwiedzonego już miasta.
Ostatnią wartą wspomnienia nowością jest „Chompcraft”. To mini-gra, w której nasi bohaterowie produkują pluszowe Chompery (swoją drogą wyglądają całkiem ładnie i chciałbym takiego :P). Nie umiem określić czy ta gierka ma jakieś inny cel niż odblokowywanie kolejnych utworów jakie występują w grze (po odblokowaniu możemy słuchać ich w trakcie chompcraftu). Teoretycznie dzięki tej mini-grze można zyskiwać pg, czyli walutę wykorzystywaną w grze, ale jest to naprawdę praco- i czasochłonne zadanie.

Everybody chomp now!

Stare, dobre Bravely…

Osoby, które grały w pierwszą część, poczują się tutaj jak w domu. Bravely Second kontynuuje tradycje poprzedniczki i nadal raczy nas pięknym otoczeniem, zmieniającymi się porami dnia czy wpadającą w ucho muzyką.

Mechanicznie to nadal Bravely Default (i nie jest to nic złego! Wręcz przeciwnie!). Do dyspozycji, tak jak w części pierwszej, mamy 5 slotów/punktów na umiejętności pasywne. Możemy wybrać drugą klasę postaci, by wykorzystać potencjał obu. Wciąż możemy wspomagać się w walce atakami jakie przysłali nam nasi znajomi (i samemu wysyłać w świat ataki, by wspomagać innych). Abilink też jest obecny. Osobiście nie polecam korzystania z tego ostatniego, gdyż psuje on moim zdaniem przyjemność z gry.

Mechanika Bravely Second, czyli zatrzymanie czasu poznane w części pierwszej, też jest dostępne i co ciekawe nie jest ona już jedynie umiejętnością gracza. Nasi wrogowie też potrafią z niej skorzystać.

W Bravely Second, podobnie jak w części pierwszej, będziemy mogli odbudowywać dom jednego z bohaterów, zbierając dodatkowych robotników poprzez StreetPass i internet. Niestety, tym razem odbudowa obiektów dostarczy nam głównie materiałów do tworzenia własnych, potężnych ataków specjalnych. Walkę z Nemezis, znanymi z Bravely Default, zastąpiono tu starciami z potworami nazywanymi Ba’al, które potrafią być równie silne (jak i nie silniejsze niż wspominanie Nemezis).

Wszyscy pewnie pamiętamy też niebieskie wykrzykniki jakie pojawiały się na mapie w trakcie naszej podróży przez Luxendarc w części pierwszej. W sequelu nadal one występują, choć zostały one teraz nieco urozmaicone. Za każdym razem, gdy podejmiemy się takiego zadania trafimy na jakiś konflikt lub spór i to na naszych barkach spocznie konieczność podjęcia decyzji. Każda z frakcji będzie starała się przekonać nas do swoich racji, każda strona ma też swojego wielkiego zwolennika, np. Barrasa czy Praline, czyli przeciwników, z którymi spotkaliśmy się w poprzedniej odsłonie. Każda z tych postaci będzie starała się na nas wpłynąć i przeciągnąć na swoją stronę, a w sytuacji, gdy nie będziemy podzielać jej przekonań, sięgnie po rozwiązanie ostateczne i spróbuje przekonać nas siłą.

Łyżka dziegciu…

Niestety, podobnie jak Bravely Default, Bravely Second nie jest grą idealną. O ile coś, co zostało przez wiele osób uznane za największy problem części pierwszej zostało wyeliminowane, tak gra nadal nie jest pozbawiona wad. Mi, jako osobie, która lubi z gry wycisnąć każdą możliwą kropelkę, odkryć wszystko co się da, zdobyć wszystko co możliwe, pokonać kogo się tylko da, zdobyć każdy możliwy wpis do dziennika itd. przyszło tutaj ze smutkiem stwierdzić, że tym razem się poddaję i dalej mi się już nie chce…

Największą moją bolączką jest zmiana, jaka dotknęła Bestiariusz. Zmiana ta pojawiła się już w demie, choć tam, z racji małego wycinka gry, nie była tak bolesna i odczuwalna jak w pełnej wersji. W części pierwszej, by zdobyć wpis o danym potworze, wystarczyło go pokonać raz. Tutaj, niestety, aby odkryć pełnię wpisu dotyczącą danej bestii trzeba pokonać ją wielokrotnie, czasami nawet coś koło 20-30 razy. Niby niewiele, ale jak doda się do tego fakt, że np. potwór pojawia się tylko w jednej lokacji i nie pali się on do częstego pokazywania, to nagle zdobycie pełnego wpisu wymaga długiego siedzenia w każdej lokacji i ubijania kolejnych hord przeciwników, mając nadzieję, że ten jeden, jedyny, brakujący przeciwnik w końcu się pokaże (i nie ucieknie w trakcie walki). Przez próby kompletowania wpisów na bieżąco moja ekipa bardzo szybko wyskoczyła na kilka poziomów ponad te zalecane i gra, nawet na najwyższym poziomie trudności, zrobiła się dość łatwa.

Co gorsza, wraz ze wspomnianą powyżej zmianą bestiariusza, pojawiła się dla mnie druga słabość gry: zniknął gdzieś element zaskoczenia. Po pokonaniu bossa możemy sobie śmiało zajrzeć do odpowiedniej sekcji dziennika i sprawdzić, czy i ile jeszcze razy przyjdzie nam się z nim spotkać. Może czepiam się teraz trochę na siłę, ale wolałbym nie wiedzieć ile jeszcze razy natknę się w trakcie gry na wcześniej już pokonanego bossa.

Dodatkowym kłopotem okazują się też pieniądze. W pewnym momencie ceny przedmiotów idą mocno do góry i mamy do kupienia np. cztery włócznie kosztujące 200k pg każda, które różnią się tylko wyglądem, do tego trzy tarcze, dwa miecze, trzy różdżki itd… Statystyki tych przedmiotów są takie same, jednak każdy ma inną nazwę i przez to własne miejsce w spisie… Chcesz mieć wszystkie? Przygotuj się na długie zbieranie pieniędzy (i nawet pierścień podwajający zdobywane pg – kosztem doświadczenia i job points – nie pomaga zbyt wiele). Nie jestem pewien czy braki pieniądza miały być dodatkowym utrudnieniem, czy ja to po prostu źle interpretuję, ale dla mnie to takie trochę wydłużanie gry na siłę…

Dodaj komentarz